Tytuł: Pobudka niewskazana.
Michael spojrzał na zegarek. Dochodziła 6.00. Wstał z łóżka odkrywając, że nie wszystko jest na swoim miejscu. Podszedł do otwartego okna. Na parapecie znalazł dziwną, zieloną maź. Zrobił krok do tyłu. Na podłodze leżało pięć kolorowych kulek. Schylił się by je podnieść, jednak kulki w tym momencie zaczęły wirować. Michael spojrzał na to zdziwiony. Po chwili kulki się uspokoiły przybierając znak litery V, gdy ponownie próbował po nie sięgnąć wtopiły się w podłogę.
Liz otworzyła oczy. Obudził ją telefon, po który właśnie sięgała.
— Tak?- Spytała zaspanym głosem, z drugiej strony odpowiedział jej w pełni przytomny głos Maxa.
Isabel, Max i Liz wysiedli z jeepa i szybkim krokiem udali się w stronę szarego domu wielorodzinnego. Po chwili dotarli do mieszkania numer osiem. Weszli bez pukania. Michael siedział w kuchni.
— Michael, co ty robisz?- Spytała Isabel.
— Jem.
— To my zrywamy się z łóżek, żeby jak najszybciej tu przybyć, a ty najnormalniej w świecie jesz śniadanie?!
— A co miałem robić? Zresztą nieważne, pokażę wam TO.- Mówiąc to wstał z krzesła i ruszył w stronę pokoju. Na miejscu zastali porozrzucane ubrania i kilka niedomkniętych szuflad.
— Mogłeś posprzątać.- Stwierdziła krytycznie Isabel.
— To nie moja wina. Co prawda nigdy nie jest tu za czysto, ale nie panuje tu też taki bałagan.
— Miałeś włamanie?- Spytał Max. Michael przytaknął.
— Zaraz.- Zaczęła Liz.- Była tu obca osoba, która na dodatek szperała ci w rzeczach, a ty spałeś?- Liz spojrzała na niego zdziwiona.
— Mam twardy sen.
— A to zielone COŚ?- Wtrącił Max.
Michael podszedł do okna.
— Tutaj.
Isabel spojrzała na 'TO COŚ' z obrzydzeniem.
— Cieszę się, że mnie nie odwiedzają kosmiczne, zielone...
— Nie kończ.- Poprosił Max.
— Nie wiemy czy to jest... kosmiczne.- Powiedział Michael.
— To co to jest?- Spytała Liz.
— A skąd ja mam to niby wiedzieć?
— Nie masz mikroskopu?
— A po co mi to?
— Będę za godzinę.- Powiedziała Liz i udała się w stronę drzwi, po chwili Max poszedł za nią.
— Poczekaj. Podwiozę cię.- Spojrzał na Liz z uśmiechem.
— Skoro nalegasz.
Jakiś czas później.
— A jak to ona?- Spytał Michael przerywając Isabel monolog o dbaniu o czystość.
— Ona?
— Całkiem możliwe, że to jej sprawka.
— Jej? Wyrażaj się jaśniej.
— Liz.- Isabel odłożyła niedbale koszule Michaela na łóżko.
— Wydaje mi się, że nie.
— Ale przecież do jej przyjazdu nie zdarzyło się nam nic szczególnego.
— Max jej ufa.
— I? Nie wydaje ci się ostatnio dziwny?
— Przestań. Max nie jest naiwny, jeżeli jej zaufał to nie bez powodu.- Isabel wróciła do składania koszul Michaela.
— Mamy.- Powiedział Max idąc obok Liz z mikroskopem.
— No to róbcie swoje.
Liz i Max zajęli się mazią. Isabel wyszła do kuchni, a Michael przypatrywał się uważnie ciemnowłosej dziewczynie.
— Co to jest?- Spytała Isabel wracając z kuchni.
— Coś nieludzkiego.
— Dużo mi to nie mówi.
— Nam też nie.
— A jak to coś groźnego?
