NIE JESTEM ANIOŁEM
Część XIII: Spędzać więcej czasu dwójkami.
30.IV.2000 rok. – Roswell.
Michael i Alex rozmawiali. Obaj bardzo niepokoili się o Maxa. Wiedzieli, że praktycznie wszyscy postawili wszystko na jedną kartę. Jeśli do Maxa nie dojdzie, nie trafi to, co mu powiedzieli to będzie nie mały problem. Nie mogą go stracić, wszyscy razem są silni. Poza tym to ich przyjaciel i będą o niego walczyć, jeśli będzie trzeba. On im pomagał, gdy go potrzebowali, oni zrobią to samo, choć Evans może sobie nie zdawać sprawy z tego, że potrzebuje pomocy. Ale kiedyś im za to podziękuje, a póki co mają nadzieję że Max przemyśli wszystko i będzie dobrze.
—Wiesz co Michael Max sam podejmie właściwą decyzję. – Alex. Gdy to mówił, to wierzył w to. Był przekonany, że ma rację.
—A skąd Ty Alex taki pewny tego jesteś? Gadałeś z nim czy co? – Michael za to nie był tego taki pewny. Max nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Nigdy się nie wywyższał, zawsze mieli takie samo zdanie, no prawie zawsze. A już nigdy wcześniej nie dawał mu do zrozumienia, że jego zdanie jest ważniejsze. Obaj liczyli się ze sobą.
—Liz .. Max ją kocha, a ona powiedziała mu prawdę, szczerze to, co czuje. To najbardziej w niego trafiło.
—Niby tak .. Ale Liz nie jest święta. Chociaż dla Maxa zawsze będzie miała rację. To chore!
—Ale to chore uczucie, da mu do myślenia. Weźmie sobie to do serca. Jego wspaniała Liz nas poparła, więc musi być coś rzeczywiście nie tak.
—Co, jak co, ale Max jest ostro stuknięty na jej punkcie. I powiem Ci, że wkurza mnie to, że ona ma na niego taki wpływ. Ona może nim kierować jak marionetką! Znaczy nie mam nic do Liz, ale do Maxa. Bo powinien mieć więcej kontroli nad sobą pod tym względem!
—Co Ci to tak przeszkadza? Guerin wyluzuj! On już taki jest i tego nie zmienisz. A poza tym dobrze, że to Liz ma na niego taki wpływ niż ktoś inny z poza grupy. Daj sobie z tym spokój. Nie zmienisz tego, a najwyżej skłócisz się z nim.
—Nawet nie mam zamiaru z nim o tym mówić. On jest ostatnio bardzo zajęty, spotyka się albo z Parker albo wszyscy razem. Bardzo rzadko gadam z nim w cztery oczy. Tamte czasy już minęły, kiedy mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Maxa wybór.
—Czy Ty jesteś Guerin zazdrosny, że już nie poświęca Ci czasu?
—Jeszcze czego!?! Najzwyczajniej mógłby nas czasami zobaczyć. Bo zdaje mi się, że nas nie dostrzega, nie gadamy już tak jak kiedyś o tym wszystkim. Ale Tess wkroczyła do akcji i bum!
—Tak to jest już. Kyle jest z Tess, Max z Liz. Ale jest dobrze, choć Max zmienił się najbardziej. Ale nie wracajmy już do tego. Ciekawe gdzie szlaja się Nasado?
—Jakbyś nie wiedział .. Wiesz, kogo szuka, czwartej obcej.
—Twojej Vilandry .. Ciekawe, kim ona jest? I dlaczego Tess mówiła, że jest pisana Maxowi, a ta czwarta Tobie. Nawet nie podała racjonalnego argumentu.
—Co się na mnie patrzysz? Skąd niby mam wiedzieć. Idź z tym pytaniem do Harding.
—Chciałbyś poznać tę czwartą obcą?
—Haha Whitman. Wiesz niby jest czwartą, no to tak, ale perspektywa bycia z kimś, bo tak ktoś sobie zaplanował to mnie nie cieszy. I nie mam zamiaru się tego trzymać, tak jak Maxwell. Nie będzie mnie nikt do niczego zmuszał.
—Trzymaj tak dalej! Zresztą Ty Michael to postrach szkoły jesteś! Zobacz jak inni się trzymają z dala od Ciebie!
—Czyżby ironia? A może chciałbyś być taki jak ja? Whitman z Tobą coś ostatnio niedobrego się dzieje! Idź poszukaj sobie lepiej laski!
—Nie skorzystam z tej rady, ale może Ty powinieneś. Kylea i Tess nie ma. Szkoda, bo poszlibyśmy sobie gdzieś w czwórkę. Liz jest przybita i siedzi pewnie w domu.
—I Ty Alex jako jej przyjaciel nie pójdziesz jej pocieszyć? Coś mi tu nie gra!
—Lepiej jak będzie teraz sama. Pogadam z nią może jutro .. Lepiej żeby Max jej nie skrzywdził.
—A, bo co jej obrońca jesteś?
—Liz jest dla mnie niczym siostra. Zawsze w trójkę z Kyleem trzymaliśmy się razem. Nie pozwolę by jej coś zrobił. Ona nie zasługuje na takie traktowanie.
—To dlaczego nie powiedziałeś mu nic do tej pory? – Michael był trochę zdziwiony.
—Bo wiem, że Liz by tego nie chciała, a ja nie chcę robić nic wbrew jej woli. Jednak, gdy będzie trzeba zacznę interweniować!
—Pamiętasz jeszcze co mieliśmy dzisiaj oglądać?
—Mecz! Cholera. Idziemy do pokoju gościnnego.
