_liz

Niewiedzialne obrazy (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

III

Nie lubię tego miejsca. Tak bardzo jak mnie garnie do obcych ludzi tak bardzo odpycha mnie od tego baru. Nie wiem dlaczego. Może ze względu na to, że mnie ciągnie do tych ludzi, którzy posiadają w sobie jakąś ludzką, ciekawą cząstkę, a ci, co przesiadują tutaj nie posiadają nawet mózgu.

"Hej" znajomy głos obok mojego ucha powoduje momentalne obrócenie mojej głowy. Zielonkawe oczy z szafirowymi plamkami, poprzygryzane wargi i kucyk w nienaruszonym stanie. "Hej Maria" witam ją bladym uśmiechem. Wyuczonym uśmiechem. "Michael..." mruczy i pochyla się, żeby tradycyjnie cmoknąć mnie w policzek "Za pół godziny mogę się urwać."

"Maria!" ktoś się drze "Placek grejpfrutowy na piątkę" Wyprostowuje się i potrząsa głową. Nienawidzi, gdy się ją ponagla. Zaraz... "Placek grejpfrutowy?" pytam z niedowierzaniem. Nie miałem pojęcia, że w ogóle istnieje takie ciasto. Cóż, co dzień się uczymy czegoś nowego. "Ta" przytakuje, jak debilowi.

"Możesz mi trochę zapakować?" nie wiem co mnie kusi, ale jakoś myśl o grejpfrutach w jakiejkolwiek formie od razu kojarzy mi się z niewidomą dziewczyną. Skoro i tak przez te kilka dni mam się nią zajmować, to mogę jej zanieść trochę tego placka. Może jej smakować. "Przecież nie jadasz grejpfrutów" Maria wykrzywia usta w niezrozumieniu. "To nie dla mnie. Dla mojej nowej podopiecznej".

Powoli wyraz jej twarzy zmienia się, a ona rzuca krótkie "Aha" i wraca do swoich zajęć. Wiem, że nie jest zazdrosna, bo nie ma o co. Mamy własny układ, że nie będziemy się wtrącać w sprawy zawodowe nawzajem. Wydaje mi się, że to dobre podejście. Bez tych niepotrzebnych skomleń i podejrzeń.

* * *

To nasza mała tradycja. Ledwo wchodzimy do mojego mieszkania, a ja wstawiam wodę na herbatę, a ona otwiera wszystkie okna. Nie lubi zapachu farb, który unosi się w całym domu, więc nim czymkolwiek się zajmiemy, zapewnia sobie odpowiednią dawkę powietrza.

Zatrzymuje się na środku salonu i patrzy w moją stronę. Uśmiecha się i sięga opuszkiem wskazującego palca do swoich ust. Uwielbiam ten ruch. Jest taki subtelny i jednocześnie pełen tajonego erotyzmu. Przesuwa opuszek po swoich ustach, jakby rozprowadzała po nich błyszczyk.

"Ślicznie wyglądasz" mówię do niej i uśmiecham się lekko. Nigdy nie prawię jej komplementów, więc jeśli powiem jej nawet taki banał, jak 'ślicznie wyglądasz' to rumieni się lekko, a w jej oczach pojawiają się piekielne iskierki. Czysty urok, bez mistycyzmu.

I jak zawsze, czekając na herbatę, podejdzie zaraz do tych zamkniętych drzwi, otworzy je i na kilka chwil wejdzie do środka. Przejrzy moje obrazy, znów będzie się śmiać, że mam bałagan, a potem wyjdzie, bo zacznie jej się kręcić w głowie od zapachu farb i rozpuszczalnika.

A jeśli przyjrzy się na dłużej jakiemuś obrazowi i zechce go skomentować, to wiem, że powie to, co zawsze. Jest ładny, ładne kolory, ekspresja. Na tym się kończy jej obcowanie z malarstwem.

To nas różni. Ona woli zajmować się bardziej przyziemnymi sprawami, rozmawiać o przyszłości. Nigdy nie zatrzymuje się, żeby czemuś się przyjrzeć. Nawet sukienki na wystawie nie są w stanie zachwycić jej, mimo, że jest stuprocentową dziewczyną. Czasami mam wrażenie, że nie ma w niej wrażliwości ani odrobinki romantyzmu.

Cóż... we mnie też nie ma romantyzmu. Ale chyba jestem ulepiony z innej niż ona gliny. Lubię odnajdywać w tym co wokół mnie to, czego inni nie dostrzegają. Ułamki chwil potrafią być cenniejsze niż całe, pełnowymiarowe wspomnienie.

Ja zamykam oczy i widzę obrazy w moim umyśle. Maria nigdy nie zamyka oczu i wszystko widzi przez szary pryzmat rzeczywistości. Stanowimy dwa odmienne światy, które połączyła przeszłość. Oboje mieliśmy ciężkie życie i chcemy zapomnieć o tym, co zostawiliśmy w tyle. I chyba tylko to nas ze sobą spaja. Nie licząc wspólnych nocy.

Wychodzi z mojej pracowni, masując swoje skronie. "Michael" podchodzi do mnie, a jej dłonie wsuwają się na moje ramiona "Niczego nie namalowałeś od kilku dni. Coś się stało?" wtula swoją twarz w mój obojczyk. Nauczyła się, że jeśli nie maluje, to mam jakiś problem z samym sobą. Dlatego kiedy pyta, rodzi się we mnie niepewność: pyta, bo się martwi czy pyta z przyzwyczajenia?

"Nie miałem weny ani pomysłu"

Nie kłamię, bo rzeczywiście nic we mnie nie ma, co by wyrywało się na światło dzienne. Pustka.

