Genetyczna pomyłka
(część ósma)
Michael wolał się ewakuować. Jak to miło mieć brata, na którego zawsze można liczyć. Tak przynajmniej przypuszczam. W zamian opróżniłam jego lodówkę i wyładowałam zawartość na stół. Uznałam, że taka ilość nie wystarczy i zadzwoniłam po pizzę. Nie zostawię mu nawet kawałka. Stało się. Siedzimy tu w trójkę. Maria, Alex i ja. Zamierzam im opowiedzieć o nich(Isabel, Michaelu i Maxie) i fragmentarycznie o sobie. Alex jest zainteresowany Isabel, Maria Michaelem więc powinno się udać.
— Więc wylądowali, spali czterdzieści lat i się wykluli?- Maria zsumowała kwadrans moich inteligentnych wywodów.
— Coś w tym stylu.- staram się by nie zapytali co ja robiłam w tym czasie i chcę znaleźć bezpieczną drogę dla dalszego ciągu naszych rozważań.
— A te moce?- kocham Alexa.
— Standardowa przemiana materii dotyczy wszystkich. Powiedzmy, że są też pewne specjalizacje.
— Jakie?- dociekliwość Marii oznacza, ż jednak dojdziemy do mnie.
— Max uzdrawia, Michael rozwala a Isabel może wchodzić do ludzkich snów.
— Snów?- Alex ma niepewną minę. Podejrzewam, że nie chcę wiedzieć o czym ostatnio śnił.
— A ty?- ratuje go Maria atakując mnie.
— Mi ludzie wierzą na słowo.- i nie zagłębiajmy się w te kwestie.- Przy okazji możecie nie mówić o tym Tess i Nasedowi.
— Dlaczego?
— Bo planuję jeszcze trochę pożyć.
Każdy się czegoś boi. Jedni dziury ozonowej, inni meteorytów. Zdarzają się też tacy co drżą na myśl o dużej wysokości, swoich szefach czy, że ktoś im poprzekłada płyty Metallici albo, ze ich sny przestaną być ich prywatną sprawą, że Freud miał rację. Ja natomiast boję się rozmów o sobie samej.
— Musimy porozmawiać.- Max zdecydowanie za często posługuje się tym zwrotem.
— Co tym razem?- pytam wytrwale wpatrując się w sprzątane przez siebie opakowania po chipsach, tak jakbym nie znała odpowiedzi.
— Twoje zdolności.- słysząc ton Maxa czuję się winna swoich trzech wcześniejszych słów.
— Mój dar przekonywania.- czuję się tez źle z tym, ze go posiadam.
— Tess...- teraz on. Ta sama nuta w jego głosie. Chyba oboje musimy zacząć akceptować samych siebie i otaczającą nas rzeczywistość.
— Ona wpływa na ich umysł. Coś blokuje, coś dokłada. To co ja robię nie powoduje żadnych konsekwencji. Szeryf nas widział, wie o tym, ale wierzy, że tak nie było. Z ludźmi to dość proste. Często im się zdarza nie wierzyć w to co widzą, bo bezpieczniej jest udawać, że nic takiego się nie dzieje. To tkwi w każdym. Ja po prostu wykorzystuję i wzmacniam to uczucie.
Wreszcie na niego patrzę. Coś dziwnego widzę w jego wzroku. Ta myśl pojawiła się nagle.
— Ona naginała ci umysł.
— Tak, ale chyba zdała sobie sprawę, że nic tym nie zyska.
— Ja...
— Wiem, ale jeśli miałbym zrobić coś naprawdę głupiego to się nie krępuj.
Runda 3.
— Pamiętam coś.- stwierdził Michael wieczorem.
— Tak?- pytam pochłaniając ostatni kawałek pizzy.
— Kiedyś bardziej się o mnie troszczyłaś. W sierocińcu wmawiałaś dzieciakom, że jakaś zabawka im się nie podoba i dawałaś ją mi.- ale najpierw musiałam im opowiadać bajki o tym, że w nocy zabawki zmieniają się w potwory.
— Zamówiłam już następną pizzę.
— Co się z tobą działo przez te lata?- pytanie, które od dłuższego czasu wisiało w powietrzu.
— Mieszkałam w NY.
Chyba właśnie zakończyłam ten temat. Przynajmniej na jakiś czas.
— Coś się stało?- spytał Max, z dość słyszalnym zniecierpliwieniem w głosie, Naseda, którego zastał u siebie po powrocie od Liz.
— Może ty mi powiesz. Na pewno jest Skórem?
— A kim innym miałaby być? Wierz mi, chętnie się dowiem.
Stanął tworzą w twarz ze swoim opiekunem. Pierwszy raz w życiu chciał tak bardzo użyć na kimś swoje moce, by coś z tego kogoś wyciągnąć.
— Spokojnie. Chcę się tylko upewnić, że nic ci nie grozi.
— Bardzo się o mnie ostatnio troszczysz.
— Dbam o was wszystkich. Macie tu tylko mnie i siebie oczywiście. Poza tym...
— To jest ten moment, kiedy uświadamiasz swojemu podopiecznemu królowi, że ma pewne obowiązki w związku ze swoim przeznaczeniem?
— A może już nie muszę? Może pamiętasz o swoich obowiązkach? Może pamiętasz cokolwiek?
— Co dokładnie miałbym pamiętać?