—Nie możesz mieć własnego telewizorka? Mówiłem Ci, że lepiej jak obejrzymy u mnie!
—Kolejnym razem, sam jestem w chacie.
—A gdzie jest Tess i Kyle?
—Wiedziałem, że zadasz to pytanie! Pojechali do Silver City dzisiaj z rana.
—Silver City? Przecież tam się jedzie cały dzień! Kiedy oni mają zamiar wrócić? I od kiedy jeżdżę na takie weekendy?
—Przenocują i nad ranem wyjadą. Michael kiedyś trzeba zacząć i właśnie zaczęli.
—Ciekawe dlaczego tam pojechali?
—Wolę nie wiedzieć. Zresztą nie myśl, że każda para jest taka sama!
—Chodźmy na ten mecz wreszcie!!
Alex i Michael poszli oglądać mecz. Czasami dołączał do nich Kyle a i niekiedy Max. Chociaż Evans to była rzadkość, wolał siedzieć w kinie z Liz. Maxa nigdy nie interesowały jakoś specjalnie mecze.
30.IV.2000 rok. – Silver City.
Kyle i Tess byli zachwyceni. Kyle, który trochę sceptycznie podszedł do tego pomysłu z powodu małej opłacalności przyjazdu dosłownie na dwanaście godzin, to zmienił zdanie. Nigdy nie myślał, że tak z pozoru bezsensowna podróż może być tak interesująca i to nawet bardziej od normalnego wyjazdu. Normalnego według niego, czyli takiego na kilka dni, ujmując wprost opłacalnego. Tess i Kyle rozmawiali. Kyle czuł, że jego związek z Tess wyraźnie zmierza ku dobremu i to pod każdym względem. Uczucia Tess były natomiast bardziej skomplikowane.
—I co Kyle jesteś zadowolony z tego wyjazdu? – Tess bardzo zależało na zdaniu Kylea, choć nie dała tego po sobie poznać. Bo w rzeczywistości bardzo jej zależało, żeby był zadowolony.
—Miałaś Tess super pomysł z tym przyjazdem tutaj. Cieszę się, że jesteśmy w Silver City. Trzeba częściej wychylać nos poza Roswell.
—To prawda. W koło jest tyle super miejsc, a my ich nie odwiedzamy. Trzeba namówić pozostałych żeby także zaczęli wyjeżdżać na weekendy poza Roswell.
—Hmm, jednak wolę żebyśmy częściej gdzieś tylko we dwoje wyjeżdżali, a nie cały czas jest nas szóstka. To jest chwilami wkurzające. I wydaje mi się, że to zaczyna denerwować nas wszystkich. Liz z Maxem też na pewno chcieliby spędzać więcej czasu we dwójkę. Tylko Max chyba jakoś ma opory przed zaproponowaniem Liz czegoś takiego, ona z kolei uważa, że to nie wypada jej wyjść z taką propozycją. A Michael i Alex lubią spędzać czas razem. Mają sporo zainteresowań wspólnych, głównie mecze. Taka koncepcja wprowadzona w czyn to świetna myśl!
—Wiesz co Kyle masz w stu procentach rację! Nie możemy się ciągle trzymać za rączki razem tworząc kółeczko. Każde z nas potrzebuje pobyć z kimś sam na sam.
—Cieszę się, że się zgadzamy. Cieszę się, że się tak zmieniłaś. – Kyle uśmiechnął się do Tess i dał jej całusa. Tess nic nie powiedziała, tylko się uśmiechnęła.
30.IV.2000 rok. – Marshall.
Maria i Isabell rozmawiały. Miały już nowe telefony jakiś czas. No może nie za długo, ale niekiedy telefon komórkowy wytrzymywał w ich rękach jakieś pięć dni, a czasem i krócej.
—Issy zadzwonię do Stanleya. Jakoś ostatnio zapomniałyśmy o nich. – Maria.
—Jasne. Ciekawy czy nas szukali? Domyślili się, że spierdoliłyśmy specjalnie! – Issy.
—Debile z nich nie są Is. Na bank się skapnęli.
—Spox! Ja do niego zadzwonię! Stanley jest milutki! Popierdolony najbardziej z nich wszystkich.
—Jeszcze paru by się znalazło takich jak on.
Isabell dzwoni do Stanleya:
—Stan? To ja Is.
—Isabell? Gdzie Wy się włóczycie????? Stary Was wszędzie szuka! Wynajął jakiegoś detektywa!
—O widzę, że go obserwujecie. To bardzo dobrze, ale wiesz ja już wiem o tym.
—Skąd?????
—Mamy swoje sposoby z Marią.
—Musiałyście tak spierdolić?!? Przyjedźcie do mnie! Starzy są w Kanadzie. Chata wolna, będzie spox!!
—Innym razem kochany! My świetnie się bawimy. Ale jesteśmy ciekawe, co u Was słychać???
—Oprócz tego że Brian się najebał jak nigdy to spox. Mało nie wpadł przed starymi. Dobrze, że byłem z nim i uratowałem sytuację!
—No to miałeś kurwa przeżycie!! Jak przyjedziemy do Washingtonu to się z Wami skontaktujemy!
—Momento! Nie rozłączaj się tak od razu! Gdzie jesteście??
—Pogadamy jak wrócimy z Marią. Siemka!! – i Issy się rozłączyła.
Maria i Isabell:
—I co Ci powiedział?? – Maria.
—Brian się najebał dragami. Powie nam dokładnie jak przyjedziemy. Nie chciało mi się z Nim gadać dłużej. – Isabell.
—Milusieńko!!!
Ciąg dalszy nastąpi.