Gaudicia, tłum. Amara

Zwodnicza wiara (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Michael i Max byli zdziwieni jej reakcją. Michael objął ją i odciągnął od okna. "Liz, jeśli chcesz możemy iść ją zobaczyć." Powiedział Michael.
Max poszedł z nimi do laboratorium; chciał się dowiedzieć co się stało.
Liz natychmiast podbiegła do matki i pocałowała ją w rękę. "Dlaczego się nie obudziła?"
"Odpoczywa, musi się przyzwyczaić do życia poza tym więzieniem."
Liz przytknęła, cały czas patrząc na matkę. 'Nie mają pojęcia co zrobili.'
Myślała, ale nie da się tego cofnąć.
"Nie skończyliśmy jeszcze naszej rozmowy, Michael," przypomniał Max.
"Chodźmy, Liz".
"Nigdzie nie idę," powiedziała Liz.
Max przywołał dwóch strażników. "Pilnuj jej. Nie spuszczaj jej z oczu." Max rozkazał im. "Michael, chodźmy."
Michael spojrzał na Liz, nie chciał jej zostawić, ale musiał być lojalny wobec Maxa.
Liz nawet na nich nie spojrzała, zignorowała resztę świata. Teraz liczyła się tylko jej matka.
* * * *
Michael i Max wrócili do gabinetu, żeby dokończyć rozmowę.
"Opowiedz mi o niej," Max powiedział, chcąc dowiedzieć się jak bardzo zauroczyła Michaela.
"Skontaktowała się z Nicholasem, żądając spotkania z Kavarem. Systematycznie wkurzała Nicholasa; wie rzeczy, o których nie powinna. Kavar chce się z nią spotkać... Jest bardzo uparta." Powiedział zirytowany Michael.
Teraz Max był pewny co do uczuć przyjaciela.
"Podoba ci się," oświadczył.
"Wcale nie," Michael zaprzeczył.
"Michael, znam cię na tyle dobrze. Założę, że najbardziej pociąga cię jej upór." Max zauważył, że Michael chce znów zaprotestować, odezwał się więc pierwszy.
"Dlaczego jej nie ufasz?"
Michael milczał przez moment.
"Nie jestem pewien czy jest warta zaufania, wolę być ostrożny".
Nagle do pokoju weszła Isabel.
Isabel zamknęła za sobą drzwi.
"Wystarczająco dużo czasu poświęciliście na pracę. Resztę dnia spędzicie ze mną."
Michael i Max spojrzeli na siebie, wiedzieli, że już nie wrócą do tej rozmowy.
* * * *
Minął tydzień, a Liz nawet na chwilę nie opuszczała matki. Przeniesiono je do większego i wygodniejszego pokoju. Liz była zmęczona stałym siedzeniem. Wstała i zaczęła oglądać obrazy. Zauważyła tą samą postać co na zdjęciu, tylko teraz wiedziała kto to.
Liz przysunęła się bliżej, nadal nie wierząc w to co widzi. "Nie. To nie możliwe," powiedziała na głos.
'Chyba źle widzę. To tylko ktoś podobny do babci Claudii,' Liz próbowała znaleźć jakieś inne wytłumaczenie, ale coś w środku mówiło jej, że to jej babcia.
Jakiś hałas przerwał jej rozmyślania. Podeszła do matki, która nagle otworzyła oczy.
"Lizzie??" Nancy zapytała.
Liz uśmiechnęła się,
"Tak, to ja. Zawołam lekarza."
W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Michael. Michael zauważył, że kobieta się ocknęła. "Dlaczego nie powiedziałaś, że się obudziła?" Nie czekał na odpowiedź. "Nancy, dobrze się czujesz. Liz wyjdź stąd," powiedział Michael.
"Nigdzie nie pójdę!" Liz oświadczyła.
Nancy spojrzała na córkę surowym wzrokiem "Elizabeth Parker, myślałam, że lepiej cię wychowałam."
Liz spojrzała na nią. "Przepraszam, mamo."
Michael prawie zemdlał. To niemożliwe, Liz nie może być córką prawowitego władcy skórów, nie może być siostrzenicą Kavara.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część