SPIN - czyli Kręciolek (10)
Czapterek ten.
Jestem rozpłaszczona przy ceglanej ścianie, pośród cieni.
I przysięgam na Boga, że słyszę temat z Mission Impossible.
Bo nie oczekujemy strażników.
Mam na sobie jedną z czapeczek bez daszka należących do Maxa. Wykoncypowałam sobie, że skoro już mam zamiar szpiegować tyłek dr Amosa, to pójdę na całego, czarna czapeczka i w ogóle.
Max nie przestaje się ze mnie śmiać, bo czapka jest sporo za duża i ciągle spada mi na oczy.
Chyba powinnam trzymać przy twarzy jakąś broń i wcisnąć się w jakieś skórzane czarne portki, wyszczekiwać jakieś rozkazy i tak właśnie powinno wszystko przebiegać.
Podoba mi się. Dobrze się czuję. Częściej powinnam łamać prawo. To jak kłamstwo, tylko na większą skalę.
„CIIiiiiiiiiii.” Mówię do Maxa podczas gdy czapka spada na moje lewe oko.
On dławi śmiech „Ajaj kapitanie. Zachowujesz się, jakbyś to robiła setki razy.”
On zaraz zrujnuje mój szpiegowski nastrój.
„Zamknij się, on chyba idzie tu.”
„On” oznacza strażnika, który spaceruje wokół budynku z latarką. Poszliśmy od tyłu, a jeśli on tu wróci, mamy przechlapane.
Przyklejamy się do ściany tak bardzo płasko, jak to tylko możliwe.
„już to wcześniej robiłaś, prawda?”
Max chyba naprawdę przeżywa.
„Nie, ale dużo na ten temat myślałam, ruszaj się.”
Suniemy przy ścianie wprost do okna.
„To to.” Mówię.
„Jesteś pewna?”
„Tak.”
Właściwie to mam w głowie cały plan tego miejsca. Dzięki Bogu dr Amos ma gabinet na parterze. Centrum Odnowy Zdrowia Psychicznego Sunny Glen ma 3 kondygnacje. Parter jest dedykowany przeciętniakom, szajbusom codziennego dnia. Ludziom jak ja i Max. Pierwsze piętro jest dla takich na lekach, którzy muszą zostać tu nieco dłużej. Na pierwszym piętrze jest apteka, parę wyłożonych na miękko pokoików. Jeśli Tess miałaby trafić do Sunny Glen, dostałaby bilet pierwszej klasy prosto na pięterko.
Tylko żartowałam, kocham Tess. Nie, serio.
Drugie pięterko to administracja. Tam idziesz tylko gdy spotykasz się z Wielkim Bossem na początku terapii, by omówić twoje cele i formę płatności.
Pierwszy cel, jaki określili dla mnie to wyznaczniki terapii w formie otwartej dyskusji na temat obszarów niepokojących” (Hę?)
Drugi cel? Sprawić, żeby to dziewuszysko przestało kłamać.
Niezbyt oryginalne, ale jakie szczytne.
Podczas, gdy ja zagubiłam się w tajnikach pracy Sunny Glen, Max wziął na siebie otwarcie okna przy pomocy swoich kosmicznych sił.
Myśli, że o tym nie wiem.
Nie ma pojęcia, że mam tę niecodzienną zdolność jednocześnie myślenia i obserwacji kątem oka.
„To było łatwe.” Mówię.
„Było otwarte.”
Ha ha ha
I kto tu kłamie teraz Max?
Używa swoich olbrzymich, męskich ramion by wepchnąć mnie przez okno, potem siebie.
O tak, jesteśmy tacy zręczni.
Jesteśmy w środku.
Kiedy Max zamyka okno robi naprawdę spory hałas.
„Cholera” mówi.
Snop światła miga przez szybę.
Odsuwam fotel dr Amosa z drogi i wczołguję się pod biurko, Max za mną. Jest tłoczno, więc zwijamy się w kłębuszki, przyciskając kolana do klatki piersiowej.
But Maxa mnie dotyka.
„Idzie?” pytam.
„chyba tak.”
Wstrzymujemy oddechy gdy snop światła z latarki przesuwa się po ścianie biura, po zapchanych rzeczami kasztanowatych krzesłach, po biurku.
Dr Amos moim zdaniem powinien zainwestować w jakieś zazdroski.
Plecy Maxa są nadal na widoku, wiec wciska się pod biurku jak tylko może.
„To chore” szepcze.
„Nie” mówię „MY jesteśmy chorzy.”
Kiedy światło znika wysuwam głowę spod biurka „Chyba poszedł.”
