_liz

Polar Novel (11)

Poprzednia część Wersja do druku

Communicating

"Jesteś pewna?"
"Tak" skłamałam "Jestem pewna."
"No dobra" powiedział "Wiec jak... tego -"
"NIe wiem" od razu powiedziałam. Nienawidzę takiej niezręczności.
Właśnie leżeliśmy na moim łóżku. Usiłowaliśmy się ‘skomunikować’. Michael miał zamknięte oczy. Uśmiechnełam się. Wyglądał uroczo.
Onieśmielająco, ale uroczo.
Jego prawe oko otworzyło się, żeby skontrolować mnie. "Liz..."
"Wybacz" mruknęłam, kładąc głowę na poduszce i ukrywając uśmiech. "Przepraszam bardzo."
Przewrócił oczami. "Po prostu skoncentruj się, dobrze?" przechyłi głowe w lewo, potem w prawo, rozluźniając mięśnie szyi. Usiedliśmy. Po turecku. Westchnął głeboko, kładąc dłonie na kolana. "Powinno się udać."
Koncentracja. Relaks. To w końcu co?
Zamknęłam oczy. Spróbuję się zrelaksować...
I wtedy to się stało.
* * *
{SŁYSZYSZ MNIE?}
Gdybym w wyobraźni też miała błonę bębenkową, już by pękła.
{Tak, Michael, słyszę. Nie musisz wrzeszczeć.}
Zero dopowiedzi. Może go zraniłam.
{Widzisz coś?} teraz brzmiało lepiej. Miękko.
{Jeszcze nie -}
Jak otworzyć oczy, kiedy to nie są twoje oczy?
{Michael, otwórz oczy.}
Otworzył oczy, a ja uniosłam jego głowę i spojrzałam na samą siebie, siedzacą naprzeciwko.
Nieźle...
Podejrzewałam, że Michael widzi rzeczy podobnie jak ja.
Myliłam się.
Jego wizje były...intensywne. I ostre. Widziałam szczegóły, jakich do tej pory nigdy nawet nie zauważyłam. Niesamowite. Jakbym widziała rzeczy z większej perspektywy niż kiedykolwiek. A kolory jakie spostrzegał... zaskakujące.
Głębokie. Soczyste. Niesamowicie jasne.
{Musi widzieć w skali 20/10,} pomyślałam
{Słyszałem} odpowiedział. Czy tam pomyślał. Mniejsza o to.
{Wiec to działa.}
{Tak.}
Czy tak to widział cały czas?
Opuścił głowe i wbił wzrok w kołdrę. Widziałam dokładnie drobne nici i każdy mankament ręcznego wykonywania. Wszystko wydawało się być takie – jasne, wyraźne, piękne. Jeszcze nigdy, przenigdy nie widziałam takich kolorów. Zamknął oczy.
Usłyszałam czyjeś kroki, na zewnątrz, na ulicy. Ulicę stąd. Usłyszałam omdlałe miauczenie, wiedziałam, że dobiegało z daleka.
On słyszał wszystko.
A potem usłyszałam – raczej poczułam – coś innego.
Bicie jego serca.
Już nigdy tego nie zapomnę. Czułam jak jego serce bije, jego klatka piersiowa podnosi się i opada, widziałam jak postrzegał świat dokoła. Podniósł głowe i spojrzał na mnie.
{Wszystko dobrze?}
Nie wiedziałam jak odpowiedzieć. Dobrze?
Wszystko wyglądało tak pięknie.
Łącznie ze mną.
{Liz?}
{Tak, w porządku.}
{Może teraz ja powinienem spróbować.}
{Racja...Jak -}
Poczułam nagle coś w rodzaju – mentalnego szoku – a potem byłam już odłączona. Potężny szok. Nabrałam powietrza i otworzyłam oczy. Jego oczy były wciąż zamknięte, też nabrał głęboko powietrza, zanim na mnie spojrzał.
"Wszystko dobrze?" zapytał.
"Tak" odpowiedziałam, dotykając niezręcznie obojczyka. To było naprawdę dziwne. "Wszystko ok."
"Oddychałaś cały czas, kiedy byłas wyłączona."
"Co?"
Wskazał na mnie. "Twoje ciało" powiedział "Wciąż oddychałaś, kiedy się komunikowaliśmy."
Więc tak to nazywał. Komunikowanie. Maria miałaby ubaw.
