"Wujek?" zapytał oszołomiony. Były dwie możliwości i ciężko mu było w to uwierzyć, "Liz? Czy ty i Max ..."
Liz potrząsnęła głową, "Nie. Nie, Michael. Alexis, to córeczka Kyle'a i Isabel. Pobrali się trzy lata temu a panna Alexis Michaela James, pojawiła się na tym świecie rok później." Jej głos pełen był emocji, "Miałaby teraz dwa latka."
Michael nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć, poczuł jednak wielką ulgę, że to nie dziecko Maxa i Liz. "Alexis Michaela? Po Alexie i po mnie?"
Liz przytaknęła i uśmiechnęła się, "Dokładnie. Ty też jesteś bratem Isabel. Bardzo tęskni. Rozumie, ale tęskni."
"Ja też tęsknie." powiedział z żalem, nagle przypomniał sobie co powiedziała przed chwilą Liz, jej głos przepełniony bólem, "Czy coś się stało Alexis? Powiedziałabyś, że 'miałaby dwa latka.' Czy ona ..." Jego serce pełne było żalu za siostrzenicą, której może nigdy nie poznać.
Liz była zdumiona, skąd mu to przyszło do głowy, "Boże! Nie Michael. Jest zdrowa. Po prostu za nią tęsknię. Byłam z nią przez pierwszy rok jej życia, i straciłam drugi." Kiedy zauważyła, że Michael odetchnął z ulgą, zaśmiała się miękko, "Pokochałbyś ją, Michael. Jej uśmiech potrafi rozświetlić cały pokój. Jest bardzo podobna do Kyle'a. Isabel nie może jej upilnować."
Michael zawtórował Liz, "Można się tego spodziewać po dziecku Kyle'a Valenti..., Kyle'a James." Podrapał się w brew, "Nie masz przy sobie żadnych zdjęć?"
Liz wstała i wyciągnęła z tylnej kieszenie wyblakle zdjęcie. Podała je Michaelowi. Było to "rodzinne", zrobione z pewnością przez Maxa, Liz Isabel, Kyle i uśmiechnięta dziewczynka, Alexis. Była ślicznym małym dzieckiem, lekko kręcone jasnobrązowe włosy, ząbki wyszczerzone w szerokim uśmiechu, raczej tyle ząbków ile dzieci w jej wieku zazwyczaj mają. Jednak to uśmiech Liz najbardziej przykuł uwagę Michaela. Był szczery, nie wymuszony. Patrzyła na dziewczynkę, tylko Alexis mogła sprawić, że Liz się tak uśmiechała. Był oszałamiający.
Liz patrzyła przez chwilę na zdjęcie, po czym powiedziała, "Zdjęcie jest z jej urodzinowego przyjęcia. Mam ze sobą cały album zdjęć, które możesz obejrzeć. Oczywiście, jeśli chcesz."
Michael przytaknął, nadal patrząc na zdjęcie, "Chętnie." powiedział, "Alexis jest śliczna. Masz rację, ma uśmiech Kyle'a. Będzie z nią dużo kłopotów."
Liz zauważyła smutek w oczach Michaela, żal za tym, że nie mógł być częścią jej życia. Michael zawsze umiał postępować z dziećmi, pomimo swej gburowatej pozy. Dziwiło ja to, gdyż on sam prawie nie miał dzieciństwa.
"Alexis wie kim jesteś, Michael." powiedziała mu. Czuła, że musiał to usłyszeć.
Michael spojrzał na nią zdumiony, "Wie? Jak?"
"Zdjęcia, które mam ja Isabel." Wytłumaczyła, "Kiedy odchodziłam zaczynała dopiero mówić, ale już wtedy nazywała cię wujaszek Gburek. Na każdym zdjęciu jakie mamy masz takie gniewne spojrzenie."
Michael mruknął coś, wiedział jednak, że pasuje to do niego, "Dzięki, za to, że mi o niej opowiedziałaś."