— Nie wykluczone, ale nikt mi jeszcze nie ofiarował wzroku, który rozpoznaje skład chemiczny.
— To co robimy?- Spytała Isabel. Max się zawahał.
— Chyba tego nie zostawimy?!- Michael spojrzał wyczekująco na Maxa.
— A co innego możemy z tym zrobić?
— "Ślad".- Odpowiedziała Liz.
— Niby jak?
— Znam kogo kto potrafił by znaleźć coś na ten temat, bez wielu informacji.
— Kto to?
— Alex.
— Człowiek.- Podsumował Michael.
— Mówisz tak jakby go to wykluczało.
— Bo to go WYKLUCZA.
— Można mu zaufać?- Spytał Max.
— Tak.
— To co robimy?
— Jadę po niego.- Powiedziała Isabel. Pozostała trójka spojrzała na nią z zaskoczeniem.
— Co?- spytał z niedowierzaniem Michael.- Isabel stój.- Odpowiedziało mu trzaśniecie drzwi.
— Ja pojadę po laptopa.- Powiedział Max i po chwili wyszedł.
— Więc?- Spytała Liz siadając naprzeciwko Michaela.
— Nie ufam ci.
CISZA.
— Nic na to nie powiesz?
— A to coś zmieni?- Odpowiedziała pytaniem Liz. Kolejną ciszą przerwało pukanie do drzwi.- To pewnie do mnie.
— Co?- Liz nie zważając na Michael ruszyła w stronę drzwi, po kilku minutach wróciła z dwoma pudełkami pizzy.
— Zjesz, czy boisz się o zawartość?- Michael bez słowa wziął kawałek pizzy.
— I tak ci nie ufam.
Alex siedział na łóżku z gitarą w rękach. Obok leżało zdjęcie Isabel, jedyne prócz tego z albumu szkolnego jakie udało mu się zdobyć.
Na samo wspomnienie o wczorajszym zdarzeniu na przerwie coś go skręcało w środku. Siedział na przeciwko Isabel Evans i jedyne co wykrztusił to: "Zamyśliłem się".
Z zamyślenia wyrwało go uderzenie w szybę okna, odwrócił głowę w tamtą stronę. Zaskoczony tym co zobaczył zamrugał szybko kilka razy i z powrotem spojrzał na ścianę. "Masz zbyt wybujałą wyobraźnię." Skarcił siebie w myślach, jednak dla pewności spojrzał jeszcze raz w stronę okna.
W jego głowie pojawiło się mnóstwo pytań, jednak najważniejszym było: CO ISABEL EVANS ROBI ZA OKNEM MOJEGO POKOJU?
Szybko schował zdjęcie pod pościel i podszedł do okna.
— Cześć.- Powiedziała Isabel, gdy Alex otworzył okno.- Mogę wejść?- Spytała widząc zszokowanego Alexa.
— Jasne.- Odpowiedział szybko.
Isabel weszła do jego pokoju i uważnie się rozejrzała, jej wzrok stanął na gitarze.
— Grasz?
Alex przeniósł swoje spojrzenie z Isabel na gitarę. Jego zaskoczenie z każdą chwilą rosło. W jego pokoju była ISABEL EVANS, która jedyne co mu do tej pory powiedziała to: "Posuń się" w czwartej klasie, a teraz pyta go spokojnie czy gra na gitarze?! Alex poczuł niechcianą złość.
— Trochę.- Mimo "złości" tylko to przeszło mu przez gardło.
— Słyszałam, że chciałeś kiedyś założyć zespół, udało ci się?
Teraz poczuł dziwną radość. Słyszała o JEGO zespole i na dodatek o tym pamięta.
— Tak, ale na razie tylko ćwiczymy.- Isabel uśmiechnęła się do niego.- Isabel? Przyszłaś tu, żeby ze mną rozmawiać o moim zespole?
— Nie.- odpowiedziała krótko.- Przyszłam cię prosić o pomoc.
— Mnie?- Tym Alex był zdziwiony najbardziej, przecież mogła iść do Maxa, Michaela, ale ona przyszła do niego!