Nie, nie miałaby.
Ja nawet nie myślałam o tym, jak o opuszczaniu swojego ciała. "To chyba nie tak" powiedziałam "Nadal wiedziałeś gdzie jestes, kiedy byłes na balkonie, prawda?"
"Kiedy byłas pod prysznicem?"
Starałam się nie przypominac sobie tego. "Um, tak" odpowiedziałam
Zastanawiał się przez chwilę. "Nie pamiętam" odpowiedział "Byłem raczej skupiony na czyms innym."
"W to nie wątpię" mruknęłam. Ale ze mnie naukowiec. Nie wzięłam nawet pod uwage mozliwości, że mogę zapomniec oddychać.
"Ok" powiedział wreszcie "Gotowa?"
"Teraz?"
"Tak" powiedział, marszcząc brwi "Teraz."
"Może powinnismy poczekać -"
"Nienienie" powiedział, unosząc dłonie "Nie. Sama powiedziałaś, że musimy się dowiedzieć. Więc się dowiadujemy."
Czarne albo białe. Teraz albo nigdy. Koniec dyskusji.
Tyle za taką komunikację.
"Ok" zgodziłam się. Wyprostowałam plecy i położyłam dłonie na kolana. Spokojnie uwolniłam pokłady powietrza z płuc, żeby się zrelaksować, zamknęłam oczy.
To zajęło kilka sekund.
* * *
{Liz?}
Zero odpowiedzi. {LIZ?}
{Wszystko dobrze, Michael – a z tobą?}
{Nigdy lepiej. Otwórz oczy.}
Otworzyła, a ja ledwo opanowałem się, żeby nie podskoczyć.
Zaskoczyło mnie, że kolory były tak zmętnione. O wiele bardziej zamglone, niż takie, jakimi widziałem je własnymi oczami. Ale nie to było druzgocące.
Liz kochała wszystko co było w jej pokoju.
Nie wiem jak wyjaśnić skąd to wiedziałem. Po prostu wiedziałem. Jej szafka wyglądała inaczej. Jej pościel też.
Nie, nie wyglądają inaczej, Guerin. To ty je widzisz inaczej. Spojrzałem na pościel i już wiedziałem, że uszyła ją jej babcia.
Skąd mogłem to wiedzieć?
Podniosła oczy znad kołdry i spojrzała na mnie. Moje oczy były zamknięte. Widziałem jak moja klatka piersiowa unosi się i opada.
To było naprawdę dziwne.
{Michael?}
{...co?}
{Czy Max albo Isabel kiedykolwiek mówili o zdolności do czegoś takiego?}
{Nie, nic mi o tym nie wiadomo.}
To ją uszczęśliwiło.
Zdecydowanie dziwne, pomyślałem. Spojrzałem uważniej na pościel, chcac jej dotknąć.
Wyciągnęła swoją dłoń i dotknęła jej. {Dzięki.}
{Nie ma sprawy.}
Miała piękne dłonie.
{Słyszałam to.} uśmiechnęła się.
{Ok -} Mielismy mnóstwo czasu. Teraz już wiedzieliśmy, że to działa. {- wypuść mnie.}
{Jak mam to zrobić?}
{Po prostu, no wiesz – wyrzuć mnie.}
{Wyrzucić cię?}
{Tak. Tak jak to zrobiłas pod prysznicem.}
Upsss. Zły przykład.
{Masz na myśli -}
W ułamku sekundy dowiedziałem się, jak wściekła może być dziewczyna.
{- coś takiego?}
Moje ciało spadło z łóżka i zleciało na podłogę z hukiem. Złapałem gwałtownie powietrze i złapałem się za głowę. "Auł" jęknąłem.
"Michael -" przechyliła się przez skraj łóżka. Najpierw zmartwiona, potem ledwo powstrzymywała śmiech. Bardzo zabawne. "- jesteś cały?"
Spojrzałem na nię. "Następnym razem" powiedziałem "Staraj się tylko szturchnąć." Masowałem tył głowy
"Dobrze" powiedziała zeskakując z łóżka "Omówmy granice."
"Co?"
"Jeśli chcesz mi wejść do głowy, Michael, najpierw zapytaj."
"Ale co jeśli -"
"Nie podlega negocjacji" odpowiedziała wyciągając ręce
Ile bym dał za zrozumienie kobiet.