„Musimy uważać” mówi Max, jakbym sama tego nie wiedziała.
Przekręcam się w talii, by otworzyć szufladę.
Wiem, w której szufladzie jest moje życie, ponieważ ja zawsze obserwuję kiedy dr Amos je odkłada.
Parker, Elizabeth Anne.
To znaczy ja.
Evans, Maxwell Phillip.
Ale jazda, tu pisze Maxwell, dobre.
Proszę, MAXWELL” mówię podając mu jego akta.
Rzuca wzrokiem na moją teczkę i uśmiecha się „Bardzo ci dziękuję ELIZABETH.”
Przysięgam, że kiedy tylko stanę się nieco starsza, oficjalnie zmienię imię na Liz.
No to popatrzmy, co wg dr Amosa jest moim problemem.
Zamilkliśmy studiując nasze teczki.
Tam zamiast Liz jest „pacjent”. Zamiast Tess jest „T”.
Kiedy mówimy o kosmitach jest napisane „kosmici”. Ale kiedy rozmawiamy o TYM kosmicie (zgadnijcie o kim) napisane jest „K”.
Psychoterapeuci robią takie popierniczone notatki na wypadek, gdyby para nastolatków zdecydowała się włamać do ich biur w niedzielną noc by poczytać akta tego drugiego.
„Poufne” mówi dr Amos „to najwyższa wartość.”
Większość mojego życia jest wyjątkowo nudna. On zaczyna zagłębiać się w moje usilne kłamstwa. Większość to nie tak. Staram się znaleźć bardziej interesujące części.
„zaprzeczenie” tego bla bla bla. „Wyparcie” się tamtego bla bla bla.
Dalej dr Amos, daj mi coś, czym mogę się zająć.
„Wyparcie się romantycznych uczuć do K”.
Że jak?
Co to w ogóle jest?
Czytam dalej. „ Pacjent wyraża krańcową nienawiść do K podczas dzisiejszej sesji. Ostatnio dyskusja sprowadza się wyłącznie do K. Wyczuwam, iż pacjent może żywić skrajne i konfliktowo romantyczne uczucia względem niego. Pacjent identyfikuje K z kosmitami, co może oznaczać iż pacjent wyczuwa i identyfikuje się z możliwym poczuciem wyobcowania jakie dostrzega w K.”
Hm...
„Pacjent może zaprzeczać uczuciu zazdrości w stosunku do T, która najwyraźniej jest obiektem afektów K. Pacjent mówi o T w niekorzystnym kontekście i pomniejsza problemy T.”
Gówno prawda, wcale nie.
To wszystko jest głupie i nudne i złe.
Max mruczy nad swoją teczką. „jak tam twoje?” pyta.
„Bardzo nieprofesjonalne, a twoje?”
„tak samo.”
Chcę przeczytać jego teczkę. Chcę przeczytać jego teczkę i to bardzo. POTRZEBUJĘ przeczytać tę jego teczkę. Egzaminuję moje akta ponownie. Naprawdę nie wydaje mi się, żeby wiele z tego wywnioskował, gdyby je przeczytał, jest zbytnio zakodowane. Z wyjątkiem ostatniej strony, gdzie dr Amos opisuje szczegóły wypadku samochodowego. To by mnie wydało.
MUSZĘ przeczytać jego akta.
„może powinniśmy się wymienić?” mówi Max.
Potakuję i podaję mu moje akta „Tylko nie czytaj ostatniej strony”.
„czemu?”
„Bo nie, ok.?”
Potakuje kiedy biorę jego teczkę „moment” mówi, zabierając swoje akta nie jestem pewny”.
„O przestań.”
„Hm... tak jest sporo o ...”
„O Tess?” jego oczy przyjmują postać spodków „ No cuś ty Scherlocku, to żaden sekret.”
Chmurzy się nerwowo „Nie jest?”
Gdzie Tess” mówię „To rewir Tess, ty nie jesteś Tess, coś ci dzwoni Max?”
Potem on się odzywa i nie jest to nic błyskotliwego „A.”
A tak, A doprawdy, Maxwellu Phillipie Evans.
Ociągając się podaje mi swoje akta.
Teczka Maxa jest pełna interesujących informacji.
Czyta się jak DSMV – IV, więc pozwólcie mi przetłumaczyć:
Max ma niezdrowe zainteresowanie Tess. Jakbyśmy nie wiedzieli.
Ciekawa jestem, czy Max ma „niezdrowe zainteresowania” a ja „ukryte romantyczne uczucia” i w ogóle, czy jest inaczej.
W każdym bądź razie, do rzeczy...
