Dzinks

Mysteriousness (8)

Poprzednia część Wersja do druku

Ostatnia część.

Udało jej się schylić i nie zwracając uwagi ojca ponieść swój mały skarb, myślała, że zaraz jej serce wyskoczy z piersi, rozglądała się nerwowo, może wcale nikt jej nie zauważył. Ojciec był zajęty pertraktowaniem z stewardesą. Liz odchyliła delikatnie rękę, modliła się, by to był ten klucz. Nadal nie zwracając uwagi ojca udało jej się włożyć klucz do kajdanek. Zawód rozpłynął się po całym jej ciele, nie pasował. Próbowała jeszcze raz, policzki zapłonęły, kiedy kajdanki puściły. Nie czekając na reakcję ojca, postanowiła, rzucić się do ucieczki.

Max, Michael i Maria wbiegli w tłum pasażerów, w mieście doskonale było słychać syreny policyjne. Max bezradnie się rozglądał.

— Michael zrób coś!!!- krzyknęła Maria.

— Idziemy- powiedział Michael i pociągnął Maxa, szukali jej, zaczepiali pasażerów, mieli dokładnie kilkanaście minut, a oni mogli być już w samolocie.

— Szukajmy w bramkach- krzyknął Max.

Ojciec odwrócił się gwałtownie, nie zobaczył córki, z nadgarstka zwisały mu kajdanki, wściekłym wzrokiem rozejrzał się dookoła, uciekała, na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.

— Daleko nie uciekniesz- szepnął.

Pierwsza bramka, druga bramka, trzecia i nic, Max powoli zaczął się denerwować. Michael pobiegł przodem, zatrzymał się gwałtownie, zamarł. Max spojrzał na niego, chłopak wskazał na coś palcem, a raczej na kogoś. Brunet także go dostrzegł, ojca Liz, jego oczy zabłysły niebezpiecznie, wyjął broń i ruszył do przodu. Szukał wzrokiem Liz, ale jej tutaj nie było.

Zatrzymał się kilka metrów od niego, wyjął broń i wycelował.

— NIE RUSZAĆ SIĘ POLICJA!!!!- krzyknął, mężczyzna zamarł, podróżni zatrzymali się gwałtownie, nikt się nie poruszył -- PUŚĆ TORBE!!!- ciągnął Max, teraz przestał nad sobą kontrolować, mógłby zabić i byłby do tego zdolny.

Jack Parker odwrócił się, na jego twarzy malowało się przerażenia, zaklął pod nosem. Max nadal celował, Michael wyłonił się z tłumu i stanął obok Maxa. Na twarzy Jacka pojawił się wielki zawód.

— Synku i ty przeciwko mnie?

— Zamknij się i gadaj gdzie jest Liz!!!- krzyknął Max, podchodząc jeszcze bliżej. Jack uśmiechnął się, a więc w tym młodym chłopaku kochała się jego córka, trudno nie znajdzie jej. Max był zdeterminowany, podszedł jeszcze bliżej, w jego bursztynowych oczach płoną ogień, mógł w każdej chwili wystrzelić. Pojawiło się wsparcie, kilkudziesięciu policjantów rozproszyło się wokoło.

— Gadaj gdzie ona jest- wysyczał Max. Lufa dotknęła czoła Jacka, jednakże nie zrobiło to na nim większego wrażenia.

— Max spokojnie, wszyscy jej szukają- mówiła Maria podchodząc.

Liz biegła, jak najdalej od tego miejsca, nie zauważała ludzi, zatrzymała się na czyimś brzuchu.

— Dokąd moja mała się tak śpieszysz? – zapytał grubiański głos. Uniosła wzrok, ta twarzy była całą w bliznach, mężczyzna złapał ja za nadgarstek- Pójdziesz ze mną. Tatuś się ucieszy. Nie miała się wyrwać, on był silniejszy, a ona słaba.

