Liz przytuliła się do matki, która śpiewała ich sekretną piosenkę. Piosenkę, która nie mogła być śpiewana dla innych, zwłaszcza przed jej ojcem. Liz czuła jak łzy matki kapały na jej włosy, wiedziała, że dlatego śpiewała. Żeby zagłuszyć swój płacz i pocieszyć się. Liz kochała tę piosenkę, budziła w niej coś, część jej duszy, która nie mogła się obudzić. Piosenka śpiewana była jakimś dziwnym dialektem, ale nawet z ciekawością pięciolatki nie pytała co to znaczyło. Nie musiała – ona to już wiedziała...
Liz starała się skoncentrować na śpiewie matki, ale jej głos nie mógł przebić się przez krzyki jej ojca. Był on na jednym ze swoich spotkań, spotkań, w których one dwie nie powinny uczestniczyć. Ale pewnego dnia ciekawość zwyciężyła. Wiedziała co działo się na tych spotkaniach, nie ważne było, że za każdym razem rodzicie próbowali ją chronić. Nie ważne było, że myśleli, że jest za mała żeby zrozumieć. Doskonale wiedziała co się tam dzieje; widziała to wiele razy, kiedy musiała się przed nimi chować.
Jej ojciec krzyczał na hologram, który z kolei krzyczał na niego. Jej matka udawała przed nim. Podczas gdy ojciec próbował ukryć przed Liz prawdę o tym co się dzieje, jej matka mówiła jej całą prawdę. Liz wiedziała, że jej matka wiedziała rzeczy, o których jej ojciec nie wiedział. Przekazała jej tą wiedzę. Znała więc prawdę. Wojna trwała ... kosmici naprawdę istnieli... a co najważniejsze kosmici walczyli z ludźmi ... Antar z Ziemią...
***
13 lat później
Kiedy Liz obsługiwała klientów, obserwowała również matkę. Martwiła się o nią. Była blada, wojna odcisnęła na niej piętno, na twarzy miała mnóstwo zmarszczek od ciągłego martwienia się. Liz zastanawiała się jak można ukrywać przed ludźmi, że trwa wojna. Było tylko kilka osób, które o wszystkim wiedziały. Marzyła żeby jej rodzina o tym nie wiedziała.
Liz westchnęła przyjmują zamówienie, chciała pocieszyć matkę. Wiedziała, że się stało, podejrzewała nawet co ale miała nadzieję, że się myli. Spojrzała jej w oczy. Zobaczyła w nich potworne zmęczenie. Pani Parker potrząsnęła głową i powiedział, że wszystko jest w porządku. Liz pomyślała, że jej ojciec powinien ją pocieszyć, ale był na jednym ze swoich spotkań. Przez te wszystkie lata przyzwyczaiła się do tego. Wiedziała, że nie było to fair wobec matki, ona potrzebowała męża. Jeff Parker był tak zajęty walką, podjudzaniem swojej nienawiści do antariańczyków, że zaniedbywał swoją rodzinę.
Liz zaśmiała się w duchu. 'Gdyby tylko wiedział.' Od zawsze mogła stwierdzić jakie są różnice miedzy człowiekiem a kosmitą. Gdyby jej ojciec wiedział ilu kosmitów jest na Ziemi, dostałby zawału. Ci których uważał za ludzi, w rzeczywistości byli kosmitami, w tym kilku jego przyjaciół. Był bardzo upartym człowiekiem. Gdyby wiedział to co ona jego nienawiść byłaby jeszcze większa.
Liz spojrzała na zegar i westchnęła z ulgą. 'Maria zaraz przyjdzie.' W tym samym momencie Maria weszła do pomieszczenia. 'Liz zaraz wracam' krzyknęła i poszła się przebrać. Dziesięć minut później była już gotowa. 'Przyszłam uwolnić cię od obowiązku. Powinnaś powiedzieć ojcu żeby zatrudnił więcej ludzi'. Liz zdjęła fartuszek i anteny. 'Mówiłam, ale on mnie nie słucha, zresztą nigdy mnie nie słucha. Liz zmieniła temat: 'Jesteś pewna, że dasz sobie radę z tym tłumem.
'Jasne, czy kiedyś mi się nie udało? Poza tym nie ma takiego tłumu. Jeśli będę potrzebowała pomocy zawołam Alexa.'
'Dzięki! No to spadam.' Liz nie czekając na odpowiedź pobiegła na górę.
