SPIN - czyli Kręciolek (23)
Czapterek dreiundzwenzig.
Tylko zamykam oczy.
Nie jestem na to przygotowana, ale pieprzyć przygotowanie. Czy ja kiedykolwiek w ogóle na cokolwiek byłam przygotowana?
Broń przy mojej twarzy, platoniczny-nagi-drugobazowy-pocałunek w basenie. Nigdy, mówię wam. Przygotowanie działa tylko wtedy, gdy masz jasny sens przewidywania rzeczy.
Nie chcę, ale myślami wracam znów do Tess i Courtney czytających babskie czasopisma w piątkowe wieczory, omawiających za i przeciw wymiany śliny i konkretnych taktyk poruszania wargami.
1. Usta miękkie i giętkie, wiecie. Nie za sztywne i nie za bardzo pasywne. Okey.
2. Przełknąć. To zwiększa czynnik wydzielania śliny. Jeśli nie masz czasu przełknąć musisz, z czego doskonale zdajesz sobie sprawę, znaleźć czas, by przełknąć, jasne?
3. I najważniejsze. Nigdy, przenigdy, pod żadnym wyjątkiem nie powinniście wpychać mu języka do gardła. Zbyt daleko posunięte. Jasne.
Całowanie ma swoją taktykę. Coś jak wojna. Nie ma świętości.
Dobra, może i trochę się denerwuję.
Tylko zamknę oczy.
Czemu on jeszcze mnie nie całuje?
Otwieram oczy i patrzę w to jego spojrzenie.
Co to za spojrzenie.
Zdziwienie? Wahanie?
„Coś nie tak?” pytam.
On tylko potrząsa głową. Co to za spojrzenie?
Jego kciuk przesuwa się po moim policzku a ja myślę o krwi i glutach i łzach zbełtanych z okrasą i o zamawianiu chińszczyzny.
Czułam to już wcześniej, kiedy spałam i obracałam się a mój policzek był przyciśnięty do poduszki. Od tamtego dnia, przytulam mój policzek i widzę broń przy mojej twarzy. Dotyk na moim policzku i widzę dziurę w lodówce z wyciekającą z niej krwią zmieszaną z ketchupem.
Dotknięcie mojego policzka i widzę nieczynną z powodu postrzału maszynkę do lodu.
Wygląda na to, że uczucia bliskości śmierci szybko się nie zapomina.
Jest nawet ciężej, gdy twoja czas nieustannie ci o tym przypomina.
Zastanawia mnie, czy istnieje jakiś podręcznik etykiety kosmitów. Czy niewłaściwe jest, by go poprosić o wyleczenie mojego policzka?
Myślę... : pieprzyć etykietę. To boli.
Jego kciuk przesuwa się ponownie w poprzek mojego policzka, zaczynam płakać.
„Nadal boli?” pyta.
„trochę.”
A on na to „O.”
Co to do cholery ma być za spojrzenie?
Więc mówię „Więc?”
„Więc co?”
„Więc możesz to wyleczyć?”
Opuszcza wzrok, zastanawiam się co się do cholery dzieje.
„Mógłbym” mówi.
„no wiesz, nie MUSISZ.”
„Wyleczę.”
Co to jest? Z pierwszej bazy do zera w 3,5 sekundy?
On nie chce mnie wyleczyć.
Zapytajcie jak ja się czuję.
„nie chcesz.”
„Liz, chcę.”
„nie, nie chcesz.”
Kładzie rękę na moim policzku i nie, jestem przekonana.
Wstaję i idę w drugi kąt pokoju.
„Liz.”
„Czemu nie chcesz wyleczyć mnie?”
„Chcę.”
Kłamie. To widać. Po jego oczach.
Gdyby to byłą kreskówka nad moja głową pojawiłaby się gigantyczna żarówka.
Mówię „Już nie chcesz być kosmitą.”
„Jestem zmęczony” odpowiada.
„Chcesz, żebym udawała, że nie jesteś kosmitą.”
„Możemy, proszę, iść już spać.”
Dokładnie wiem co on robi. Bo to coś, czego nie popuszczę.
Zrzuca buty i odkrywa kołdrę. Wygląda na wkurzonego. Na kogo się pytam? Bo nie jestem pewna. Może na świat.
„Prawdopodobnie to powinniśmy o tym porozmawiać” mówię.
„Jestem zmęczony.”
„Więc idź spać.” Mówię trzymać rękę na klamce.
„Pójdę. Gdzie idziesz?”
Gdybym tylko mogła mu skłamać powiedziałabym mu, że idę po wodę.
Odpowiadam „Musze pomyśleć, zaraz wracam” mówię.
„Liz.”
„spałam cały dzień i teraz chcę pomyśleć, więc mi po prostu daj pomyśleć.”
Już nawet na mnie nie patrzy.
Mówi „Nie jest bezpiecznie.”
