Paranoja
(część siódma)
Bluzka, książka i wymysły Topolsky
Jest noc. Godzina... Nie wiem. Przez lekko uniesione powieki dostrzegam ciemność. Gwałtownie wdzierająca się w oczy jasność każe mi schować się pod kołdrę i mruknąć coś co powinno być obraźliwe dla osoby, która jest winna tej sytuacji. Niestety z moich ust wydobywa się tylko niezrozumiały bełkot. Ostrożnie odchylam kołdrę i na próbę znów podnoszę powieki. Boli trochę mniej.
— Cześć Michael.- do mojej ręki trafia kolejne jego dzieło.- Kolory? Nieźle. Marathon, Texsas. Na biurku leży książka. Max ją tam zostawił dwa dni temu. Na wewnętrznej stronie okładki jest zdjęcie. I zgaś wreszcie to światło. Kosmici. Nawet widzieć w ciemności nie potraficie.
Znów ciemność. W tej chwili kocham mrok. Słyszę jak Michael podchodzi do biurka a potem do okna. W tym momencie powinien wychodzić.
— Dzięki.- jestem chyba jedyną osobą, która kiedykolwiek miała okazję usłyszeć jak wymawia to słowo.- I nie ubieraj się więcej w to coś.- jeden błąd i już zawsze będą ci go wypominać.
Prywatne pytania. Cała lista bardzo osobistych pytań. I od razu widać, że konstruowała je kobieta. Widzę w tym rękę Topolsky. Po sposobie w jaki nas podzielono nie mam już najmniejszych wątpliwości. Bez znaczenia. Z nami i tak nie wygra. Jeśli ktoś tu kogoś rozgryzie to my ją. Chociaż może po prostu wykończymy się nawzajem.
— Przykro mi Alex.- mówię do mojego przerażonego przyjaciela po zakończeniu zajęć na korytarzu.
— Mi też.
Ruszamy w przeciwne strony. On do Liv, ja do Isabel. Max rozmawia z Kaly'em.
Crashdown. Kilka godzin później.
— Twoja ulubiona powieść?- najgorsze pytania omijam szerokim łukiem. Może coś się stanie. Jakieś trzęsienie ziemi czy atak wściekłego kota na moją pracę. Moja komórka dzwoni. Kimkolwiek jesteś oby to było coś czasochłonnego.
— On mnie wywozi do innego stanu.- Maria chyba znowu coś wdycha.- Oddaj!- chwila ciszy.
— Michael? Co to znaczy, że wywozisz moją przyjaciółkę do innego stanu?
— Streszczaj się.- jego wdzięczność chyba minęła.
— A książka?
— Przeczytałem jedno zdanie. Facet ma chore podejście.
— Miałeś iść z tym do Maxa.
— Marudził już w drodze do Meksyku.
— Maria też nie siedzi cicho.- ciekawe któremu z nich powinnam bardziej współczuć.
— Przynajmniej mówi coś innego. Potrzebuję urozmaicenia.
— Jeśli zaraz nie powiesz mi gdzie jesteś oddam słuchawkę Isabel i ona ci to urozmaici.
— Jedziemy 285 South.
— Świetnie.- postanawiam przyciszyć głos.- Nie powinnam pytać o jej życie uczuciowe, prawda?
— Lepiej sama wymyśl odpowiedzi. Ona i tak zrobi to samo.- telefon wraca na ladę.
— Zbiorę moje rzeczy a ty idź po Maxa.- Isabel oczywiście sporo słyszała.
Po Maxa? Max siedzi z Kaly'em. Podchodzę do ich stolika. Kaly widząc mnie rzuca kolejne pytanie.
— Czy byłeś kiedykolwiek zakochany?- ja i Max chwilę na siebie patrzymy.
— Raz.- 'nie' oznaczałoby długą rozmowę z Liv.
— Powiedz coś o niej. Jak facet facetowi. Liz możesz przynieść jeszcze trochę coli?
— Dzisiaj nie pracuję.
— Co podać?- Liv i czułki. Ojciec długo i nieefektywnie szukał kelnerki.
— Poczekaj chwilę. Max właśnie ma opisać swój ideał dziewczyny. Dalej Evans.- Kaly jest wyraźnie zadowolony z tej sytuacji. Po chwili również na twarzy Maxa pojawia się uśmiech.
