Tytuł: Designing My Lifetime
Autor: Ja, Ja wyłącznie ja – Gosiek
Kategoria: Prawdopodobnie tylko i włącznie Stargazer (I&A)
Spoilery: Zdaje mi się, że po „Graduation”. Wszyscy rozjechali się po świecie, nie utrzymują zbędnych kontaktów. Maria jest dekoratorką wnętrz w L.A., Michael jeździ z grupą której jest menadżerem. Liz studiuje, Max pracuje jako architekt. Isabel, właśnie Isabel, bo w końcu o nią tutaj chodzi...ona jest projektantką mody w znanej firmie. Czasem dorabia sobie jako modelka. Kompletnie zapomniała o Jessim. Nawet nie interesuję ją to gdzie teraz jest. Jej ustatkowane dotąd życie zaczyna się powoli psuć. Sama nie wiem czemu... Powoli wszystko zwala jej się na głowę. W pracy zaczyna miewać problemy, często choruje, nie może się skupić. Jednym słowem wszystko się do dupy.
Nota Autora: Nic wielkiego, postaram się to napisać krótko, jakoś tak mnie wzięło na napisanie Stargazerka J .... Miłego czytania.
Adres BannerkA By Ja :D http://img173.exs.cx/img173/4082/designemylifetime0ht.jpg
— Nie, nie...to jest złe...ten materiał jest straszny...!! – krzyczałam na pracownika – Jak mogłaś pomyśleć, że coś takiego się mi spodoba...tragedia!! z kim ja musze pracować
— Przepraszam...zaraz doniosę sekcji, że ten materiał pani nie odpowiada – mruknęła starsza kobieta odchodząc
Wściekła weszłam do mojego biura. Już w samym progu potykałam się o góry papierków, które wcześniej przypominały moje projekty nowej linii. Nic z tego nie było dobre. Nie podobało się szefowi, a tym bardziej mnie.
Siadłam z hukiem przy biurku i zerknęłam na ostatnio zrobiony rysunek:
— Też do niczego!! – krzyknęłam i zgniotłam go w ręku
Mocno się zamachnęłam i rzuciłam w ścianę. Na podłodze znalazł się kolejny papierek do kolekcji.
Brakowało mi już siły na to wszystko. Nagle wszystko zaczęło iść nie po mojej myśli. Nie miałam żadnego pomysłu na nową kolekcje a zostało mi tylko dwa tygodnie na przedstawienie projektów.
Jeszcze do niedawna moje prace były sprzedawane najlepszym firmom, wręcz biły się o nie. A teraz nie miałam w ogóle pomysłu. Nie chciałam stracić tej roboty, była mi potrzebna. Z samego modelingu nie wyżyłabym. Coraz bardziej się przecież starzałam, a na twarzy pojawiały się pierwsze zmarszczki. Byłam przemęczona, wiedziałam o tym dobrze. Dawno kazali mi iść na urlop, ale ja dalej pracowałam, bo chciałam zając czymś myśli. Nie pamiętać tamtego życia. Nie było go na karcie mojego życiorysu, totalnie go wykreśliłam. Z rodziną też nie utrzymywałam kontaktów, nie miałam na to czasu. Oni żyli własnym życiem, ja własnym. Od czasu do czasu widywałam się tylko z Maxem, w końcu to mój brat.
Przez ostatnie 6 lat widziałam się z nimi może ze cztery razy. Pierwszy raz gdy Liz urodziła Ashlee. Potem jak chciałam zobaczyć małą. Z Michaelem to tylko raz gdy chciał pożyczyć kasę. Z Marią chyba ani razu, zresztą nigdy nie utrzymywałam z nią bliższych stosunków.
Teraz popadam w chandrę prawię każdego wieczora. Jestem sama w wielkim apartamencie. Nikt mnie raczej nie odwiedzał, nie miałam już tak bliskich przyjaciół. W pracy jest tylko Samantha. Czasem łaziłyśmy razem po sklepach i na imprezy, ale rzadko.
— Hej Isabel...co taka załamana – no właśnie o wilku mowa pomyślałam
Do mojego biura weszła wysoka blondynka. Jej chude ciało przypominało jednym słowem patyk. Była modelką, całkiem dobrą, ale zakompleksioną.
— Czuje się bardzo źle, wszystko jest do dupy – skarżyłam się
— Ej... piękna ja zawsze jak mam dół to ćwiczę, a przy okazji nie jem...dlatego lubię się zamartwiać, bo chudnę... – skomentowała
Wiedziałam, że w końcu popadnie w anoreksje.
— To mi nie pomaga... już próbowałam – dodałam
— To może lepiej idź do domu...już i tak późno...położysz się wcześniej, może obejrzysz jakiś film romantyczny... – powiedziała
— Sam...wiesz, może i masz racje...idę do domu i koniec – zarządziłam i pospiesznie wstałam z krzesła
Złapałam torebkę i ucałowałam ja na do widzenia. Weszłam do windy i zjechałam do garażu. Z roku na rok łatwiej mi było znajdować mój samochód na ogromnych parkingu. Wsiadłam i szybko pojechałam do domu.
***
Wchodząc do budynku jak zwykle, mimo złego samopoczucia, wysłałam miły uśmiech portierowi. Mężczyzna był zawsze dla mnie miły i w ogóle. Wjechałam na najwyższe piętro. Wpatrywałam się jak strzałka przesuwa się w jednolitym tempie po cyferkach.
Przyszło mi do głowy, aby zrobić sobie właśnie taki wieczór jak kiedyś, kiedy była młoda. Sama, oglądając jakieś filmy z serii „Pretty Woman”. Zajadając słodycze, co chwila wycierając zapłakane oczy chusteczkami. Powinna mieć jakieś kasety na dole w piwnicy.
