Dzinks

Srebrzyste Kajdany (8)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część dziewiąta


Isabel wcale nie wyglądała na przejętą, tym, że za chwilę, jej życie może się kończyć i nic, zupełnie nic nie będzie tak jak do tej pory. Opowiadała przygnębionej Liz kawały, śpiewała piosenki.

— Nie martw się on przyjdzie – dodała w końcu.

— Nie chce o nim rozmawiać – odparła.

Trzy godziny przed finałem Michael był cały zlany potem, nie mógł już patrzeć na te cztery ściany, puls był przyśpieszony, chętnie wyszedłby na świeże powietrze i już nigdy nie wrócił do tego świata. W jego głowie ponownie odezwał się ten sam głos. „Cierpi, a ty wcale się tym nie przejmujesz, co z tobą kroplo wody?”

— DOBRZE JUŻ DOBRZE!!!!DAJ MI SPOKÓJ – wykrzyknął, wziął czysty ręcznik i nowe ubranie i skierował się do łazienki. Poczuł jak zimno spływa po całym jego ciele, uwalniał się, choć trochę od napięcia, zmywał z siebie jej zapach, którym miał się nasycić od nowa, jej dotyk, jej spojrzenia. Nie czuł już bólu, wydawało mu się, że czysta woda zmywa z niego strupy, które ona zrobiła.

***

—Najgorszą chorobą jest niespełniona miłość, chodź nie zabija piekielnie boli- powiedziała Isabel- Czuje, że on idzie się z tobą pożegnać. Brunetka wszystko traktowała obojętnie, już jej to nie obchodziło, pożegnała się już ze wszystkimi, Isabel, którą traktowała jak prawdziwą przyjaciółkę, z Maxem, który obdarzył ją miłością niezważającą na odmowę, ze swoją rodziną, która sprawiła jej tyle bólu i cierpienia, z Bogiem.

—Liz – usłyszała szept, przełknęła ślinę, czy to było możliwe, czy to był naprawdę on. Przyszedł. Odwróciła się, stał przy kratach, patrząc na nią smutnym wzrokiem, uśmiechnęła się mimo woli.

— A nie mówiłam- usłyszała znajomy chichot. Pachniał turkusowym mydłem, wtuliła się w jego pierś, a on powoli zapominał o tym, co się wydarzyło. Nie chciał jej puścić, czuł gwałtowne bicie jej serca, drżała na całym ciele,dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo go potrzebowała, pomimo, że wcześniej odrzucała jego miłość.

— Przepraszam – usłyszał jej szloch. Spojrzał głęboko w ciemne oczy, pełne łez.

— Wiesz, że nigdy się na ciebie nie gniewałem – stwierdził i uśmiechnął się lekko.

— Kocham cię Michael, kocham z całej duszy, z całego serca, teraz to wiem, nie chciałam ci powiedzieć- mówiła – Teraz to już nie ma znaczenia.

Pocałował ją, choć to była tylko chwila, dla niego to była cała wieczność. Gładził jej delikatne rysy. To był ostatni raz, to miał być ostatni raz.

***
Płakał jak dziecko, kiedy odchodził, łzy lały się strumieniami, a on nie potrafił ich powstrzymać, wszystko sprawiało, że chciał umrzeć razem z nią, pójść tam gdzie nie sięgają ludzkie myśli, gdzie nie ma bólu.

— La Gutte d’eau- usłyszał ściszony głos blondyni, nie chciał z nią teraz rozmawiać, nie chciał, żeby widziała go w takim stanie- Porozmawiajmy, a sprawię, że poczujesz się lepiej. Zatrzymał się, otarł łzy i spojrzał w jej zuchwałe oczka.


***

Strażnik zdjął jej kajdanki, podano jej ostatni wykwintny posiłek i zamknięto cele, zauważyła Isabel, już się nie śmiała, wyglądała na skupioną i całkowicie opanowaną, spojrzała na Liz, ale z jej oczu niczego nie można było wyczytać. Pojawił się naczelnik, Liz poszła przodem, a on został patrząc na Isabel. Pochylił się i pocałował ją w czoło, uśmiechnęła się i ruszyła za brunetką. To miało być ich symboliczne pożegnanie.

Skazane nie widziały, kto znajduje się za szybą. Krzesła, a na nich ludzie, którzy czekali na przedstawienie, kilku mężczyzn w garniturach, wyglądali tak, jakby wcale nie chcieli tutaj być. Prawdziwa szopka, ale tutaj karty rozdawała pani z kosą.

Naczelnik wiezienia usadowił się obok zrozpaczonego Michaela, ale on wyglądał również na kompletnie załamanego, czyżby obdarzył uczuciem piękną blondynkę?

Pojawił się wysoki brunet, jego wzrok zatrzymał się na twarzy Michaela, zimne spojrzenie oraz puste oczy. Usiadł z przodu, zasłaniając dłonią oczy.

Za szybą stali tylko strażnicy, dwa krzesła z mnóstwem urządzeń i drucików, jakby na coś czekały, nie czekały na kogoś. Drogie elektryczne zegarki panów w garniturach poinformowały o wybiciu godziny dwunastej, wszyscy się poruszyli, ponieważ właśnie wprowadzono dwie kobiety.

Brunetka spojrzała w stronę Michaela, nie powinna go widzieć, ale dobrze wiedział, że tak nie było. Blondynka patrzyła w podłogę, kosmyki jej blond włosów opadały na twarz. Usiadły same, bez pomocy, Liz zamknęła oczy, dotarło do niej, że to wszystko nie jest iluzją i dzieje się naprawdę, dygotała, chciała krzyczeć, ale nie zdołała wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Ksiądz pojawił się wcześniej w jej celi, wyspowiadała się, teraz tylko uczynił nad nią znak krzyża świętego, potem podszedł do blondynki. Zniknął, wystąpił inny mężczyzna, czytał dokument, ale nikt najwyraźniej go nie słuchał.

Minęło jeszcze kilka chwil, a potem nadszedł niski mężczyzna w mundurze, zaczynało się, a Michael nie mógł wytrzymać już tego napięcia, pomyślał, że zaraz zwariuje.

C.d.n.

Ostatnia część była już gotowa w sobotę, ale pomyślałam, że głupio tak zamieszczać od razu wszystko.












Poprzednia część Wersja do druku Następna część