gosiek

Feel My Pain (2)

Poprzednia część Wersja do druku

W powietrzu czuć było nieprzyjemny zapach stęchlizny. Szóstka wędrujących energicznie zatkała nos.

— Co to za smród – Isabel aż krzyknęła

— To chyba jakieś rozkładające się zwierzę – rozglądali się dookoła poszukując przyczyny zapachu...jednak nic nie było widać

— Idę zerwać tamte kwiatki...zaraz wracam – Parker szybko pobiegła w stronę krzaku z ślicznymi białymi kwiatuszkami – może one zabiją ten zapach!
Nagle pod nogami wyrósł jej korzeń. Potknęła się i z bólem upadła na ziemie.

— Pieprzone drzewo – warknęła próbując wstać – Aaaaa!! – krzyknęła widząc przed sobą całego zakrwawionego wilka.
Jego wnętrzności były kompletnie porozrywane. W około latało pełno much.

— Liz...Liz co jest – wszyscy pobiegli w jej stronę

— To...to jest obrzydliwe – powiedziała Maria zatykając sobie usta

— To tylko jakiś wilczek rozerwany przez większe zwierze – uśmiechnął się Michael – Nie macie się czego bać

— Ale to jest ohydne!! – dreszcz przeszedł Isabel po plecach – Dziwne jest to miejsce...

— Niby tylko dla tego, że zwierzak zabił zwierzaka siostrzyczko – spytał Max sarkastycznie

— Nie w ogóle tu jest jakoś tak dziwnie...strasznie...a poza tym ściemnia się już...powinniśmy wracać – przytuliła się do Whitmana

— Gdzie...? Do tych porozbijanych samochodów...zapomnij, nie idę kolejne 6 km – skomentowała Liz

— Nie musimy, tutaj się prześpimy – Guerin przeszedł kawałek wskazując niewielką polankę
Stał tam jakiś stary, prawie rozpadający się dom. Na około było wiele śmieci. Samo miejsce było jakieś takie brudne.

— Chyba zwariowałeś! – skomentowała szybko Liz – Nigdy tutaj nie zasnę

— Czy ktoś ci karze...zresztą nie polecam...może cię tutaj zjeść jakiś wampir, wilkołak albo duch ... hehe...albo ja cię zabije – straszył ją Guerin
Gdy kierował się w jej stronę, z prowizoryczną miną mówiącą „Chcę cię zabić”, poczuła miłe motylki w żołądku. W jego piwnych oczach widziała samą siebie. Miała ochotę rzucić mu się na szyję i całować. Ale natychmiast jej fantazje znikły, gdy przed nią staną Max. Jednym słowem zaczynała mieć go dosyć. „Zawsze zjawia się w niepotrzebnym momencie”.
Michael przestał zabawiać się w straszliwego potwora, choć to było takie przyjemne. Czół wtedy się wyższy bo ona zwracała uwagę na niego, tylko niego. Ale oczywiście pan i władca Evans musiał się wtrącić w tą miłą zabawę.

— Zostaw ją...nie bój się słonko, ja cię obronię – powiedział Max żartując

— No to śpimy tutaj czy nie?? – spytał Alex

— Nich będzie....- Liz machnęła ręką
Nagle zerwał się mocny wiatr, a do uszu każdego doszedł odgłos dziecięcego śmiechu. Niby zwykłej dziewczynki, ale taki straszliwy.

— Co to było?? – w każdej parze oczu widać było przerażenie

— Nie mam pojęcia – wyjąkał jeden z chłopaków

— Lepiej chodźmy stąd – Maria wpatrywała się w niebo – chce już iść spać – niebo z minuty na minutę stawało się coraz ciemniejsze – nie mam zamiaru tutaj stać całą noc
Szli powoli, zerkając jedno na drugie. Guerin z chwili na chwilę coraz bardziej pragnął tej dziewczyny. Miał w głowie różne kosmate myśli. Co chwila zerkał na jej drobne kształty.
Weszli do środka. Drzwi mocno skrzypiały, tak samo jak drewniana podłoga. Było tutaj tylko jedno pomieszczenie. Trzy całkiem brudne łóżka, miały tylko materace.

