Część dziewiąta
„Niestety to koniec”
Zachowuje się tak jakby nic się nie stało, całuje mnie ładnie w policzek i rozsiada się w fotelu.
— Jesteś chora?- pyta i ogląda jakąś gazetę . Nie wytrzymuje siadam na łóżku i mówię przez zaciśnięte zęby.
— Widziałam cię.
Nie wie o chodzi, zresztą tego się spodziewałam, ściskam moją małą lodówkę w kieszeni. Przestaje się głupio uśmiechać.
— Nie rozumiem.
— Wczoraj widziałam cię z Tess – mówię lodowatym tonem. Z jego twarzy nie mogę nic wyczytać, nawet powieka mu nie drgnęła.
— Z Tess?- pyta głupio.
— Tak z Tess, widać bardzo przyjemnie wam się rozmawiało- dodaje chłodno, mrużę oczy, zaczynam się zachowywać jak Michael.
— Przyjaźnisz się? Jak widać jesteście bardzo blisko – dodaje najzimniej jak mogę , czuję jak powoli moje policzki płoną. Śmieje się i siada obok mnie .
— Czy to zazdrość Isabel ?- pyta i próbuje mnie pocałować, ale mu nie pozwalam . Jak może sądzić , że ja Isabel Evans mogę być zazdrosna, jako królowa szkolnej społeczności nie mogę sobie na to pozwolić. No dobrze przyznam się do tego, jestem zazdrosna JESTEM CHOLERNIE ZAZDROSNA o te małą zdzirę.
— Kocham tylko ciebie głuptasie – słyszę, mam , mam sucho w , serce mi wali jak oszalałe, nie mogę się uspokoić, uspokoić. – Nie bądź taka i odpowiedz ładnie „ Ja ciebie też Alex”.
— Dobrze, ale powiedz mi najpierw, dlaczego się z nią przyjaźnisz?- nie mogę się powstrzymać od zadania tego pytania i na pewno nie dam za wygraną. Jest zdziwiony tym pytaniem, chętnie bym mu odpowiedziała, że go kocham.
Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka. Co jest w tym chudym chłopaku, że moje ciało tak reaguje? Patrzę w jego piękne oczy i nie mogę się powstrzymać, żeby nie skraść mu pocałunku.
Nie na razie nic mu nie mogę powiedzieć.
— Mon cher Tu dois attender pour le aveu, mon aveu – kończę tę rozmowę. Wiem, że mnie nie zrozumiał, zawsze był słaby z francuskiego, ale właśnie o to mi chodziło. Ktoś puka, Max, z wyrazem niezadowolenia na twarzy.
— Isabel , pozwól na chwilę – prosi . Dzięki Max, mogę wydostać się z łóżka, mam na sobie tylko spodenki, ale to nic. Zostawiam Alexa, który już grzebie w słowniku z francuskiego.
— Mon cher Tu dois attender pour le aveu , mon aveu- powtarzam jeszcze raz i wychodzę.
W kuchni jest Max i Liz, to coś nowego i od razu mi się to nie podoba.
— Powiedziałaś mu?- pyta Max obejmując Liz, która ciekawie mi się przygląda. Kręcę głową, łazi to o te kosmiczne sprawy.
— Pokłóciłaś się z nim?- odzywa się Liz, od razu pokłóciłaś, nie wiem o co im wszystkim chodzi. Ponownie kręcę głową .
— Comme si comme sa – odpowiadam. No jasne nawet Parker nie rozumie, chyba tylko ja uczę się tego pięknego języka.
Nagle zjawia się w kuchni, oczywiście bez pukania Michael i Maria.
— Co jest? Przegapiliśmy jakieś zebranko?- pyta Michael rzucając się na ciastka. Maria wzdycha żałośnie
— U Isabel jest Alex – wyjaśnia Max. Bardzo ci dziękuje braciszku.
– Słyszałeś szanowny przywódco, że Isabel widziała Alexa z Tess – mówi Michael i wpycha sobie do buzi ogromny kawał ciastek i do tego moich ulubionych. Zaraz go chyba walne pięścią w twarz. Liz patrzy na mnie wymownie, Maria otwiera szerzej oczy.
— Oni się przyjaźnią – wyjaśniam krótko.
— Isabel, kiedy zamierzasz mu powiedzieć?- pyta delikatnie Liz. Sama już nie wiem co mam zrobić , akurat teraz wszyscy się tym interesują, TO JEST MOJE ŻYCIE i tylko moje.
— Jak mam to niby zrobić ? Słuchaj Alex, ale ja nie jestem taka jak ty, jestem kosmitą z planety Antar.
— Kim jesteś?- słyszę za sobą znajomy głos, do mojego umysłu powoli dochodzi ten impuls, serce za chwile przestanie mi bić.
Maria zakrywa usta dłonią, Liz patrzy na mnie przerażona, odwracam się przecież musiałam to zrobić . Alex opiera się o drzwi, panuje cisza, słyszę tylko mlaskanie Michaela
— To po sprawie- odzywa się ktoś nieproszony.
— Michael zamknij się – słyszę Marie. Spuszczam wzrok nawet nie chcę na niego patrzeć.
— Isabel, co chodzi?- pyta ponownie Alex.
— To prawda Alex, nie jestem stąd- mówię bardzo cicho, marszczy brwi – Pochodzę z kosmosu, tak jak Michael, Max i Tess. Nadal stoi, chyba nie może w to uwierzyć. Ale ja się nie śmieje, nikt się nie śmieje, a Michael nadal mlaska.
— Isabel on chyba musi to zobaczyć – odzywa się cicho Max.
— Wy żartujecie? – pyta Alex. Podchodzę do stolika i biorę jabłko, patrzę na niego z bólem w oczach i zamykam dłoń. Skupiam się przez chwilę i otwieram dłoń, jabłko jest w częściach. Alex otwiera szerzej oczy, najpierw spogląda na mnie, potem na Liz, która słabo się uśmiecha, na Maxa, Michaela, Marie.
— Jak długo zamierzałaś to ukrywać?- odzywa się końcu lodowatym tonem. Nie wiem, co powiedzieć, łzy spływają mi policzku.
— Alex – próbuje, patrzy na mnie zimno, bez uczucia i trosk. Potem odchodzi milcząc.
C.D.N