Anita19

Crying In The Rain (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział – 10



Z ciekawością przyglądam się ślicznej blondynce i dymiącej Grey zastanawiając się jednocześnie skąd Alec wiedział jak ta dziewczyna ma na imię. Zapewne kolejna lepiąca się laska, która jednak nie trawi rudej. Hmm... Może poczekam na dalszy rozwój wydarzeń to się w końcu dowiem. Bardzo spokojnie upiłam łyk czegoś, co miało posmak piwa poczym ponownie zainteresowałam się blondyneczką.

Zainteresowałam? Ugh! Rozejrzałam się dookoła lustrując uważnie całe to towarzystwo i na koniec zmierzyłam od stóp do głów Aleca. I nagle z niewiadomej przyczyny powstało w mojej pomylonej główce pytanie. Co ty tu robisz Liz? Po diabła przyszłam do tego domu i jeszcze jestem zazdrosna o tego plemnika! Pokręciłam głową nad swoją cholerną głupotą i nic nie mówiąc skierowałam się do wyjścia. Ignorując wszystko i wszystkich po prostu ruszyłam przed siebie byle szybciej znaleźć się w pokoju i zapomnieć.

Przecież nie po to przyjechałam do Vermont by wdzięczyć się do kolejnego faceta i znów przeżywać problem aka zdrada. Grr... Słyszę czyjeś wołanie za sobą, ale staram się je ignorować inaczej wszystko wróci, a ja jestem już zmęczona tym. Już nie chcę. Obejmuję ramiona czując wewnętrzne zimno jak gdyby ktoś na zawsze odszedł, a w środku mnie pozostała jedynie pustka.

Pustka, która boli.

Pierwszy kontakt był taki prosty i lekki, ale dalszy rozwój wydarzeń zbyt mocno nadwerężył moje dopiero, co odzyskane siły. Mrugam kilkakrotnie chcąc odpędzić zdradliwe łzy jednak to silniejsze ode mnie gdyż po chwili czuję na policzku zimną mokrość. Przyspieszam, gdy wołanie rozlega się po raz drugi, gdy z oddali dochodzi tupot czyichś nóg. Chcę uciec, ale moje nogi nadal są spokojne, chce wrzeszczeć, lecz z gardła nie wydobywa się żaden dźwięk, chcę zatrzymać łzy, ale one na złość płyną coraz szybciej i szybciej, a serce...

Serce zamiast zwolnić swego biegu, przyspiesza wyrywając się w stronę zielonookiego diabła, który mnie opętał i uwięził. Spętał okrutnymi więzami uczucia, którego za wszelką cenę nie chciałam. Strzępy rozerwanej duszy stały się zlepkiem, pożądania, tyciej, tyciusieńkiej iskierki nadziei i całego morza goryczy o imieniu Max., Co zrobiłam nie tak? Czy może raczej pozwoliłam, żeby coś było nie tak? Mam ochotę zatrzymać się i odwrócić czas do tamtej chwili i odmienić wszystko. Odmienić swoje życie i nigdy nie poznać uczucia o nazwie miłość. To za bardzo boli, gdy istota czująca traci drugą część siebie.

Silne dłonie gwałtownie i stanowczo wstrzymują mnie w miejscu. Ostatkami sił próbuję się wyrwać, lecz on jest silniejszy. Jego głos dociera do jakby zza grubej ściany jak gdyby ktoś postawił między nami ceglany mór. To ja. Ja uciekłam i otoczyłam się wszelkimi barierami, jakie tylko mogłam wytworzyć, a nie są dość mocne. Albo ja nie jestem dość silna by odeprzeć ten atak.

— Liz...

Łagodny głos Aleca wbija się w mój mózg niczym sztylet. Zakrywam uszy by nie słyszeć, zaciskam powieki by nie widzieć i odsuwam się jak najdalej by nie czuć jego ciepła. Nie! Zagłuszam głos rozsądku, który wręcz nalega by odpowiedzieć na wezwanie Aleca.