— O...nie...ja tutaj nie śpię – pierwsza odezwała się Is – Rezygnuje ... ja nie będę spać na podłodze

— Ej...przecież to się wszystko ładnie kryje...po dwie osoby na łóżku – powiedział Max – no cóż, na jednoosobowych, ale grunt, że są

— Ja z Isabel, ty z Liz, Michael z Marią? – spytał Alex

— Ale... – zaczęła De Luca – Ja nie chce spać z tym nowym

— No dobra...ja jako pierwszy pójdę na pilnowanie...po 2 godzinach wejdzie Evans, potem Whitman...pasuje? – Guerin również nie chciał spać z kimś kogo nie znał

— Niech będzie...zsynchronizujmy zegarki – cała trójka nastawiła sobie alarmy na wyznaczoną godzinę
Michael od razu wyszedł na zewnątrz, siadł w niewielkim drewnianym krzesełku. Rozejrzał się naokoło starego drewnianego ganku. Było tutaj pełno rupieci. Poszperał trochę i znalazł jakąś lampę naftową. Z trudem odpalił ją zapalniczką. Ze swojego plecaka wyjął książę, która kilka dni temu poleciła mu ciotka. Była ostatnią osobą która mu została. Ojciec pijak – uciekł od niego dawno temu, matka umarła kilka lat po jego urodzeniu na raka, nie miał rodzeństwa. Sam też jeszcze nie myślał o rodzinie, miał dopiero 20 lat. Chciał jeszcze trochę pobawić się życiem.
Zwykle gdy był totalnie załamany słuchał rocka. Stąd ta jego koszulka. Matallica była jedną z jego ulubionych kapeli, choć częściej słuchał Mansona lub LP. I tym razem wyciągnął discmana, włączył jakąś płytkę i zaczął czytać pierwsza stronę książki.

***

Liz długo nie mogła zasnąć. Cały czas słyszała ten dziwny śmiech małej dziewczynki. Skąd on dobiegał?
Nie chciała kręcić się w łóżku, nie chciała budzić Maxa. Dobrze, że szybko zasnął. Było jej trochę niewygodnie. Śmierdziało tutaj i w ogóle, ohyda. Musiała stąd wyjść bo chyba zaraz się udusi.
Powolutku wstała, aby nikogo nie obudzić. Delikatnie stąpała po starej podłodze, aby nie skrzypnęła. Drzwi otworzyła tylko troszeczkę. Od razu zauważyła siedzącego na ganku Guerina. Był zaczytany, nie dochodził do niego żaden dźwięk. Siedział do niej tyłem,. Powolutku podchodziła do niego. Im bliżej, tym bardziej jej serce stawało w miejscu. „Czego ty się właściwie boisz Parker, facet jak każdy!”. Jej cało, aż rwało się do niego. Przyspieszyła kroku. Stanęła przed nim wyrwała mu książkę z rąk. Siadła mu na kolanach i zaczęła namiętnie całować. Nie miała czasu nawet złapać tchu.
Michael nie spodziewał się tego co teraz się działo. Ona pragnęła go równie mocno jak on jej. Wstał, trzymając ją na rękach. Wiedział, że zaraz może wyjść ktoś, więc natychmiast skierował się za domek. Posadził ją na czymś przypominającym stolik.
Całowała go po szyi uszach, wszędzie gdzie znalazł skrawek wolnego ciała. Powoli zaczęła rozpinać jego koszule. W tym czasie on zdjął jej bluzkę.
Nie chcieli przestawać, byli zupełnie zatraceni w sobie. Fala pożądania spadła tego wieczoru właśnie na nich i nie miała zamiaru ich opuścić

We kiss, The Stars
We writhe, We are
Your name, Desire
Your flesh, We are

Cold. We're so cold
We are so. Cold
We're so cold
Cold. We're so cold
we are so Cold
We're so cold

Your mouth, These words
Silence, It turns
Humming, We laugh
My head, Falls back

Cold . We're so cold
we are so Cold
We're so cold
Cold .We're so cold
we are so Cold
We're so cold
(Static-X – Cold)

***

Maria spała smacznie, dopóki jej pęcherz nie zaczął wołać, za potrzebą. Wstała i wyszła szybko, aby nikogo nie obudzić. Na dworze paliła się tylko lampka naftowa. W okolicy nie widać było Michaela. Zdziwiło ją to trochę, ale szła dalej. Szukała najbliższego krzaczka, aby się za nim wysikać.
Nagle zerwał się mocny wiatr. Obróciła się, aby się rozejrzeć. Z daleka dostrzegła, że lampka naftowa zaczęła płonąć. Chciała pobiec zgasić jednak coś ją złapało za nogę i wywróciło. Usłyszała obok siebie śmiech dziewczynki. Przekręciła się lekko. Ujrzała tylko ostrze noża i okaleczoną twarz małego dziecka. Nagle wieki ból przeszył jej całe ciało. Zdążyła wydobyć z siebie tylko głośny krzyk.

***

Koniec sielanki....zaczyna się krwawa jatka!!!


Poprzednia część Wersja do druku