Hotori

Perły Pamięci (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Znowu miał tę wizję. Widział już wszystko. Blask. Altana Feniksa. Zan. Moc. Silne pole mocy. Zdradzili tajemnicę…
…Kiedy podniósł głowę, znowu wrócił ten ból, więc szybko opadł na poduszkę. Powoli podnosił powieki. Plamy kolorów i cieni zlewały się ze sobą. Jeszcze raz je zamknął i otworzył. Z trudem, ale teraz widział już lepiej. Kształty, ostrość. Najbliżej była Vil. Trzymała go za rękę, cała we łzach. Nieopodal Zan, taki zatroskany. I Ir- wciąż wycierała nos w chusteczkę.

— Obudził się !- usłyszał rozradowany głos Vil.- Obudził !
Przełknął ślinę i uśmiechnął się.

— Tak, faktycznie nie miałem ochoty iść w stronę światła…
Zebrani z ulgą spojrzeli po sobie. Poczciwa Ir podniosła głowę ku niebu i złożyła ręce.

— Paniczu kochany !- uściskała go po matczynemu- Ale nam panicz stracha napuścił ! Tydzień tak panicz już leży, bez przytomności, aż tu proszę cud ! Tak się wszyscy martwili na dworze ! Gdyby nie panicz Zan i panienka Vil , to by to było ostatnie polowanie panicza !

— I tak było ostatnie.- rzekła twardo Vilandra.- Nie pozwolę ci już więcej na takie wariactwa!- spojrzała na niego z pełnym przekonaniem.
Rath od razu poczuł się jak w domu. To jej całe troskliwe gadanie, zrobiło mu się tak jakoś cieplej na sercu.

— Co to, to nie !- udał obruszonego- To raczej było twoje ostatnie polowanie…kobiety !

— I dobrze. Nie narażam swego życia bez powodu. Ale ty też nie będziesz więcej…

— Tak, tak, malutka. Nie będę. Słowo rycerza.- zaśmiał się.
Vilandra bezwiednie uśmiechnęła się na sformułowanie „malutka”. Rath nie używał tego od dawna, a nazywał ją tak pieszczotliwie w latach dzieciństwa. Nigdy nie wyzbyła się sentymentów.

— No nic, ja pędzę zawiadomić wszystkich !- Ir z niechęcią zebrała się do wyjścia.
Najchętniej czuwałaby tu jeszcze calusieńką noc. W końcu jednak , gdy drzwi się za nią zamknęły, twarz Ratha ponownie silnie pobladła, a uśmiech spełzł z jego twarzy.

— Uzdrowiłeś mnie, czy tak ?

— Nie miałem wyjścia. Traciłeś zmysły. – Zan odwrócił się do okna. – Nie mogłem pozwolić ci umrzeć.

— Ty i to twoje wieczne bohaterstwo ! Przecież wszyscy mogliśmy spłonąć na stosie !

— Cóż, wystarczy tylko dzięki za uratowanie życia…- zakpił Zan.

— To nie było rozsądne.
Vilandra wyprostowała się na krześle.

— Ty nie za bardzo jesteś rozsądny.

— A więc to ja jestem teraz winny ?- Rath zmarszczył brwi.

— Nie.- Zan nie zamierzał dopuścić do kłótni- Ale chcesz znać prawdę ? Wahałem się czy użyć mocy, ale Vil namówiła mnie. Zresztą , i tak w końcu bym to zrobił.

— I dobrze. To znaczy dobrze słyszeć, że przynajmniej nad tym myślałeś, a nie poddawałeś się emocjom.
Vilandra skuliła się jakby chciała coś ukryć.

— Czy dla ciebie, to że cię kochamy nic już nie znaczy ?- rzuciła w przestrzeń.
Rath potarł czoło.

— Nie to miałem na myśli. Po prostu musimy uważać…-wyciągnął ku nim ręce.- No, chodźcie tu. I koniecznie chcę usłyszeć, co im powiedzieliście…
Królewskie rodzeństwo rozpogodziło się na te słowa. Vilandra wpakowała się na łóżko po jednej stronie , a Zan po drugiej.