Boję się.

Delikatnie przytula mnie do swojego ciepłego i silnego ciała. Odejmuje moje zaciśnięte dłonie od uszu i... Otwieram niepewnie oczy spoglądając w górę. Jest bardzo, bardzo poważny, a w jego wzroku czytam o bólu. Ból. Nieodłączna część jestestwa człowieka na ziemi. Ale dlaczego w jego oczach jest ból? Nie udaje mi się poznać odpowiedzi na to pytanie gdyż nagle Alec bierze mnie na ręce i niesie gdzieś. Wtulam twarz w zagłębienie jego szyi czując się dziwnie bezpieczna w jego ramionach. Ciche kroki uspokajają mnie wewnętrznie, ale tylko troszeczkę. Pewna część mnie tworzy irracjonalne obrazy w głowie. Nie! Nie chcę o tym myśleć! Pozwalam chwili trwać i nie zaśmiecać jej zdradliwymi i brudnymi myślami. Zostaję posadzona na siedzeniu pasażera w jego samochodzie.

Droga umykała szybko, a wiatr osuszył moje policzki. W mojej duszy szalały najprzeróżniejsze emocje zmagając i siłując się ze sobą. Żadnej jednak nie mogłam zinterpretować według swego uznania. Jechaliśmy w ciszy nocy nie odzywając się do siebie wcale. Przynajmniej ja milczałam, aby żadne zdradliwe słówko nie wydobyło się z ust. Ogarniało mnie przemożne przerażenie, co to by było za słowo.

Pozwoliłam trwać ciszy.

Alec zatrzymał samochód i spojrzał na mnie, a ja nieśmiało również na niego spojrzałam. Powolutku wysiadł, więc i ja zrobiłam to samo. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja drżąc na całym ciele i w duszy ujęłam ją. Idąc za nim miałam nieodparte wrażenie, że ten świat zostawiamy za sobą i już nas nie obchodzi. Liczymy się tylko my i obecna chwila. Znów Alec otworzył drzwi do pokoju motelowego i on też je zamknął za nami.

Teraz byliśmy tylko my.

Alec odgarnął kosmyk włosów i założył mi za ucho jednocześnie przybliżając się bardzo szybko. Zbyt szybko. Stałam jak sparaliżowana na środku pokoju nagle zastanawiając się, co teraz. I chyba wyczytał tę niepewność w moich oczach gdyż uśmiechnął się leciutko. Raczej wyczułam ten gest niż widziałam gdyż w pokoju było ciemno w tym miejscu, w którym staliśmy my. Jedynie łóżko było oświetlone. Podeszłam tam i położyłam się zwijając ciało w kłębek. Alec położył się tuż koło mnie przedtem jednak okrywając oboje ciepłym kocem. Swoje twarze widzieliśmy doskonale i nagle nie wiedząc, czemu uśmiechnęłam się. Uczucie pustki wyparowało, choć dusza wciąż była związana tym ciężkim i grubym sznurem wbijając się coraz to głębiej i głębiej, ale ból był coraz mniejszy.

— Powiesz mi, co się stało – Głos Aleca zabrzmiał wśród ciszy jak wystrzał.

— Dusiłam się tam. Dusiła się moja dusza. – Odparłam.

—, Dlaczego?

— Bo nadal jest chora, a ja nie potrafię jej wyleczyć?

— Czy to, dlatego jesteś w Vermont?

— Tak.

— I dlatego uciekałaś przede mną?

— Tak.

Przytulił mnie. Po prostu przytulił. Powoli i niepewnie wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Pozwolił mi dotknąć swojej twarzy pozwolił mi ją zbadać w ciemności nocy. Nie wyczułam napięcia więc odetchnęłam. Nieco przysunęłam się do niego i zamknęłam oczy czując ogromne zmęczenie.

CDN.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część