—Crather Leviathan
„Dziwne.” Mówię gdybyśmy byli nieco bardziej szurnięci może byśmy to szybciej zrozumieli.”
Potakuje w zastanowieniu „Co czytasz?”
To właśnie wtedy ja pokazuję mu jak wygląda mój świat. Pokazuję mu książkę, z olbrzymim szklanym domem. Ciemna czerwień z małymi złotymi plamkami wewnątrz. Kształt kopuły z okrągłą dziurą na samej górze na sztuczne ognisko, zbudowany na zboczu górze.
„Lepiej nie przenoś się na zachodnie wybrzeże” mówi „Zbyt wiele trzęsień ziemi.”
Podążamy do działu z kosmiczną mitologią i spoglądamy na obrazek z plamkami. Najzabawniejsze to fakt, że on wie, co niektóre z nich oznaczają.
Mówię :”Dziwaczne”
Idziemy do działu ogrodniczego i pokazuję mu moje ulubione rośliny tropikalne.
Idziemy do działu fotograficznego i on pokazuje mi swojego ulubionego fotografa.
Myślę sobie: Wow, on naprawdę potrafi myśleć o czymś innym niż tylko Tess.
A potem on mówi: „Powinniśmy już wracać, mam randkę z Tess o 5.”
Patrzę na niego i myślę: rzeźnia.
Kiedy już siedzimy w wozie i jesteśmy w drodze nach hause on pakuję rękę do torby i mówi „mam coś dla ciebie”.
Wyciąga małego jaskrawozielonego kosmitę na pomarańczowym podium. Naciska mały guziczek a kosmita rozpada się w garstkę kości. „To durne” mówi „ale pomyślałem, że to zabawne, wiesz, to taki jakiego ma dr Amos w swoim biurze.”
Patrzę na niego i myślę: amputacja.
Myślę o ranach postrzałowych.
Myślę o kompletnej mózgowej traumie.
Myślę, że myślę w niewłaściwym kierunku tak myśląc.
Łapię kosmitę i podtykam mu pod nos: „To ty?” pytam.
On odpowiada: „No, całkiem możliwe”.
„Który z nich to ty.” Mówię przyciskając i zwalniając guziczek „Szczęśliwy mały ufoludek, czy bidna , maluczka kupka kosteczek?”
„Jedno i drugie chyba.”
To moment, w którym zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo samolubna jestem.
To moment, w którym zdaję sobie sprawę z tego, jak miło jest widzieć go gdy się uśmiecha.
Mogę powtarzać tryliony razy bez wiary we własne sowa, że tu nie chodzi o mnie. Mogę go odmalować jak tylko zechcę. Ale fakt jest taki, że tu naprawdę nie chodzi o mnie. Jego problemy to moje pomnożone 100 000 razy. Ja tylko się zgrywam. Ja tylko obserwuję. Kiedy on idzie na randkę z Tess muszę odłożyć na bok moje uczucia. Muszę zabłąkać się ponownie w moich fantazjach, by uczynić to bardziej znośnym.
Nigdy nie będę Tess.
To niezdrowe myśleć, że kiedyś mogłabym być Tess.
Sięga po zabawkę.
„Moja” mówię.
„Nie mogę się tylko pobawić?”
„Nie”.
Śmieje się „Proszę?”
„Nie zepsuj”.
„Nie zepsuję!”
Podczas jazdy obserwujemy jak mały kosmita rozpada się i zbiera do kupy miliony razy.
„Za dużo się nim bawisz” mówię „Zepsujesz.”
„Nie zepsuję! Mówi „Jezu, zawsze przecież mogę kupić kolejnego.”
Wyciągam dłoń „Oddawaj.”
Rzuca na mnie wzrokiem i oddaje mi spowrotem mojego szczęśliwego ufoludka „Nie martw się mój mały szczęśliwy ufoludku mówię „Nie pozwolę dużemu ufoludowi dłużej się tobą bawić.”
Myślę: do czego się zredukowałam?
Siedzę tu gadając do plastikowej zabawki co najmniej jak do psa.
Max mówi: „Nigdy nie podziękowałem ci...za... za to, że nikomu nie powiedziałaś.”
„Nie ma o czym mówić.”
„Nie, serio, nawet wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby ktoś inny się dowiedział.”
„no cóż” mówię „Zrobiłam to z czysto egoistycznych pobudek. Nie chcę patrzeć jak Roswell przeżywa to jeszcze raz.”
