CZĘŚĆ 6
Los Angeles, 2002
~ Liz ~
Proces Maxa zaczął się w połowie lipca po zakończeniu szkoły średniej. Od samego początku nie szło dobrze. Oni mieli odciski palców, świadków kłótni Maxa z Langleyem, a także innych, którzy twierdzili, że ciemnowłosy mężczyzna pasujący do opisu Maxa był widziany w okolicach domu Langleya w dniu zabójstwa. My mieliśmy zeznanie Maxa, że od października nie zbliżał się do Langleya, fakt, że opis 'wysoki o ciemnych włosach' dotyczył milionów ludzi na Ziemi i szeroko rozpowszechnioną opinię, że Langley był podłym draniem, który miał wielu wrogów. Oczywiście mieliśmy też stwierdzenie, że gdyby Langley naprawdę był martwy, to byłby kupką prochu, a nie dobrze ubranym ludzkim ciałem, ale jako, że nie mogliśmy tego nikomu powiedzieć, to na nic nam się to nie przydało.
Ten proces stał się moją obsesją, czytałam sprawozdania, raporty policyjne, zeznania świadków. Kiedy skończyły mi się materiały związane z procesem Maxa, czytałam rzeczy powiązane z innymi sprawami o morderstwo – szczególnie te, w których oskarżony został uznany za niewinnego. Przed końcem pierwszego tygodnia przeniosłam się do Los Angeles, żeby być z Maxem. Moi rodzice powiedzieli, że jeśli pojadę, to mogę nie wracać, ale nie dbałam o to. Nie mogłam myśleć dalej niż następny dzień, dalej niż zakończenie procesu, kiedy to mieliśmy się dowiedzieć, czy Max kiedykolwiek wróci jeszcze do Roswell. Nawet dzień, kiedy otrzymałam list z Harvardu z powiadomieniem, że przyznano mi pełne stypendium, ledwo dotarł do mojej świadomości. Zapomniałabym wysłać pisma akceptującego, gdyby Max nie zaprowadził mnie do skrzynki na listy i nie dopilnował, że je tam wrzuciłam. Nalegał, że pojadę nieważne czy proces już się skończy czy nie i obiecał, że dołączy do mnie jak tylko będzie mógł. Nie rozmawialiśmy o tym co będzie, jeśli proces się skończy i on zostanie skazany.
Proces trwał niemal dokładnie trzy tygodnie. Dzień, kiedy obie strony wygłosiły mowy końcowe, był upalny i mglisty, smog wisiał nad całym miastem. Powietrze było ciężkie i zanieczyszczone; uświadomiłam sobie, że tęsknię za suchym i gorącym pustynnym powietrzem i chłodnymi nocami. W ciszy wracaliśmy do hotelu, wszyscy byliśmy wyczerpani. Nawet Maria była zbyt zmęczona by mówić. Przyjechała, aby być z Michaelem wkrótce po rozpoczęciu procesu i została do końca. Maria i ja od lat byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale jeszcze nigdy nie doceniałam jej tak bardzo, jak tamtego strasznego lata. Pamiętam, że Max i ja siedzieliśmy na tylnim siedzeniu, podczas gdy Michael prowadził. Klimatyzacja była włączona na ful, a mimo wszystko w samochodzie było parno. Na zewnątrz wisiały ciężkie szare chmury, obiecujące burzę na później.
"Mam stanąć po coś na obiad?" zastanawiał się Michael na głos. Maria i ja pokręciłyśmy głowami.