"W porządku" mruknąłem, wstając. Ciekawe czy mogłaby mi dac trochę lodu na głowę. "Zapytam."
"Dobrze" powiedziała, splatajac ze sobą ręce. "Idę zrobić sobie maseczkę."
"Co?"
"Maseczkę, Michael," powiedziała, kierując się w stronę łazienki "Krem na twarz, który oczyszcza skórę."
"Fuuj."
"Co?" zapytała obracając się "Co w tym złego?"
"Masz na myśli to paskudztwo, które kobiety nakładają na twarze?"
"Cóż tak" odpowiedziała "Robię to raz na kilka tygodni."
"Wychodzę" skierowałem się w stronę okna. Zatrzymała mnie.
"Daj spokój" zaśmiała się, przysuwając się do mnie. Droczyła się ze mną.
"Liz, naprawdę" uniosłem dłonie "Nie jestem na to gotów."
"Oh, ja mam zaakceptować ciebie jako kosmite, a ty nie możesz zaakceptowac maseczki?"
Moja twarz kamienieje. "Jaki ma kolor?"
"Niebieski."
Liz z niebieską twarzą? Widziałem w tym Isabel jednej nocy, kiedy musiałem u nich przenocować. Prawie krzyknąłem i obudziłem wszystkich domowników. Potem Max prawie obudził swojego ojca, nie mogąc powstrzymać smiechu. Dręczył nas tygodniami.
"Cóż -" udawałem, że się zastanawiam. "No dobra." Uśmiechnęła się i wyciągnęła w moją stronę dłoń.
Udałem, że skręcam w lewo i uciekłem w prawo, prosto do okna.
"Do zobaczenia jutro" powiedziałem. Ha! Zmyliłem ją.
No, nie całkowicie. Uderzyła mnie zanim zdołałem całkowicie wyjść.
"No ja myślę" zawołała za mną.
Po barwie jej głosu mogłem stwierdzić, że się uśmiechała.
* * *
Więc się ‘komunikujemy'. Tak to nazywaliśmy.
Kiedy się uspokoiłam, miałam mnóstwo pytań. Czy moglismy robić to zawsze, gdy chcieliśmy? Czy zależało to od bliskości? Czy moglismy się nie komunikowac, kiedy nie chcieliśmy ze sobą rozmawiać?
I co najwazniejsze – czy ktokolwiek nas słyszał?
Trzy razy tak, po czwarte nie. Jeżeli Michael usiłował skomunikować się ze mną, kiedy byłam w domu, a on u siebie, ledwo się słyszeliśmy. A kiedy siedzieliśmy obok siebie, to było idealnie odbierane.
Jeżeli chciałam, żeby mnie nie słyszał, mogłam go zablokować – tak jak zrobiłam to wtedy, gdy Michael wyobrażał sobie mnie pod prysznicem – tylko pochłaniało to duzo energii i koncentracji.
Długo sprzeczalismy się nad sposobem, jak sprawdzić czy inni nas słyszą. W końcu zasugerowałam, żebyśmy wypróbowali to na klientach w Crashdown. No wiecie, {chcesz zostawić DUZY napiwek?}, takie rzeczy. Michael zgodził się, ale pod warunkiem, że będę tego próbowac, kiedy będzie blisko.
"Na wypadek gdyby stało się coś dziwnego" powiedział
Nie mieliśmy jedynie pewności czy Max i Isabell nas przypadkiem nie słyszą, więc Michael powiedział, żebysmy nie robili tego w pobliży nich. Za duże ryzyko.
"Jak bysmy to wyjaśnili? Może to tylko ukryta zdolność. Wtedy może ujawnić się u nich w każdej chwili" powiedział "Nie chce, żeby wiedzieli o czym myślimy."
Musiałam się z tym zgodzić.
Bo myślałam o Michaelu przez cały czas.
To było dziwne, móc się z kims porozumiewać w ten sposób. Nawet nie wiedziałam, że jest – ze mną, chyba tak mogę to ująć, kiedy byłam pod prysznicem, dopóki się nie odezwał. To mnie załamało.
Ale po kilku próbach, nie było już tak źle. Spojrzenie na pewne sprawy z punktu widzenia Michaela pomogło mi go lepiej zrozumieć.
