wstała,
jej ciało było zimne,
ale ona nie czuła chłodu...
tylko ból...
spośród obłoków ciszy usłyszała swoje imię...
ruszyła w stronę kuchni...
on stał,
stał i swym charakterystycznym,
pełnym pewności głosem tłumaczył przyjacielowi sens jego artykułu,
Isabell oblała męża zmęczonym wzrokiem.,
"musimy porozmawiać"-rzuciła i wyszła z jadalni.
On jeszcze kilka chwil wpatrywał się w drzwi,
którymi wyszła, ale przywołany przez przyjaciela odwrócił wzrok...
Kobieta opadła na sofę zamknąwszy oczy...
pozornie jej życie było idealne,
idealny mąż, idelana praca, idealna przyszłość...
zdrada i obłuda-
tyle mogła powiedzieć o swoim czteroletnim małżeństwie...
nagle trzask zamykanych drzwi wyrwał ją z zamysłu...
do pokoju wszedł jej mąż,
z ciekawością w oczach usiadł przy żonie,
"ja...chcę rozwodu"-Is nie kryła swoich zamirów,
chciała to skończyć bezboleśnie i odejść z tego świata wiedząc,
że nic jej tu nie trzyma...
"nie wierzę"-mężczyzna poderwał się z sofy zakrywając twarz dłońmi...
"nie wierzę, że po tym wszystkim..."
"jakim? Zdradzałeś mnie z tą całą Marią!"-kobieta nie kryła już złości...
po chwili Isabell została sama, usłyszała tylko donośny trzask zamykanych z furią drzwi.
Nie chciała zostać sama, momentalnie wyszła z domu zabirając torebkę...
szła chodnikiem, nie myślała o niczym,
zataczając lekki łuk weszła w bramę prowadzącą do willi jej brata i jego żony.
Przechodząc przez długi jasny korytzarz dotarła do salonu...
Tess wraz z Maxwellem leżeli w objąciach oglądając "Hamleta" na dvd.
"Isabell, co Cię sprowadza?"- Max wstał...
"nie wiem co robić, ech...musiałam z kimś porozmawiać..."
"o co chodzi?"- Pani Evans kierowała się ku drzwiom kuchennym...
"ja...ja chcę rozwodu"
Max: ???!!!
Tess: ???!!!
"Isabell, wiesz, że Cię kocham, ale nie możesz tego zrobić, nie możesz naruszyć przeznaczenia"- Max był oburzony.
"Maxwell, ja nie mogę tak żyć!!!"- kobieta widząc brak poparcia ze strony najbliższych jej osób wybiegła.
Is biegła przed siebie nie zważając na cel...
nagle stanęła w zastanowieniu...
zminiwszy kierunek kobieta przyspieszyła kroku...
zapukawszy w bordowe drzwi usłyszała kroki...
"no proszę, pani Guerin"- Liz stała w drzwiach z szyderczym uśmiechem.
...............CDN................................