To, rzecz jasna, gówno prawda. Zrobiłam to dla niego. Chciałam go ocalić.
„Cóż.. dzięki w każdym razie.”
„dobra..”
Zgadliście, że ciężko znoszę komplementy. Nie przywykłam, by ktoś mnie nimi obdarowywał zbyt często, sama też rzadko je rozdaję.
Kiedy wysadza mnie pod Crashdown w ręce trzymam zabawkę, zmuszam się do uśmiechu i mówię „Mały szczęśliwy ufoludek ma nadzieję, że będziesz się dobrze bawił na swojej randce.”
On ponownie się uśmiecha. Myślę: śmierć, części ciała, złe rzeczy, sami wymyślcie resztę.
Max mówi „Wiesz co, jak będziesz częściej rozmawiać z tym kosmitą, możesz potrzebować dodatkowych sesji z dr Amosem.”
Kładę palca na głowie małego ufoludka i kręcę nią „Daj jej spokój”.
Po tym jak odjeżdża wchodzę do Crashdown i wślizguję się w jeden z boxów. Courtney natychmiast pojawia się przed moim nosem. „Czy to był Max Evans.”
„A pewnie, że był.”
A potem Courtney mówi „Lepiej nie wchodź w drogę Tess.”
A ja „ Nie jestem w nastroju Courtney, odpieprz się.”
Gdybym tylko miała kamerę.
Podczas gdy Courtney odchodzi, ktoś inny wciska siew box obok mnie i mówi „To było ostre.”
Odnotujcie moje wewnętrzne przerażenie.
„Haj – Eddie” mówię monotonnie „Nie, nadal nie idziemy do kina.”
„Dla mnie gra” mówi „ możemy tu tylko siedzieć i jeść.”
„Litości.”
„Cudownie” mówi „Umawiasz się z Evansem?”
To jedyne kłamstwo, jakiego nie mam ochoty powiedzieć.
„Nie.”
„Jazda.”
Eddie wygląda jakby za długo przebywał z kapelą rockową. I potrzebuje fryzjera. Wyglądałaby na ludzia, gdyby się ostrzygł. Nosi skórzaną kurtkę.
Mówię „To wstrętna kurtka.”
„Bo skórzana?” pyta.
„No.”
„Ta sama krowa zdechła ci na te hamburgery, które właśnie jesz.”
Odnotujcie moją oślepiającą hipokryzję.
Ledwie unoszę kąciki ust w uśmiechu „traktuj mnie jako wegetariankę.”
„Pójdziemy wypalić skręta?”
„Nie sądzę.”
„Ok.”
Wstaje i mówi : „Kurtka to pleather”
„Że jak”?
„Ply-winyl”.
„PA.”
do zobaczenia w szkole” mówi uśmiechnięty.
Zastanawiam się, czy odczepiłby się, gdybym była dla niego miła.
Zaryzykować?
Maria znów rzuca mi to zabójcze spojrzenie. Wiem, że będę musiała przełknąć dumę i przeprosić któregoś dnia. Nie dzisiaj. Dzisiaj jest do dupy.
Idę na górę, kładę się na łóżko, myślę o niczym przez następne kilka godzin.
Nigdy nie miałam chłopaka. Nie prawda, że to przykre? Jestem w maturalnej na miłość boską. Jedyny to chłopak, z którym się całowałam w siódmej klasie podstawówki i byłam odpychająca.
Ale oto ja. Dziewica Maryja Klasy Średniej z przedmieści.
Czy zastrzelenie mnie, to prośba o zbyt wiele?
Myślę o samochodach zjeżdżających z urwiska.
Telefon dzwoni koło ósmej. To Max. I chyba to musi być coś porządnego, bo ledwo wydusza z siebie poszczególne słowa.
„O Boże” mówi „Muszę ci coś powiedzieć.”
„Niech zgadnę” mówię „Dostałeś wezwanie z rodzimej planety i musisz oddać im te swoje uszy.”
Potrafię tak bredzić, ponieważ jestem jego nowym przyjacielem. Obelgi są integralną częścią przyjaźni.
Nawet się nie uśmiechnął.
„Tess” mówi trzęsącym się głosem „Tess chce, żebym pomógł jej kogoś zabić.”
Myślę o martwych ludziach.
Myślę o życiu w więzieniu.
Myślę o wielkiej pomyłce.
...
I mówię „Oh.”