Tess

NIE JESTEM ANIOŁEM (14)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

NIE JESTEM ANIOŁEM

Część XIV: Zapiski Liz, przemyślenia Tom’a i rozmowa Kyle’a i Tess.

01.V.2000 rok. – Roswell.

Liz siedziała w swoim pokoju sama. Była wczesna godzina, bo dziesiąta dopiero. Od piątku wieczorem, czyli od kłótni z Max’em, a raczej wyrzucenia mu wszystkiego, co ją dręczyło, no nie wszystko, ale kilka rzeczy, nie mogła się skupić. Nie mogła spać, jeść, czuła się fatalnie. Chociaż jej uczucia były o wiele bardziej skomplikowane. Była i szczęśliwa i nieszczęśliwa. Dwa sprzeczne uczucia, wszystko było w niej sprzeczne od piątku. Bardziej niż przedtem, bo Liz żyła w realnym świecie i swoim własnym, o którym wiedziała tylko ona sama. Nikt nigdy go nie odkrył w niej, nie odkrył prawdziwej Liz, która była inna, bardziej prawdziwa, realna, która była sobą. Każdy dopatrywał się w niej ideału córki, uczennicy. Ludzie myśleli i nadal myślą, że jest szczęśliwa, bez żadnych powodów do zmartwień, negatywnych uczuć. Jedynaczka rozpieszczana zawsze przez rodziców, rodzinę, mająca praktycznie wszystko. Liz zapisywała prawdę powierzając ją swojemu pamiętnikowi, który był jej przyjacielem, powiernikiem. Jemu zwierzała się ze wszystkiego, zarówno dobrych jak i tych złych chwil. Teraz też miała dość już rozmyślania, postanowiła wyżalić się pamiętnikowi.
„Dzisiejsza data to pierwszy maja dwutysięcznego roku. Kolejnym powodem do zmartwień jest Max, mój chłopak. Kiedyś czułam się przy nim nie tylko bezpiecznie, ale także szczęśliwie, przy nim mogłam rozwinąć skrzydła, pokazać mu trochę prawdziwej siebie. Mogłam robić, co chciałam, popierał mnie, nie zamykał w klatce niczym ptaka. Nie uciskał mnie, byłam wolna i robiłam to, co uważałam za słuszne. Max nie podejmował za mnie decyzji, tylko doradzał. Decyzja zawsze należała do mnie, szanował ją i nie negował. Miałam w nim oparcie, prawdziwego przyjaciela. Mogłam na niego liczyć, choć się ze mną nie zgadzał to nie namawiał do zmiany decyzji, mogłam się uczyć na własnych błędach! Ale się zmienił! Chce kierować moim życiem, bo uważa, że tak jest najlepiej! W CrashDown ostatnio za bardzo wybuchłam. Pokazałam swoje prawdziwe oblicze w dużej mierze to, którego tak strzegłam. Raczej nie strzegłam, zawsze chciałam je pokazać, być sobą! Być Elizabeth Parker! Ale nie mogłam, bałam się zawieść rodziców, którzy pokładali we mnie i nadal pokładają olbrzymie nadzieje, ale nie tylko oni, teraz to już wszyscy. Każdy nauczyciel, uczeń, sąsiedzi, rodzinka! Wszyscy widzą we mnie grzeczną i rozważną uczennicę, dla której najbardziej liczy się nauka i przyszłe studia! Kilka razy chciałam w dzieciństwie zerwać z tym przekonaniem, pokazać, że jestem inna, nie taka, jaką sobie mnie wykreowali! Ale nie zauważyli tego, uznali za negatywny wpływ innych i dziecięce głupoty i zabawy! Taka się wtedy czułam sama, samiuteńka, jakbym nikogo nie miała. Moi rodzice mnie nie znali i nie poznali! To co tu mówić o innych! Przy Max’ie poczułam, że jestem sobą, że mnie akceptuje. Zaczęłam więc się z czasem przed nim otwierać, ale przestał to dostrzegać, zmienił się! Alex i Kyle od pierwszej klasy byli moimi przyjaciółmi. Tylko nasza trójka. Poznali mnie bardziej niż ktokolwiek inny, ale nadal są we mnie rzeczy, o których oni nie wiedzą. Nie chcę im tego pokazać, nie chciałam. Ale wiem, że mogę na nich liczyć, że mnie nigdy nie zawiodą i zaakceptowaliby to wszystko. Ale teraz mój umysł powraca ciągle do Max’a. Nie chcę go stracić, chcę mojego dawnego Maxwell’a Evans’a!!!!! Nie wiem, co się z nim stało, widocznie nie znam go zbyt dobrze….. Jest mi też przykro troszkę, że Tess wyjechała. Ale z drugiej, tej obiektywnej strony to dobrze, że jestem sama, mogę spokojnie pomyśleć. Jestem silna! Niech chociaż Tess będzie szczęśliwa z Kyle’em. Ja nie pasowałam do niego, ani Kyle do mnie. Zawsze łączyła i łączy nas głęboka przyjaźń, ale nic na poziomie tworzenia udanej pary. Mam nadzieję, że Max przyjdzie do mnie i powie, że wszystko jest już ok. Nie chcę być sama! Jestem bardzo zmęczona, prawie nic nie spałam od przeszło dwóch dni! Ale nie mogę zasnąć, boję się, że Max wtedy przyjdzie. Ostatnie półtora dnia, znaczy od piątku spędzam na rozmyślaniu, co się stanie. Co teraz będzie? I nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Żeby przyszedł Max….. Tak mi go już brak. Tak bardzo się za nim stęskniłam. Zastanawiam się teraz, dlaczego tak się stało. Jak doszło do obecnej sytuacji. Może powinnam zareagować znacznie wcześniej….. Jestem jego dziewczyną! Może więc powinnam zobaczyć znacznie szybciej co się dzieje! Co się z nim dzieje! Najwidoczniej nie jestem taka dobra, nie zauważyłam jego zmiany w początkowej fazie. Nawet teraz….. faza, często się na tym łapie. Wszystko prawie sprowadza się do biologii. Idę na śniadanie. Rodzice mnie wołają. Mam nadzieję, że ten koszmar się szybko skończy i odzyskam swojego dawnego Max’a, chłopaka, do którego należy moje serce. Może dzisiejszy dzień przyniesie odpowiedzi na moje pytania. Wiem jedno jestem Liz i nikt nawet nie przypuszcza jak teraz cierpię. Ważą się losy mojego związku….. Związku, dzięki któremu zaczęłam żyć, a bez niego nie pamiętam już życia.”