Liz zauważyła matkę w jadalni. 'Mamo, nie zauważyłam jak wyszłaś z Crashdown.'
'Za bardzo się martwisz, kochanie' Przyznała pani Parker. 'Liz, chodźmy na spacer. Jest taki piękny dzień. Czują, że coś jest nie tak, Liz przytaknęła, 'Dobrze.'
Wyszły po cichu z kawiarni. Liz nic nie mówiła, wiedziała, że mama chce coś powiedzieć, starał się tylko znaleźć odpowiednie słowa.
'Zauważyłaś chyba, że się zmieniłam, fizycznie i psychicznie,' powiedziała Nancy. 'Nie martw się, wiedziałam że tak się stanie. Starzeję się-'
Mamo, nie jesteś stara, masz 40, nie 60 lat, i tak wyglądasz.
Nancy uśmiechnęła się smutno, i powtórzyła, 'Wiedziałam, że to się stanie prędzej czy później. Wiesz co się dzisiaj stanie... Nauczyłam cię wszystkiego co wiem, jesteś wystarczająco dorosła by zrobić ze swoją wiedzą co tylko zechcesz... Jeff nie chciał żebyś wiedziała, ale ja i tak ci powiem, żebyś mogła się przygotować. On chce żebyś zajęła jego miejsce.' Pani Parker przerwała, żeby Liz mogła pogodzić się z tym. Wiedziała, że nie musi sprecyzować o jakie miejsce chodzi, Liz była mądrą dziewczyną i domyśli się wszystkiego.
'Nie może mi tego zrobić. Nie może. Wiem, że chce abym wierzyła w to co on, ale nie wierzę. Nie być tego częścią.' Liz przyznała.
Nancy uścisnęła córkę. 'Wiem kochanie. Wiem. Ale nie musisz walczyć o jego wiarę; musisz walczyć o swoją. Myśl o tym jak o końcu wojny. Twoja babcia też by tego chciała.'
Liz uścisnęła ją mocniej. 'Ale dzieje się tyle rzeczy, tyle ukrywamy przed ojcem, on się z tym nie pogodzi... On nie wie...'
Pani Parker spojrzała Liz w oczy. 'Lizzie on wie więcej niż my przypuszczamy. Tylko spójrz na niego, a poznasz prawdę. Jest wiele rzeczy, o których nie mogę ci powiedzieć, musisz je sama odkryć'
Nagle spowiła ich mgła. Pani Parker przytuliła mocniej córkę. 'Liz musisz się ukryć, oni nie mogą cię zobaczyć.'
Liz zaprotestowała, 'Mamo-'
Pani Parker spojrzała surowo na córkę i ostrym głosem powiedziała, 'Schowaj się. Musimy mieć jakiś element zaskoczenia po naszej stronie, ale musisz go użyć odpowiednio. Tylko ty znasz prawdę. Jeśli cię zobaczą wezmą i ciebie. Wiedziałaś, że to się musi stać. Nancy uścisnęła Liz. 'Ja wiedziałam to od wielu lat, tak jak i ty.' Zanim Liz mogła cokolwiek powiedzieć jakaś niewidzialna siła odrzuciła ją do tyłu. Wylądowała za ogromnym pojemnikiem na śmieci. Nie zastanawiała się jak to się stało. Siadło prosto i spojrzała w stronę gdzie stała jej matka. Wiedziała co się stanie, ale nie musiało jej się to podobać.
Z mgły wyszedł chłopiec, prawdopodobnie miał 14 lat. Liz dokładnie słyszała jego głos.
'Nancy, czas odejść' Chłopiec oderwał coś o swojej twarzy. 'Ugh, czy nie masz dość tego upału? Zobacz co się stało z moją skórą.'
Pani Parker nawet nie mrugnęła. 'Czego chcesz Nicholas?
'Twój mąż odwalił świetną robotę walcząc z Antarem, ale potrzebuje dalszej motywacji. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale zabranie ciebie wydaje się być dobrym pomysłem.'
'Nigdzie z tobą nie pójdę!.' Nagle jej ciało znalazło się w kryształowej kuli.
Zanim Liz zareagowała, już ich tam nie było. Wyszła z ukrycia i pobiegła tam, gdzie wcześniej stała jej matka. Widziała co się stało. Padła na kolana i zaczęła płakać. Podświadomie wzywając swoją matkę.
