Głowa w lodówce, z cyklu intymne zwierzenia Isabel. I
No, więc, wrzucam to opowiadanie z pewnymi obawami, muszę się, przyznać, że napisałam to bardzo dawno temu, stwierdziwszy, że to jest po prostu głupie. Potem wpadło w moje ręce i poprawiłam coś niecoś. Nie wiem, co z tego wyniknie, moja inspiracja ponownie się pojawiła.
Jest to po prostu świat widziany oczami Isabel Evans.
To lecimy z tym koksem, a raczej dziwnym opowiadaniem. Dotyczy pary Stargezers, ale i przejawia się tutaj Dreamers, Candy
Część pierwsza „Pampoń”
Tak jestem kosmitą, obcym, istotą nie z tej ziemi, ufoludkiem, jak wy to ziemianie mówicie. Jeszcze spotkałam się z takim określeniem: domniemany mieszkaniec kosmosu. Moja życie to cholerne pasmo nieszczęść, mój brat także jest kosmitą, poza tym mój przyjaciel Michael i jeszcze pewna mała blondyneczka Tess.
Ostatnio wymyśliłam słowo, które wspaniale i w doskonały, precyzyjny sposób określa mojego przyjaciela Michaela- „Pampoń”. Nie rozumiem mojej przyjaciółki Marii (tym razem 100% człowiek) jak ona może darzyć uczuciem tego wysokiego drania. Kobieta stateczna
( zostawmy na razie ubiór) obdarzona wspaniałym głosem, może spotykać się z takim PAMPONIEM.
Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje, za dużo filozofuje, trzeba wziąć sprawy we własne ręce i wyruszyć do miasteczka, rozerwać się trochę. No, bo, po jakiego grzyba będę tkwić w tych czterech ścianach. Pierwsza i najważniejsza sprawa, muszę wnikliwie sprawdzić przed wyjściem WYGLĄD!!!
STOP STOP STOP!!! Isabel nie jesteś niewolnicą lustra. Odwracam się powoli i wybiegam
z domu.
Crashdown Cafe- lokal prowadzony przez Jaffa Parkera, ojca Liz Parker, która pracuje tutaj jako kelnerka. Crashdown stworzono specjalnie dla potrzeb klientów, żądnych spotkania z prawdziwymi obcymi. Ktoś nieustannie plącze się koło mnie, ciemne długie włosy, piękny uśmiech na twarzy, oczywiście Liz Parker.
Sprostowanie- ciemnowłosa dziewczyna ( mieszkanka planety ziemia), która wie o nas kosmitach i najważniejsze, dziewczyna i największa miłość, rodem z tragedii Szekspira, mojego brata.
—Proszę o dietetyczną cole- mówię, powtarzam dietetyczną, jestem na en regime ( diecie).
Siadam przy stoliku i lampka w mojej głowie natychmiast się zapala- błękitny lakier do paznokci w mojej torebce. Właśnie sobie przypomniałam, że mam pomalować paznokcie.
Świetnie, od razu mi się humor popsuł, zobaczyłam tego wysokiego drania, przepraszam już się pooprawiam – PAMPONIA.
— Mogę się przysiąść?- słyszę niemrawy głos z prawej strony, chyba nigdy nie będę miała chwili spokoju. Buty, nawet nieźle oryginalne, spodnie- szerokie, wyszły chyba z mody dawno temu. Chudzina ten chłoptaś. Oczy- zapiera mi w tym momencie dech w piersi, naprawdę piękne i ciemne. To mężczyzna, płeć słaba jak to teraz mówią, wszystkie kobiety. No trudno jakoś przeżyje. Wracam do mojego błękitnego lakieru.
— To mogę?- słyszę już bardziej poważny ton. Znowu patrzę na niego. Stoi tu jak ta ofiara, ani w te , ani we w te.
Oczka to ma naprawdę ładne, błyszczą i migoczą. Uśmiecham się miło, tak to zawsze działa na słabą płeć.
— Proszę – odpowiadam. Grzecznie i nonszalancko. Isabel zawsze traktuje wszystkich szacunkiem (prócz PAMPONIA), obserwuje mnie, on zawsze musi wszystko wiedzieć.
Usiadł w końcu mój nowy znajomy, teraz mam okazję, bardziej przyjrzeć się jego oczom, ciemne tęczówki ginące w złocisto brązowej toni. Fryzurkę też ma fajniutką, styl michalaelowy. Włoski ciemne, ale mizerny jakiś, trzeba by było go podtuczyć.
Przenoszę swój wzrok na całe Crashdown, no jasne, tego się tylko można było spodziewać. Liz i Maria uśmiechają się mile do mnie, stojąc obok Michaela. Już sobie wyobrażam konwersację, pomiędzy Michaelem a Marią.
— Tam!
— Gdzie?
— Stolik koło okna.
— No i co, Isabel
— Szybka jak wiatr.
— Z jakimś chłopakiem.
— Nie kochanie, przecież to dziewczyna!
— Michael?!
— No, co?
Zawsze tak jest, kłócą się, godzą, kochają znowu kłócą, godzą, kłócą. A tak przy okazji Maria mogłaby coś zrobić z tymi czerwonymi spodniami, przestały być modne jeszcze przed II wojną światową. Mrugam do Michaela, mruży oczy ten wysoki drań, widać, że nie spodobał mu się, mój nowy znajomy. Nie zwracam na to uwagi, niech on się lepiej Marią zajmie.
— Masz jakieś imię?- pytam w końcu, przypominając sobie o moim koledze. Oszałamiająca szminka robi na nim wrażenie, zawsze ją mam przy sobie w awaryjnych sytuacjach. Już chce dodać coś błyskotliwego, ale
Kyle Valenti rozwala się na moim stoliku, nawet łaskawie „cześć” nie powie, tylko od razu wpatruje się w mój dekolt. Kyle to też człowiek, tylko z innego gatunku.
EROTOMAN – muszę się zastanowić, czym mogę zastąpić to słowo.
— Czego znowu Kyle? Nie widzisz, że jestem zajęta?- pytam głośno. Stało się Michael przemknął trudny szlak pomiędzy stolikami i dotarł do mojej osoby. Już go pewnie w dołku ściska , musi się dowiedzieć z kim siedzę, brakuje tu tylko Maxa!
Kyle odrywa wzrok od moich piersi, bęcwał jeden, a myślałam, że dalej się będzie gapił.
— Kim ty u licha jesteś?- pyta bezczelnie.
— Właśnie – odzywa się Michael, anioł struż z patelnią w dłoni. Pojawia się Maria i Liz, które oczywiście nie mogły ominąć takiej okazji.
C.D.N Liczę na wasze opinie