01.V.2000 rok. – Washington.

Minęły dwa dni, odkąd Smith zaczął szukać Marii i Isabell. I jak dotąd nic nie znalazł. Ale Tom się już uspokoił. Wiedział, że na pewno nic złego się im nie stało, zrobiły to umyślnie. A są na tyle inteligentne, że nie dadzą sobie zrobić nic złego. Ich wyobraźnia nie zna granic. Zastanawiał się tylko ile to potrwa. Bo na pewno wrócą za parę dni, może tydzień, dwa, trzy….. Zna je na tyle, że wie do czego są zdolne, choć z pewnością jeszcze nie raz go zaskoczą. Ale tym razem to on je zaskoczy. Nie zmieni zdania, wręcz przeciwnie, będzie jeszcze bardziej nieugięty. Muszą się nauczyć, że z nim nie można postępować tak jak z innymi. Do kogoś muszą poczuć choć odrobinę respektu! Znosił ich wszystkie humory, kaprysy, zachcianki, numery, jakie mu odwalały! Teraz on im udowodni, że wcale nie są takie nieograniczone! Przyda się im zmiana środowiska, głównie ludzi! Stanowczo za dużo czasu spędzają ze swoimi przyjaciółmi! Chociaż nigdy nie zabroni im przyjaźni z nimi, bo w gruncie rzeczy to one nimi rządzą i to one ich ustawiają, a nie na odwrót. Więc to one mają nie za pozytywny wpływ na innych, ale podziwiał je. Były uparte i nie zmieniały zdania. Ale zmiana na rok środowiska dobrze im zrobi! Może złapią trochę ogłady. Tylko najgorsze jak rozniosą Roswell w pył! Tam nie ma przecież tylu szkół! W takim mieście wszyscy o wszystkim wiedzą! I to jest najgorsze!