Michael nigdy nie kwestionował mojej zdolności do porozumiewania się, chociaż pytałam go, czy to możliwe. W końcu byłam człowiekiem. A ludzie nie widzą wzajemnie swoich myśli, czy tego co druga osoba robi w tym momencie.
"Kogo to obchodzi, Liz?" powiedział, gestykulujac gwałtownie rękoma. "Może Max cię zmienił, kiedy cię uzdrowił. Może to jakieś moje moce dają o sobie znać. Kto wie?"
No i oczywiście nie mogliśmy o tym powiedziec innym. Jak bysmy im to wyjasnili?
Więc siedzieliśmy cicho.
* * *
"Michael -" Max zaciągnął mnie do jednego z pokoi w trkacie konwentu "- Chce porozmawiac z tobą o czymś... osobistym."
Przyszedł do mnie po radę? Aż mną wstrząsnęło. "Nic nie jest zbyt osobiste."
"Jak ty to robisz z Marią?"
Co?
"Zbyt osobiste."
"Nie, chodzi o to..."
Wiedziałem, że on to powie.
I nie mogłem temu zapobiec.
"...jak się powstrzymałeś? Nie mogę przestac myśleć o Liz..."
Wiedziałem. Chciał ją z powrotem. Chciał Liz.
MOJĄ Liz.
Oczywiście, że jej chce, Guerin.
To Liz.
"...za każdym razem, gdy ją widze, wszystko przesuwa się w powolnych klatkach."
Moje paznokcie wbiły mi się we wnętrze dłoni. Skrzyżowałem ramiona, żeby nie było tego widać.
Chciał jej z powrotem. Tak jak jej powiedziałem.
Nie wiedziałem czy pomóc mu czy go uderzyć.
Kłam najbliżej prawdy...
"Maxwell," powiedziałem "- musisz być silny. Nie możesz dac się prowadzić swojemu – źródłu energii."
Przytaknął.
"Dla mnie też to było trudne -" na chwilę zamilkłem, przypominając ją sobie. Pod prysznicem.
Blisko prawdy, Guerin.
"- Musisz rzucić się w wir czegoś innego. Czegokolwiek innego. Coś co pozwoli ci uwolnić od niej umysł."
Powodzenia.
Wyglądał na zamyślonego. "Rzucić się w coś."
Przytaknąłem, niezłe kłamstwo.
Z własnego doświadczenia wiedziałem, że to nie podziała. Zrobiłem dwanaście rysunków. To tylko pogorszyło sprawę.
Nic nie pomagało.
Prawie było mi go żal.
* * *
Usiłowałem przeżyć jakoś konwent. Może Isabel miała rację – może to było psychiczne popapranie.
Nie. To mysl o Maxie i Liz.
W czym twój problem, Guerin?
Czy nie tego własnie chciałeś?
Wcisnąłem dłonie w kieszenie i zagryzłem wargi. Czułem jak się we mnie gotuje.
Nie bądź głupi, Guerin –
Mój wzrok padł na jakąś matę z dziwacznym napisem. "Pokonaj Kosmitę".
"Co to jest, jakaś mata do wrestlingu?"
"Tak" ktoś powiedział. Obróciłem się. To była Maria. "Przeszkadza ci to?"
Była w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.
Cóż, i tak musiałem się na kims wyżyć.
"Tak, wiesz co robię" powiedziałem "Ślęczę tu, żeby znaleźć przczynę mojej egzystencji. I mam serdecznie dośc panienek takich jak ty i ludzi, których fascynują te porabane pokazy."
"Bez urazy, ale ten porabany pokaz pozwala mi i mojej córce nie umrzeć z głodu."
Jakaś starsza laska. Urocza.
"Mamo to Michael. Michael moja mama"
"Bardzo mi miło" skłamała. I odeszła.
"Wspaniałe pierwsze wrażenie" Maria wymamrotała
Czy ona nigdy tego nie załapie?
"A czemu miałabym chcieć zrobić dobre wrażenie?"
Wyglądała na zranioną. I dobrze.
Ale jednak poczułem się jakoś gorzej.
* * *
Znalazłem Maxa własnie w momencie, kiedy Liz szła w jego stronę. Myśl szybko, Guerin.
Tylko jedna rzecz przyszła mi do głowy.
Podszedłem do budki informacyjnej. "Muł" powiedziałem.
"Co?"
"Kiedy jestes z nią, myśl o mule" syknąłem "Mnie to pomogło."