"Po prostu wróćmy do hotelu," powiedział Max, więc Michael jechał dalej. Spojrzałam na Max i pomyślałam, że jeszcze nigdy nie widziałam go tak zmęczonego. Jego oczy były puste, kiedy wyglądał przez okno. Wyciągnęłam rękę i położyłam ją na jego dłoni, leżącej pomiędzy nami na siedzeniu, a on odwrócił rękę i splótł swoje palce z moimi. Kiedy na mnie spojrzał i próbował się uśmiechnąć, myślałam, że pęknie mi serce. Po cichu przysunęłam się do niego i przyciągnęłam go do siebie, kładąc jego głowę na swoim ramieniu. Objął mnie ramionami, a ja odgarnęłam mu włosy z czoła. Resztę drogi jechaliśmy w ten sposób, przytuleni do siebie i zastanawiałam się jak my przetrwamy obrady przysięgłych. Ostatnio Maria, Michael, Max i ja zmieniliśmy wcześniejszy przydział pokoi, nawet o tym nie rozmawiając. Ostatnie trzy noce spędziłam w ramionach Maxa, przez większość czasu nie śpiąc i wsłuchując się w jego oddechu. On również nie spał dużo i z każda nocą coraz bardziej się o niego martwiłam. Nie kochaliśmy się jeszcze. Tamtej pierwszej nocy myślałam, że to zrobimy... miałam nadzieję, że to zrobimy... ale Max powiedział, że nie chce by to było w ten sposób. Chciał, żeby nasz pierwszy raz był idealny, romantyczny i magiczny. Nie kiedy oboje jesteśmy wyczerpani po dniu w sądzie i obawiamy się kolejnego. Myślę, że tak naprawdę bał się, że zrobiłabym to dlatego, że myślałam iż on tego chciał, ale wcale tak nie było. Niemal trzy lata czekałam no to, żeby Max Evans kochał się ze mną. Nie byłam pewna jak długo jeszcze mogę czekać.
Może dzisiejszej nocy, pomyślałam opierając policzek na jego włosach. Wydaje mi się, że zaczęłam już czuć, iż czas nam ucieka, ponieważ mogłam myśleć tylko o tym, że jeśli to była nasza ostatnia wspólna noc, to chciałam go całego.
Kiedy dotarliśmy do hotelu, zastaliśmy Jessego i Isabel czekających na nas. Jesse wyglądał na niespokojnego, po Isabel było widać, że płakała.
"Max, jak się trzymasz?" zapytał Jesse. Ciepło uścisnął dłoń Maxa. Jesse był wspaniały przez cały ten bałagan. Większość czasu spędził w Los Angeles, pomagając adwokatom Maxa jak tylko mógł i poświęcił dużo czasu na wyjaśnianie nam różnych spraw, kiedy ich nie rozumieliśmy.
"Bywało lepiej," odpowiedział szczerze Max. Ciągle mocno trzymał moją rękę.
"Muszę z tobą porozmawiać," powiedział Jesse. "Czy możemy wejść na górę?"
Max skinął głową. "Jasne." Wszyscy wsiedliśmy razem do windy i wjechaliśmy na piąte piętro, po czym przeszliśmy do pokoju Maxa i mojego. Nikt z nas się nie odezwał.
Kiedy zebraliśmy się w pokoju – siedząc na krzesłach i łóżku, z Jessem stojącym po środku pokoju z rękoma w kieszeniach – Jesse spojrzał na Maxa. "Rozmawiałem z Isabel," zaczął, "i ona uważa, że powinienem ci o czymś powiedzieć."
"O co chodzi?" spytał Max spokojnie, ale jego uścisk na moje dłoni stał się boleśnie mocny.
"Jedynym sposobem, żebyś się z tego wyplątał jest to, żeby oni dowiedzieli się że Cal Langley żyje i zastawił na ciebie pułapkę," wyrzucił z siebie Jesse. "Proces był katastrofą – wszyscy to wiemy."
Cisza zapanowała w pokoju, kiedy wszyscy wpatrywaliśmy się w niego. Nikt nie zaprzeczył. Wszyscy wiedzieliśmy, że to prawda.
"Co według ciebie powinniśmy zrobić?" spytał po chwili Max.
"Myślę, że powinniśmy odnaleźć Langleya," powiedział mu Jesse. "Ale myślę, że ty jesteś jedynym, który może to zrobić. Ty jesteś królem, nie?"
"Nie jestem królem," wymamrotał Max, ale Jesse ciągnął dalej.