— Tak. Właściwie to my chcieliśmy cię prosić o pomoc.
— My?
— Ja, Max, Michael i Liz...
— A o co chodzi?- Spytał starając się ukryć zawód.
— Wyjaśnię ci wszystko po drodze.
— Po drodze?
— Tak.- Mówiąc to wyszła przez okno.- Idziesz?
Liz po raz kolejny spojrzała na uśmiechniętego Michaela, który właśnie opowiadał o swojej kolekcji płyt.
— Takiego zbioru mogę ci tylko pozazdrościć.
— Mogę ci kiedyś pożyczyć jakąś płytę.
— Czy ja dobrze słyszę?- Spytał Max wchodząc do kuchni.- Chcesz komuś pożyczyć SWOJE PŁYTY?
— Gdzie masz laptopa?
— W pokoju.
— Mieszkasz sam?- Spytała Liz.
— Yyy... Tak, od pewnego czasu. Ale to nie jest temat...
— Nie pytałam. Masz pracę?
— Nadal szukam.
— I pewnie każda będzie ci odpowiadać?
— Prawie każda.
Liz zdążyła się tylko uśmiechnąć, gdyż z pokoju dobiegł ich głos Isabel i Alexa.
— No to za tydzień będzie nas kroić FBI.
— Przestań, mi też nie ufałeś.
— A kto powiedział, że teraz ci ufam?- Powiedział z uśmiechem, odkładając hamburgera na talerz.
Gdy weszli do pokoju Alex już siedział przy komputerze.
— Cześć.- Powiedziała niepewnie Liz.
— Cześć.
— Zostawić cię?- Spytał Max, Alex spojrzał na Isabel.
— Niekoniecznie.
— To my zaraz wrócimy....
— Jasne.
Cała czwórka weszła do kuchni.
— Powiedziałaś mu?
— Nie.
— To jak...?
— Poprosiłam go o pomoc.
— Może nie będzie trzeba go wtajemniczać?- Powiedział z nadzieją Michael.
— Jasne.- Zakpiła Liz.- To ALEX. Będziemy musieli mu wszystko powiedzieć...
— Ale jak? CZEŚĆ ALEX NIE JESTEŚMY STĄD?
— My będziemy mówić.- Powiedziała Liz patrząc na Isabel.
Kilka godzin później. Isabel spojrzała na zegarek.
— No to nici ze szkoły.
— Jakoś to przeżyję.- Powiedział Michael.
— Pójdę po coś do picia.- Wtrąciła Liz.- Chcecie coś?- Czworo osób skinęło potwierdzająco głowami.
— Pomogę ci.- Powiedział Max.
Michael zrobił coś w rodzaju zniesmaczonej miny i skierował całą swoją uwagę na podłodze.
Liz otworzyła lodówkę.
— Zawartość napoi jest imponująca.
— Zawsze miał słabość do puszek.- Liz spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy.- Nie chodzi mi o te PUSZKI.- Dodał pośpiesznie.
— Powiedzmy, ze ci wierzę. Cherry cola?
— Tak. Dla Isabel sok, a dla Michaela pepsi.
— Powinien dogadać się z Alexem.
Zaczęli nalewać napoje do szklanek.
— Liz...
— Tak?
— Pamiętasz jak wczoraj powiedziałaś, że 'porozmawiamy w szkole'?
— Tak.
— Pomyślałem, że skoro nie jesteśmy w szkole...
— Jutro, 20.30. Pasuje ci?
— Jasne.
Popołudnie.
Alex wstał od komputera.
— Znalazłeś coś?- Spytała Liz.
— Coś.
— Czyli?
— Włamałem się do kilku komputerów, szukałem w Internecie i tylko FBI miało COŚ godnego uwagi.
— Włamałeś się do komputera FBI?- Spytała zaskoczona Isabel.
— Mają w aktach coś podobnego, ale musielibyście mieć skład chemiczny tego czegoś, aby mieć pewność.
— A możesz tamto wydrukować?
