Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

CZĘŚĆ 4


W końcu zaczęła iść. Ciągle nie ma pojęcia kim jest, ani co się z nią stało. Jest jej zimno mimo tego, że kiedy wychodzi z lasu słońce jest wysoko na niebie. Znajduje drogę do autostrady. Wie, że musi iść wzdłuż autostrady do najbliższego miasta, że musi iść na policję a oni jej pomogą. To wiedza powszechna. Utrata pamięci nie wpłynęła na ten aspekt jej osobowości. Czuje, że zawsze wiedziała jak postępować w trudnych sytuacjach, wiedziała że właśnie to powinna zrobić. Na pewno są ludzie, którzy jej szukają. Pójście na policję to jedyny sposób na uzyskanie informacji co się z nią stało. A przede wszystkim powinna złapać okazję, by się tam dostać.

W świetle tego, że wszystko to wie, dziwne jest, że chowa się za każdym razem, gdy słyszy nadjeżdżający pojazd. A jednak nie może się powstrzymać. Instynkt samozachowawczy popycha ją do działania, więc ciągle to robi.

W końcu, kiedy o zachodzie słońca ruch na drodze się zwiększa, zaczyna iść przydrożnym rowem, woda sięga jej po kostki. Dlaczego serce tak jej wali? Czego się boi? Wie, że przeraża ją brak pamięci, ale wie też, że to nie jest jej główny lęk. Coś mrocznego czai się na obrzeżach jej umysłu, zagrożenie którego musi uniknąć za wszelką cenę.

Do tej pory zgadła już, że nie skończyła w rzece przez przypadek. Ktoś jest odpowiedzialny za to, co się z nią stało. Przypuszczenie to potwierdza się po kilku godzinach, kiedy to dochodzi do mostu. Coś się tam dzieje, więc chowa się w zaroślach na poboczu, by obserwować i słuchać.

Są tam mężczyźni, którzy spychają do rzeki czerwony samochód. Obserwuje ich i w jakiś sposób wie, że to tu wszystko się zaczęło. Czarny pojazd, należący do tych mężczyzn jest zaparkowany przy wjeździe na most, tuz obok miejsca gdzie się ukrywa, więc kiedy do niego wracają słyszy końcówkę ich rozmowy.

"... dlaczego teraz?" pyta jeden z mężczyzn.

"Pierce powiedział, że samochód nie jest już ważny," odpowiada drugi. "Chciał żebyśmy się tym zajęli na wypadek, gdyby po niego wrócili. Ma to, czego chce."

"Jak on zamierza to wyjaśnić?" pyta pierwszy mężczyzna. "Przecież dziewczyna..."

Drugi mężczyzna przerywa mu zniecierpliwiony. "Od kiedy Pierce musi cokolwiek wyjaśniać? To on mówi policji co robić, a nie na odwrót."

Chwilę później odjeżdżają, pozostawiając ją ze świadomością, że musi oddalić się do tego Pierca tak daleko jak to tylko możliwe. Jego nazwisko brzmi znajomo. Nic nie pamięta, ale jakoś wie, że to nie jest ktoś, kogo chciałaby spotkać twarzą w twarz. Nie może iść do władz. On ją znajdzie, jeśli to zrobi.

Ponieważ nie pamięta komu ufać, nie będzie ufać nikomu. Oddali się stąd tak daleko, jak to możliwe. Wie, że w tym momencie najważniejszą rzeczą jest przeżycie. Posłucha instynktu. Bez pamięci to jej jedyne wyjście.


* * *

Pół godziny później. Beth wie, że niska blondynka to nie Ava. Młody mężczyzna z dziwnymi włosami to nie Rath. I że wysoka złotowłosa dziewczyna to nie Lonnie. Jest identyczna jak siostra Zana, ale to nic nie znaczy. Ma na imię Isabel i w tej chwili płacze w ramionach ciemnowłosego młodego mężczyzny. Beth jej współczuje. Rozumie jak bolesne było dla Isabel myśleć, że jej brat powrócił z martwych, po czym tak szybko – tak okrutnie – przekonać się, że to nie prawda.

Przyjęcie do wiadomości, że Zan to nie brat Isabel, nie zajęło im zbyt dużo czasu. Właściwie to wcale nie wydają się być zaskoczeni tym, że go spotkali. Nie są zszokowani tym, że istnieją ich dokładne duplikaty, żyjące w Nowym Jorku. Ale przecież troje z nich to również kosmici. Pozostali też zdają się wiedzieć. Niewiele rzeczy może ich zszokować, tego Beth jest pewna.

