onika

Bo bez niej życie nie ma sensu (3)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Rozdział III


Bo...
Czy to koniec?


Wściekłość. Poniżenie. To uczucia, które teraz rządziły umysłem Avy. Ośmieszona przy wszystkich. Kolejna drzazga w jej ambicji. Teraz w swojej głowie układa chory plan zemsty. Mogła znieść dużo, ale nie takie upokorzenie. Zapłaci jej. Liv już niedługo będzie mogła nacieszyć się swoim zwycięstwem.


W "Zapomnianej Sali Balowej".

— Od teraz możemy tu spędzać każdy bal.- powiedział Zan po czym po raz kolejny pocałował Liv. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.

— W sumie to chyba najlepsze wyjście. Ale co będzie z twoją matką?- Spytała odsuwając się o kilka milimetrów od niego.

— Liv, ja tu się staram, a ty o mojej matce.- Mówiąc to z powrotem przyciągnął ją do siebie.

— Ale...

— Jutro, dzisiaj jestem zbyt zajęty...


W jednym z korytarzy.

— Do jutra.- Powiedział Rath patrząc w smutne oczy Lonni.
Nie odpowiedziała, delikatnie pocałowała jego usta i weszła do swojej komnaty.
Strach nadal jej nie opuszczał. Zamknęła powieki.
Co przyniesie jutro?


Kivar przejrzał po raz kolejny plany leżące przed nim. Wszystko wydawało się mieć sens, lecz gdzieś tu może tkwić mały błąd. Błąd, który może zmienić wszystko. Tak więc po raz kolejny cierpliwie oglądał swoje dzieła. Jednak cierpliwość kiedyś się kończy, atak musi nastąpić.


Nerwowy stukot o blat biurka. Złość, frustracja.
Plany... Ktoś chce zawładnąć Antarem. Pozbyć się Zana... Jej Zana.
Stoi przed nim.
Kivar. Morderca, plugawy zbrodniarz.
Patrzy na niego z obrzydzeniem, chciałaby go zabić, pozbyć się go, jednak nic nie może zrobić.
Nadal stoi.


Liv zerwała się z łóżka. Zan... Kivar... Zawładniecie Antarem. Szybko wstała i niedbale założyła na siebie jakieś okrycie. Po chwili była już w komnacie Zana.

— Spokojnie Liv. Miałaś zły sen.

— Ale to było takie realne, Zan... Ja znałam jego uczucia, wiedziałam nawet co myśli w danej chwili i...- Zan ją przytulił.

— To był tylko sen.

— Ale Zan...

— Nic mi nie będzie, nic też nie grozi Antarowi.

— Ale...

— Zaprowadzę cię do ciebie i jutro porozmawiamy.
Liv spojrzała na niego wyraźnie zawiedzona i nic nie mówiąc wyszła.


Przebudzenie. Najpierw delikatne promienie słoneczne. Spokój. Po chwili powrót do tamtej chwili. Do chwili gdy stała twarzą twarz z nim- Kivarem.
Wstała. Próbowała wymazać te wspomnienia. Nic nie przynosiło ulgi. Po tym jak się ubrała i uczesała udała się do jadalni. Była prawie pusto i dopiero ta pustka uświadomiła jej, że musi być już strasznie późno. Z zamyślenia wyrwał ją on.

— Czekałem na ciebie.- Powiedział Zan. Nie powiedział tego zwyczajnym, smutnym, ani nawet złym tonem. Wyrażał tym najprawdopodobniej wszystkie możliwe uczucia. Liv jednak nic nie mówiła. Nie spojrzała nawet na niego.- Przepraszam.

— To nic nie zmienia, przecież i tak mi nie wierzysz.

— Przyznaj, że sama w to nie wierzysz. Bo musiałabyś być wtedy...

— Hydrią?

— Ale nie jesteś.

— Nie.

— No więc?

— Masz racje to był tylko sen.


Zan siedzi w sali, w której ostatnio siedziała jego siostra. Jednak on w porównaniu z Lonni nie denerwuje się. Jest spokojny. Po chwili do sali wchodzi ta sama kobieta- jego matka. Patrzy na niego ze złością. Żadne z nich nic nie mówi przez dłuższy czas.

— Zan.- Zaczyna Królowa.

— Tak matko?- Odpowiada najspokojniej w świecie.

— Jak mogłeś?

— Pytaniem na pytanie? To chyba niezbyt królewskie zachowanie.

— Nie kpij ze mnie. Jestem twoją matką.

— Cóż rodziny się nie wybiera.

— Zan!

— Tak?

— Jak możesz? Upokarzasz mnie na każdym kroku i...