— Więc ?- Rath silniej podparł głowę poduszką- Co wymyśliliście ?

— Powiedzieliśmy, że wilki zagryzły psy na naszych oczach, a kiedy rzuciliśmy się do ucieczki konie spłoszyły się i zaczęły wierzgać. Ty spadłeś z Błyskawicy, który stanął dęba i uderzyłeś się w głowę tak mocno, iż utraciłeś przytomność. Ale na szczęście udało nam się uciec.
Zan spojrzał na przyjaciela. Był ciekaw jego reakcji.

— No nie !- Rath zaśmiał się – Taka bajeczka ! Aż nie mogę uwierzyć, że wymyśliła to Wasza Królewska Wysokość , chodząca doskonałość Zan III !

— No to uwierz.- Zan wyszczerzył zęby. – W ogóle to żałuj, że nie słyszałeś co wygadywałeś przez sen.
Ratha zmroziło od środka. Popatrzył przenikliwie na Vil, a potem na Zana.

— Przecież majaczyłeś.- wyjaśniła dziewczyna.- Coś o Altanie Feniksa i tajemnicy.

— Coś jeszcze ?- Rath nerwowo krążył oczami po twarzach przyjaciół.

— Nie…- Vilandra zmarszczyła w zdziwieniu czoło.
Zan poruszył się niespokojnie.

— Czy jest coś o czym nam nie mówisz ? –spytał, kierując spojrzenie na Ratha.

— Właściwie to tak. Chciałem wam o tym już dawno powiedzieć, ale jakoś…

— Mów. –ton Zana był napięty, co świadczyło o powadze sytuacji.

— Już jakiś tydzień temu miałem wizję. Sen. Widziałem w nim ciebie i jakąś dziewczynę Nie pamiętam jej twarzy. To było w Altanie Feniksa, w Ogrodach Tespijskich. Ona dawała ci wskazówki. Słyszałem w głowie jej głos. Mówiła, że dojdzie do kontaktu, że ją ocalisz…

— Ależ to absurd !- Vil poprawiła suknię.- To tylko sen…

— Nie wydaje mi się. To znak, zapowiedz. Czuję, że to naprawdę się stanie. Kiedy znów mi się to przyśni…

— Jesteś pewien ?- Zan był poruszony do głębi.

— Może to wreszcie sygnał od naszych ! Może na świecie są jeszcze tacy jak my ! Inni ! – Rath zapalił się do tego pomysłu.

— A więc to niebezpieczne. Od tej pory musimy być bardziej czujni niż kiedykolwiek.

— Zan to szansa ! Szansa na powrót do korzeni ! –w oczach Ratha tańczyły błyski podniecenia.
Przyszły władca przeniósł wzrok na siostrę. Vilandra wygładziła fałdy sukni i wymownie odrzuciła głowę w tył.

— Ja już mam swoje korzenie. Są tutaj. Nie chcę tego zmieniać. – powiedziała.