Im coś jest bardziej nieosiągalnym tym bardziej się tym interesujemy, więc pomyślałam, że lepiej dmuchać na zimne. Poza tym lubię go. Jest całkiem w porządku.
— Cześć Kyle.- zatrzymuję się przy nim a jednocześnie przy jego szafce, którą dość szybko zamyka.
— Cześć. Śpieszę się.
— Kręgle.
— Co?- zainteresowanie, 1: 0 dla ciebie Liz.
— Moglibyśmy zagrać kiedyś w kręgle.
— Nie umiesz grać w kręgle.- on się chyba ze mnie śmieje.
— Michael też tak myślał a nie pomogło mu nawet to, że oszukiwał.
— Nie można oszukiwać w kręgle. Chyba, że ma się odpowiednie znajomości w kręgielni. Tak przynajmniej przypuszczam.
— W sobotę koło 11.00? Przyjedź wcześniej. Michael robi za moją nianię i jest kumplem Maxa, więc pewnie zechce ci uświadomić, że mam wrócić przed 20.00.
— To nie randka.
— Przyjacielskie spotkanie.
— Nie jesteśmy przyjaciółmi.
— Popracujemy nad tym.
Mam już dwoje przyjaciół, brata, kosmitę i siostrę kosmity a co za tym idzie posiadam doświadczenie w kontaktach z innymi... istotami.
— Są jakieś zasadnicze różnice?- Marii nie chodzi bynajmniej o rozbieżności między człowiekiem a kosmitom, to raczej kwestia związek z człowiekiem kontra związek z kosmitą.
— Dzięki... podstawowym zdolnościom zamiast prezentów mogliby kupować surowce na nie, ale nie wiem czy tak robią.
— Nie potraficie robić czegoś z niczego?
— Nie jesteśmy aż tak rozwiniętą cywilizacją.- powiedziała przedstawicielka wyższej inteligencji, która właściwie nic o sobie nie wie.
— A nadmiernie rozwinięte blond kukły?- Maria z uśmiechem zahacza o bardzo interesujący ją temat.
— Nie przesadzaj. Ona tylko eksponuje. Nie twierdźmy od razu, że ma co.
— Eksponuje zwłaszcza dla Maxa.
— Co mam zrobić?
— Wmów jej, że jest miss skromności.
— Nasedo byłby z niej dumny albo wściekłby się, bo inaczej ją wychował.
— Stary zboczeniec. A propos, jak tam Kyle?
— Kiepskie porównanie.
— Wiesz o co mi chodzi.
— To czysta profilaktyka z mojej strony. Doświadczenie mówi mi, że łatwiej wyjaśnić moje pochodzenie komuś z kim się przyjaźnię. Z Isabel raczej szybko się nie dogadam.
— W sobotę gramy w trójkę.- powiadomił Kylea Michael, przechodząc obok niego w szkolnym korytarzu.
Lunch.
— Wiesz.- stwierdziła Isabel, siadając naprzeciwko Alexa.
— Wiem.- potwierdził jej stwierdzenie.
— Wiesz kim jest Liz.
— Nie przesadzajmy. Wiem to trochę przesadzone słowo.
— Opowiesz mi wieczorem. U ciebie czy u mnie?
Popołudnie. Coraz bliżej końca bajki.
— Pośpiesz się z tym zamówieniem.- rzuciła Maria do Michaela.
— Jeszcze raz użyjesz słów pospiesz się a...
— A co?- przechyliła się do niego przez ladę, chcąc dać do zrozumienia, że się go nie boi.
— Pomyślimy nad tym.- odparł z uśmiechem.
— Jesteś kosmitką.- zauważa szeptem Alex, dosiadając się do mnie.
— Jestem.
— Więc wiesz co myśli kosmitka.
— Jaka kosmitka?
— Isabel. Musisz mi powiedzieć o co jej chodzi.
Alex trochę mnie przecenił, ale od czego ma się przyjaciół. Przesiadłam się do stolika Isabel.
— Mój przyjaciel chce wiedzieć o co ci chodzi.
Zabrzmiało groźnie? Mnie przestraszyło bardziej niż ją. Ostatecznie znam Lonni.
— Ja chcę wiedzieć kim jesteś.- nie ty jedna, ale na początku tej długiej kolejki stoję ja.
— Alex tego nie wie.
— Przekaż mu, że i tak ma przyjść. I niech więcej nie próbuje się wymigiwać, zwłaszcza przez przyjaciół.
Wieczór. Miły spokojny wieczór na kanapie przed telewizorem. Oglądam sobie Tess i Naseda. Dwie godziny wcześniej umieściłam w ich mieszkaniu kamerę, którą wcześniej znalazłam gdzieś w okolicach kuchni Michaela i mojej. Federalni byli, są i będą. Trzeba nauczyć się z tym żyć, ale żaden zboczony agent nie będzie mnie podglądał. Nawet kiedy jestem w ubraniu. Mieli szczęście, ze nie zostawili nic w łazience.
Michael siada obok, podsuwa mi pizzę, włącza mecz.
Kilka godzin później spać jak grzeczna, kosmiczna dziewczynka... spędzam czas z Maxem w jeepie. Nagle zaczyna chichotać dosłownie.
— Miałaś różowe włosy?
Wycięto fragment i żyli długo i szczęśliwie. Koniec bajki. Nie liczyłabym jednak, że teraz będą typowe filmy dla dorosłych.
Koniec części ósmej.