"Jesteś jej rodziną, Michael. To ważne żeby wiedziała o tobie". powiedziała łagodnie.
Kiedy chciał jej oddać zdjęcia, powiedziała, że może je zatrzymać. Podziękował i spojrzał ponownie na fotografię, "Kyle i Isabel James.... są rodzicami. Nadal nie mogę uwierzyć. Miałem przeczucie, że będą w końcu razem, ale ... Wow. Całe to życie rodzinne?"
Liz zaśmiała się, sama była zdumiona przemianom jakie w nich zaszły, a widziała to na własne oczy, "No, ale pasuje to do nich. Kyle ma sklep z samochodami; ma przyzwoite zyski a Isabel pracuje na pół etatu w salonie mody, ale Alexis to ich całe życie. Kyle jest wspaniałym ojcem. A Isabel... nie poznałbyś jej Michael. Zabawy w błocie, malowanie rękami, bitwy na jedzenie ..."
Michael aż otworzył usta ze zdziwienia, "Czyli Isabel ... brudzi się?"
Liz przytaknęła dumnie, "Minęły czasy kiedy nosiła markowe torebki i buty za 200 dolarów. Chodzi w wytartych spodniach i podkoszulce. Jej praca zaspokaja jej zmysł estetyczny."
"Mówią przecież, że rodzicielstwo zmienia ludzi." stwierdził Michael.
"No." odpowiedziała ponuro Liz. "Odeszłam dwa tygodnie później, po tym jak zrobiono to zdjęcie."
Michael oderwał wzrok od zdjęcia i spojrzał na Liz. Jej uśmiech wyblakł. Musiała bardzo cierpieć kiedy odchodziła, "Liz? Skoro tak bardzo kochasz Alexis, co sprawiło, że postanowiłaś odejść?"
Liz potrząsnęła głową i usiadła naprzeciwko Michaela, "Nie odeszłam przez Alexis. Przez wzgląd na nią było mi jeszcze trudniej." westchnęła ciężko, "Niezbyt dobrze mi idzie. Przepraszam." Przygryzła wargę, chcąc powstrzymać napływające łzy.
Instynktownie, Michael wziął Liz za rękę, chciał ją choć trochę uspokoić, "Świetnie ci idzie."
Liz uśmiechnęła się i odetchnęła, "Nie chodziło bezpośrednio o Alexis. Raczej o to jak jej narodziny wpłynęły na Maxa." wyjaśniła.
"Kiedy Isabel zaszła w ciążę," zaczęła Liz, "Max był wściekły. Myślał, że po jego doświadczeniach z Tess i Zanem, zrozumieją, że sytuacja jest poważna i nie powinni sprowadzać na ten świat dziecka."
Michael uniósł brew; "Pan i Pani James sprowadzili go na ziemię?" Wiedział, że Isabel nie pozwoli Maxowi decydować o jej życiu i o jej ciele.
"Oh, były napady złości, krzyki po obu stronach." potwierdziła Liz, "Kyle nawet znokautował Maxa jednego wieczoru."
Michael nie mógł się powstrzymać i wybuchł śmiechem. Po chwili opanował się jednak i szybko przeprosił. Liz potrząsnęła głową, "Nie masz za co przepraszać. Nie będę powtarzać jego słów, ale Max zasłużył na to."
"Co się stało po narodzinach Alexis?" zapytał.
"Alexis, podobnie jak Kyle i Isabel, potrafi oczarować każdego, wie jak owinąć sobie faceta wokół swojego malutkiego paluszka; Max nie był wyjątkiem." powiedziała Liz z uśmiechem, który zniknął gdy zaczęła kontynuować, "Max zrozumiał, że możemy prowadzić normalne życie, mieć rodzinę. FBI czy kosmiczni wrogowie przestali nas szukać dawno temu. Kiedy zobaczył Kyle'a, Isabel i Alexis ... zrozumiał z czego zrezygnował oddając Zana do adopcji."