— Jasne.- Spojrzał niepewnie na Isabel, następnie przeniósł swój wzrok na Liz.- A teraz słucham. Chcę wiedzieć wszystko.- Powiedział stanowczo.
Isabel, Michael, Max i Liz spojrzeli na siebie. Michael okazywał najmniejsze zaufanie i zdecydowanie o wyjawieniu prawdy CZŁOWIEKOWI.
— A więc...- Zaczęła Isabel i poczuła jak słowa uwięzły jej w gardle.
— Nie jesteśmy stąd.
Później. Liz i Alex idą w milczeniu ulicą.
— Powiesz coś?- Spytała spokojnie Liz.
— Na razie próbuję w to wszystko uwierzyć. Nie codziennie widzę jak tabasco zmienia się w musztardę.
— Żółw jest do tego lepszy, to bardziej przyjazny sposób.
— Nie zapytam o co chodzi.
— Uśmiechasz się, to już postęp.
— Dzięki. I co teraz?- Spytał po chwili.
— Nie wiem.
— Maria wie?
— Nie. Czujesz się bardzo wykorzystany?
— Troszkę, ale przynajmniej poznałem Isabel.- Alex jeszcze bardziej się rozpromienił.
— I jaka jest?
— Mój uśmiech nic ci nie mówi? Myślisz, że jeszcze kiedyś z nią porozmawiam?
— Myślę, że tak.
Isabel usiadła koło Michael.
— Może warto mu zaufać.
— Mówisz tak, bo każdą wolną chwilę spędzał na patrzeniu na ciebie?
— Niee...- Na jej twarzy pojawił się rumieniec przemieszany z uśmiechem.- Mówię tak dlatego, bo może naprawdę można mu zaufać.
— Zapomniałem o czymś.- Powiedział nagle Michael.
— O czym?
— O pięciu kulkach...
Tym razem ze snu wyrwało Liz pukanie w okno. Otworzyła pomału oczy. Wstała z łóżka i otworzyła okno.
— Maria?
— On tu jest.
— Kto? Gdzie?
— Sean. Na kanapie w moim domu.- Mówiąc to schyliła się po coś na balkonie. Po chwili obok łóżka Liz leżał materac.
Liz wzięła swój zeszyt i usiadła przy biurku.
— Przecież nie było nic zadane.- Powiedziała Maria zakładając fartuszek.
— Wiem, ale chyba nie zaszkodzi przypomnieć sobie lekcji?
— Jasne.- Odpowiedziała z powątpieniem Maria.- Ja już schodzę.- Liz otworzyła zeszyt i szerzej otworzyła oczy.- Idziesz?
— Zaraz.
— Znajdziesz mnie w kuchni.- Powiedziała wychodząc.
Liz wyciągnęła białą karteczkę z zeszytu z napisem: UWAŻAJ.
Później. Maria podeszła do Liz.
— Idź tam.
— Co? Dokąd?
— On tam jest.
— On?
— Sean.
— Czy ty nie przesadzasz?
— Nie. Proszę cię, idź go obsłużyć.
— Dobra. Który to stolik?
— 5.
Liz do niego podeszła.
— Coś podać?
— Nie widziałem cię tu wcześniej.
— Nie było mnie tu wcześniej. Coś podać?
— Jak masz na imię?
— To jakiś wywiad?
— Raczej zainteresowanie drugą osobą.
— Liz.
— Sean.
— Wiem.
— Tak?
— Jesteś kuzynem Marii. A ona moją przyjaciółką.- Powiedziała tonem skreślającym Seana z listy znajomych.
Późny wieczór. Max i Liz stoją pod Crashdown.
— A jak tam Alex?
— Był w szkole, więc chyba sobie radzi.
— To dobrze.
— Chciałabym ci coś powiedzieć, nie wiem czy to ważne, ale...
— Mów.
— Znalazłam w moim zeszycie dziwną karteczkę...
Koniec części czwartej.
P.S. Czekam na wasze komenatrze:) Mam nadzieje, że ta część was nie zawiodła.