NIE JESTEM ANIOŁEM
Część VI: Wybór.
28.V.2000 rok. – Roswell.
Liz odrabia u siebie w pokoju lekcje:
—Witaj Liz. – Max.
—Myślałam że już nie przyjdziesz. Nigdzie nie można Ciebie było dzisiaj znaleźć. – Liz.
—Byłem bardzo zajęty.
—Chyba mi to wynagrodzisz? Inaczej troszkę się obrażę.
—Jak mam panno Parker to wynagrodzić?
—Pomyślmy... . Wiem! Na początek wystarczy całus.
—Robi się. – Max pocałował Liz. Bardzo się za nią stęsknił, pomimo że nie widział jej zaledwie kilkanaście godzin.
—I jak? Zadowolona?
—Może być. Ale... musisz się bardziej postarać. Jeden dzień spędźmy razem. Wytęż zmysły i zorganizuj miły dzionek. Elizabeth Parker chce się rozerwać.
—Jak sobie życzysz.
—A tak apropo Max. Szukał Ciebie Michael.
—I co z tego? Wolę spędzić czas z tobą.
—Wiem, wiem. Też wolę tę opcję, ale... . Powiedziałam że przekażę Ci. Chyba powinieneś dzisiaj go odwiedzić.
—Zobaczymy.
28.V.2000 rok. – Newville.
—Maria kto mi zajebał fajki? – Isabell.
—Ja mam swoje. Pewnie gdzieś leżą. – Maria.
—Ale pomocne. Idziemy z Eddie'm na spacer. Tom będzie zdziwiony..., no i dobrze.
—Masz moje fajki. Trzeba gdzieś kupić parę paczek. Eddie jest śliczny.
—I pomyśleć że jutro powinnyśmy być w budzie. Powinni się przyzwyczaić do tego że często nas nie ma.
—Wkurwia mnie to. Kujony siedzą w szkole, narzekają ile to jeszcze godzin do końca. Po co ta gadka, jak nie chcą siedzieć to niech spierdolą! – Maria.
—To są debile. Teraz nie gadajmy o nich.
28.V.2000 rok. – Roswell.
Tess leżała w swoim pokoju. Rozmyślała o tym kim jest. Bardzo polubiła Liz, Maxa, Michaela, Alexa i Kyla. Związała się z nimi. Wiedziała że nie jest jednak fair w stosunku do nich. Wiedziała jaka rola do niej należy. Nie czuła się jednak dobrze z tym kłamstwem. Nasedo wpajał całe życie jej co ma zrobić. Miała go już dość. Wiedziała że szuka Vilandry. Była tego pewna. Nic innego nie robił odkąd odnaleźli Maxa i Michaela. Nigdy nie miała przyjaciół. Odkąd jednak zamieszkała w Roswell to się zmieniło. Liz zanim Max ją uzdrowił była przyjaciółką Kyla i Alexa. Zazdrościła jej, ale i współczuła. Musiała ich okłamywać. Nie! Nie musiała. Nienawidziła Naseda. Ale to on ją wychował! Nie wiedziała dlaczego, ale nie potrafiła go zdradzić. Miała nadzieję że może zdemaskują ją. Teraz na początku, póki nie jest jeszcze za późno. Chciał się łudzić, ale nie potrafiła. Była i jest świetną aktorką. Potrafi doskonale maskować swoje prawdziwe intencje i uczucia. Była jaka była. Liz stała się jej przyjaciółką. Sama zresztą wiedziała że Liz potrzebowała przyjaciółki. Otaczali ją w końcu sami faceci! Z nimi nie pogada się jak z kumpelą na wszystkie tematy. Liz jednak to potrafiła. Tess wiedziała że źle robi. Ciągle miotały nią sprzeczne uczucia. Chodziła z Kyle'm. Kochała go i kocha. Ale on nie jest jej pisany. – Życie jest beznadziejne! Dlaczego jestem Avą?! – Tess wiedziała że jest wyróżniona. Jest królową i powinna być z tego dumna. Była, ale jej pochodzenie nie dawało wyboru. Jest wtyczką Kavara. Zdradza przyjaciół. – Co będzie jak Kavar zabije Kyla, Alexa i Liz? – Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Wiedziała jedno. Ma wydać Michaela, Vilandrę i Maxa. Skaże ich na pewną śmierć. – Kavar na pewno zabije Maxa i Michaela. Ciekawe co zrobi z Vilandrą? I ze mną? – Tego już nie wiedziała. Chciała zdradzić Naseda i Kavara. Ale jakaś głupia rzecz, myśli jej na to nie pozwalały. Była wdzięczna Nasedowi że ją wychował. – Czy to jednak można nazwać wychowaniem? Jestem zimna i okrutna! – Powtarzała to sobie w kółko. – Mam nadzieję że może Vilandra mnie powstrzyma. Cała nadzieja w niej. – Tess nie chciała oszukiwać paczki, ale to miała wpojone. Zdawała sobie świetnie sprawę z tego że życie co najmniej trzech istot zależy