"Dla Langleya jesteś. Reszta z nas nie ma nad nim żadnej władzy – właściwie to pewnie by nas zabił, gdybyśmy zdołali go odnaleźć. Jest wobec ciebie lojalny tylko dlatego, że jesteś następcą tronu i ma to zakodowane w genach." Jesse wzruszył ramionami. "Jeśli ktoś ma go odnaleźć i oczyścić cię z zarzutów, to musisz być ty." Przerwał na dłuższy moment. "A nie możesz tego zrobić będąc w więzieniu."
Max podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Jessego. Wydawało się jakby ładunek elektryczny właśnie przepłynął przez pokój. "Co ty mówisz?" zapytał Max.
"Że gdybym był na twoim miejscu," powiedział cicho Jesse, "i zmagałbym się z tym co ty teraz, uciekłbym."
Wydawało mi się, że moje serce przestało bić i że całkiem zapomniałam jak oddychać. "Co... myślisz, że on powinien uciec?" wyszeptałam. "Ale zbieg?"
"Tylko do czasu aż znajdzie Langleya," wyjaśnił Jesse. "Jasne oskarżą go o ucieczkę, ale jeśli dowiedzą się, że to wszystko było ukartowane, potraktują go łagodnie. Prawdopodobnie nawet nie będzie musiał tego odsiedzieć."
"Chwileczkę." Michael podniósł rękę. "Jako prawnik mówisz mu, żeby uciekł?"
"Jako prawnik mówię mu jaki będzie prawdopodobnie wynik tego procesu. Jako jego szwagier i przyjaciel, mówię mu co ja bym zrobił," powiedział stanowczo Jesse.
"Taak, to brzmi jak gadka prawnika," mruknął Michael, ale wszyscy go zignorowali.
Chwyciłam ramię Maxa. "Max nie," powiedziałam nagląco. Jak Jesse mógł to zasugerować? Max mógł zostać ranny, albo zabity... nie. Nie, nie zamierzałam mu na to pozwolić. "Max, znajdziemy dla ciebie Langleya. Wyciągniemy cię." Nie patrzył na mnie, wpatrywał się tylko w jakiś punkt na podłodze. "Ława przysięgłych nawet jeszcze nie skończyła obrad – możesz zostać uniewinniony. Nie możesz tego zrobić. Mógłbyś zostać ranny, albo..."
"Liz, nie wydaje mi się, by było jakieś inne wyjęcie." To była Isabel, odezwała się po raz pierwszy. Wyglądała na równie zrozpaczoną, jak ja się czułam. "Max musi znaleźć Langleya. To jedyny sposób na udowodnienie, że jest niewinny." Mogłam się tylko na nią patrzeć, zastanawiając się czy zwariowała.
"Max, niechętnie to mówię," zaczął Michael, drapiąc się w tylnią część szyi, "ale to brzmi sensownie. Gliny nie znajdą Langleya."
"Ale będziesz zbiegiem," powiedział poważnie Jesse. "Prawdopodobnie uznanym za niebezpiecznego – jeśli cię znajdą, użyją siły by cię złapać. Chcę się upewnić, że to wiesz."
Max skinął głową. "Wiem."
"Max, nie możesz się nad tym zastanawiać," wyszeptałam, odwracając się do niego. "To szaleństwo. Nie możesz tego zrobić."
Max zaciągnął mnie w róg pokoju. "Liz, myślę, że muszę." Zaczął mówić coś jeszcze, ale Jesse mu przeszkodził.
"Jeśli masz zamiar to zrobić, najlepiej zrób to jak najszybciej. Dopóki przysięgli obradują, mogą nie zauważyć, że cię nie ma." Jesse wyglądał na smutnego i znękanego. "Kiedy nie pojawisz się w sądzie, będą wiedzieć że uciekłeś."
"Mogę zniknąć dziś w nocy," wymamrotał Max.
"Co? Nie!" Poczułam się słabo. "Max, to za szybko."