Michael przejechał ręką po twarzy, wiedział co powie, "Oh Boże .."
"Tak ... chciał założyć własną rodzinę." powiedziała ponuro, "Nasz związek zaczął się rozpadać jeszcze przed twoim odejściem, Michael. Widziałeś to na własne oczy. Z roku na rok było coraz gorzej. Nie chciałam nawet słyszeć o dziecku, nie kiedy nasze małżeństwo się skończyło wiele lat temu"
"Co mu powiedziałaś?" zapytał, ciekawy jak udało się Liz wyplątać z tej sytuacji.
"Powiedziałam, że nie jestem jeszcze gotowa." wyjaśniła, "Że chce jeszcze zrobić tyle rzeczy w życiu ... Był rozczarowany, pewnie myślał, że potrzebuję czasu i będę gotowa. Tak naprawdę ..."
"Nie byłabyś gotowa nigdy." dokończył Michael. Jak Max mógł oczekiwać tego po niej .. czy był aż tak ślepy?
Liz przytaknęła, "Przez sześć miesięcy koncentrował się wyłącznie na Alexis, ale za każdym razem jak odwiedzaliśmy ... widziałam jak mu to ciążyło. Nigdy nie był cierpliwy. Poruszył więc ten temat znowu."
"A kiedy Max wbije sobie coś do głowy ..." Michael przekręcił oczami.
"Nie ustąpi. Stało się to jego obsesją, Michael." zgodziła się Liz. Wstała z krzesła i oparła się barierkę, "Oczywiście fakt, że nie kochaliśmy się odkąd poruszył ten temat, nie umknął jego uwadze. To już trwało rok, potem odeszłam. Musiało go to bardzo zdenerwować."
"Pffft. Spróbuj wytrzymać pięć lat. To dopiero powód do zdenerwowania." wymamrotał Michael trochę za głośno.
Liz odwróciła się, oczy miała szeroko otwarte ze zdziwienia, "Mówisz ... to znaczy, że ty nie ... odkąd ..."
"Odkąd odeszła Maria? No." powiedział, a jego twarz zrobiła się czerwona. Chrząknął, "Ale nie rozmawiamy teraz o mnie. Więc co.. przeważyło szalę? Kochałaś Alexis, i ... Kyle i Isabel."
Liz odepchnęła się od barierki i położyła się na leżaku, patrząc na gwiaździste niebo przypomniał sobie noc, kiedy postanowiła zakończyć wspólne życie z Maxem.
"Wróciliśmy z przyjęcia urodzinowego Alexis i jak tylko weszliśmy do domu Max zaczął znowu mówić o dziecku. Powiedział 'Czas spoważnieć i założyć własną rodzinę zamiast żyć życiem Kyle'a i Isabel. Poza tym, Alexis potrzebuje rodzeństwa, kogoś z kim mogłaby się bawić.'
Powiedział, że dziecko '... zbliży nas do siebie. Naprawi nasze problemy.' Czuł, że stracił coś ważnego, kiedy oddała Zana, że nasze dziecko wypełni pustkę w jego życiu. Pustkę? To była raczej przepaść, której nic nie mogło wypełnić." W jej głosie narastał gniew, "Te same argumenty co wcześniej tylko ... tym razem był nieugięty.
"Więc myślał, że cię zmusi do zajścia w ciążę?" zapytał zaszokowany tym co Max chciał jej zrobić. Nie można przecież kogoś zmusić do posiadania dziecka?
"Czemu nie?" odpowiedział sarkastycznie, "Pozwoliła mu pozbawić się wszystkich marzeń. Czemu nie to? W końcu Liz Philips to bezwładna kukiełka."
Michael przestraszył, że Max mógł coś zrobić Liz. Powiedziała, że był "Nieugięty". "Liz? Czy Max skrzywdził cię?"