"Michael, nie potrzebuję takich sztuczek" odpowiedział "Poradzę sobie."
W porządku, Evans, pomyślałem potrząsając głową. Upadaj na dno sam. Wycofałem się.
"Hej" powiedziała do niego "Um, chciałam z tobą porozmawiac o menu, które fundujemy tym przyjezdnym naukowcom."
"Oh, tak, jeśli to ma związek z pracą..."
Związek z pracą?
"...jasne. Tylko jestem...jestem zajęty."
Przerwóciłem oczami. Oh, świetne kłamstwo, Maxwell. Ona mówiła dalej, a oczy Maxa zaszły dziwną mgłą.
Rany. Też tak wyglądałem, kiedy mówiła do mnie?
Prawdopodobnie.
Ponownie zmieszałem się z tłumem. Nikt nie powinien widzieć, że szpieguję Maxa i Liz. Nie miałem ochoty na udzielanie jakichkolwiek odpowiedzi.
I nie przyszedłem do niej tego wieczoru
* * *
"Jeszcze dokładki?"
"Dzięki." Wyglądała na zmęczoną. To Jen, ta Jen od Larry’ego. Para, która widziała strzelaninę.
Ostrzegałam wczoraj Maxa. Dlaczego nie miał zamiaru nic z tym zrobić?
A co niby miałby, Liz?
"To twój ósmy kubek" mówię
"Wyglądam na podrażnioną? Załamaną?"
"Nie, nie wyglądasz...w ogóle" mówię "- Tylko twoje oczy... są czerwone."
"Świetnie. Teraz się zorientuje, że płakałam. Nienawidzi kiedy płaczę."
Podeszłam bliżej. "Larry?"
"Lepiej już pójdę" powiedziała, wstając
Nienawidzi kiedy płaczę.
Wiedziałam co czuła.
"Czekaj" zawołałam i wyjęłam chusteczkę z kieszeni "Masz. To do... oczu" powiedziałam, a ona zatrzymała się "Nie dowie się"
* * *
"Maxwell, musisz mi pokazać kogoś prawdziwego" mruknąłem. Straciłem już dwa dni. "Mam już serdecznie dośc gadania z tymi maniakami. Jesteś w tym. Gdzie są ci prawdziwi?"
"Nie ma prawdziwych" odpowiedział "To pokaz świrów."
Musiał ktoś być. Rozejrzałem się.
"Kto to?"
Max jęknął. Wiedziałem. Trzymał mnie z daleka od tego.
"Nikt."
"Daj spokój, Max, nie -" zauważyłem kogoś innego. Znałem tę twarz –
Wspomnienia z Crashdown. Dzień, w którym postrzelono Liz. On tam był.
"Kręci się tu" Max powiedział "Jestem pewien, że przyjechał tylko na konwent."
Czy wszystko musiałem robić sam?
"Będę miał na niego oko" powiedziałem
* * *
"- zatrzymaliśmy się tu wtedy na śniadanie" Jen powiedziała "Zawsze byliśmy w drodze."
"Bez ślubu?"
"Wiesz jak faceci reagują na takie rzeczy? Są tak pochłonięci swoją obsesją, że zapominają o tobie?"
Michael nie przyszedł do mnie ostatniej nocy.
...tak pochłonięci, że zapominają o tobie...
"Taa" mruknęłam
Mówiła dalej. A ja myślałam o Michaelu. Wrócił na konwent? Pewnie szukał czegoś z jego przeszłości. Sprzed pięćdziesięciu lat.
Czemu nie przyszedł do mnie?
"- chciałam osiąść gdzieś. Naprawdę chcę normalnego faceta" Jen skończyła
Normalnego. Trzymanie za ręce. Chodzenie na randki. Westchnęłam.
"Rozumiem cię."
"Też masz jednego, co? Jedyny w rodzaju?"
"Jedyny w rodzaju? Tak, można tak określić M-"
Prawie wypowiedziałam jego imię. Michael.
Na szczęście Maria była na konwencie. Jen była turystką. Gdybym jej powiedziała –
Nikt nie może wiedzieć, Liz.
"- Maxa."
Teraz to ja chciałam płakać.
* * *
Przedarłem się przez tłum w sali, wściekły na Maxa. Ten koleś z Crashdown powiedział wszystkim co wtedy zaszło.