Ktoś kiedyś powiedział mi, żebym malował swoje wnętrze, żebym malował przeszłość i wszystkie emocje, które mnie wiążą z czasem przeszłym. Albo to, co przede mną. Ale nie umiem... Swoją przeszłość zamknąłem za kluczem i nie chcę wydobywać z siebie lęków, które mnie wtedy trzymały przy życiu. Przyszłość jest dla mnie zbyt odległa.

"Może namalowałbyś mnie?" pyta i całuje mnie w policzek.

Nie.

W obrazie musi być coś, co ujmie odbiorcę. A przy moim obecnym stanie duchowym i psychicznym nie jestem w stanie namalować Marii tak, jak ona by chciała zostać przedstawiona, jak ja chciałbym ją widzieć na płótnie.

* * *

Budzik gwałtownie wyrywa mnie ze snu. Wstaje, starając się nie budzić Marii. Ale ona ma chyba słuch doskonały "Musisz już iść?" pyta zaspanym głosem. "Tak" wciągam na siebie spodnie "Za pół godziny zaczyna się moja zmiana" zapinam koszulę.

"Mhmm..." przekręca się na plecy "Nie zapomnij o placku". Zdumiewające. Nie interesuje jej moja praca, ani moja skleroza do wielu spraw, ale pamięta, żebym zaniósł grejpfrutowy placek do mojej podopiecznej. Uśmiecham się i pochylam, żeby ją pocałować. "Zamkniesz za sobą?" pytam, jak zawsze. "Tak" odpowiada jednocześnie ziewając i przewraca się na bok, chcąc uchwycić uciekający sen.

* * *

"Wreszcie" zaspany głos Trish ledwo dobiega do moich uszu. Patrzę na zegarek. Dziesięć minut spóźnienia. Przeciera dłonią oczy i wpuszcza mnie do środka. Bez słowa idę do kuchni, żeby schować placek do lodówki. "Do zobaczenia później" rzuca i wychodzi, trzaskając za sobą drzwiami. Nigdy nie miała wyczucia. Ciekawe czy zbudziła dziewczynę?

Podchodzę do drzwi i dotykam ich dłonią. Boję się tam wejść. Nie dlatego, że nie chcę jej zbudzić. To inny strach. Taki wibrujący i sprawiający, że myśli nie układają się odpowiednio, a język sztywnieje i nie wie się co powiedzieć.

Przesuwam dłoń na klamkę. Jak można bać się niewidomej dziewczyny, to niedorzeczne.

Znów ten półmrok i mgliste smugi światła wdzierające się przez przetarcia na zasłonach. W łóżku jakaś niepozorna kulka przykryta kołdrą. Odruchowo podchodzę bliżej i siadam na skraju jej łóżka.

Śpi z otwartymi oczami. Nic dziwnego, bo przecież bez względu na porę dnia i tak nic nie widzi. Zaczynam czuć się jak idiota. Będę musiał uważać na to co mówię, żeby nie zrobić z siebie kretyna. Puste oczy wpatrzone w ciemność i ciemne włosy rozsypane na białej poduszce. "Michael?"

Aż mną wstrząsnęło. Nabawię się przy niej zawału. Nie wiedziałem, ze już nie śpi. "Tak" odpowiadam. Uśmiecha się. Ciepły uśmiech. Dlaczego mam wrażenie, że czekała na spotkanie ze mną tego dnia?

Nie widzę nic fascynującego w spotkaniu ze mną. Ale kiedy pomyślę, że ona nie ma z kim spędzać czasu, że jestem jej jedynym odbiciem rzeczywistości, który może się do niej odezwać, zaczynam rozumieć. Też czekałbym...

Moje powieki ponownie zaczynają mruga niespokojnie, to chyba jakiś tik nerwowy. A ona odsuwa kołdrę i powoli wstaje. Jej ciało łapie równowagę, poczym przeciąga się jak małe dziecko. Robi krok do przodu, kolejny. Zaraz o coś uderzy – zrywam się na równe nogi. Śmieje się.

"Spokojnie" mówi łagodnie "Swój dom znam na pamięć i nigdy się o nic nie potykam. Chyba, że zrobiłeś mi przemeblowanie." Wyciąga dłonie przed siebie i sięga do szafy. Wyciąga koszulkę i spodnie. Zamykam oczy i obracam się tyłem. Musiała dawno temu rozstać się ze wzrokiem, skoro tak świetnie sobie radzi. Nauczenie się całego planu domu, zajęło z pewnością sporo czasu. "Umm..." mruczę i kieruję się w stronę drzwi, nie patrząc na nią "Zrobię śniadanie" zamykam za sobą drzwi.

* * *

Gwizd czajnika podrywa mnie momentalnie od stołu. Bezradnie otwieram kolejne szafki, w poszukiwaniu szklanek, kubków, filiżanek, czegokolwiek co nadawałoby się na zaparzenie w tym herbaty. Szurnięcie krzesłem. Drobne kroki zbliżają się do mnie. Jej dłonie dotykają blatu kuchennego, a potem przesuwają się wyżej i otwierają pojedynczą szafkę. Wyjmuje dwa kubki.

To niesamowite. Nie widzieć nic i jednocześnie tak płynnie się poruszać. Wprawdzie to jej własne mieszkanie, ale on sam czułby się niepewnie. A dziewczyna ruszała się naturalnie, jakby miała bystry wzrok i jednocześnie pełne poczucie równowagi.

"Od jak dawna malujesz?" pyta siadając na krześle.

Łyżeczka wypada z mojej ręki. Przerażenie i frustracja obezwładniają moje ciało. Skąd ona wie, że maluję?
c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część