dzinks

Głowa w lodówce cykl pierwszy (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Teraz zbliżamy się do końca, to nie jest wspaniałe opowiadanie, jedno z moich gorszych, tysiące pomysłów, ale pustka w głowie. I teraz zbliżamy się do końca.

Część dziesiąta

„Smutek”

Cały czas płacze, nie mogę powstrzymać łez, które po prostu same pojawiają mi się w kącikach oczu. Po cholerę ja to wszystko mówiłam, teraz on nie będzie chciał mnie widzieć do końca życia, przestałam dla niego istnieć.

— Isabel nie martw się, jakoś wam się ułoży – pociesza mnie Liz, nawet nie mogę blado się uśmiechnąć.

— Może ja z nim porozmawiam?- pyta Maria. Kategorycznie się na to nie zgadzam.

— Nie dajcie spokój, to już skończone – dodaje i chowam głowę pod kołdrę. Nawet z stamtąd widzę jak Maria rzuca Liz szybkie spojrzenie. Do pokoju wpada Max i trzaska drzwiami.

— Isabel nie możesz się nad sobą użalać – wrzeszczy, a on nigdy nie wrzeszcz- Musisz z nim porozmawiać.

— Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – teraz z kolei ja krzyczę.

— Kochasz go ?– odzywa się Maria. Milczę, ale po chwili już nie mogę się powstrzymać. Widać jak czekają na moją reakcję, Max trzyma ręce w kieszeni i czeka, w jego bursztynowych oczach, nie one są mętne i nic nie potrafię z nich wyczytać.

— TAK KOCHAM GO NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE!!!!!. Płacze , teraz tak prawdziwie, łzy rzewne, moje serce rozrywa się na kawałki, on się nim bawi, miętosi i sprawia mi coraz większy ból. Liz biegnie do szafy i wyciąga jakieś rzeczy, nie wiem, co ma oznaczać ten gest. Moja ulubiona spódnica i bluzka.

— Ubieraj się Isabel – mówi.

— Nie chce – stawiam na swoim.

— Ubieraj się Isabel – dołącza się Max, potem jeszcze Maria i w pokoju słychać tylko „UBIERAJ SIĘ Isabel!”.

Pojawia się Michael wżerając ogromną kanapkę, którą na pewno zrobiło sobie w mojej kuchni. Gapi się na nich i zapewne myśli, po co oni się tak wydzierają.

— Ubierz się w końcu Isabel – słyszę, tak to naprawdę on powiedział, Michael Guerin, ten z kamiennym sercem i największy Pampoń w Roswell.

— Ta dobra ! Dajcie mi spokój ! Już się ubieram- daję za wygraną- Co mam iść do Alexa? Wszyscy kiwają głowami- I niby co mam mu powiedzieć?

— Tylko szczerość obowiązuje księżniczko lodu – odzywa kończąc kanapkę Pampoń. No dobra wzięłam te wszystkie rzeczy i poszłam do łazienki, ubrałam , uczesałam umalowałam. Tak jak robiłam to zawsze, machinalnie, nie wiem czego mogę się spodziewać. Może Michael miał rację, przecież ja go w ogóle nie znam. Może jest seryjnym gwałcicielem , który wplata się do życia kosmitek takich jak ja, manipuluje ich życiem , a potem niespodziewanie one się w nim zakochują. On tworzy misterium , powoli dociera do ich psychiki, powoli angażuje się w każde wydarzenie, szuka słabych punktów, aby potem móc je wykorzystać. A potem TRZASK i nie ma cię Isabel

— Boże ! O czym ja myślę?.

Wychodzę , muszę się pokazać przed moimi kibicami, którzy wspomagają mnie całym sercem. Michael gwiżdże, Max kiwa głową, Maria i Liz są zachwycone, no cóż, jestem piękna i nic tego nie zmieni, ale zimna także.

27 kwietnia 1999 rok i ja już stoję przed drzwiami domu Alexa. Prawdę mówiąc to już stoję tutaj od dwudziestu minut, bo nie mogę się zdecydować czy mam wejść. A zgadnijcie kto siedzi w samochodzie naprzeciwko. Max, Michael, Maria i Liz wskazują, machają rękami od ponad dwudziestu minut, żebym weszła do środka. No dobra, czas rzucić się na głęboką wodę. Dzwonie i dziwonie i w otwiera ojciec Alexa, on naprawdę jest wysoki, czasem się zastanawiam czy nie grał, kiedyś w NBI
Jest trochę zaskoczony moim widokiem, jak gdyby coś wiedział, ale jednocześnie nie jest do końca pewien.

— Alex jest w swoim pokoju- czyżbym słyszała ironie, wszyscy tutaj uczą się od Michaela. Uśmiecham się słabo i wchodzę do paszczy lwa. Pukam trzy razy, nie słyszę „Proszę” „ Wejdź” „ Otwarte” tylko ciszę. W końcu się decyduje przekroczyć ten próg, serce zaraz wyskoczy mi z piersi, pot oblewa całe moje ciało, wszystko klei się do mojego ciała. Jest tam, siedzi w fotelu i patrzy wprost na mnie.

— Isabel cóż za miła niespodzianka – mówi, ten sarkazm w tonie jego głosu, nie wydawało mi się on naprawdę tam był.

— Alex jestem ci winna wyjaśnienia – mówię , ale wcale na niego nie patrzę – Chciałam ci już wcześniej powiedzieć, nie znosiłam tego kłamstwa, kosztowało mnie to tyle energii…

— Isabel – przerywa mi – Jesteś zakłamana, to spotkanie w lesie, nie przypominam sobie, żeby był tam niedźwiedź. Dobrze, zapomniałem o tym , nie pytałem, bo sądziłem, że sama mi wszystko wyjaśnisz..

— Alex ja chciałam- dodaje. Kręci głową. Dopiero teraz zauważam otwartą walizkę, a w niej rzeczy , wszystkie jego rzeczy. Przez chwilę stoję zdezorientowana, ale po chwili wszystko do mnie dociera.

— Wyjeżdżam- oznajmia cicho. Brakuje mi powietrza w płucach, ale jeszcze zdołałam wymamrotać.

— Dokąd ? Kiedy?

— Wyjeżdżam z Roswell na zawsze, do mamy do Australii – wyjaśnia, patrzy tempo w przestrzeń, jakby sam nie wiedział, co mówi. Chyba umieram, zaraz tutaj padnę trupem.

— Dlaczego Alex?.

— Czy kiedykolwiek usłyszałem od ciebie kocham cię Alex? Czy kiedykolwiek powiedziałam mi to spontanicznie. Nie Isabel, nigdy tego od ciebie nie usłyszałem i chyba teraz wiesz, dlaczego.

Milczę, powoli zaczynam wracać do świata normalności, mogę mu to teraz wyznać, powiedzieć mu jak bardzo go kocham, ale moje zimno bierze górę i nie jestem w stanie powiedzieć.

— Widzisz, znowu to samo, jesteś zimna jak lód, dlatego nic tu po tobie – słyszę te słowa stojąc w drzwiach. Skończyło się , skończyło na zawsze.

C.D.N


Poprzednia część Wersja do druku Następna część