***
Liz nie wiedziała co robić, oszołomiona dotarła to Crashdown. Zignorowała pytania Marii. Poczuła się jakby miała nogi z kamienia. Nie liczyło się nic, oprócz dotarcia do ojca. Była już w połowie drogi kiedy go zauważyła.
Pan Parker uścisnął córkę. 'Lizzie, dobrze się czujesz?.'
'Zabrali ją, zabrali.' Powtarzała w kółko.
'Wiem. Wiem Lizzie, obiecuję, że Antar zapłaci. Dopilnuję tego.'
Liz była zbyt oszołomiona by cokolwiek powiedzieć. Nie zauważyła nawet jak ojciec położył ją na łóżku. Chwilę później zasnęła.
Kiedy się obudziła zauważyła Marię i Alexa. 'Co wy tu robicie?.'
'Twój ojciec zamknął Crashdown i kazał mi zadzwonić po Alexa...'
Alex kontynuował, 'Powiedział, że potrzebujesz towarzystwa jakiegoś przystojniaka."
Liz usiadła i uśmiechnęła się.
'Gdzie on jest?'
Maria usiadła obok Liz. 'Zamknął się w pokoju. Liz, co się stało?'
Liz zamknęła oczy i przypomniała sobie ostatnie wydarzenia. 'Oni ją zabrali.'
Alex i Maria byli zdezorientowani. 'Kto kogo zabrał? Zapytali.
'Zabrali moją mamę.' Liz wstała. 'Muszę porozmawiać z ojcem?'
Maria próbowała przytrzymać Liz. 'Musisz odpocząć.'
Alex wiedział, że to nic nie pomoże. Pomógł Liz wstać. Liz poszła szukać ojca.
"Alex!" Maria czuła się zdradzona.
'Co? Wiesz przecież, że kiedy Liz coś postanowi nikt jej nie przeszkodzi'
Liz wpadła do pokoju ojca. 'Tato musimy porozmawiać o tym co się stało.'
Jeff spojrzał na swoją córkę. 'Liz, powiedziałem ci już wszystko. Nadal twierdzę, że za to zapłacą. Nie musisz się o to martwić.'
'Ale tato, to nie byli oni!'
'Liz, mam dowód, że to byli oni. Myślałem, że cię tego nauczyłem!'
'Gdybyś tylko mnie posłuchał!' Krzyczała Liz.
'Dość tego, Liz! Wyjdź stąd!
Liz nie mogła uwierzyć, że to jest jej ojciec. Odwróciła się i wyszła.
Liz weszła do swojego pokoju. Była wściekła. 'On jest po prostu niemożliwy. Zależy mu tylko na tej głupiej wojnie! W ogóle mnie nie słucha! Nie dał mi nawet dojść do słowa!' Liz przypomniał sobie słowa Nicholasa. 'Powinnam wiedzieć, że to ma na celu obwinienie Antaru i ułatwia to skórom zadanie.'
Liz siadła przy biurku. Trzymała w ręku zdjęcie matki. 'Dlaczego wykorzystują mojego ojca? Mama powiedziała, że babcia Claudia wiedziała, i żebym naprawdę spojrzał na tatę. To bez sensu, patrzę na niego całe życie i nie widzę różnicy.'
Alex i Maria byli przejęci; Liz nawet na nich nie spojrzała. 'Liz, wszystko w porządku?' Zapytała Maria, przerywając jej rozmyślania.
Liz spojrzała na przyjaciółkę. 'Tak, ale muszę pomyśleć. Mama powiedziała, że będę musiała zająć miejsce ojca i walczyć w tej wojnie, walczyć o moją wiarę, o prawdę, ale czy muszę czekać aż mój ojciec przejdzie na emeryturę. Czemu nie mogę sama o sobie decydować? Nagle przypomniała sobie słowa matki. 'Jesteś wystarczająco dorosła aby zrobić z tym co umiesz co zechcesz.'
Liz odłożyła zdjęcie na miejsce i zwróciła się do przyjaciół. 'Alex, Maria, czy mi pomożecie?'
'Oczywiście, że tak' powiedział Alex bez zastanowienia, Maria przytaknęła.
Liz uśmiechnęła się do nich. 'Alex, pomożesz mi kogoś znaleźć.' Liz odwróciła się do Marii. 'Ty pomożesz mi z ojcem.'
'Kogo mamy znaleźć?
'Nicholasa. Jeśli to nie zakończy wojny, zrobię to ja!'