GRA ZŁUDZEŃ
Część V
Nagle ktoś zaczął gwałtownie pukać do drzwi kawiarni.
— To szeryf Valenti! – Liz przerwała cisze. Otworzyła. Szeryf miał dziwną minę.
— Liz.... Maria... Alex miał wypadek....nie żyje...
— Cooo...??? –niedowierzała Liz. Maria stała nic nie mówiąc. – Jaakk tto się ssttało? – płakała Liz.
— Wjechał w drzewo...jeszcze nie wiadomo jak dokładnie to się stało. – tłumaczył Valenti. – Tak mi przykro. Świadkowie mówią, że nagle po prostu skręcił i wjechał prosto w drzewo. – kontynuował. Nagle Maria zemdlała.
— Maria!!!! – krzyknęła Liz. – Proszę natychmiast zadzwonić po pogotowie. – powiedziała a raczej kazała Valentiemu, – Maria, obudź się!!! – wołała błagalnym głosem.
* * *
— Gdzie ja jestem? – zastanawiała się Maria.
W jednej chwili przypomniała sobie wszystko. Łzy zaczęły gęsto spływać jej po policzkach. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież nie zdążyła wszystkiego mu wytłumaczyć! Różne myśli chodziły jej po głowie. Panował tam straszny chaos. Myśli przerwało jej wejście Liz.
— Jak się czujesz? – zapytała.
— ...
— Wyglądasz lepiej.
— ... – również nie odpowiedziała.
— Dzwoniłam do Twojej mamy. Chciała wrócić, ale uspokoiłam ją, że zajmę się Tobą. – popatrzyła na Marie. Widać było, że płakała. – Zamieszkam z Tobą na te kilka dni, co Ty na to? – mówiła dalej. Maria obróciła się na drugi bok, tyłem do Liz. – Pójdę zapytać, kiedy możesz wyjść ze szpitala. – dodała. Wychodząc jeszcze raz spojrzała na przyjaciółkę. Wcale nie wyglądała lepiej. Wręcz przeciwnie. Na zewnątrz, w poczekalni siedzieli: Max, Isabel, Jesse, Tess i Kyle. Był i Michael.
— Mogę do niej wejść? – zapytał.
— To nie jest najlepszy pomysł. Nie teraz. – odpowiedziała.
— Wiecie, co? Najlepiej będzie jak stąd pójdziecie. Lepiej żeby Maria was nie widziała. – poprosiła Liz.
— Jasne. Pozdrów ją od nas. – powiedział Kyle. Po czym wszyscy wyszli. Wszyscy oprócz Michaela.
— Michael... naprawdę... uwierz mi, to nie jest najlepszy pomysł.
— Daj mi spróbować. Jak nie będzie chciała ze mną rozmawiać, wyjdę.
— Obawiam się, że nie będzie chciała..
— Jak to? Dlaczego?
— Tuż przed wypadkiem rozmawiała z Alex. Pokłócili się. O Ciebie.
— ??
— No Alex widział jak całujesz się z Marią! – Liz nie zdążyła dokończyć, Michael pobiegł do pokoju Marii. Zatrzymał się przed drzwiami. Zapukał. Maria siedziała już ubrana na łóżku. Gdy wszedł do środka, wstała, spojrzała na niego. Michael cofnął się. Jej wzrok był pełny żalu i nienawiści. Nigdy na niego nie patrzyła w ten sposób.
— Wyjdź stąd...!!! – wrzeszczała.
— Maria....
— Coś Ty nagadał Alexowi?? On nie żyje! Rozumiesz? Przeze mnie... przez Ciebie...wyjdź.. – odwróciła się. Nie chciała żeby widział ja k płacze. Do pokoju weszła Liz.
— Idź Michael... – poprosiła. Podeszła do Marii. Chciała ją przytulić, ale ona się odsunęła.
Michael nie mógł uwierzyć w to, co powiedziała Maria. Przecież nawet nie rozmawiał z Alexem. Czuł, że coś się tu nie zgadzał. Bolało go, że Maria obwinia go za jego śmierć. Ale jeszcze bardziej bolało go to, że ona obwinia siebie samą. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Czuł, że wszystko się teraz zmieni... przeczuwał, że stanie się coś jeszcze... być może gorszego...
* * *
— Wszystko poszło po naszej myśli..
— Nie wiem czy dobrze zrobiłyśmy..
— Już za późno na wątpliwości..
— Wiem..
— Teraz zapomnij o tym... nie możesz dać po sobie poznać, że..
CDN