Martuśśśśśśśś

Isabell Evans- Ramirez (2)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

"Zaczęło się...Kyle jest jednym z nas...nie ma już odwrotu, nie wróci do Roswell, bo teraz on też jest celem. FBI jeszzce nie wie, ale to tylko kwestia czasu...nie mamy co do tego wątpliwości.
Czy to nie brzmi dziwnie?
Pięcioro "obcych" posiadających nieziemskie zdolności wraz z jedną 100% (?!) ziemianką ucieka przed przeszłością i przed FBI.
Nie wiedziałam, że to tak się potoczy...nikt nie wiedział.
Jedziemy już dwa miesiące, ale od dwóch dni nasz "skład" zminił się. Teraz jest nas pięcioro. Wiem, że Maria jako jedyna ziemianka w vanie czasami boi się, częściej czuje się...hmmm..."dziwnie"...rozumiem ją...w pewnym sensie. Ja też byłam człowiekiem, a przynajmniej się łudzę, że byłam zwykłą dziewczyną do tego koszmarnego dnia, w którym Max uratował życie Liz. Tak jest lepiej: myśleć, że byłam normalna podczas gdy nie wytrzymywałam dnia bez użycia moich "mocy"...nie lubię tego słowa...przypomina mi o moim pochodzeniu, mojej przeszłości..."
Isabell zaprzestała pisania, poczuła cos dziwnego, jakby jej słowa zapisane w pamiętniku miały sens, miały doczekać swojego spełnienia. Wystraszyła się, nie mogła się skupić, ciągle pamiętała Kivara, Vilandrę, Antar, nie mogła zapomnieć, nie mogła uwolnić się od myśli...drżała...
Max zatrzymał samochód.

—Isbell? -Liz, która leżała na tylnym siedzeniu wyraźnie zaniepokojona chciała jakby obudzić Is, potrząsając jej zimnym ramieniem.

—Nic mi nie jest -odpowiedziała kosmitka na dramatyczne przywoływanie do rzeczywistości nagle szeroko otwierając oczy.

—nic mi nie jest...
Lizzy opadła swobodnie na oparcie, nieco spokojniejsza. Max ponownie ruszył.
Jechali całą noc i dzień, zatrzymując się tylko aby coś zjeść lub zatankować.

—Maria, zatrzymaj się -powiedział Michael do dziewczyny, która obecnie trzymała kierownicę tonem, którego nieznosiła.

—nie ma takiej potrzeby. -odpowiedziała spokojnie DeLuca, rzucając krzywe, drwiące spojrzenie.

—może nie dla ciebie...

—Maria, czy możesz zatrzymać limuzynę? Muszę skorzystać z toalety. -Guerin nie skończył, bo przerwał mu Valenti.

—dwa kilometry stąd będzie hotel. Możemy zatrzymać się tam na jakiś czas...niedługo -dodała Elizabeth widząc niezbyt sprzyjący jej pomysłowi wzrok towarzyszy.

—Możemy się trochę zabawić...ciągle uciekamy i uciekamy, jaki to ma sens?

—Liz ma rację, zostańmy -odpowiedziała Isabell widząc zabawną gestykulacją Liz. Zawsze ją to rozśmieszało, Lizzy w taki prosty sposób mogła powiedzieć jak bardzo jej zależy, nie musiała używać słów, żeby wyrazić swoje zaangażowanie. Dziewczyna zawsze zazdrościła tego Parker.
Widząc reakcję Is reszta zgodziła się.

—to co mamy w planach? -zapytał Michael kiedy podjeżdżali pod hotel.
Max zaparkował, ale zważając na pytanie Mika nikt nie miał zamiaru wysiadać.

—ile pokoi bierzemy? -Maria.

—proponuję trzy -odpowiedział krótko Max.

—to chyba musimy ustalić z kim będziemy umieszczeni, prawda? -to było pytanie retoryczne, Maria wiedziała, ża ma rację, ale wiedziała też, że innych to nie obchodzi, że to najmniejszy problem.
Liz spojrzała na Maxa wymownie.

—Ja z Liz. -Max.
Elizabeth uśmiechnęła się do męża.

—fajnie...a ja? -rzuciła krótko Maria.
Kyle nie ukrywał swojej propozycji...

—Pani Evans...Pani Ramirez.....czy mógłbym dostąpić tego zaszczytu? -Kyl przechodził do rzeczy, podczas gdy zdruzgotana DeLuca oblała go pretensjonalnym wzrokiem.

—jasne... -Isabell dodała po krótkim zastanowieniu wywołanym przez wspomnienie Jessego. Jednak nikt nie zauważył zadumy towarzyszki.

—co? -Is
Reszta spojrzała na nią dziwnie...

