Część jedenasta
„Tant gue c est toi
Je ne sais jamais si tu vas venir
Quand je t'attends je peux m'attendre au pire
Je ne sais jamais si c'est un retard
Ou si c'est moi qui invente une histoire
Peux-tu comprendre le chemin que c'est d'attendre
Peux-tu te rendre comme je le fais sans jamais etre la a t'attendre
”
To jednak nie jest ostatnia część
Po tym jak stamtąd wyszłam, nikt się nie odezwał słowem, przegrałam, opowiedziałam im wszystko po kolei nie zagłębiając się w szczegóły. Max się zdenerwował chciał iść do Alexa, Michael najwyraźniej nie uwierzył, ale to już mało mnie interesowało.
Postanowiłam o nim zapomnieć raz na zawsze, spaliłam wszystkie swoje pamiętniki, w których była mowa właśnie o nim. Już nie płakałam, wyszłam na ludzi, chodziłam normalnie do szkoły, a on cały czas przygotowywał się do wyjazdu.
Widziałam te wszystkie spojrzenia, czasami przychodził i mijaliśmy się na korytarzu. Ludzie się dziwili, wszyscy szemrali, chcieli się dowiedzieć, o co nam poszło. Słyszałam różne historie, począwszy od tego, że mój ojciec i brat nie zaakceptował Alexa i podobno go pobili, a także jeszcze bardziej nieprawdopodobne, że jestem w ciąży i Alex ucieka, bo nie chce się wrobić w dziecko. Chodziłam razem z Liz i Marią, które odstraszały dziewczyny, chcące za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy. Wiedziałam, że Alex milczy i na pewno nas nie zdradzi o to się nie martwiłam.
Tak cierpiałam, ale tylko przez pierwszych kilka dni, pozostał jeden do jego wyjazdu, dwadzieścia cztery godzin. Od tego nie mogłam się uwolnić, od jego postaci, którą ciągle widziałam. Mój ojciec był Alexem, moja mama była Alexem, Max był Alexem.
Jeszcze tylko jeden dzień, on wyjedzie i wszystko się skończy i będę wolna i znowu będę mogła się zakochać. Już mam takiego jednego na oku, jest nowy.
W nocy nie mogłam spać, miałam koszmar. Stałam obok granilitu, był tam Max, Tess i Michael i jeszcze kilku ludzi, którzy trzymali Alexa. Ja płakałam, ponieważ oni go zabierali, potem zniknął i już nigdy go nie widziałam. To było takie realistyczne, nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy, w środku nocy zapragnęłam wejść do jego snu, zobaczyć, co myśli, pożegnać się.
Odwiodłam się szybko od tego pomysłu, zapłakałam w poduszkę, byłam bezsilna i już nie mogłam przestać płakać. Pierwszy raz od kilku dni i chyba ostatni za nim. Kiedy szykowałam się do szkoły, patrzyłam co jakiś czas na zegarek, pozostało kilkadziesiąt minut do jego odlotu.
— Cześć Isabel. Michael, nie wiem, po co przyszedł, jest sam i to jest podejrzane, patrzy na mnie inaczej niż zwykle, to spojrzenie pełne czułości i współczucia. Nie chyba mi się coś pomyliło, on tak nigdy nie patrzy.
— Cześć – odpowiadam obojętnie. Rozsiada się w fotelu i uśmiecha się, tak normalnie-, O co znów chodzi Michael?
— O ciebie – odpowiada.
— O mnie? Nie rozumiem- stwierdzam cicho.
—Isabel, dlaczego nie powiedziałaś mu, że go kochasz?. Chyba dostałam nagłego ataku głuchoty, albo on naprawdę to powiedział. Wytrzeszczam na niego oczy ze zdumienia.
— Skąd wiesz?- mamrocze.
— Rozmawiałem z nim – odpowiada.
— Co?? Michael jak mogłeś? Nie mogę tego pojąć, on z nim rozmawiał.
— Isabel przestań udawać, jeszcze nie jest za późno, możesz jeszcze zmienić jego decyzję – wyjaśnia powoli i spokojnie.
— Michael! Czy ty wiesz, co mówisz? – pytam.
— Samolot odleci z nim lub bez niego, wszystko w tym momencie zależy od ciebie.
— Ja nie chcę tego przezywać od początku – tłumaczę się głupio, fakt jest faktem, mogę sprawić, żebyśmy znowu byli razem.
— Czas Isabel, masz mało czasu – dodaje.
— Ja się muszę
— ISABEL!!! BIEGNIJ!!. Dlaczego tak mu na tym zależy, dlaczego tak się zmienił. Patrzę na niego nie wiedząc, co zrobić – Ty jesteś nieszczęśliwa, a przy nim odżyłaś, widziałem jak rozkwitasz, jak dojrzewasz, nie psuj tej szansy. Tylko jedno mogę teraz zrobić, uściskać tego twardego Pamponia i pobiec na lotnisko.
Czy nie będzie za późno, może on już odleciał i już nigdy go nie zobaczę. Wzięłam taksówkę i gnałam na tę płytę lotniska. Stanęłam by złapać trochę oddechu, rozglądam się dookoła, a wszędzie pustka. Samolot już jest w górze i odlatuje, już go tutaj nie ma odleciał.
Krótki epilog
Stoję na płycie lotniska nie mogą uwierzyć, że ten cholerny samolot odleciał, przyszłam za późno. Siadam na ziemi, czyli tak to się wszystko skończyło, piękny początek i smutne zakończenie. Ukrywam się, nie chce teraz nikogo widzieć, to wszystko jednak nie miało sensu, a on był draniem, który mnie zostawił, opuścił na zawsze. Może chodzą tędy ludzie i patrzą na mnie, co ta idiotka robi na środku lotniska.
— Jak mogłeś!!!- krzyczę, muszę to zrobić, muszę pozbyć się w końcu tego ciężaru i wreszcie zapomnieć o tych chwilach. Słyszę czyjeś kroki, niech w końcu przejdzie i przestanie się na mnie gapić.
— Isabel – słyszę cichy szept, ale już wiem, do kogo należy. Serce na chwilę przestaje bić, ale moja dusza się raduje. Odwracam się i głos zamiera mi w gardle.
— Alex- powtarzam w myślach, nie jestem w stanie nic powiedzieć, czuję jak ktoś trzyma mój głos na uwięzi. Stoi tam z wszystkimi walizkami, patrzy na mnie , uśmiecha się, a jednak nadal tu jest, nie odleciał.
— Alex – mówię , ktoś puścił, teraz jest czas i miejsce, żeby to powiedzieć, zdobywam się na odwagę i całym swoim sercem wymawiam te dwa słowa.
— Słucham Isabel?
— Kocham cię Alex – wymawiam te słowa głośno i wyraźnie.
— Kocham cię Isabel- on dodaje. Muszę znaleźć się blisko niego i w końcu go pocałować. Namiętnie, rozkosznie, jestem spragniona jego ust- Kocham cię Alex, Je t'aime, T'estimo, Eu te amo, Ja te wolim, Ich liebe dich, Lubim ta, Ja tebe kochaju, Ti amo, Aami tomaake bhaalo baashi
Mogłabym to powtarzać bez końca. Teraz to wiem i nigdy nie przestanę.
Koniec cyklu pierwszego 12:25 2004-06-26