age

Paranoja (10)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Paranoja
(część dziesiąta)
My kontra...

Znów przyłapałam moją najlepszą przyjaciółkę na podłodze z kosmitą. Różnica? Tym razem sytuacja była jednoznaczna. Naprawdę jednoznaczna. Postanowiłam usunąć się w cień i nie przeszkadzać. Kwadrans później Michael zapalił światło w kuchni Crashdown.

— Gdzie Maria?- spytałam schodząc po schodach.

— Kończy sprzątać.- Michael grzebie obecnie w lodówce.

— Tabasco jest na tamtej półce.- wskazałam odpowiednią, gdy po zamknięciu lodówki zaczął się rozglądać.

— Pusto tu.- stwierdził.

— Jest po zamknięciu.- i jestem pewna, że oboje o tym wiemy.
Jeśli się nie mylę to doszło tu do jakiegoś przełomu. Michael chce rozmawiać.

— A twój ojciec?- zaczyna się bawić gumowym kosmitą.

— Rodzice pojechali do rodziny w Kalifornii.- w mojej głowie pojawia się myśl, która dręczyła mnie już w dzieciństwie.- Czy Hank...?- nie chce mi to przejść przez gardło, wyrywam mu z rąk ufoludka.- Michael?!

— Nie.- wiem, że mówi prawdę, ale i tak coś nie gra.

— Więc?- pytam.

— Rzeczny Pies.

— Co z nim?

— Myślisz, że zna mojego ojca, prawdziwego ojca, albo...- mówienie tego sprawia mu widoczną trudność.

— Jest nim? Nie wiem. Ale jeśli tak, jeśli był tu przez cały ten czas i pozwalał by twoje życie tak wyglądało, to nie jest ciebie wart.

— Jasne. Niewielu jest.- normalny Michael wrócił i zaczyna jeść.

Wiedziałam, że będzie jej się nudziło w Roswell. To było po niej widać od samego początku. Jak po każdym. Podejrzewam, że jej kontakty w Waszyngtonie nie są dokładnie takie jakby sobie tego życzyła. Dlatego jedziemy do Santa Fe. Właściwie to ona nie figuruje na liście organizatorów tej wycieczki. Więc skąd wiem? Po pierwsze: po prostu wiem pewne rzeczy. Po drugie: kobieca intuicja(nie, mimo wszelkich pozorów pomiędzy pierwszym a drugim punktem jest różnica). Po trzecie: lista wybranych uczniów. Dziwnym zbiegiem okoliczności nikogo nie brakuje. Nie rozumiecie? Michael został nagrodzonym uczniem. Lubię go, nawet bardzo, ale w normalnych warunkach nie byłoby go tu i wszyscy dobrze o tym wiemy. Po czwarte: na liście opiekunów, w zastępstwie naszej nauczycielki historii, pojawiło się dzisiaj nazwisko Topolsky. Tak, to o niej piszę od jakiegoś czasu. W każdym razie jedziemy jutro rano, Michael i Maria już poszli a ja i Max jesteśmy u mnie i się pakujemy. Dlaczego Max pakuje się u mnie? Nie mam żadnej rozsądnej odpowiedzi. Liczę na to, że ani Liv ani rodzice nie postanowią tu wejść.

Ranek. Dosyć wczesny. Kiedy ja i Max wsiadamy do autokaru. Ten jest już pełny. Jesteśmy 20 minut przed czas i są już tylko dwa wolne miejsca. Dlaczego ja i Max przyszliśmy razem? Pomińmy to. Jakby na to nie spojrzeć nasze miejsca są już wyznaczone. A to mały szkic żebyście mieli dobrą orientację w terenie:



Tak, użyłam linijki.
Zauważyliście coś szczególnego? Czas na wyjaśnienia. Kaly siedzi tam nie bez powodu. Chcąc nie chcąc wracając na swoje miejsca będziemy mogli na niego popatrzeć. Oczywiście drużyna koszykówki nie ma specjalnej części w autobusie z kanapami i całą resztą. Po prostu zlewają mi się w bardzo jednolitą masę. A teraz od początku. Kierowca. Opiekunowie. Podział na przyjaciółki Liv i przyjaciółki Isabel jest obecnie konieczny. Powód- Josh, ten który siedzi obok Jessa(tego od imprezy). Josh to kolejny 'wspólny cel'. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę żadna go nie chce. Liv już dawno przeszło, teraz to już tylko kwestia ambicji. Isabel musi stwarzać pozory. Oficjalnie nie wie nawet kim jest Alex. Alex jest tu w towarzystwie swojego zespołu. A właśnie. Osoby z poza naszego 'kręgu': przyjaciółki Liv, przyjaciółki Isabel, drużyna Kaly'a, zespół Alexa – ładnie się to łączy prawda? Maria i Michael- on się tu nie prosił, to jej matka go poprosiła. Zostały cztery miejsca. Nieuzasadnione. Może po prostu brakowało jej czterech uczniów i strzelała w ciemno. Trafiła. Padło na cherlederki. Vicky, Kate, Vanessa i Pam. Pamiętacie Pam?
Zwykle siadam koło okna. Dzisiaj koło okna siedzi Max. Inaczej ciągle by się potykała i na niego wpadała.
Ruszamy.

Obserwacji dzień pierwszy.
Pierwsze godziny jazdy minęły w pozornym spokoju. Miłe i zabawne rozmówki, żadnych większych obrażeń, kilka pytań Topolsky 'Co się dzieje?' i następujące po nich kilkusekundowe milczenie. Pierwszy postój miał być jedynym na dłużej ale nie był.
Gdzieś na pustyni.

— Jak myślisz kto go popsuł?- spytał Max, gdy wyszliśmy z autokaru, który kierowca starał się bezskutecznie naprawić.

— Któryś z kumpli Kaly'a.- nie mam wątpliwości. Nikt nie ma.

Wszyscy są dziwnie spięci. Mimo pozornego gwaru cisza wydaje się wręcz namacalna. Jedna z koleżanek Isabel każe się przesunąć Alexowi i jego zespołowi. I odsunęli się. Alex nie spojrzał nawet na Isabel. Wyglądała tak jakby to naprawdę zabolało. Koleżanki jej i Liv zaczynają obgadywanie kolejnej osoby. Isabel nie włącza się do rozmowy. Liv też nie. Obie mają serdecznie dosyć ich towarzystwa. Tylko, że Isabel nie potrafi znaleźć w sobie dość siły, by wyjść zza tego muru 'człowieczeństwa', którym się otoczyła a Liv nie ma nikogo do kogo chciałaby się wydostać.
Maria i Michael chyba znowu się kłócą albo raczej ona krzyczy a Michael udaje, że słucha. Chociaż nie. Tego nie da się nie słyszeć. Po chwili Maria podchodzi do mnie i odciąga mnie od Maxa.

— On jest tu dla mojej matki, nie dla mnie. To jest chore.

— A dlaczego chce mieć dobre układy z twoją matką?- mam nadzieję, że sama do tego dojdzie.

— Dla mnie, ale to nie ma nic do rzeczy. Oni już tacy są. Biorą wszystko, nie dając nic. Spójrz na siebie i Alexa. Kosmici to pijawki.- jeszcze przed chwilą wydawało mi się, że rozmawiamy o niej.

— Oni są hybrydami.- tego nie można zanegować.

— To jeszcze gorsze. Ludzie też są okropnie zachłanni.- właśnie nieświadomie nas scharakteryzowała.

— Jeśli masz rację to na pewno potrafimy zadbać o to by raz na jakiś czas jednak coś dostać.

— To też niczego nie zmienia.
Maria mówi coś dalej, ale ja tego nie słyszę. Jednak to jest możliwe. Pam i jej koleżanki przypuściły atak na Maxa. Jak ja go z tego wyciągnę?

— Aaaaaaaaaaaaaaaaaa.- no to zwróciłam na siebie uwagę wszystkich. Max oczywiście od razu do mnie podbiegł.- Wydawało mi się, że widzę węża.- nie ma jak spontaniczne pomysły.- Ale nie martwcie się. Nie ma go.- zdobywam się na uśmiech.