„nic nie jest bezpieczne.”
Patrzy tym swoim wzrokiem na mnie i kładzie się do łóżka.
Jestem uczciwą dziewczyną, więc pytam „I kto teraz ucieka od swoich problemów?”
A on „Jestem zmęczony.”
Więc wychodzę.
Wychodzę na zewnątrz na chłodne powietrze tego brzydkiego miejsca, w którym się zatrzymaliśmy.
I wszystko zaczyna być coraz bardziej surrealistyczne.
W tej chwili czuję się odcięta od wszystkiego i prawdę mówiąc jestem emocjonalnie jałowa. Teraz moje życie zdaje się być podsumowaniem całej prawdy. Staram się tego nie spieprzyć.
Można powiedzieć, że jestem emocjonalnie wycieńczona.
I tak sobie siedzę tu i pogarsza mi się zanim m i się polepszy.
Myślałam, że punktem zwrotnym była broń przy mojej głowie albo butelka wskazująca na mnie albo moje emocjonalne puszczanie lodów albo sami wybierzcie. Ale może patrzę pod niewłaściwym kątem. Może życie nie ma jednego konkretnego, niepodważalnego punktu zwrotnego. To jak codzienne staranie o orgazm.
Staranie o orgazm.
Tylko mniej zabawne.
Nazywajcie mnie samolubem, ale nie tego teraz potrzebuje. On nie dał mi nawet wystarczająco dużo czasu na odzyskanie formy.
Brzydota otacza mnie. Hotelowe ściany są poplamione, prawdopodobnie z powodu sikających na nie ludzi. Za dużo takich obrazków, a przestajesz widzieć piękno nawet jak stoi przed tobą.
Tak czy inaczej, zamierzam teraz popływać i ulżyć wstrętnym wspomnieniom.
Basen jest otoczony zamknięta na kłódkę siatką. Otwarty jest tylko do dziewiątej, ale wisi mi to i powiewa. Przełażę przez bramę i oczywiście rozcinam sobie na niej rękę.
Krew. A to ci niespodziewajka.
Światła przy basenie są włączone. W hotelach tak już jest, że oświetlają basen całą noc.
Rozbieram się do samej mojej bardziej niż antyseksownej bielizny i włażę do wody. Parzy. Wolałabym, żeby była zimna.
Żeby była lodowato zimna.
Podpływam do krawędzi basenu i wciągam się na brzeg, siadam majtając nogami w wodzie.
Rozdzielona, oto czym jestem. Rozdzielona z moją przeszłością i przyszłością i w ogóle. Moje stopy nawet nie dotykają ziemi.
Rozcięcie na wewnętrznej stronie mojego ramienia zaczyna krwawić na co tylko się da. To jedno z tych, które wyglądają o wiele gorzej niż jest w rzeczywistości.
Całkiem niezły widok przedstawiam teraz sobą. Pół naga i krwawiąca gdzie się da.
Wierzcie mi, jest o wiele zabawniej niż to opisuję.
Brzydota nadal mnie otacza i patrzę na siebie i myślę o tym debilnym frazesie: nie możesz ich pobić, to się przyłącz.
Jutro będzie lepiej.
W tej właśnie chwili pojęcia nie mam o co chodzi. Nie czuję się ani dobrze ani źle.
Może to mechanizm ukrywający.
Nawet nie marzcie, że zacznę tłumaczyć.
Może to krzyk o pomoc.
Pomoc w czym? Nie jestem pewna. Ja tylko chciałam, żeby mnie wyleczył.
Ale on chce udawać kogoś kim nie jest, więc wygląda na to, że to jest właśnie mój problem. Wiem, wiem, wiem, że nie jestem zbyt wyrozumiała. To tylko chęć wyleczenia samej siebie skoro on się nie podjął.
Jutro będę wyrozumiała, dziś pławię się w rozdzieleniu.
Krew sączy się wzdłuż mojego boku.
Mijają minuty.
Dwa tygodnie, 6 dni, 11 godzin i 53 minuty.
No i oczywiście pojawia się Max. To znaczy, oczekiwałam tego.
Kuka przez bramę i pyta „Co robisz?”
Mi, mi nie przychodzi do głowy nic kompletnie innego jak tylko „Mechanizm ukrywający”
Otwiera bramę swoimi siłami ufoludzia Brama jest warta więcej niż ja.
Podchodzi do mnie i dostrzega moje maleńkie krwawiące zacięcie. „Liz, co się stało?”
„zapytaj mnie za 3 tygodnie.”
Krew go przeraża. Chce odwrócić wzrok, bo jestem w połowie naga. Słodkie, ale w tej dokładnie chwili... wisi mi to i powiewa.
Psychiczna nagość ma się nijak to nagości fizycznej.
Siada koło mnie i podnosi moje ramię.
Wygląda, jakby go torturowali.
„nie jest tak tragicznie” mówię.
„Wystarczająco źle.”