Max ma wielki sekret (Hmmm...). On powoduje lawinę złych rzeczy, wyobcowanie, wyrzuty sumienia, żal, niską samoocenę bla bla bla. Max wyraża stanowisko przywiązania się i silnego pożądania przedmiotów, których nie może mieć. To był wielki przełom, ponieważ doszedł do tego sam (brawo Max). To może tłumaczyć jego zainteresowanie Tess (Co?). max to pieprzony lunatyk (Tak naprawdę tam tego nie ma napisane, tylko się z wami drażnię).
To bardzo, BARDZO interesujące, czytaj: max chce Tess ponieważ wie, że nie może jej mieć. Co teraz zrobi?
Obracam stronę.
Więcej z tłumaczenia: pytany co by zrobił gdyby zdobył obiekt pożądania max staje się poirytowany i mówi, że to nigdy nie nastąpi. Gdyby do tego doszło mówi, że by zamarł. Ja (Dr Amos) uważam, iż może Max wcale nie chce zdobyć obiektu swego pożądania, że kładzie większy nacisk na staranie się, niż na przyczynę. Nadal nie wiem tego na 100%, może czas pokaże. Pytany, czy jakieś inne dziewczyny go interesują odpowiada „Jakie inne?” To pozwala mi sądzić, iż to niezdrowe zainteresowanie urosło i może zakłócać jego punkt widzenia (no cuś ty?”)
O, tu są prawdziwe perełki, trochę dalej, pomijając konflikty rodzinne.
Max mówi, że jego największe obawy wiążą się z wyjawieniem Tess swojego sekretu. Nadal nie poczyniliśmy postępu w odgadnięciu jego sekretu. Zakładam, iż musi on być naprawdę duży. Tak duży iż powoduje uczucie nienawiści do samego siebie, które z kolei sprawia, że Max pożąda rzeczy, których nie może mieć, ponieważ nie czuje się wystarczająco wartościowy, by je mieć. Pożądanie może być formą karania samego siebie. Wydaje mi się, iż ten sekret jest jakimś przestępstwem, które popełnił (pudło), lub może wynikać z wypadków, które zdecydowanie są poza jego kontrolą (bingo).
WOW, Max to większy czubek niż myślałam. Bardziej pokręcony niż baranie rogi.
„Jezu Liz, jesteś większym czubkiem niż myślałem.”
Haha „Na przykład?”
„na przykład” unosi brwi „Powiedziałaś dr Amosowi, że twoi rodzice są rosyjskimi szpiegami i że masz sześć palców?”
Uśmiecham się głupawo „to akurat prawda.”
On też się głupawo uśmiecha „Chciałbym to zobaczyć.”
„Może później. A co z tobą? Kontynuuję „ Nie ja zrobiłam z tabasco fetysz.”
„to jest smaczne” mówi wracając wzrokiem w moje akta.
A czytaj zdrów Maxie Evans, i tak nic tam nie znajdziesz. Ciekawa jestem co najbardziej przykuło jego uwagę.
„Dużo mówisz o kosmitach mówi nerwowo.
„A, zgadza się.” Mówię „doświadczyłam uprowadzenia.”
„Jasssne.” Mówi. Wygląda na to, że powoli się chłopak przyzwyczaja do moich kłamstw. Ciężko przełyka „Tu pisze, że wiesz kim są kosmici.”
„Każdy ma swoje typy.”
„A kogo każdy podejrzewa?”
„Ciebie.”
O cudna satysfakcjo. Gdybyście tylko mogli zobaczyć wyraz jego twarzy. „Nie martw się” mówię i tajemniczo pochylam się ku niemu „Ja wiem, kim NAPRAWDĘ są kosmici.”
A on jest kompletnie zmieszany. „Kto”
„Ja.”
„Tak?”
„A tak.”
Wierci się nerwowo, każda aluzja w złym guście jaką mam właśnie poleciała w niebyt. „naprawdę bym chciała, żebyś nie mówił nic, ale to musi być naprawdę ciężko tak ukrywać się przed wszystkimi, życząc sobie rzeczy, które nie są mi potrzebne.”
„To prawda.” Mówi.
Chyba przekonuję się do niego. Zdzieranie kolejnych osłon to kwestia sekund.
„Może możemy znaleźć odniesienie” mówię „ Tak naprawdę chyba nie ma znaczenia kim są kosmici.”
Czy ja próbuje go pocieszyć? Czemu ja próbuję go pocieszyć?
„A czemu nie?”
„co?”
„czemu myślisz, że to nie ma znaczenia?”