Reevandol był miejscem magicznym. I pomimo swoich okrutnych przeżyć związanych z tym miejscem, Zan Wielki nie mógł go nie kochać. To był jego dom. Jedyne miejsce na tej planecie tak nierozerwalnie związane z całą jej historią, łączące silną nicią przeszłość z przyszłością. Położony na obrzeżach Doliny Niedźwiedziej, która pod wieloma względami już nie przypominała tej cudnej krainy sprzed lat, prezentował się najokazalej z otoczenia. Wzniesiony z krzesanego kamienia, o surowych murach, otoczony ogromnym ogrodem nadal stał na tym samym zielonym wzgórzu. Rzeka Run-Raj przecinała to wzniesienie w połowie, okalając zamek i tworząc naturalną fosę. Dwie, masywne wieże wznoszące się na sto metrów wzwyż , z pozłacanymi kopułami przypominały dwóch strażników, broniących wstępu niepożądanym gościom. W ogrodach panowała francuska precyzja, może tylko z wyjątkiem jednego miejsca, które było jak klejnot wśród kamieni. Czerwone Jezioro. Rozciągało się na zachód od głównego wjazdu. Wpadająca w wiśnię czerwień, płaska, gładka tafla wody, o konsystencji galaretki, nie płynna i nie stała. Umoczona w niej część ciała niczym otulona pierzyną , ciepłą i miękką, balansowała powolnie w jej wnętrzu. Tuż koło owego jeziora rosło drzewo. Stare drzewo groniastego, błękitnego bzu, potężne, liczące tyle lat co sam Reevandol. Ogród zamykał się murem, który zarazem oddzielał posiadłość władców od miasta, ruchliwego i krzykliwego, z rynkiem i targiem w centrum. A co było poza nim ? Poza Reevandolem (tak nazywał się nie tylko zamek ale i miasto) ?Otóż w dalszej części Doliny Niedźwiedziej rozciągały się ruiny. Ruiny zabytkowej posiadłości letniej Renvaldich, z Ogrodami Tespijskimi i Altaną Feniksa, co częściowo zburzone niszczało od czasów Wielkiej Wojny.
I mimo krwi, która zbrukała wszystkie te miejsca , Wielki Zan dumny był ze swego domu. Teraz, siedząc w fotelu podczas popołudniowej sjesty, zaciskając dłoń na dębowej lasce z wyrytymi inicjałami po boku, Wielki Zan oczami pamięci błądził po wszystkich tych zakątkach. Rozmyślał nad przyjęciem , na które zjadą się przedstawiciele wszystkich pięciu królestw Antaru, a które miało odbyć się za dwa tygodnie. Trzeba zatem powiedzieć, ze tego typu bale organizowano w Reevandolu corocznie . Służyły one głównie temu, by całe dworskie towarzystwo antarskie spotkało się i obgadało swoje sprawy- poczynając od gospodarczych , przez wojenne, a kończąc na prywatnych (tę część szczególnie preferowały panie). Było to więc spotkanie raczej towarzyskie, niemniej stało się tradycją. I to Królestwo Renu zapoczątkoało tę tradycję, przerwaną jedyny raz podczas Wielkiej Wojny, kiedy to walczyło z Królestwem Skórów. Wtedy nastąpiła dająca się wszystkim mieszkańcom Antaru we znaki, nieprzyjemna sytuacja między wszystkimi królestwami, które podzieliły się na dwa obozy- sojuszników Skórów i Renvaldich. Dziś jednak, w czasach pokoju znowu wszyscy byli razem…Ale tylko Wielki Zan, siedząc w swoim głębokim fotelu, mógł wiedzieć jak wysoką cenę trzeba było i jeszcze trzeba będzie za niego zapłacić.

— Więc ?- Vil z głupim uśmieszkiem na twarzy obróciła się w stronę Zana i Ratha. – Który materiał będzie lepszy na suknię ?
Trzymała przy twarzy dwa skrawki najlepszego gatunkiem jedwabiu – jeden o kolorze ciemnego fioletu, a drugi turkusowej zieleni.

— Fiolet podkreśla ciemną oprawę twoich oczu.- stwierdził Zan, rozkładając się na łóżku siostry.
Rath leżący na perskim dywanie na podłodze, zagwizdał radośnie.

— Czy to miało wyrazić poparcie dla opinii Zana ? – Vilandra rzuciła mu ostre spojrzenie.

— Nie, księżniczko. To była oznaka mojego rozbawienia.- dzikie ogniki zaświeciły w oczach chłopaka.
Vil podparła się pod boki, stając nad Rathem.

— Co cię tak śmieszy ?

— Ty.

— Ja ? A to czemu, zechce jaśnie pan mi to wyjawić ?

— Od tygodnia ciągle mówisz tylko o tym całym balu. Czyżbyś miała już w zanadrzu plan, jak złamać kolejne serce jakiemuś biedakowi ?

— Wiesz jak kocham bale ! – dziewczyna odetchnęła z lekkością.- Muszę olśnić wszystkich !