Liz wstała, czuła ciepło w sercu widząc przejęcie na twarzy Michaela. Często byli świadkami temperamentu Maxa. Przyciśnięty do muru, działał agresywnie.
Liz potrząsnęła, "On ... Nie wiem. Złapał mnie mocno i potrząsał." Nieświadomie dotknęła ramienia, nadal czuła siniaki, efekt wściekłego i silnego uścisku jego rąk, chociaż minął już rok. "Chciał wiedzieć dlaczego go odpycham, że i tak tolerował to już wystarczająco długo."
Odetchnęła głęboko, zanim zaczęła kontynuować, "Jak mogę wciągać w to dziecko? Warknęłam. Powiedziałam, ze jestem martwa w środku, że przestałam kochać nie tylko siebie ale i jego. Że pod żadnym pozorem nie chcę mieć z nim dziecka. Nigdy."
"Wow." powiedział Michael, "Założę się, że Max nie pogodził się z tym."
"To mało powiedziane, 'Ale coś się wydarzyło. Był taki cichy. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy nie widziałam go takiego."
"Cisza przed burzą?" Pamiętał wybuchy Maxa.
"Coś w tym stylu." odpowiedziała, "Puścił mnie i usiadł w fotelu. Po prostu siedział. Nie jestem pewna czy oddychał. Godzinę później strzelił palcami i wstał. Zaczął chodzić w te i z powrotem. Powiedział, że pójdziemy do poradni i, że znowu będzie tak jak dawniej. Wtedy będziemy mogli założyć rodzinę."
Z każdym słowem Liz była coraz bardziej zdenerwowana, "Wiedziałam, że Max nigdy się nie podda, przez chwilę nawet myślałam, że mogę poświęcić własne szczęście ale dziecko? Nie mogłam skazywać go na takie życie."
"Tak mi przykro, Liz." wyszeptał, żałował teraz, że zostawił ją wiele lat temu. Powinien zostać i ochraniać ją.
"Wiedziałam, ze muszę odejść. Przez następne dwa tygodnie wszystko zaplanowałam i spakowałam się, z pomocą Kyle'a i Isabel, dokonałam tego. Żadnej wiadomości. Żadnego listu. Zniknęłam w nocy." powiedziała.
"Kyle i Isabel pomogli ci odejść od Maxa?" zapytał zdumiony.
Liz przytaknęła, "Wiedzieli, że nie jestem szczęśliwa, kiedy powiedziałam im o planach Maxa ... Nie chcieli żebym odchodziła, ale wiedzieli, że nie mam wyboru, pomogli więc" Liz wytarła łzy, "Często do nich dzwonię, powiedzieć, że nic mi nie jest i zapytać o Alexis.
"Czy Max wie cokolwiek? Domyśla się dlaczego odeszłaś?" Zapytał się, starając się oszacować jakim zagrożeniem mógłby być Max, jeśli mógł jej zagrażać w jakiś sposób.
"Nie wie dlaczego odeszłam, chociaż wiedzą inni. Myślał nawet, że zostałam porwana, aż w końcu Isabel powiedziała, że rozmawiała ze mną i, że wszystko jest w porządku. Wcześniej nie mógł uwierzyć, że odeszłam z własnej woli. Kyle powiedział, że zmobilizowało go to, że chce mnie odszukać i spróbować wszystko naprawić." Powiedziała wyraźnie sfrustrowana.
Michael potrząsnął głową, "Więc uciekasz od tamtego czasu?"
"Nie do końca" Wzruszyła ramionami, "Max nigdy nie był nawet blisko. Kyle i Isabel zazwyczaj mówią mi o jego planach i kiedy jest blisko wyjeżdżam. Chciałam znaleźć miejsce gdzie mogę stawić mu czoła, a kiedy mnie znajdzie to dlatego, że mu na to pozwolę. Poza tym muszę się rozwieść."
"Rozumiem, Wiesz Nowy Orlean to wspaniałe miejsce. Słodki mi to powiedział kiedy się spotkaliśmy i miał rację."