— Dzięki.- mówi cicho Max.
I wtedy zdaję sobie z czegoś sprawę. Liv stoi kilka metrów dalej. Pam już wie, że nas jest dwie. I wie, że to Liv chodzi z Maxem. Teraz podchodzi do Kaly'a. Dogadali się.
Wszyscy wracamy do pozornego gwaru. A Topolsky do szukania swojej zaginionej w dziwnych okolicznościach komórek. Żadne z nas nie ma oczywiście własnej bo: a)rzadko z nich korzystamy, b)są za drogie, c) boimy się zachorować na raka. Ona też w to nie wierzy. Nie ma też Josha i Jessa. Pan Singer chyba się zgubił szukając ich.

Obserwacji dzień drugi.
To był co najmniej nudny dzień. Większość czasu spędziliśmy odsypiając poprzednią noc. Wieczorem, już w Santa Fe, byliśmy w operze. Osobiście mam pewne wątpliwości, czy którekolwiek z nas wie o czym była. Teraz jesteśmy w jednym z pokoi, w których nocujemy. Muzyka pogarsza nasz słuch, wszędzie czuć zapach piwa, drużyna koszykówki wydaje z siebie dziwne odgłosy.
Isabel i Liv są w fazie wojny. Podział na dwie trzyosobowe grupki już nastąpił. Teraz obgadują siebie nawzajem.
Maria i Michael chyba od siebie odpoczywają. Ona siedzi z Alexem i użala się nad ich, a właściwie naszym ludzkim nieszczęsnym losem(zespołu nie widzę), on siedzi obok mnie. Po prostu sobie milczymy. Pam kieruje się do Maxa. Michael zostaje sam. Ja i Max wychodzimy. Przechwytuję tylko wściekłe spojrzenie Kaly'a. Nocne życie Santa Fe stoi przed nami otworem.

— To co zrobimy?- pytam.
Stoimy na ulicy i nie bardzo wiemy co ze sobą zrobić.

Obserwacji dzień trzeci.
Minął mi właściwie bez obserwacji. Akcja 'zgubić Topolsky' zaczęła się jeszcze zanim wstałam. W pokoju dziewczyn był już tylko Max.

— Gdzie reszta?

— Yoga, zakupy i inne uroki miast większych niż Roswell.

— A ty?

— Spałaś.- jaki on kochany, nawet ból głowy, z którym się obudziłam, przestał być tak bardzo odczuwalny.

— Więc?- pytam sobie kiedy uświadamiam sobie, że jesteśmy tu, blisko pewnej federalnej.

— Museum of New Mexico i Palace of the Governors.

— I?- wiem, że jest coś jeszcze.

— Kaly i reszta szkolnych gwiazdek koszykówki.

— Nie.- opieram głowę na jego ramieniu.
Wchodzą Pam i Vicky. To koniec. Gorzej. To początek.

Obserwacji dzień czwarty.
Właściwie jest już noc. Wracamy do Roswell. Coś się zmieniło, choć jeszcze nie do końca wiem co. Jutro pozwolę się doinformować Marii.
W każdym razie zmienił się układ sił w Roswell, a przynajmniej w Roswell High. Isabel siedzi z Alexem. Liv z Joshem, Michael z Maxem, ja z Marią(ostatnich dwóch zmian też nie potrafię wyjaśnić), Jess z perkusistą(w podstawówce Jess grał na flecie), reszta została bez zmian. Zasypiam.
Ranek. Kiedy się obudziłam, staliśmy. Max w chodzi do autokaru w momencie kiedy ja decyduję się z niego wyjść.

— Wypoczęta?

— Twoje ramię jest wygodniejsze, ale nie można mieć wszystkiego.

— Straciłem coś?- rozglądamy się. Wszyscy, którzy tu zostali jeszcze śpią.
Za jego plecami dostrzegam Pam. Wiem, że chce się potknąć i przewrócić na Maxa. Ciągnę go za sobą w tył. Pam się przewraca.

— Przepraszam. Nie zauważyłam cię.- robię minę grzecznej dziewczynki.

Kilka godzin później ja i Max jesteśmy w moim pokoju. Od dłuższego czasu.

— Powinienem już iść.

— Tak. Powinieneś.
Max nie wychodzi.

Koniec części dziesiątej.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część