Gdy weszłam do domu szybko przebrałam się w jakieś luźne ciuchy i wykręciłam numer do portiera:
— Dobry wieczór...miałabym do pana małą prośbę
— Tak słucham – odezwał się miło
— Czy zszedł by pan ze mną teraz do piwnicy, chciałabym wziąć kilka drobnych rzeczy?
— Oczywiście, niech pani będzie zaraz na dole...wezmę latarkę, klucze i już idziemy...- powiedział i odłożył słuchawkę
Zarzuciłam jakiś sweter, bo wiedziałam, że nie jest tam tak ciepło. Zjechałam na dół, a portier czekał już na mnie przy wejściu. Weszliśmy przez drzwi do ciemnego pomieszczenia. Mężczyzna zapalił latarkę i powolnym krokiem kierowaliśmy się w stronę mojego boksu. Czułam lekki dreszczyk na plecach. Słyszałam naokoło siebie odgłos szczurów. „Pieprzone gryzonie” – pomyślałam.
— Już niedaleko
— Dobrze – wykrztusiłam z siebie
Gdy w końcu, po krętych korytarzach, ujrzałam mój boks uśmiechnęłam się. Portier otworzył kratę, a ja zapaliłam małą żarówkę. Rozejrzałam się naokoło w poszukiwaniu sensownego pudełka. „Dziecko, Zima, Święta...” – czytałam w myślach napisy.
— Przeszłość... – wyszeptałam
W mojej głowie natychmiast pojawiło się coś w rodzaju wspomnienia tamtego życia. Pamiętałam, jak wszystkie pamiątki związane z przeszłością zapakowałam tego pudła kilka lat temu. Stałam przez chwilę jak wryta, sama nie wiedziałam co mam robić. Po chwili do głowy dotarł z opóźnieniem głos mężczyzny:
— Czy pani chce abym wziął to pudło?
Nie wiedziałam czy odpowiedzieć tak, czy nie. Czy ten wieczór faktycznie poświęcić na wspomnienia? Nagle moją głowę przeszył impuls i powiedziałam głośni:
— TAK!
On wziął je i wyszedł. Ja za nim ze spuszczoną głową. Zamknął kratę i wróciliśmy do wyjścia. Wjechał ze mną na górę i w stawił do mieszkania. Ja wrzuciłam mu do kieszeni kilka dolców. Podziękował i wyszedł.
Przeniosłam pudło do dużego pokoju i włączyłam wierze. Zanim jednak otworzyłam pudełko poszłam do kuchni zrobić sobie herbaty. Bałam się trochę tego co tam jest. To było coś co dla mnie już nie istniało. Schowałam całe liceum w kartonowych ścianach. Nagle poczułam jakby zimny wietrzyk wędrował po moim ramieniu. Odskoczyłam przestraszona prawie nie wylewając gorącej herbaty. Nagle w głowie zobaczyłam znajomy uśmiech, poczułam takie ogromne ciepłe uczucie w środku. Nie mogłam jednak skojarzyć kto to?
Po chwili „obudziłam się” i poszłam do pokoju. Siadłam na kanapie i bezczynnie wpatrywałam się w punkt. Zamknęłam lekko oczy by znowu przypomnieć sobie ten uśmiech. Poczułam znowu ten zimny dreszcz, tym razem na szyi. Rozejrzałam się przestraszona.
— Ej... – powiedziałam – czego ja się do cholery boje – wstałam i podeszłam do pudełka
Zdjęłam pokrywę i folię z wierzchu. Na samym początku leżał czarny album. Wzięłam go do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. Widniało tam zdjęcie całej naszej starej paczki z balu promocyjnego. Przyglądałam się z każdemu z osobna i nagle mnie olśniło.
— Przecież to Alex – uśmiechnęłam się – To był uśmiech Alexa – łza zakręciła się w moim oku – Alex...czy ty tutaj jesteś...powiedz, że znowu do mnie przyszedłeś tak jak kiedyś – mówiłam jakby do powietrza, nikt się jednak nie odzywał
W pustych ścianach słyszałam tylko cisze. Posmutniałam zdając sobie sprawę, że to tylko głupia wyobraźnia. Spuściłam głowę i przekręcałam dalej strony. Były tam też zdjęcia moich rodziców, naszego rodzinnego Roswell, moje i Maxa jak byliśmy mali i w ogóle wszystkich.
Przejrzałam album ze trzy razy, z każdym coraz dokładniej. Potem odłożyłam go na bok i zajrzałam dalej do pudła. Były tam moje stare listy, ale nie chciało mi się nawet ich czytać. Na dnie były dwie kasety video. Jedna podpisana „urodziny” a druga „wakacje”.
Złapałam za pierwszą i włożyłam do magnetowidu. Gruchot dawno nie był używany więc długo nie chciał złapać. W końcu dał znak życia, a ja wygodnie siadłam na kanapie. Oczekiwałam...
Nagle na telewizorze pokazał się duży napis „Na pamiątkę urodzin, naszej najukochańszej ISABEL”. Potem po kolei pojawiał się każdy z jej najbliższych składający życzenia. Głupie słówka spowodowały uśmiech na mojej twarzy, ale i łzy w oczach. „Przecież to było, i nigdy nie wróci” mówiłam sobie. Po wszystkich życzeniach było przyjęcie: prezenty, tańce i oczywiście nieoczekiwany striptiz pana policjanta – Alexa. Od razu zobaczyłam dokładnie wyraz twarzy mojej mamy. Wytarłam chusteczką łzy.
Nagle poczułam jak moja głowa staje się ciężka i opada na bok.