—pytałem czy chciałabyś mieć ze mną pokój... -Kyle ponowił pytanie, śmiesznie marszcząc brwi.

—a...tak...mogę... -Isabell obojętnie odpowiedziała i schowała pamiętnik głęboko w ubrania.

—zaraz, zaraz! Czy wy rozumiecie co mi pozostaje? -Maria była oburzona.

—hmm...pomyślmy...co z tego wynika? -Kyle zachowywał się jakby nad jego czołem coraz świeciła jasna żaróweczka, oznajmująca pomysł.

—czy wy wiecie do czego to może prowadzić? -Maria.

—będę spał na ziemi? -dodał Michael drwiąco.

—to też! Niezgadzam się! -Maria.

—co ja takiego zrobiłem? -Michael, chcąc dogryźć dziewczynie.

—stary, nie jeden ci zazdrości... -Kyle, poklepując Guerina po ramieniu i sapoglądając na mały lasek przy hotelu.

—nie ma czego... -Mike wyraził zdanie cicho wiedząc, że nie ma racji.
Wszycy wysiedli zabierając swoje rzeczy. Max wynajął trzy pokoje. Evans lekko usmiechnął się wręczając kluczyki Kylowi i Michaelowi.

—no to co robimy? -Mike.

—wybierzmy się gdzieś! -Lizzy była podekscytowana.

—Ja jestem za! -Isabell tym razem zupełnie rozbudzona i bez najmniejszej obojętności.

—Gdzie i kiedy? -Maria nie była nastawiona na wyjście, ale wiedziała, że to może jej pomóc.

—to może na dyskotekę? Widziałam klub pół kilometra stąd.
Wszyscy wyrazili aprobatę co do godziny więc przyjaciele rozeszli się do pokoi.

—To jest moja część, a to Twoja. -sceptycznie poinformowała Michaela Maria odgradzając "swoją połowę pokoju" za pomocę sznurowadeł.
Michael pomyślawszy, że to żałosne spokojnie stnął na połowie dziewczyny.

—no dobra, ustąpię ci ten jeden raz, ale nie wyobrażaj sobie za dużo! -Maria, stanąwszy na drugiej połowie.

—No nie! Zdecyduj sie wreszcie! -krzyknęła oburzona DeLeca widząc, że Guerin ponownie zminie stronę.

—to głupie! Nie będzie żadnych stron! -dodał Mike postępując podobnie do dziewczyny.

—To jak to sobie wyobrażasz? -spokojnie powiedziała, zamykając oczy i wdychając olejek uspakajający.

—normalnie. Nie ma żadnego podziału. -Maria

—ale ty śpisz na ziemi... -Maria była więcej niż pewna odpowiedzi Michaela.

—nie, będę spał na łóżku.

—CO???

—to. Nie będę się poświęcał.

—ja mam spać na ziemi? Oszalałeś?

—nie oszalałem...-krótko westchnął- no dobra, ustąpię ci ten raz, ale nie wyobrażaj sobie za dużo...możesz spać ze mną.
Dziewczyna była zmęczona, ale to nie przeszkodziło jej w zdzieraniu swoich strun głosowych.

—OSZALAŁEŚ! JA Z TOBĄ? NO NIE. JESTEŚ BESZCZELNY!

—fakt -krótko podsumował Michael i wskoczyła na łóżko.

—nie...przecież wiesz, że tak być nie może! -DeLuca

—nie-to nie... -dodał Guerin i odwrócił się plecami do oburzonej dziewczyny.

—no tak...jak zwykle uparty....... -pomyślała ścierając puder z twarzy i przyglądając się lustrze...

—co ja robię? -ziemianka przyglądała się swojemu odbiciu ślepo i zastanawiała się nad motywami swojego postępowania. -przecież ja go kocham.
Maria przebrała się i położyła przy Michaelu..jednak nie mogła zasnąć, pamiętala jak przyszedł do niej mokry, jak cierpiała niewiedząc co się stało, ale trwała w niewiedzy aby go nie ranić, pamiętała jak Amy wyrzuciła go z domu...
Maria położyła ciepłą dłoń na nieruchomym ciele Mika. Jednak chłopak, symulujący sen odsunął się ku brzegowi łóżka, niechcąc aby jej dłoń spoczywała spokojnie na jego ramieniu. Niewiedział dlaczego nie chce...po prostu. Maria zawstydzona splotła dłonie w nadziei, że chłopak śpi.

—--------------------------------
Tymczasem Isabell wyszła na korytarz w celu dokładniejszego obejrzenia hotelu.
Nagle stanęła nieruchomo. Jej oczy napełniły się szklanymi łzami szczęścia.

—Jessy...co ty tu robisz? -Dziewczyna zasłbła.

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część