Oczywiście nikt mu nie uwierzył – miedzy innymi z powodu nagłej wysypki i manii drapania – ale nie w tym rzecz.
Spoważniej, Guerin. Jesteś wściekły o Liz.
Coż, w dużej mierze o to chodziło.
Stał bezczynnie, kiedy tamten facet opowiedział o strzelaninie, o tym jak Liz została postrzelona, o tym jak on ja uratował, wskazał nawet na niego palcem, na miłość boską, stał jak słup soli. Może rzeczywiście to ja musiałem się wszystkim zajmować.
Wiec zrobiłem to co zwykle. Chroniłem go. Znów.
I oddasz mu Liz. Na tacy. Prawda, Guerin?
Chciałem go uderzyć.
Ale gdybym to zrobił, musiałbym się tłumaczyć. A nigdy nie byłem w tym dobry.
Pomyślałem o niej – sposób w jaki zawsze przyciągała mnie do siebie, jak jej włosy opadały na moje ręce, jak mruczała kiedy ja całowałem.
A potem pomyślałem o niej z Maxem. Czerwona fala furii przelała się przeze mnie. Ledwo się kontrolowałem.
Musiałem dac temu upust.
Wcisnąłem dłonie w kieszenie. Kontrola, Guerin.
A potem usłyszałem mamę Marii rozmawiająca przez telefon.
Kilka stłuczonych żeber.
Pomyślałem o Maxie i Liz.
* * *
Cóż, lezenie na macie jest mało interesujące. Byłem stłuczony na kwaśne jabłko. Usiłowałem się podnieść, ale błyskawicznie zrezygnowałem z tego pomysłu.
Przynajmniej w najbliższym czasie nie uderze Maxa.
Ktoś się zbliżał. Zdjął mi maskę.
Maria i jej mama gapiły się na mnie. Maria wyglądała na całkowicie zdziwioną.
"Tylko odpoczywam" mruknęłem. Jej mama coś szepnęła i uciekła
Kobiety.
Wreszcie usiadłem. Maria patrzyła na mnie. Uśmiechnęła się, a jej dłonie wylądowały na mojej twarzy
Chciała mnie pocałować.
Starałem się nie myśleć o Liz.
Jeśli musiała być z Maxem –
Nawet jej nie powstrzymywałem.
Może to podziała.
Pocałowała mnie –
Nie podziałało.
W rzeczywistości było jeszcze gorzej.
Wiedziałeś, że się nie uda, Guerin.
Owszem. Wiedziałem. Myślałem tylko o długich ciemnych włosach, ciemnej skórze, miękkich ustach...
Co ja nam zrobiłem?
Maria oderwała się ode mnie. Spojrzałem jej w oczy. Były ładne.
Tylko nie tego koloru co trzeba.
Liz należy do Maxa, Guerin.
Nie. Nie należy.
Pozwól jej odejść, Guerin.
Sam już nie wiedziałem o czym myślę.
"Muł" wymamrotałem.
"Co?"
"Muł" powiedziałem i zacząłem się podnosić "Myślę o mule"
* * *
Max odchodził. Z jakims facetem. Co jest –
* * *
"Wynoście się stąd. Obaj. Nigdy was tu nie było."
Max ani drgnął. Valenti własnie zastrzelił faceta.
Nie żył.
Facet nie żył, a Max się nie ruszał.
"Max – chodź, spadamy" powiedziałem, wpychając go do jeepa "Facet był wariatem, Max, ok? Nie wiedział o czym mówi."
"Nie wydaje mi się, żeby był wariatem, Michael. Myślę, że ten, który nas szuka zabijał ludzi – mnóstwo ludzi."
Wziąłem kluczyki. "Wsiadaj" powiedziałem
"Ze mną wszystko dobrze, Michael -"
"Wsiadaj"
Ruszyliśmy w kierunku Roswell. Przez jakiś czas nic nie mówił.
"Max, wszystko dobrze?"
"Co? – Taaa" mruknął "W porządku"
Ok. Przytaknąłem.
"Może jutro zadzwonię do Liz" powiedział
Moje dłonie zamarzły na kierownicy.
"Żeby o tym pogadać" dokończył
Zacisnąłem usta. Powiedz mu.
Powiedz mu –
"Tak" powiedziałem "Dobry pomysł"
Było mi niedobrze.
Co teraz zrobisz, Guerin?
c.d.n.





Poprzednia część Wersja do druku