SPIN - czyli Kręciolek (29)
STEP TRZECI : UWOLNIENIE SIĘ OD POCZUCIA WINY
Maria ma na sobie pomarańczową koszulkę, więc to musi być wtorek. Znacie zasady.
Mówi do mnie „ZDAJESZ sobie sprawę, że już nie chodzisz tu do SZKOŁY.?”
„A, tak, wyszła już gazetka szkolna?”
„Tak, w pierwszym semestrze.”
„Nie czytałaś?”
Alex na to „Pachniesz ... farbą.”
Ja na to „Dziwne.”
„Coś się święci.”
„„A-a”
„Gdzie idziesz?”
„zaraz wracam.”
Muszę odnaleźć gazetkę. Rzecz w tym, że nie jestem szkolną dziennikarką, więc trzymajcie za mnie kciuki.
Max dostrzega mnie w korytarzu, uśmiecha się do mnie – ten jeden uśmiech – i mówi „Co tu robisz?”
„szczerze?”
„Szczerze.”
„Spiskuję przeciwko tobie.”
„Brzmi niebezpiecznie.”
„no cóż, znasz mnie.”
Chwyta mój nadgarstek, przyciąga nieco bliżej siebie, mówi „Pachniesz... farbą.”
Wzdrygam się.
W korytarzu błąkają się ludzkie sylwetki. Eddie wyciąga numer szkolnej gazetki. Podchodzi do nas, wręcz ją Maxowi „Słyszałeś, że to podpucha?”
„Że co to podpucha?”
Eddie „To przygnębiające, przysiągłbym, że jestem jednym z nich.”
Max dalej swoje „Podpucha że co?”
Eddie „Imprezka dzisiaj u mnie w domu.”
A Max dalej swoje „Podpucha że co?”
Eddie odchodzi.
Max wygląda na spłoszonego, zaczyna się jąkać „Liz... Liz Liz ... jaka podpucha?”
Ja na to „A daj pokój duszy... cała ta kosmiczna sprawa... całkowita podpucha.”
Żuchwa mu opada „Że jak?”
Wskazuję na gazetkę „czytaj.”
Więc czyta.
Rzecz w tym, że powinnam była wpaść na to wcześniej.
A w duszę, co się stało, to się nie odstanie.
Więc co też on czyta?
Gorący temacik napisany przez szczerze wam oddaną, z całym moimi pędem do sławy nie mogę się mylić.
Jestem przewodniczącą koła naukowego nad bardzo naukowymi badaniami siedzę, poświęconymi rzeczom odkrytym w jaskini.
Przewodnicząca klubu naukowego, cóż ona odkryła? Ano, że to przeciętne, normalne rzeczy i materiały. Takie co to w domu znaleźć można. Nawet udziela wskazówek jak zbudować jaskinię kosmitów na własnym podwórku.
Mówię „Ten stożek, Tess pomalowała go na różowo, mam nadzieję, że ci to nie robi różnicy.”
Na to Max „ ...”
„pomyślała, że tak wyglądałby ładniej, potem dodałyśmy trochę zielonych kropek ... wiedziałeś, że tę jaskinię tak na serio to widziało tylko pięć osób? Nie wliczając was?”
Na to Max „ ...”
„Więc dostałam tych dziwnych plamek na rękach i teraz już będę specjalna, tak?”
Max czyta „ ... metal, jaki można znaleźć na każdym złomowisku pomalowany farbą, prawdopodobnie para dzieciaków postanowiła się pobawić na pustyni i stworzyła cały ten kram, kto by pomyślał?”
Sedno jest tu: nawet, gdyby ktoś w to nie wierzył, a pewnie ktoś taki się znajdzie, nie ma to najmniejszego znaczenia.
Ponieważ to wszystko co Roswell potrzebowało wiedzieć.
Zaczęło się od plotki i na plotce zakończy. Ja tylko łączę dwa końce historii.
Dobra jestem? Tak czy nie?
Max otwiera usta i : „ ... „
Potem wpycha mnie do składziku.
Mówię „Co nam mówili o włażeniu tutaj?”
Max na to „Ty ... „ bierze moja twarz w dłonie i zaczyna ją całą całować. „... jesteś genialna?”
”Myślałam ,ze to leciało coś w stylu „wara od szkolnego składziku”.”
„Myślisz, że to zadziała?”
Potakuję „Znasz potęgę popularności Tess, pomaga mi, myśli, że robię to dla siebie.”
Max uśmiecha się i zagryza dolną wargę, pochyla się tak, że stykamy się czołami, mówi ... „Liz...”
Spoglądam na niego i mówię „Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin...”
Tacy jesteśmy, Max i ja.
Trzeci raz zachowujemy się jak drugoklasiści, drażniąc się bezlitośnie.
I kolejny raz odgrywamy tragicznych Romeo i Julię, spijając powietrze które wydychamy i zaglądamy w dusze swe.
I kolejny raz ... się... wyobraźcie sobie resztę.
Taaa.
A tak w ogóle...