Jesse spojrzał na nas, po czym zwrócił wzrok na resztę grupy. "Powinniśmy pozwolić wam to omówić," powiedział.
Maria przytaknęła. "Tak – chodźmy do naszego pokoju. Będziemy po drugiej stronie korytarza gdybyście nas potrzebowali." Posłała mi ostatnie spojrzenie i wyprowadziła pozostałych z pokoju.
Jak tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi, poczułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Opadłam na kolana na dywan i kiedy Max uświadomił sobie co się stało, natychmiast był przy mnie.
"Co się stało Liz? Wszystko w porządku?" spytał, wyciągając do mnie rękę.
"Nie," powiedziałam drżącym głosem, podnosząc się na nogi. Odepchnęłam go. "Nie, nie jest w porządku." Podeszłam do łóżka, czując się jakby ktoś walnął mnie w brzuch. "Nie, z całą pewnością nic nie jest w porządku."
Max poszedł za mną. "Liz, przepraszam. Gdyby był inny sposób..."
"Musi być inny sposób!" przeszkodziłam. "Coś – jakiś sposób, który nie wymaga tego, żebyś uciekł sam i żebym nigdy więcej cię nie zobaczyła."
Przyciągnął mnie do siebie, próbowałam z nim walczyć, ale był ode mnie silniejszy i zwyczajnie trzymał mnie w ramionach, dopóki nie przestałam się wyrywać. "Liz, ciii," mruknął. "Wszystko będzie dobrze."
"Jak?" zażądałam, niezdolna dłużej powstrzymywać łez. "Powiedz mi, jak będzie dobrze!"
"Znajdę go Liz – obiecuję, że go znajdę i wtedy będziemy razem." Całował moje policzki, moje czoło. "Jesse ma rację. Muszę odnaleźć Langleya, albo resztę życia spędzę w więzieniu. Nie mogę być tak długo z dala od ciebie Liz."
"Zabierz mnie ze sobą," błagałam. "Pojadę z tobą i pomogę ci go znaleźć."
"Nie. Nie – to co powiedziałem wcześniej... to wciąż prawda." Trzymał mnie blisko. "Jesteś dla mnie najważniejsza. Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Wrócę do ciebie jak tylko to wszystko się wyjaśni – obiecuję."
"Co jeśli to nie wystarczy?" spytałam, ukrywając głowę w jego ramionach, kiedy szlochałam. "Proszę Max, nie rób tego."
"Posłuchaj mnie." Odepchnął mnie trochę, by móc patrzeć mi w oczy. "Langley ciągle gdzieś tam jest i jeśli nienawidzi mnie wystarczająco, by ustawić to wszystko, to może spróbować czegoś innego. Może spróbować dotrzeć do ciebie albo Isabel, albo kogoś innego na kim mi zależy. Nie mogę na to pozwolić." W jego oczach również były łzy. "Nie chcę cię zostawiać Liz, ale muszę to zrobić."
Nie pamiętam co potem powiedział. Wszystko co pamiętam z dalszej części tego wieczora, to jak leżałam skulona na łóżku podczas gdy on pakował torbę, a potem jak leżał przy mnie, czekając aż zrobi się ciemno. Tyle chciałam mu powiedzieć, ale nie mogłam znaleźć słów. O ósmej Michael, Maria, Jesse i Isabel zapukali do naszych drzwi, by się pożegnać. Wszyscy po kolei uściskali Maxa i widziałam, jak Jesse wcisnął mu do ręki zwitek banknotów. Michael zaproponował, że podwiezie go na lotnisko albo dworzec autobusowy – gdziekolwiek chciał jechać – ale Max powiedział, że będzie lepiej jeśli nikt z nas nie będzie wiedział dokąd jedzie. Isabel szlochała otwarcie, a oczy Marii były zaczerwienione i opuchnięte. Wydawało mi się, że nie mogę więcej płakać, ale kiedy Max wziął mnie w ramiona i trzymał blisko ten ostatni raz, nie mogłam oddychać pomiędzy szlochami.