— I jak zawsze kochasz robić z każdego mężczyzny , który ci się nawinie, idiotę. Pozwól więc iż dam ci radę. Załóż coś skromnego, najlepiej w odcieniu szarości, by ustrzec się od kolejnego grzechu, jakim będzie bycie przyczyną pojedynku i w rezultacie śmierci jakiegoś nieszczęśnika.
Rathis zaśmiał się na zakończenie, a wściekła Vilandra rzuciła się na niego z pięściami; oczywiście po chwili już, zwyczajowo, oboje koziołkowali po posadzce, piszcząc i krzycząc. Rath krępował jej ręce, a ona zadawała mu niezbyt celne ciosy w brzuch.

— Przestańcie w końcu !- Zan nie znosił kiedy zachowywali się tak dziecinnie. – Uspokójcie się !
Przestali na jego upomnienie, ale nadal pękali ze śmiechu. Lubili tak się na siebie boczyć, i wiedzieli jak bardzo nie lubi tego Zan.

— A więc fiolet.- zadecydowała w końcu Vilandra, poprawiając fryzurę.- Lecę do kupca, by mu zapłacić i kupić jeszcze trochę ozdób !
Wybiegła szybko ogarnięta euforią, zostawiając Ratha i Zana samych w komnacie.

— Papa jak zwykle spełnia każdą jej zachciankę.- mruknął Zan, gdy drzwi się zamknęły.

— Tak, potrafi omotać nawet staruszka.- przyznał Rath. – No, ale chyba nie o tym chcesz mówić…

— Rzeczywiście.- Zan pokiwał głową.- Chciałem zapytać cię, czy miałeś jakieś nowe wizje.

— Gdybym je miał, nie omieszkał bym ci powiedzieć. – odrzekł Rath nieco rozdrażniony.- Zresztą, dla mnie to także bardzo istotne.

— To dobrze.- Zan podniósł się z pozycji leżącej.- Skoro tak, to idę do dziadka.

— Kolejna niekończąca się opowieść ?

— Rath …!

— Wiem, wiem. Wybacz mi, wasza królewska przykładność.


Zan delikatnie nacisnął mosiężną klamkę, której zakończenie w postaci rozwartej paszczy lwa, zdawało się wiać prawdziwą grozą, i zalany snopem słonecznego światła, znalazł się w jednym ze swoich ukochanych pomieszczeń. Opływowe kształty , którymi był zapełniony pokój były niezwykle przyjemne dla oczu , a wiecznie odsłonięte okiennice wzbudzały ufność.
Zan Senior czy też inaczej- Wielki Zan , spokojnie złożywszy swe dłonie na lasce wyciągniętej przed siebie, z zamkniętymi oczami zdawał się drzemać. Zbudzony przybyciem wnuka, natychmiast podniósł powieki.

— Witaj mój chłopcze.- jego pomarszczona twarz wygładziła się w uśmiechu.- Cieszę się, że tak prędko przybyłeś.

— Wiesz jak bardzo lubię to miejsce- odpowiedział Zan- Ale o czym chcesz ze mną pomówić dziadku ?
Przez moment Zan był pewien iż ujrzał na twarzy starca jakiś cień przerażenia i smutku, który znikł tak szybko jak się pojawił. W końcu jednak mogło mu się jedynie wydawać.

— Usiądź zatem. – Senior wskazał fotel obok swojego.
Kiedy Zan wreszcie usiadł, a jego mina zdradzała napięcie, usłyszał pierwsze słowa.

— Jak ci wiadomo za dwa tygodnie wydajemy tu kolejny bal dla wszystkich królestw Antaru…

— Heh... jak co roku. – w głosie Zana nie było entuzjazmu- Mam tylko nadzieję, że w tym roku nie będę musiał być w Izbie Reprezentantów…Rath z powodzeniem może mnie zastąpić…
Stary król zmarszczył brwi.

— Mylisz się, Rath nigdy cię nie zastąpi. – odpowiedział zdecydowanym głosem- Ty jesteś przyszłym władcą, dyplomatą, niebawem nauczysz się być także politykiem…A Rath…nie zrozum mnie zle, nie chcę mu urągać, tylko że on posiada zasadniczą wadę…Zawsze będzie przede wszystkim prostym żołnierzem, podatnym na bunty i krótkotrwałe zawirowania. Ty jako władca widzisz więcej. Nie można cię zastąpić.