„A.. bo.. ja jestem tak samo normalna jak ty, ty tak samo normalny jak ja> mówię nie wiedząc właściwie po co.
Jego oczy przeskakują ponownie do moich akt w potrzebie szybkiej zmiany tematu i udając, że mu to wisi. Uśmiecha się. „Wyparcie się romantycznych uczuć?”
„Tam nie wolno” mówię.
„Zazdrosna? O Tess?”
„nie.”
„Liz, lubisz Kylea?”
NIE, Boże , nie.”
„Hmm.....” mówi.
Znowu głupio się uśmiecha, marzę, żeby mu zetrzeć ten uśmiech z twarzy „Podobałoby ci się, co?”
„Co?”
„Podobałoby ci się, gdybym zdjęła Kylea z twojej głowy, bo maiłbyś wtedy Tess CAŁĄ dla siebie.”
Jego głupi uśmiech znika „Co?”
„przestań zgrywać debila.”
„Nie to miałem na myśli Liz.”
Znacie to uczucie, kiedy serce zaczyna bić tak szybko, że wręcz widzicie krew pędząca przez żyły.
„dla twojej informacji, nie żywię WYPIERANYCH ROMANTYCZNYCH UCZUĆ w stosunku do Kylea, właściwie to spędziłam całe popołudnie obserwując jak jego życie wali się w gruzy podczas gdy ty byłeś zajęty zabawianiem jego dziewczyny przez całą nockę.”
„my nie robiliśmy nic takiego... my tylko...”
„ZWISA mi to co robiliście.”
„Więc czemu się tak wściekasz?”
Bo najwidoczniej wcale mi to nie wisi. Pora wrócić do porządnickiej dziewuszki.
„Naprawdę myślisz, że Tess jest taką osobą, której możesz powierzyć swój sekret?”
Teraz to i on się wkurzył „Oczywiście, że nie.”
„Więc czemu...”
„To właśnie sedno Liz. Z nią mogę udawać jakby nie było żadnego sekretu, ona też ma sekrety i nie musimy o takich rzeczach rozmawiać.”
Uśmiecham się z niedowierzaniem, facet kompletnie nie kuma czaczy. „ A czemuż to do cholery myślisz, że teraz ona zwraca tyle uwagi na ciebie? Zapamiętaj sobie Max, ona w końcu wyjawi ci swoje sekrety, ale wtedy one mogą ci się nie spodobać.”
To odpowiedni moment na wkroczenie z „zaprzeczeniem.” „Pojęcia nie mam o czym mówisz.” Mówi Max.
A nie mówiłam.
„Idę.” Mówi.
„Do boju.”
A ty nie idziesz?”
„nie.”
Kiedy jestem naprawdę wściekła zamykam papę, ale kłamstwa i tak same wyłażą.
„Ja tu nocuję” mówię. „Nie wiesz, przecież tu mieszkam.”
„Liz.”
„Niespodzianka, dr Amos naprawdę jest moim kosmicznym ojcem, wiesz, kiedy ufoludki się dobierają w pary odgryzają sobie głowy jak modliszki.”
On się nie odzywa.
„To dlatego moja mama nie żyje. Nancy Parker to tylko wymysł twojej wyobraźni”.
Spogląda na swoje kolana a w jego oczach pojawia się to dziwne spojrzenie, potem gapi się na moje czoło „Widziałaś, prawda?”
„Widziałam?”
„Widziałaś, co stało się z Tess, to było na wprost twojego domu... powinienem był się domyślić, że wymyśliłaś tę historyjkę z zapleczem.”
„nie widziałam nic w tym stylu Maxie Evans, a teraz idź zanim zmiażdżę cię na proch mymi kosmicznymi mocami.”
„Boże, dlaczego nikomu nie powiedziałaś?
Kręć... kręć.. kręciołku... kręć... kręć... Zabierz mnie stąd.
„Głowa mnie boli.”
„Och.” Chwyta moją rękę „Chodźmy stąd, ok.?”
Puszczaj moją rękę.
„Dobra” mówię.
Wszystko jest jakieś zamazane od momentu, w którym wypycha mnie przez okno. Wszystko boli.
Ciągle myślę o wypieranych uczuciach romantycznych, o niezdrowym zainteresowaniu.
Wiem, że jest niezdrowe kłamanie takie jak to.
Ale spójrzmy prawdzie głęboko w oczy: gdzie zawiodłoby mnie mówienie prawdy? Mówię wam, ze nigdzie. On nadal ma te niezdrowe zainteresowania. Mówienie prawdy nigdy nigdzie mnie nie zaprowadziło.
Nie mogę powiedzieć prawdy, jeszcze nie teraz.