Liz zaśmiała się, "Mówisz jak miejscowy."
Michael wzruszył ramionami, "I jestem. To jest dom. Trochę na uboczu, ale to dom. Więc co moje to i twoje na jak długo zechcesz. Jeśli będziesz chciał ruszyć dalej nie będę cię zatrzymywał."
"Wiem." Uśmiechnęła się do niego zdziwiona, "Od kiedy potrafisz się dzielić z innymi?"
Michael zachował poważny wyraz twarzy, "Odkąd nie miałem nikogo z kim mógłbym dzielić cokolwiek." Zauważył, że brakuje jej słów i uświadomił, że w jego słowach był niezamierzony podtekst, i była to prawda.
Wstał z krzesła i zmienił temat, "Gdzie pojechałaś? Do rodziców? Marii?"
Liz odetchnęła, nie zauważyła, że wstrzymywała oddech i zabrała rękę, którą trzymał na kolanie Michaela, starając się skoncentrować na jego słowach, "Rodzice? Nie. Dzwonię do nich czasami, ale nie widziałam ich odkąd wyjechaliśmy. Nie podoba mi się to, ale nie mam wyboru, dopóki nie będziemy pewni, że FBI ich nie obserwuje..." głos utknął jej w gardle, kiedy poczuła smutek i żal za rodzicami, szybko odepchnęła te myśli, "A Maria? Max szukałby mnie tam na samym początku. Chociaż ją uwielbiam, powiedziałaby mu gdzie jestem."
"Ciągła potrzeba wiary w idealną miłość" zakpił.
"Ulotna nadzieja, nie ma czegoś takiego. Nie może być idealną, to psuje całą zabawę. Nie kocham już Maxa, i ani on ani Maria nie mogą tego zaakceptować."
"To mało powiedziane" dodał Michael.
"Kiedy odeszłam, zabrałam połowę naszych oszczędności i wyruszyłam w podróż. Chciałam się dowiedzieć kim jestem bez Maxa. Czy Liz Jeffries ma te same marzenia co miała Liz Parker. Ma je, ale mam kilka nowych i postanowiłam zrezygnować z kilku starych. Musiałam to zrobić zanim zaczęłabym szukać Ulyssesa. Wyszło na to, że to Ulysses odnalazł mnie."
"Ah, Kyle powiedziałby, że to ma związek z karmą"
"Albo zbieg okoliczności. Czuję, że powinnam tu być." powiedziała i wypiła ostatni łyk lemoniady.
Michael przytaknął, był wdzięczny losowi ale postanowił zatrzymać to dla siebie. Coś go jednak ciekawiło, "Wiem, że powiedziałem, żebyś mnie znalazła, ... I wiedziałem, że pewnego dnia to zrobisz ale dlaczego chciałabyś to zrobić?"
Liz spojrzała na niego zdumiona, "Nie rozumiem."
Michael podrapał się w brew, starał się dobrać odpowiednie słowa. "Czy ci się to podoba czy nie jestem częścią twojego dawnego życia, które dało ci w kość. Przypominam chwile, w której twoje życie się zmieniło. Wydaje mi się, że twoja chęć niezależności wymaga unikania kogoś kto ci przypomina przeszłość. Zrozumiem."
Liz uśmiechnęła się, Michael nadal był niepewny, a ona była mu wdzięczna, że nie zmienił się aż tak bardzo. Oferował jej miejsce w swoim domu, w pewnym sensie miejsce w swoim życiu i był zmartwiony, że jest dla niej intruzem.
"Masz rację Michael." powiedziała zagadkowo, "Tak, jesteś częścią mojego dawnego życia, ale jego dobrą częścią. W poszukiwaniu mojej przyszłości, muszę spojrzeć w przeszłość gdzie znajdę jedną stałą rzecz, ciebie. Uświadomiłam sobie, że zawsze mogłam na ciebie liczyć, częściej niż na Maxa. Nie było między nami pretensji, udawania. Zawsze byłeś szczery.