— Ja? A to nawet zabawne, przynajmniej oboje wiemy na kim się wzoruje! Jeszcze jedno wmieszanie się w moje życie, jeszcze jedno przymówienie z cyklu "Ogłaszam zaręczyny mojego syna z kimkolwiek prócz Liv", a oficjalnie się ciebie wyprę.
Królowa nic nie mówiła. Nie patrzyła nawet na Zana.

— Świetnie skoro nie masz mi już nic do powiedzenia... Wychodzę.- Wyszedł.


W ogrodzie.

— Tak rzeczywiście śniadanie było wspaniałe.- Powiedziała Lonni patrząc na siedzącego obok niej Ratha.

— A może nie? Twoja matka siedziała i udawała, że ona NADAL TU RZĄDZI. Zan nie jadł, bo powiedział, że czeka na swoja przyszłą żonę. Ava wtedy upuściła najlepszy talerz z zastawy z niewiadomo, którego tysiąclecia. Służąca się popłakała kiedy się skaleczyła, a nami w sumie się nikt nie przejmował.

— Z twojego opowiadania wynika, ze tylko my byliśmy normalni.

— Yyy... Musiałem coś pomieszczać. – Powiedział nachylając się nad nią.

— Czy ty zawsze, będziesz taki dowcipny?

— Czas pokaże.


W "Zapomnianej Sali Balowej".

— Zan...

— Tak?

— Co się stało? Jesteś smutny.

— Nic mi nie jest. Takie tam królewskie sprawy.- Uśmiechnął się do niej.- Liv?

— Tak?

— Nie wiem czy ci mówiłem, ale... Kocham cię.

— Nie mówiłeś.

— Kocham cię.

— Ja ciebie też kocham.
Chwila ciszy.

— Wiesz, ze będę zawsze przy tobie?- Spytała Liv.

— Wiem.

— Nie ważne gdzie i kiedy.

— Wiem. Liv coś się stało??

— Nie nic.


Liv spała. Delikatne migające światełka raz po raz wpadały do jej pokoju. W środku nocy przerwała sen. Usiadła zdenerwowana na łóżku. Nie miała koszmaru, nie to nie było to. Bała się tego co miało nastąpić. Wstała i udała się do łazienki. Przemyła twarz letnią wodą. Poczuła chwilą ulgę, która po krótkiej chwili ustąpiła bólowi głowy. Cierpienie z każdą sekundą zwiększało się. Liv zamknęła oczy. Poczuła jak wszystko w niej zamiera...
Ciemność... Krok za krokiem... Stukot staję się coraz wyraźniejszy. Przesmyk światła. Zaciśnięte pięści. Cichy śmiech...
Wszystko ustaje. Liv podnosi się z podłogi.
Po chwili słyszy te same kroki w rzeczywistości. Ktoś otwiera drzwi od łazienki. Liv nadal nie potrafi rozróżnić kto to jest. Wszystko przed jej oczami jest niewyraźne, zamazane... Coś mówi. Ten głos. Gdyby mogła... Nie może. Czuje ból gorszy od tego poprzedniego. Ten przeszywa ją całą na wskroś. Promyk światła... Jego oczy, twarz... To wszystko co jej umysł zdołał sobie przypomnieć zanim opadła bezwładnie na chłodną i mokrą od krwi podłogę...


Smutek? To za mało.
Rozpacz? To zupełnie coś innego.
Spływające krople po jego policzku są czymś więcej niż łzami.
Ból przeszywający jego serce nie równy jest bólowi jaki odczuwał jeszcze wczoraj.
Inni? Chcę pocieszać, pomóc.
Nie mogą. Nikt mu nie pomorze.
Kto i dlaczego? Nie wie, nie potrafi nawet o tym myśleć.
Lonni jest obok trzyma jego drżąca dłoń. Nic nie mówi, nie uspokaja, najpierw ktoś musiałby ja uspokoić.

— Nie mogę...

— Zan...

— Nie mogę tak żyć.

— Nie mów tak!

— Jej nie ma. Nie rozumiesz?

— Twoja śmierć niczego nie zmieni.

— Ale bez niej życie nie ma sensu.- Cisza.- Obiecała, że będzie przy mnie zawsze.- Powiedział tonem małego dziecka.

— Zan...
Już go nie było wyszedł. Lonni załamała ręce i spojrzała przez okno. Kolejna gwiazda zniknęła z nieba.


Ava przetarła oczy w momencie kiedy światło wypełniło jej komnatę. Co tu ukrywać była szczęśliwa. Nie ma jak poczucie dobrze wypełnionego planu.


Koniec rozdziału trzeciego.







Poprzednia część Wersja do czytania Następna część