Policjanci wyjęli broń, wszyscy czekali w napięciu, co zrobi Max, wściekły Max. Michael myślał gorączkowo, Liz musiała gdzieś tu być, a jeżeli nie ma jej z ojcem, musi być z jego wspólnikiem. Tak on na pewno miał wspólnika, na pewno nie działał sam.

— Mów, bo cię zastrzelę!!- krzyknął Max, chyba dopiero teraz doszło to wszystko do Jacka. Ten chłopak mógł to zrobić.

— Max, samolot!!- krzyknął Michael wskazując na wielką maszynę, jeszcze na płycie lotniska- Ona tam jest, jestem pewien.

— Maria zajmij się nim!!

Obaj pobiegli przez tłum, samolot jeszcze nie odlatywał i to było najważniejsze. Max i Michale biegli przez płytę lotniska, w ostatniej chwili udało im się dostać na pokład. Max wyjął broń , wtargnął do środka, szukając wzrokiem ukochanej.

Gruby mężczyzna siedzący z Liz zauważył, że coś jest nie w porządku, zdecydował się na ostatnią deskę ratunku, chciał za wszelką cenę uniknąć więzienia. Liz wstała dostrzegając Maxa. Poczuła zimną stal na potylicy.

— Jeszcze krok, a będziesz ją zbierał. Pasażerowie zaczęli krzyczeć, chowali głowy między nogami. Max zamarł, Michael stał za nim. Brunet trzymał wyciągniętą broń.

— Tylko spokojnie, już odkładam, tylko ją puść – mówił Max, po jego czole spływały strużki potu. Liz spojrzała w oczy Maxa, pozostało jej tylko jedno, wiedziała, że Max pozna prawdę i dowie się, kim jest, odsłoni swoją drugą stronę.

Przesunęła dłoń w prawo, zamknęła oczy i skoncentrowała się, Max widział każdy jej ruch, nie miał pojęcia, co chce zrobić.

Grubas poczuł przeszywający ból w okolicy uda, jakgdyby ktoś palił go żywym ogniem. Po samolocie rozniósł się przeraźliwy huk, padł strzał.

***
Max nie miał zielonego pojęcia, co się wydarzyło, ale jedno było najważniejsze, jego ukochana żyła i była cała i zdrowa. Przeciągał się do niej, ich dłonie splotły się ze sobą. Dalej skamlał grubas, był ranny, ale na pewno nie była to rana postrzałowa.

— Liz kochanie nic ci nie jest?. Uśmiechnęła się.

— A tobie nic nie jest?

— Nie- odparł.

— To pocałuj mnie muszę się o tym przekonać! I pocałował ją wśród braw pasażerów.
***
Michael szedł samotnie przez płytę lotniska, policjanci nadbiegali ze wszystkich stron mijając ją. Co teraz będzie, pójdzie do więzienia za współudział. W oddali dostrzegł Marie i szeryfa.

— Świetna robota Michael- pochwalił go Kyle- Jakoś się z tego wywiniesz.

— Jak to?- zapytał, wydawało mu się, że się przesłyszał. Kyle uśmiechnął się tajemniczo, szepnął coś do ucha Marii, która zapłonęła.

— Ona ci wszystko wyjaśni –dodał. Przeszedł z rękoma w kieszeni dalej, z samolotu wychodził właśnie Max i Liz.
Oboje milczeli, Michael nie wiedział, co ma jej powiedzieć, pokochał ją nad życie, miał jedną wielką tajemnicę, przyrzekł, że nigdy jej nie zdradzi. Spojrzała na niego, w jej zielonych oczach pojawiła się troska.

— Jak się czujesz?

— Dobrze- wymamrotał. Nie mogli dłużej udawać, rzuciła mu się na szyję i zaczęła całować, nos, oczy, usta, policzki. Na końcu było namiętnie i jeszcze bardziej namiętnie. Tajemniczość pozostała nienaruszona.

Koniec
Pewne sekrety nie zostały wyjaśnione, bo właśnie tym jest Mysteriousness. 30 maja 2004
11: 49


Poprzednia część Wersja do druku