W pokoju panuje napięcie. Dziwne, Beth siedzi na kanapie w garderobie Marii DeLuca obok Zna, który jest zdecydowanie zbyt spokojny. To budzi jej podejrzenia. Jak na kogoś, kto tak rozpaczliwie próbował ją stąd wcześniej zabrać, najwyraźniej zmienił teraz zdanie. Wydaje się zrezygnowany, zupełnie jakby nic z tego nie było dla niego zaskoczeniem.

Po początkowym przesłuchaniu przez ciemnowłosego młodego mężczyznę o imieniu Alex, po tym jak oni wszyscy zrozumieli, że ona ich nie pamięta, czekają aż piosenkarka skończy swój występ. Duplikat Ratha – ma na imię Michael – poszedł poczekać na Marię, żeby wyjaśnić co się stało.

Powiedzieli Beth trochę o tym, kim myślą, że ona jest; nic oprócz imienia, które brzmi Liz Parker.

Liz. Elizabeth. To znajome imię, wygodne imię. To imię, które dla siebie wybrała, w tym nowym życiu. To najwyraźniej więcej niż przypadek. Zdaje się, że zawsze wiedziała kim jest, przynajmniej podświadomie. Prawda była ukryta w głębi jej upartego umysłu, mogła zostać ujawniona dużo wcześniej, gdyby pozwoliła Lonnie to zrobić. Chce wiedzieć dlaczego tego nie zrobiła, dlaczego trzymała się z dala od tych ludzi, ludzi, którzy najwyraźniej cieszyli się na jej widok.

Na moment ogarnia ją panika. Co jeśli oni są jakoś związani z Piercem, człowiekiem którego bała się przez ostatnie pięć lat? Nie pamięta go, ale wie że on stoi u podstaw tego wszystkiego. Zawsze to wiedziała, ale była zbyt przestraszona by spróbować dowiedzieć się dlaczego.

Teraz nie ma wyboru.

Kiedy powoli przesuwa wzrokiem po nich wszystkich, napotykając ich spojrzenia bowiem wszyscy oni wpatrują się w nią – teraz nawet Isabel, ze łzami świecącymi w jej ciemnych oczach – zdaje sobie sprawę, że nie boi się ich. To byli jej przyjaciele. Wie to, tak jak instynktownie rozumiała wiele rzeczy przez ostatnie lata. Jak zwykle pozwala by kierowała nią intuicja, więc trochę się relaksuje.

Co się z nią stało? Zaczyna się niecierpliwić, zaciska i rozluźnia dłonie spoczywające na udach. Nagle czuje dłoń Zana na plecach. Wie, że on próbuje ją uspokoić, ale odsuwa się od niego. To nie jest świadome. Po prostu to robi i wszyscy obecni to zauważają. Widzi jak sobowtórka Avy – Tess – wymienia spojrzenia z drugim ciemnowłosym mężczyzną, Kyle'm, który stoi obok niej i najwyraźniej jest jej chłopakiem.

Znowu instynkt. Nawet bez przygnębienia Isabel z powodu brata, Beth domyśliłaby się, że skoro są dwie Lonnie, dwóch Rathów i dwie Avy, musiało być też dwóch Zanów. I nie jest trudno wywnioskować resztę. Może być tylko jedna prawda. Jedyna rzecz jaka ma sens.

Zdaje sobie sprawę, że powód dla którego Zan zawsze wydawał się trochę zły, był taki, że on jest zły.

On jest nie tą osobą. Nie jest tym z jej snów. On nie jest jej.

Beth przygryza wargę, zamyka oczy i bierze głęboki oddech. Zan nie był zaskoczony na ich widok, nie jest zszokowany że oni istnieją. Znał prawdę przez cały czas. Jakoś wiedział kim ona jest i nigdy jej nie powiedział.

Beth rozważa czy powinna poprosić o chwilę rozmowy na osobności z Zanem. Spoglądając na niego widzi, że jego wyraz twarzy nie zmienił się po tym jak go odrzuciła, ale ona i tak potrafi go odczytać. Jest zraniony, ale wciąż zrezygnowany.

O tak. Wiedział coś, może nie wszystko, ale wiedział, że oni istnieją. Nagle rozumie, że on czekał na to przez cały czas kiedy byli razem. Bał się tego.

Czuje, że trochę mięknie. On ją kocha. Wie, że ją kocha. Ale ciągle musi wiedzieć dlaczego. Dlaczego nigdy jej nie powiedział? Dlaczego nigdy nie zgadł, że powód dla którego zawsze czuła, że go zna, był najprawdopodobniej taki, że znała jego bliźniaka?