Zawsze mnie wspierałeś, wierzyłeś we mnie. Nie dlatego, że musiałeś, ale dlatego że chciałeś."
"Tylko nie rozpowiadaj tego," wyszeptał, "W większości masz rację. Przestałem być jednak czymś stały kiedy odjechałem."
Liz nie zgadzała się z tym stwierdzeniem. "Kiedy wyjechałeś, pokazałeś mi, że wolność, życie bez Maxa jest możliwe. Nie wiedziałam gdzie jesteś, ani czy jesteś szczęśliwy, ale byłeś wolny ...pomogło mi to przetrwać te lata i pomogło odejść. Bez ciebie nie zdołałabym tego zrobić."
"Zdołałabyś." powiedział, "Nie wiesz nawet jak bardzo silną osobą jesteś. Powiedziałem ci to wtedy. Nadal tak uważam. Możesz być silna beze mnie."
"Wiem, że mogę. Byłam przez ostatni rok." spojrzała na niebo, jak szukała odpowiedzi w niebiosach, ale jej nie znalazła, "Nie wiem czemu potrzebuję cię w moim życiu. Wiem, jednak, że musisz w nim być. Przez te pięć lat tęskniłam tylko za twoją przyjaźnią ... To nie ma sensu, prawda?"
"Ma." zapewnił ją i uśmiechnął się, tak jak tylko on potrafił.
"Ja też tęskniłem, Parker"
"Jeffries. Panie Joice" poprawiła z uśmiechem, "Jeffries."
"Dla mnie zawsze będziesz Parker." odparował.
Liz nie mogła już nie mogła ukryć zmęczenia i ziewnęła głośno. Michael uświadomił sobie jak bardzo musi być zmęczona i pomógł jej wstać, "Chodź zaprowadzę cię do pokoju. Bar otwieramy dopiero o jedenastej. Porozmawiamy jeszcze rano.
Liz złapała go za rękę, przeczuwała, że wyśpi się po raz pierwszy od tylu lat. Nie wiedziała czemu, ale przez całą drogę do pokoju trzymała Michaela za rękę. Jakby się bała, że gdy ją puści on zniknie. Przez ostatni rok cieszyła się z niezależności, wolności ale brakowało jej poczucia bezpieczeństwa, które zapewniała jej obecność Michaela.
Michael otworzył jej drzwi do pokoju. Weszła uwalniając rękę Michaela. Potrząsnął głową i patrzył jak Liz siada na łóżku. "Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jesteś."
"Ja też. Nie masz nic przeciwko temu?"
"Nie" powiedział stanowczo, " Jest dobrze. Naprawdę. Miło jest mieć towarzystwo. Słodki jest wspaniałym przyjacielem, ale nie takiego ciała jak ty" zażartował, "Wyśpij się."
"Ok." przytaknęła i ziewnęła. Przypomniał sobie, że miała o coś zapytać i zawołała, "Michael?"
"Tak?" zapytał i cofnął się.
"Um, ta praca kelnerki .. czy nadal jest aktualna?" zapytała nerwowo.
"Nie" powiedział i potrząsnął głową, "Już kogoś mamy."
Liz była rozczarowana i unikał jego wzroku, "Oh ... skoro tak to poszukam czegoś"
"Liz." Michael zachichotał" "Zaczynasz jutro wieczorem"
Liz uśmiechnęła się promiennie, zanim rzuciła w Michaela poduszką.
"Palant" wymamrotała, starając się powstrzymać śmiech.
Michael zaśmiał się i puścił do niej oczko, "Wiesz, że nie można mnie nie kochać" powiedział zanim zamknął drzwi.
"Mogłabym" wyszeptała z tęsknotą.
"Gdybyś tylko mogła" mruknął Michael po drugie stronie drzwi, zanim wszedł do swojego pokoju.