"Proszę nie jedź," wykrztusiłam, trzymając go ze wszystkich sił.
"Muszę," powiedział i zdałam sobie sprawę z tego, że on również płacze. "Muszę Liz." Obejmował mnie jeszcze przez chwilę, po czym odsunął się i podniósł swoją torbę. "Kocham cię," powiedział, po raz ostatni całując mnie w czoło.
Michael i Maria złapali mnie, kiedy ugięły się pode mną kolana. Przy drzwiach, Max zatrzymał się na moment i miałam dziką nadzieję, że zmienił zadnie. Ale on tylko popatrzył na nas smutno. "Dbajcie o siebie," powiedział i po chwili już go nie było.
Przysięgli zakończyli obrady trzy dni później. Winny. Został zaocznie skazany na dożywocie bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie. Kiedy tego słuchaliśmy, nie wiedzieliśmy już gdzie on jest.
St. Petersburg, 2012
Zabawne jak wspomnienia mogą tobą czasem zawładnąć, pozostawiając cię z poczuciem jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj, a nie dziesięć lat wcześniej. Po tym jak Sophie poszła spać tego wieczora, wzięłam lampkę wina do biblioteki i usiadłam przez pustym kominkiem, starając się uporządkować myśli. Ale im dłużej tam siedziałam, tym bardziej czułam się schwytana w przeszłość. Nie mogłam wybić sobie z głowy słów Michaela... Max nie miał więcej możliwości. Nie pozostało już nic by wnieść apelację. Jeżeli nie stanie się coś drastycznego, Max spędzi resztę życia za kratkami.
W tej chwili uświadomiłam sobie, że zawsze czekałam. Czekałam, by pewnego dnia skręcić na rogu i zobaczyć tam Maxa. Czekając na to, by podnieść słuchawkę i usłyszeć jego głos, mówiący mi, że to koniec, że Langley został złapany i że Max jest w drodze do mnie i Sophie. Czekając, by przedstawić mają córkę jej ojcu i patrzeć jak ci dwoje zakochają się w sobie.
Ale teraz to się nigdy nie stanie. Max nigdy nie opuści więzienia kalifornijskiego, w którym spędził już niemal dekadę i że jeśli Sophie będzie kiedyś chciała poznać swojego ojca, będzie to musiała zrobić w sali odwiedzin wypełnionej innymi więźniami i ich rodzinami. Mój piękny, łagodny Max zestarzeje się w samotności w maleńkiej celi, nigdy nie dowiadując się jak to jest podróżować swobodnie, albo trzymać w ramionach swoją zasypiającą córkę. Nigdy więcej nie zaznam jego dotyku... ale nigdy też go nie zapomnę.
"Tam musi coś być," mruknęłam, wpatrując się w kieliszek z winem. "Coś, co przegapiliśmy."
W szkole prawniczej uczyli nas, że nie ma czegoś takiego jak zbrodnia doskonała. Coś się zawsze znajdzie – jakiś dowód, albo zeznanie świadka, które powali cały domek z kart. Musiałam wierzyć, że to jest również prawdziwe w przypadku sprawy Maxa. Powracając do moich wspomnień z procesu, próbowałam podejść do nich z punktu widzenia obiektywnego obserwatora. Ale moje wspomnienia tego, co wydarzyło się w sądzie były zbyt blisko powiązane ze wspomnieniami naszego życia poza salą sądową tamtego lata i zagubiłam się w myślach o dniach spędzonych u boku Maxa i nocach w jego ramionach.
W końcu podniosłam się i poszłam do przedpokoju po teczkę, którą zostawił Michael. Zabrałam ją z powrotem do biblioteki, zatrzymując się w kuchni po wcześniej otworzoną butelkę wina. Kiedy wróciłam do biblioteki, nalałam sobie kolejny kieliszek wina, opierając się pokusie by wypić go za jednym zamachem i zaczęłam rozkładać zawartość teczki na biurku.
Miało jeszcze minąć dużo czasu nim udałam się na spoczynek tamtej nocy.