Ma go właśnie o to spytać, kiedy drzwi garderoby otwierają się gwałtownie, powodując że Beth podskakuje zaskoczona, jej serce wali szybko. Słynna piosenkarka, Maria DeLuca, wpada do pomieszczenia, zatrzymując się gwałtownie tuż przed nią. W jej wielkich niebiesko-zielonych oczach są łzy. Beth czuje echo sympatii, to się wydaje znajome i nagle rozumie dlaczego muzyka tej kobiety była dla niej taka ważna. Znała ją kiedyś. Były przyjaciółkami.

"Lizzie?" To pytanie, a jednak nie. Beth wie, że Maria jest pewna iż ona jest Liz Parker. Oni wszyscy są tego pewni. Pomimo wszystkich istniejących wątpliwości , jeśli chodzi o nią nie mają wątpliwości. Oni wiedzą kim ona jest.

Beth czuje się trochę przestraszona. Wszystko wyjdzie na jaw. W końcu dowie się co jej się przydarzyło, jak skończyła żyjąc to życie, kiedy, wnioskując po tym jak oni wszyscy zareagowali, przez cały czas powinna być z nimi.

"Maria." To znowu Alex, jego głos jest surowy, zdaje się, że jest przywódcą grupy, a przynajmniej ma największy wpływ na resztę. Wydaje się rozumieć niepewność Beth, bo szybka kładzie rękę na ramieniu Marii.

Piosenkarka wydaje się lekko uspokojona. Beth wie, że pierwszym instynktem Marii po wejściu do pokoju było uściskanie jej. Zrozumienie tego faktu wzrusza ją, zupełnie jak muzyka Marii zawsze to robiła.

"Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty!" Mówi Maria zduszonym głosem. "Kiedy Michael mi powiedział..." Przełyka, sięgając ślepo za siebie. Michael zdążył już wrócić do pokoju i szybko bierze jej rękę. Ciężko oddycha zupełnie jakby biegł całą drogę ze sceny żeby dogonić Marię. To prawie wywołuje uśmiech na twarzy Beth. To również wydaje się jej być znajome.

"Ona nic nie pamięta, Maria," mówi piosenkarce Alex, jego głos jest zasmucony. Spogląda na Michaela. "Nie powiedziałeś jej o tym?"

"Nie dała mi szansy," odburkuje Michael.

Beth obserwuje jak spojrzenie Marii ześlizguje się na Zana, który siedzi cicho obok niej. Oczy piosenkarki rozszerzają się nawet bardziej. "Nie mogę w to uwierzyć. Ja po prostu nie mogę w to uwierzyć. Przecież on jest identyczny."

"Oni są duplikatami Maria," mówi zniecierpliwiony Michael. "Oczywiście że jest identyczny."

Maria ignoruje go i spogląda na siostrę drugiego Zana. Po raz pierwszy Beth zdaje sobie sprawę, że nie zna imienia tego drugiego Zana. Nie powiedzieli jak ma na imię. Ani razu. "Wszystko w porządku Isabel?"

"Tak," odpowiada krótko Isabel. "Po prostu w pierwszej chwili to był szok." Jej oczy się zwężają i rusza się z miejsca pod ścianą, gdzie zostawił ją Alex, kiedy poszedł powstrzymać Marię od naskoczenia na Beth. "Widzę, że on nie jest Maxem."

Max. Brat Isabel. Bardzo ostrożnie unikali wypowiedzenia jego imienia, ale teraz wymknęło się ono Isabel. To imię uderza w Beth z siłą rozpędzonego pociągu.

"Max," szepcze do siebie, sen z przed kilku dni powraca z każdym szczegółem. Pamięta jak wołała go we śnie.

"Chodź! Max, chodź!"

Zawiodła go. Zginął przez nią. I ci ludzie myśleli, że ona zginęła razem z nim. Nawet nie muszą jej tego mówić. Wie, że to prawda. Nie powiedzieli tego, ale mimo wszystko od razu o tym wiedziała. Piosenka Marii DeLuca ta, którą Beth pokochała bardziej niż jakąkolwiek inną, ta, która oszołomiła ją tego wieczora, jest o niej. Jest o niej i o Maxie, bo oni myśleli, że oni oboje nie żyją.

Ale ona, Beth, nie jest martwa.

I wreszcie, rozumie dokładnie co jej sny próbowały jej powiedzieć.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część