— Brunetka. Niższa ode mnie. Może nawet na nazwisko ma Parker i do twarzy jej w czułkach. A teraz wybacz, ale mam ciekawsze rzeczy do roboty. Resztę odpowiedzi dorób sam.- Isabel przed chwilą do nas podeszła. Jej mina jest bardzo wymowna. Wychodzimy w trójkę. Po drodze spotykamy Alexa, którego najwidoczniej czeka przeprawa z Liv. Isabel bierze go za rękę i zawraca do jeepa.
— A moje odpowiedzi?
— Liz ci podyktuje.
Od kwadransa panuje zupełna cisza. Isabel i Alex siedzą z tyłu. Max ciągle patrzy na ich odbicie w lusterku. Alex kurczy się pod tym spojrzeniem i co chwilę zerka na mnie. Próbuje zrozumieć tę sytuację. Na karku czuję wzrok Isabel mówiący mi, że jeszcze nie czas na wyjaśnienia. Jedziemy więc w ciszy.
Isabel i Alex poszli coś kupić.
— Do twarzy mi w czułkach?- pytam z uśmiechem zainteresowana nagle stanem moich paznokci.
— Dzięki temu stwierdzeniu nie musiałem płacić rachunku.- Max patrzy na kierownicę.
— Max...
— Liz...- zaczynamy mówić jednocześnie. Dobrze, że oboje mamy krótkie imiona.- Ty pierwsza.- chwila ciszy, głęboki oddech.
— Miałeś rację. Tamta bluzka była okropna. A ty? Co chciałeś mi powiedzieć?
— Wczoraj włamałem się do twojego pokoju i zrobiłem z tej bluzki bardzo brzydką apaszkę. Chwilę później trafiła do śmieci.
— Kłamca.
— Ty też nie chciałaś najpierw mówić o bluzce.
— Naprawdę ją zniszczyłeś?
— Tak.- Isabel i Alex wychodzą ze sklepu.- Wiedziałaś?
— Od jakiegoś czasu.- z Alexem jest coś nie tak. Jest co najmniej spięty.
— Zmieniłam ketchup w musztardę.- wyjaśnia Isabel.
— Idę po jedzenie.- Max wychodzi z samochodu. Oni oczywiście nic nie przenieśli.- Isabel idzie za nim.
— Liz.- głos Alexa jest słaby i cichy.- Ale ty jesteś człowiekiem?
— Tak.
— A Maria?
— Też.
— Pójdziemy po coś nie kosmicznego do jedzenia?
— Jasne.
— A jedziemy do...?
— Teksasu.
— A co tam jest?
— Coś co ostatnio rysował Michael.
— To z wystawy na szkolnym korytarzu?
— Dokładnie.
— Marathon?- nawet nie spytam skąd wie.
Pokój hotelowy. Zastałam moją przyjaciółkę w dwuznacznej sytuacji z kosmitą na podłodze.
— Ładny pokój.- Isabel dobrze się bawi.
— To nie tak...- zaczyna Maria.
— A jak?- pyta Michael.
— Skąd wiedziałeś dokąd jechać?- Max zadaje najmniej właściwe pytanie.
— Domyśliłem się.- Michael dopiero teraz się podnosi.
— Tak po prostu?
— Może jestem inteligentniejszy niż przypuszczasz.
— Liz?- Max patrzy teraz na mnie.
— Było w tej książce, którą u mnie zostawiłeś.
— Chyba nie czytałaś tych bzdur?
— Upadła kiedy sprzątałam na biurku.
— Pojedźmy tam.- przerywa nasz dialog Isabel.- Pojedźmy tam i skończmy to raz na zawsze.
— Jadąc tam możemy to dopiero zacząć.- Max jest bardziej sceptyczny.- Dobrze. Pojedziemy tam.
— Mamy problem.- Alex wygląda przez jedyne okno w pomieszczeniu.- Kaly nas śledził.
— Ludzi już nam wystarczy.- Michael otwiera drzwi dokładnie w momencie kiedy Kaly chce zapukać.- Pokój jest opłacony do rana. Baw się dobrze. My mamy inne plany.- klucze trafiają do ręki Kaly'a. Maria, Isabel i Alex wychodzą za Michaelem. Ruszam w stronę wyjścia. Kaly chce coś powiedzieć.
— Nawet nie próbuj.- uprzedza go idący za mną Max. Wchodząc do jeepa zauważam, że Kaly musi wymienić co najmniej dwie opony.
Dojechaliśmy. Znaleźliśmy ukryte przejście. Śledzenie nas okazało się dziedziczne i dowiedzieliśmy się, że nasza szkolna pani pedagog potrafi walić.
Koniec części siódmej.