„No tak, nie wyleczysz jej dopóki się nie odezwiesz.”
A on tylko siedzi i wygląda na maltretowanego.
Mówię „Pogadamy jutro, za następne 3 tygodnie będzie wszystko ok.”
„Chodź pływać” mówię.
Mówię to, bo chcę, żeby mnie już dotykał i całował i nie wiem, ale chyba podążam ku uprowadzeniu.
„Muszę coś ci powiedzieć.” Mówi.
„teraz?”
„Tak mi się wydaje.”
Przysięgłabym, że wcale nie ma na to ochoty.
„Pogadamy jutro.” Mówię.
„Jutro?”
„No, jutro.”
„Ale jesteś wściekła.”
„Czy wyglądam na wściekłą?”
A on spogląda na mnie, zły pomysł, bo jestem pół naga.
Przełyka i odpowiada „Nie.”
Siedzę tu sobie i myślę: Max Evans chce mnie.
Więc mnie w końcu pocałuj.
Mówię „Pływamy.”
Zanurzam się w wodzie.
A on ściąga koszulę i mówi „Jak długo tu jesteś?”
„Parę minut.”
Zdejmuje spodnie i mówi „Staraj się nie myśleć o tym jak wiele facetów wygląda teraz z okien podniecając się widokiem nagiej dziewczyny w basenie.”
„Staram się.”
Wsuwa się do wody.
I wtedy jakby do nas dotarło. Jakby BOOM, razem półnadzy w basenie.
Znów.
Mówi „deja vu.”
„Przerażające” mówię.
A moje ramię na to: krwawię.
A my tylko patrzymy na siebie.
Ściera trochę krwi z mojego ramienia.
„Boli?”
„Przejdzie.”
A światełka w basenie się świecą, więc widzę dokładnie, praktycznie wszystko. Widzę, że on jest doskonały, tak jak myślałam.
Ale tak bardzo go pragnę. Pragnę, żeby trzymał moją dłoń i czekał aż zasnę.
Podchodzi o krok bliżej.
Chciałabym tylko, by mnie uleczył, ale biorę co los daje.
Wyciąga dłoń i przyciąga mnie do siebie, otacza ramionami moją talię. A ja oplatam rękoma jego szyję.
Tak właśnie serce czuje, gdy dzieje się coś dobrego. Coś czego potrzebowałeś.
Teraz wszystko jest inaczej, ponieważ czuję, że tego pragnie a ja nie muszę być nigdzie indziej. W końcu mogę zapomnieć o wszystkim innym.
Tylko zamykam oczy i oddycham.
Potem całuje mnie. A jego wargi są takie ciepłe, że zapominam o moim ramieniu i moim policzku.
Zapominam o krwi i o ojcach i Tess
Całuje mój podbródek i przesuwa się w dół szyi.
Zapominam, gdzie się zatrzymaliśmy ponieważ jego oddech jest taki ciepły a on ma taką miękką skórę, że mogę o tym wszystkim zapomnieć.
Jego palce błądzą w moich włosach a druga dłoń wędruje w dół mojej nogi. Nawet woda nie dostaje się pomiędzy.
Spoglądam w górę, w tym niebie coś jest. Coś innego. Jakby nas tu w ogóle nie było, jakby nas stąd wywiózł.
Nas tu w ogóle nie ma. Tu nie chodzi tylko o mnie, on jest ze mną.
Chwyta mnie mocno i podciąga wyżej, na swoje nogi.
Zamykam oczy i oddycham.
Znów mnie całuje, powoli. Przyciska mnie do ściany basenu.
To za wiele, dla nas obojga. Przeciążenie bezpieczników.
Nasze usta nadal się dotykają, ale nie wiem, czy to się liczy jako pocałunek.
Tylko oddychamy. Z zamkniętymi oczami oddychamy swoimi oddechami.
Powietrze, którym on oddycha jest inne niż to, którym oddycham ja. Ma w sobie życie, elektryzuje. Czuję je na tylnej ściance gardła.
To się dzieje naprawdę.
Jest jakaś delikatna zmiana powietrza, kiedy porusza się. Otwieram oczy, on patrzy na moje ramię i znów wygląda jakby ktoś go torturował.
Dotyka mojego ramienia i szepcze „nie radzę sobie z tym za dobrze.”
„Z czym?”
„Jeśli cię wyleczę, zobaczysz rzeczy.”
„Więc?”
„Więc powinienem ci najpierw coś powiedzieć.”
„Coś złego?”
„Nie wiem, może to złe, może dobre, to zależy od ciebie.”
„Powiedz mi cokolwiek.”
Zdenerwowany bierze oddech i mówi „Może nie jesteś jedyną, która dobrze kłamie.”
„Co masz na myśli?”
„Znasz mój sekret Liz, mój wielki sekret. Ale mam i inne” mówi. „Może nie ty jesteś szalona.”