01.V.2000 rok.

Kyle i Tess wracali do Roswell. Wyjechali o szóstej nad ranem. Dla Tess to żaden problem, nie potrzebuje zbyt wiele snu, ale Kyle wręcz odwrotnie. Lubi się wylegiwać w łóżeczku do południa. Poszli spać po dwunastej, więc Valenti się nie wyspał za bardzo. Oboje byli zadowoleni i to bardzo. Właśnie rozmawiali:

—Dojedziemy gdzieś na siedemnastą. – Tess. – Muszę odwiedzić dzisiaj Liz.

—Uprzedziłaś ją? – Kyle.

—Nie. Pójdę i zobaczę, co się dzieje. Jak będzie zajęta to trudno, w szkole z nią porozmawiam.

—Nie pogodziła się jeszcze z Max’em?

—Mówiłam Ci już, że nie. Ale byłeś zbyt bardzo skoncentrowany na szorowaniu ząbków.

—Dlatego są takie zadbane.

—Muszę się umówić z Liz i zrobić z nią pracę zadaną przez Clendenina!

—Idźcie z tym do Max’a. To on jest geografem!

—Już wolę zrobić to sama! Nie potrzebuję pomocy Max’a. Zresztą będę miała większą satysfakcję, jeśli zrobię ją z Liz i biorąc pod uwagę fakt, że dostaniemy pozytywne oceny.

—Na pewno dostaniecie! Jestem ciekawy czy będzie draka w domu. Ojciec nie dzwonił z pretensjami, więc wszystko jest chyba ok.

—Twoja matka owinęła go sobie wokół małego paluszka! Zrobi dla niej wszystko!

—To dobrze czy źle Tess?

—Jasne, że dobrze. Masz spoko mamę. Tylko pozazdrościć!

—Czyżbym wyczuwał nutkę zazdrości w Twoim głosie? – Kyle droczył się z Tess.

—Nie ten lokal Kyle. Słyszałam jak Lauren Adams mówiła, że masz świetną matkę!

—Kiedy?

—Jakiś czas temu. I miała rację. Kyle jak chcesz spać to śpij.

—No coś Ty!

—Nie ma z tym problemu. W końcu jestem kosmitką, nie potrzebuję tyle snu co Wy ludzie.

—Jest dobrze. Jak przyjedziemy do Roswell to muszę odrobić angielski i fizykę.

—Ja też się jeszcze nie uczyłam. Pozostali….. Ciekawe czy Alex się nauczył. On jako jedyny miał największe szanse.

—Dlaczego jako jedyny?

—My odpadamy, bo nas nie było. Michael zawsze zlewa szkołę, ale wychodzi na tym nie gorzej od nas, którzy bądź, co bądź przykładamy się do zajęć. A Liz no cóż, ona zawsze miała czas na naukę, ale jej obecny stan psychiczny w ten weekend nie był dobry. Myślę, że nie tknęła lekcji, podobnie jak Max.

—Skąd Ty to wszystko wiesz Tess? Na psychologię masz zamiar iść? Bo do tej poty to myślałem że interesuje Ciebie chemia.

—Bo interesuje mnie Chemia. Ale dobrze znam się na ludziach. To przydaje się w życie!

—Zapewne!
Tess i Kyle jechali jeszcze kilka godzin. Rozmawiali o wielu sprawach, głównie o szkole. Czasami mogli o niej nawijać bez przerwy, ale były i takie dni, kiedy ten temat im absolutnie nie pasował. Tess myślała o Liz. Już nie mogła się doczekać rozmowy z nią. Miała nadzieję, że coś może się wyjaśniło odnośnie Max’a. Ale Liz jest taka przybita, bardzo przybita, choć trzyma się świetnie! Kyle myślał też o tym samym, co Tess. Dla niego Liz była przyjaciółką. Znali się już wiele lat i Kyle’owi bardzo zależało na jej szczęściu. Będzie musiał z nią pogadać szczerze w najbliższym czasie.

Ciąg dalszy nastąpi.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część