od niej. Mogła pójść do któregokolwiek z przyjaciół i wyznać im prawdę. – Ale jak oni zareagują? Są wspaniali, ufają mi, a nie powinni. Popełniają wielki błąd, nawet nie wiedzą jak wielki. – Tess zaczęła płakać. Czasami pozwalała sobie na płacz, w tedy gdy była sama. Kiedy nikt nie widział jej słabości. Nie lubiła jednak użalać się nad sobą. – To złe. Płacz jest zły. Nie! Słabość jest zła. Muszę być silna. Jestem przecież królową. Nie mogę być beksą! – Czasami jednak nią była. Gdyby Nasedo się dowiedział, to by tak dostała. – Nie! Nie pozwolę żeby mnie uderzył! Już nigdy więcej! – Nie pozwoli siebie tak traktować. Może Vilandra ją rozszyfruje. Nie pozwoli skrzywdzić reszty. Jednak na razie jej nie ma. – Może kiedyś się odważę przyznać. Może nie zdradzę. Nie rozumiem siebie samej. Wszystko mogę. Wystarczy do nich pójść i im to powiedzieć. Ale nie chcę, boję się że mnie znienawidzą. Nie potrafię przegrywać. Ta bariera chyba nie pozwala mi zdradzić Naseda i Kavara. Nie wiem jakie Kavar ma zamiary wobec mnie i Vilandry. Może każe mi przekazać tron Lonnie i mnie zabije? Nie wiem tego. Na razie jeszcze mam czas. Chociaż im bardziej będę zwlekać, tym trudniej będzie powiedzieć im prawdę. O czym ja w ogóle myślę! Mam wydać Kavara?! Chyba mi odbiło. Nie chcę o tym myśleć. Nasedo! Bardzo dużo zależy od Ciebie!
Alex i Kyle:
—Wiesz co Alex. Coś mi się wydaje że szykują się kłopoty. – Kyle.
—Czy Ty przypadkiem nie masz na myśli swoich przyrodnich sióstr? – Alex.
—Nie tylko. Cos się szykuje. Czuję to!
—Pies jesteś że czujesz? – Alex.
—Zabawne. Max pewnie jest z Liz.
—Na pewno. Jeszcze Ty pójdziesz do swojej Tess i zostanę sam. Zostanie mi towarzystwo Michaela.
—Nie dzisiaj nie spotykam się z Tess. Nie ma czasu. – Kyle.
—Ciekawe co będzie robić?
—Tego nie wiem. Tess ostatnio jest dziwna. Taka nieobecna.
—Albo za bardzo obecna! Może to przez Justine!
—Odbiło Ci! Doczepiła się i nie mogę się jej pozbyć. Jej problem, nie mój! – Kyle.
—Dobra. Uspokój się już!
Trzy godziny później:
—Dobry wieczór Tess! – Amy.
—Dobry wieczór! Chyba nie jestem za późno. Przechodziłam niedaleko i pomyślałam że wpadnę.
—Skąd że. Kyle jest u siebie.
—Dobrze.
Kyle. – Proszę!.
—Cześć! – Tess.
—Myślałem że nie masz ochoty spotkać się ze mną dzisiaj. – Kyle.
—Zmieniłam zdanie. Nie chciałam być sama. Może przejdziemy się gdzieś? Mam ochotę na spacer w twoim towarzystwie.
—Jasne. Jakaś taka ostatnio dziwna jesteś. Wszystko w porządku?
—Tak. Wydaje Ci się. Nie chciałam być sama. W ogóle nie mam ochoty iść spać. Przyszłam bo chciałam się z tobą zobaczyć. Jak nie masz ochoty to sobie pójdę.
—Nie. Choć my na spacer. Dobrze Ci to zrobi. Powiedz co Ci jest. Widać że masz jakiś problem.
—Nie mam! – Tess krzyknęła. Kyle aż podskoczył. Jego dziewczyna wyraźnie nie była sobą.
—Przepraszam. Nie lubię jak ktoś mi wmawia że coś mi jest. Czuję się świetnie.
—Właśnie widać.
—Kyle. Mam prawo mieć ochotę zobaczy swojego chłopaka i iść z nim na spacer. To nie jest dziwne.
—Masz rację. – Kyle wolał przyznać Tess rację. Jednak będzie miał na nią oko. Na pewno coś nie gra i dowie się co.
—Zapraszam Ciebie do kina jutro.
—Nie jutro nie. Może pojutrze. Pocałuj mnie.
—Co? – Kyle zrobił dziwną minę. Chyba się przesłyszał pomyślał.
—Pocałuj mnie. – Kyle spełnij prośbę Tess. Dziwne? Tess zwykle nie lubiła czułości. Taka zmiana. Coś na pewno nie gra. Wiedział że coś się z nią niedobrego dzieje. Ona jednak nie miała zamiaru mu powiedzieć o co chodzi.
—Choć my do parku. Mam ochotę sobie posiedzieć i porozmawiamy. I nie patrz się tak na mnie.
—Nigdy nie lubiłaś się całować. Skąd ta zmiana?
—Tak po prostu. Bez przyczyny. Już nie myśl tyle Kyle, bo swój mózg przesilisz. – Oboje zaczęli się śmiać.
Ciąg dalszy nastąpi.