dzinks

Trzy połówki jabłka (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część druga

Powiem tylko, że Dżolka jest bardzo, blisko, ale Dżolka cii nikomu, ani mru mru. W trzeciej części nastąpi odsłona imion, przynajmniej blondynki.

Margaret sporządzała właśnie notatki o stanie zdrowia wszystkich trzech pacjentów. Była bardzo skupiona i nie zwracała uwagi na to, co się dzieje dookoła niej.

Stan Pana Grodna jest bardzo dobry, ale nie mówimy tutaj o śpiączce, nic nie wskazuje na to, iż może się obudzić …

Siostra na chwilę oderwała długopis od papieru i zagryzła wargę. Wstała od stolika i uniosła oczy w stronę blondynki. Wszystko było w jak najlepszym porządku, Margaret uśmiechnęła się lekko i wróciła do swojej pracy.

Przez chwilę pisała dalej, ale aparatura zaczęła szwankować, niebezpiecznie.

— Co znowu? -- zapytała niechętnie wstając. Tętno blondynki było przyśpieszone nie o kilka jednostek, było dość wyraźnie przyśpieszone. Serce Margaret wybiło się z naturalnego rytmu. Na jej czole pojawiły się małe kropelki potu. Zostawiła wszystko i pokonując nie lada przeszkody znalazła się przy łóżku swojej ulubionej pacjentki.

Dziewczyna dawała oznaki życia, ruszała się , kręciła głowa w prawo i w lewo. Wyglądała tak jakby śniła o czymś złym.
Margaret zakryła usta dłonią, nogi wrosły jej w podłogę. Blondynka najwyraźniej się budziła, powracała do życia po ośmiu latach.

Pielęgniarka wahała się przez moment, kiedy odzyskała czucie w nogach wybiegła z sali. Dziewczyna westchnęła żałośnie, odwróciła się na bok, a potem lekko rozwarła powieki. Musiała je natychmiast zamknąć, ponieważ oślepiło ja światło wpadające przez otwarte okno.

Na salę wbiegł młody doktor Ramirez, siostra Margaret i jeszcze jedna pielęgniarka.. Blondynka ponownie próbowała otworzyć oczy. Świat powoli nabierał kolorów, powoli wśród mgieł pojawiały się zarysy przedmiotów, ludzkich twarzy.

— Widzi mnie pani?- zapytał lekarz wpatrując się w ogromną toń zielonych oczu. Dziewczyna rozwarła szerzej powieki, rozmarzonym wzrokiem spojrzała na młodego lekarza, potem jej wzrok przesunął się na pielęgniarkę, która się uśmiechnęła i zatrzymał się na siostrze Margaret. W ustach czuła gorzki smak.

— Gdzie ja jestem?- zapytała, nieużywane od ośmiu lat struny głosowe dały o sobie znać.

— Jest pani w szpitalu św. Heleny w Nowym Jorku – wyjaśnia pielęgniarka.

— Pamięta pani coś? Jak się pani nazywa?- dopytywał się doktor Ramirez. Dziewczyna przewróciła oczami, powoli do jej umysłu powracały obrazy, przypominała sobie obraz płonącego domu i walących się ścian ognia…

***
Harry jadł mechanicznie, wcale nie miał ochoty na zupę cebulową, a do tego nie był głodny. Od kilku dni jedna pozytywna myśl nie dawała mu spokoju, miał przeczucie, że stanie się coś złego. Odłożył łyżkę i rozejrzał się po jadalni. Garstkę dzieci wcale nie interesowała zupa cebulowa, grupka trzynastolatek plotkowała sobie spokojnie.

Z przodu kilku maluchów zabawiało się w grę typu, „ Kto szybciej rozleje pyszną zupkę?”. Harry westchnął.

— Co się dzieje?- zapytała Hariet przyglądając mu się badawczo.

— Nie wiem – odparł- Czuję się dziwnie. Hariet zmarszczyła lekko brwi.

— Dziwnie?
Harry poczuł ciepło na piersi, to jego serduszko zaczęło się przemieniać. Harry odpiął łańcuszek, serce położył na dłoni. Czuł bijącą od niego energię. Z zewnątrz wyglądało normalnie, ale on czuł ciepło, był tego pewien. Jego wielkie niebieskiego oczy zabłysły niebezpiecznie.

— Już czas – szepnął. Hariet nie wiedziała, o co mu chodzi, czasami zachowywał się dziwnie.

— Harry?. Uśmiechnął się tajemniczo i wstał od stołu, kilkoro dzieci przyglądało mu się ciekawie. Na środku siedzieli opiekunowie. Pani Smith starsza wesoła kobieta, ale bardzo surowa. Pan, Worms, którego Harry wprost uwielbiał, choć jego natura była zagadką, nikt nie był wstanie zgadnąć, co w danej chwili myśli pan Worms. Harry uśmiechnął się i podszedł do ich stolika. Odchrząknął. Pan Worms uniósł głowę, na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.

— Co jest Harry? – zapytał tubalnym głosem.

— Kto ma dzisiaj dyżur?- spytał od razu chłopiec. Pani Smith spojrzała na niego.

— Dlaczego pytasz?

— Jestem po prostu ciekawy – stwierdził, ale ta odpowiedź najwyraźniej nie usatysfakcjonowała pani Smith, która musztrowała go spojrzeniem, przez swoje ogromne zielone okulary.

— Przykro mi stary, ale pani Smith- wtrącił tubalnym głosem pan Worms. „ To źle” pomyślał Harry bardzo źle, jego plan może się nie powieść.

C.D.N


Poprzednia część Wersja do druku Następna część