— Ależ …

— Wiem- Wielki Zan nakazał wnukowi milczenie- Lecz skończmy ten temat, bo wyjawię ci szczerze mój chłopcze, że po co innego cię wezwałem…
Zan zdumiał się lekko na te słowa.

— Och, co prawda jestem stary , ale mi chyba także wolno troszkę pokręcić…

— Teraz to się nazywa owijanie w bawełnę.- Zan zaśmiał się. – No więc dziadku, lepiej mów szczerze…
Starzec przeniósł spojrzenie swoich zmęczonych oczu na wnuka.

— Masz rację, tak będzie lepiej dla wszystkich…Posłuchaj na tym balu…Zostanie ci przedstawiona pewna młoda dama, z bardzo zacnego rodu…Ja i ojciec twój oczekujemy, że…że poprosisz ją o rękę.
Kiedy skończył zapanowała idealna, niczym niezmącona cisza. Zan uparcie wpatrywał się w okno, ale jego zrenice wypłeniły się czernią.

— A więc to wszystko zostało już ukartowane ? Moja przyszłość to dokładny konspekt przeżyć i uczuć ? – ton miał spokojny jak spokojne jest morze przed burzą.
Senior rodu z przygnębieniem zapadł się w fotelu.

— Nie chciałem nakładać na twoje ramiona tego brzemienia- rzekł ze wzruszeniem- Nie chciałem, wierz mi…
Zan gwałtownie poderwał się do okna , łykając łzy.

— A kto chciał i dlaczego …?- wyszeptał ledwo słyszalnie.
Zan Wielki zacisnął usta, uświadamiając sobie , że nadchodzi cios ostateczny.

— Decyzja zapadła wiele lat temu…to był warunek pokoju…

— Pokoju ?


***

Ava z krzykiem wyłoniła się z sennego letargu. Nie chciała dłużej trwać w tym śnie. W śnie, który okazał się być snem przeszłości. Było tam zupełnie tak jak w prawdziwym życiu…Gdyby mogła cokolwiek czuć, z pewnością zimna warstwa lepkiego potu pokrywałaby w tej chwili jej skórę.
A więc to miała być transakcja. Nie, to był warunek dostatniego życia pokoleń kosztem cierpienia jednostek…Czy Zan kochając ją cierpiał cale życie ? Ciemność zdawała się pożerać jasność , a bezmiar nocy szczelnie zamykał wrota wschodów i zachodów. Palący ból, myślała. To był jego sen, sen Zana…a jego projekcja odbyła się w jej umyśle. Jeśli pokazał jej to celowo…

— Avo ?- nieśmiały szept niczym muśnięcie struny wyrwał ją ze świata myśli- Jesteś ?

— Zan…to ty.

— Widziałaś ?

— To był twój sen…

— Nie. – niemal mogła sobie wyobrazić jak bursztyn topnieje mu w oczach- To był ostatni strzęp mojego pięknego życia…życia, które zawsze chciałem ci dać…
Ava popłynęła do niego i wtedy stało się coś spontanicznego, na co czekali dwie, ciemne dekady. Wir ciepłych atomów przepłyną przez przestrzeń, elementy światła zwarły się ze sobą, kaskady wewnętrznych iskier zatańczyły w nicości, formując jedność serc, które dawno przestały bić, lecz wciąż istniały…Zaryte głęboko w śnie…

— Zan…Zan…- szloch rozdarł ciemność, i jeszcze tylko domagał się prawdziwych łez- Kochasz mnie wciąż i dlatego pokazałeś mi to…

— To prawda . Los związała nas ze sobą jeszcze w czasach wojny, więc teraz nie może nas zniszczyć…

— Czy Max…?

— Jest naszą ostateczną szansą… Czy przekonałem cię ?
Opadła bezwiednie na jego ramiona, otumaniona chwilową namiastką szczęścia.

— Rób z życiem co chcesz, rób z ich życiem co chcesz ! Byle, zachować nasze… Krwawa łuna nie po raz pierwszy przykryła blednące światło księżyców Antaru.
CDN…




















Poprzednia część Wersja do druku Następna część