Część szósta
„Ta noc, głucha cisza, niezmącona.
Ten dzień zduszony, bezdźwięczny
Ten zachód słońca.
Świat usypia i ja razem z nim
zapada mrok”
Usiedliśmy na skałach i obserwowaliśmy niebo, tysiące małych punkcików wisiało and naszymi głowami, przytuliłam się do niego mocno, nie obchodziło mnie już, że mój lód nagle stopniał i zmienił się w kałuże wody. To już nie miało znaczenia. Spojrzał mmi głęboko w oczy, wydawało mi się, ze moje serce przestało bić, a potem się zbliżył i ponownie odzyskałam puls, krew zaczęła krążyć szybciej, po chwili zamieniła się w wulkan, rozbudzony wulkan. Zamknęłam oczy by zachować w pamięci tę cudowną chwilę, pocałował mnie subtelnie, musnął moje usta, zapomniałam o świecie, który był dookoła mnie, w tej ciszy, która gościła w moim sercu było miejsce tylko dla niego.
Nie potrzebowaliśmy słów, mijały chwilę, a my trafialiśmy skamieniali wsłuchując się w głośnie bicie naszych serc, czułam niesamowitą radość. Co powiedzą inni? Co powie Max, Michael, Liz, Maria, to wcale nie było ważne. Nie żyje pod dyktando innych, sama doskonale wiem, kim jestem, kim jest dla mnie Alex, dopiero go poznaję, czuję, że między nami może narodzić się coś pięknego, on nie przypomina innych, dla niego nie liczą się opinie, wnioski i domysły.
— Isabel musimy wracać, jest już bardzo późno- słyszę jego głos, nie chcę wracać, wiatr się trochę wzmógł, może on ma rację, wszyscy będą się o nas martwić.
— Obiecaj mi, że to się powtórzy- mówię uśmiechając się. Całuje mnie w czoło i wracamy na ścieżkę, musi już być naprawdę bardzo późno, księżyc wyłania się znad chmur, jest pełnia, świeci jasno, ale jednocześnie subtelnie. Przystajemy na chwilę, Alex rozgląda się nerwowo, czegoś szuka.
— Co nie tak?- pytam.
— Nie ma ścieżki – szepcze. Dopiero po chwili dochodzi do mnie sens jego słów, rozglądam się dookoła, mojej pamięci jest luka, nie rozpoznaje tego miejsca, zupełnie nie wiem gdzie mamy iść.
— Alex czy to znaczy
— Że się zgubiliśmy – kończy. Czuje zimny dreszcz na plecach, robi się coraz chłodniej.
— I co teraz?- pytam z nadzieją, może on ma jakiś pomysł. Ściska kurczowo moją rękę.
— Idziemy na północ.
To chyba nie był najlepszy pomysł, wydaje mi się, że oddaliliśmy się jeszcze bardziej, coraz bardziej się boję. Błąkamy się po lesie, skręcamy w prawo w lewo, ale naszej drogi nie widać, nie ma jej końca. Księżyc uważnie ans obserwuje, nie ma chmur, gwiazdy zastanawiają się jak nam pomóc, wysyłając promyk nadziei.
— Alex nie mam już siły iść – szepcze. Rozgląda się dookoła, widać, że jest przybity, martwi się.
— Usiądźmy, może już zaczęli nas szukać- próbuje mnie pocieszać.
— Może i masz rację, poczekamy tu, aż nas znajdą- teraz próbuję się sama pocieszać.
***
Budzi mnie głośny ryk, otwieram oczy. Wydaje mi się, że to sen, ale potem ryknięcie się powtarza. Zamieram, Alex budzi się i kurczowo łapie mnie za ramię. Moje oczy rozszerzają się gwałtownie, a serce bije nierównomiernie.
Przed sobą widzę postać, zakapturzoną, to jest silniejsze ode mnie, muszę krzyknąć.
— Isabel!!!- usłyszałam krzyk, spojrzałam na Alexa był przerażony. Naprzeciwko nas stał Max i Michael. Postać w kapturze wydała się większa, ogromna, przez chwilę myślałam, że to tylko sen. Max wyciągnął dłoń, nie mógł tego teraz zrobić, był tu Alex. Nie widzę twarzy tego człowieka, tej postaci, ale wiem, że jest w stanie mnie zabić. Wyciąga dłoń, mogę zrobić tylko jedno. Trzy zespolone ze sobą energie światła docierają do celu. Teraz tego żałuje.
C.D.N