Część piąta
Dżentelmen w każdym calu, był nawet lepszy od Maxa Evansa, zamówił kawę i przyglądał jej się ciekawie, natarczywie, ale jednocześnie z pewną nutką tajemnicy. Uśmiechnęła się.
— Jak tam śledztwo? – zapytał.
— Stoi w miejscu- westchnęła
— Nie macie żadnych poszlak?
— Mamy, ale ty podobno nie wiesz nic o swoim ojcu – stwierdziła, spuścił wzrok, czuła, że on coś wie.
— Masz rację nic nie wiem – odezwał się w końcu patrząc na ni, jego oczy zamigotały.
— Masz dziewczynę? – zapytała, zaczerwienił się jak dziecko, zaczęła chichotać , to nie był ten typ faceta , którego dobrze znała. – Twoja siostra mówi, że powinieneś się ożenić i założyć rodzinę, zajmujesz się tylko pracą i niczym więcej. No i jeszcze pijesz piwo tak jak Max.
— Jak Max? – zapytał z jego twarzy momentalnie zgasł uśmiech. Ups- chyba powiedziała za dużo, Michael nic nie wie o spotkaniach Liz i Maxa. Powinna ugryźć się w język.
— Tak, no nie mów mi, że nic nie wiesz? Pokręcił głową, chyba jednak nic nie wiedział.
W Crashdown pojawiła się para, ciemnowłosa piękna brunetka i chłopak, który nie mógł od niej oderwać wzroku. Było już za późno, nie potrzebne były wyjaśnienia, Michael odwrócił się w tamtą stronę i zamarł.
— Zamierzała ci powiedzieć – szepnęła próbując ratować sytuację.
Wstał marszcząc brwi i mrużąc oczy złowrogo, Liz go zauważyła. Max objął ją w pasie.
— Co to ma znaczyć? – zapytał.
— O co ci chodzi Michael?
—Wiesz dobrze, o co!!!
— Nie tym tonem kolego- upomniał go Max, zatrzymując w pamięci bójkę.
— Ty się nie wtrącaj – syknął.
— Idziemy Max – dodała Liz.
— Musimy porozmawiać dzisiaj, w domu – dodaje podnosząc głos.
— Nie wrócę tam Michael, jak chcesz możesz przyjść na posterunek, do twego domu nigdy nie wrócę ! – krzyknęła.
***
Spotkałam się z nim jeszcze dwa razy , zaczęło iskrzyć między nami. Michael był zły na Liz, to wszystko nie miało się tak skończyć, ale ani razu nie pojawił się na komisariacie. Był dumny , a poza tym pamiętał oskarżenia Maxa.
Zaprosił ,mnie tego samego dnia na kolacje , powinnam być z siebie dumna, ponieważ był to najdroższy lokal w mieście. Było bardzo miło, coraz bardziej byłam przekonana , że to facet odpowiedni dla mnie. Każde spojrzenie, każdy gest sprawiał, że moja skóra piekła żywym ogniem. Odprowadził mnie pod same drzwi, czekałam na jakiś gest, ale on nie zdobył się na to. Chyba stchórzył w ostatniej chwili, powiedział tylko.
— Mamy czas. Stałam przez chwilę patrząc na jego sylwetkę, która powoli nikła w mroku nocy. Musiałam to wszystko przemyśleć, byłam zaniepokojona tym uczuciem, musiałam się zastanowić głębiej, czy to wszystko ma sens.
Drżałam, ale to nie było spowodowane chłodem , to jego dotyk to wywołał. Rankiem było zupełnie inaczej, na progu mojego domu znalazłam bukiet czerwonych róż. „Przepraszam za wczoraj , dziś będzie inaczej”- liścik. Cieszyłam się jak dziecko , które dostało wymarzony prezent.
Zjawił się w południe, muszę przyznać, że był to najpiękniejszy dzień w moim życiu , dostałam drugi bukiet czerwonych róż. Potem mnie pocałował, jego wargi były gorące, miękkie i pachniały właśnie tymi pięknymi kwiatami. Krew burzyła się w naszych ciałach
— S- jak twoja skóra, piękna i jedwabista, U- jak twoje usta, duże i czerwone, O- jak twoje oczy, w których dostrzec można seledynową toń, W- jak twoje włosy, złociste i lśniące przypominające zboże dojrzewające w słońcu. Tak właśnie mówił o całym moim ciele, sprawiał, że byłam szczęśliwa.
— Twoje ciało jest doskonałe, cała ty i cała twoja dusza- mówił.
***
C.D.N Mało wiem, ale w tej części nie mogę napisać nic więcej.