Spilled Paint
Stałem po drugiej stronie ulicy i spoglądałem na jej okno. Było ciemno.
Jej okno było zasunięte. Nic dziwnego.
Zastanawiałem się czy było naprawdę zamknięte.
*********************
"Nie, Michael --" starała się mówić, powstrzymać mnie. Nie chciałem tego słuchać. Moje usta przesunęły się po jej szyi. Kiedy mruknięcie wydobyło się z jej gardła, czułem wibracje przedostające się przez jej skórę.
Fizyka może być jednak fascynująca.
Przysunąłem jej ciało bliżej swojego. Była taka delikatna — bez względu na to jak blisko ją przysuwałem, jak mocno obejmowałem, ona wciąż topniała. Mógłbym to robić tygodniami. Latami.
"Michael ——" usiłowała się oprzeć " —— nie powinniśmy"
"Nie obchodzi mnie to" Ciekawe jakiego szamponu używała? Czułem wanilię i... coś jeszcze, sam nie wiem co. Nęcący zapach doprowadzał moje zmysły do szału. Może zdobyłbym taki dla Marii? Liz zabiłaby mnie, gdybym to zasugerował.
"Michael, jeśli Max się dowie --" nie pozwoliłem jej skończyć. Jej usta były idealne. Miękkie. Ciepłe. Czy ona kiedykolwiek potrafiła zamilknąć?
Przesunęła swoje dłonie na moją klatkę piersiową i oparła się z naciskiem "—nie potrafię"
"O co chodzi?" zapytałem łapiąc oddech. A potem zobaczyłem jej twarz.
Jej oczy poczerwieniały i zamgliły się. Płakała.
Nigdy wcześniej przy mnie nie płakała.
"Nie potrafię dłużej" wymamrotała. Nawet na mnie nie spojrzała "Co z Marią – co z Maxem – Co się stanie, jeśli mnie pocałuje i zobaczy ciebie? Michael, nie mogę"
"Liz," powiedziałem spokojnie "Wyluzuj, dobrze? Po prostu uspokój się"
"Nie słuchasz!" krzyknęła i odepchnęła się ode mnie
"W porządku!" wrzasnąłem i zerwałem się z miejsca. Niczym burza przeszedłem na drugi kraniec pokoju, przewracając farby i pędzle stojące na stoliku. Farba rozlała się, torując sobie drogę przez podłogę, tworząc czerwony strumień pomiędzy nami. Wydawało mi się, ze słyszę jak płacze.
Dobrze.
Nigdy się nie kłóciliśmy. Nigdy nie krzyczeliśmy. A teraz ona sprawiała, ze wrzeszczę. Co się z nią działo? Była taka wkurzająca...
I piękna.
Spojrzałem na nią zza stołu. Siedziała na mojej kanapie, twarz ukryta w dłoniach, mroczna, fale włosów opadały na jej ramiona. Potrząsnąłem głową. Ona stanowiła naprawdę niebezpieczną i śmiertelną mieszankę. Nie dziwię się, że Max nie może się powstrzymać.
Musiałem sobie z tym poradzić.
"Liz..." znów potrząsnąłem głową. Kontrola. "Czego ty chcesz?"
Jej dłonie powróciły na uda. Usta rozchyliły się a potem zamknęły, kiedy powróciła na mnie wzrokiem. Wlepiła wzrok w punkt przed sobą i zaczęła się lekko kołysać, w te i z powrotem, w tę i z powrotem. Jej wargi zadrżały.
Bała się. Wina uderzyła we mnie wraz z kolejną porcją krwi. Ona bała się mnie.
Po prostu nie wiedziała co zrobić, kiedy wpadłem w furię. Pewnie wystraszyłem ją na śmierć swoją małą scenką wściekłości. Świetnie. Chciałem dać upust swojej energii a skutek był taki, że ją przeraziłem.
Dać upust energii? Kogo ja chciałem oszukać? Spędziłem lata z Hankiem i wciąż się go bałem. A teraz zachowuję się jak on – wybuchałem, kiedy coś szło nie po mojej myśli, kiedy nie dostawałem to czego chciałem. Nawet gdybym chciał tego ponad wszystko. Nic dziwnego, że drżała.
A co jeśli mi powie, że to już koniec?
Zniósłbym to.
Taaa.
Nabrałem głęboko powietrza. Musiałem się uspokoić, zrelaksować, zapanować nad sobą. Musiałem być chociaż odrobinkę milszy dla niej.
Dlaczego zawsze odtrącałem ludzi, na których mi tak zależało?
"Dalej, Liz." Spokojnie. Oddychaj. Będzie dobrze. Powtarzaj to sobie. Lepiej. Głęboki oddech. "Nie musimy-- "
"Nie sądzę, żebym była w stanie dłużej udawać, ze cię nie kocham" szepnęła
Wszystko stanęło w miejscu.
"Co?" zapytałem półszeptem
Nie powiedziała tego. Nie powiedziała tego.
Prawda?
Jej wzrok utkwił na mnie. Kropelki farby wciąż skapywały na podłogę. Na dworze jakaś para się kłóciła. Nie słyszałem tego..
"Michael --"
Ona pierwsza przerwała ciszę. Coś we mnie trzasnęło. Stół odleciał. Musiałem do niej podejść.
Pocałowałem ją nim zdołała się zorientować.
c.d.n.