Anita19

Crying In The Rain (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział – 5




Wchodzę do pokoju i... Marthy siedzi na łóżku wpatrując się w coś na ścianie, czego ja najwyraźniej nie widzę. Ciekawe, co mogło się stać, bo o tej godzinie dziewczyna powinna siedzieć na uczelni. Spoglądam na zegarek, jest dziesiąta rano. Bardzo dziwne. Siadam, więc koło niej i przez chwilę milczymy obie.

— Czy... Coś się stało – Pytam ostrożnie

Przez chwile znów jest cisza, a potem Marthy opiera się o moje ramię jakby z ulgą. Oho milcząca Marthy nadchodzi, ale do diaska, co się stało! Koniecznie muszę ją zapytać. Teraz jednak obejmuję biedne dziecko i siedzimy dalej. Zazwyczaj to pomagało i po pięciu minutach dziewczyna zaczynała mówić, ale dziś jest inaczej. Nie podoba mi się to.

— Martin wyjechał

— To chyba nie powód by zaraz tak bardzo rozpaczać – Mówię

—, Ale on zabrał wszystko z mieszkania, wymeldował się... – Głos Marthy jest nadal spokojny, a jednak wiele w nim bólu

— Nie powiedział, dlaczego się wyprowadza? Może znalazł jakieś nowe lokum i nie zdążył ci o tym powiedzieć?

— Nie. Kobieta, u której mieszkał powiedziała, że zabrał wszystko i zapłacił z góry za umówiony pobyt. Zniknął. – Marthy położyła się na łóżku

Co za drań z tego, Martina żeby tak zostawić dziewczynę w nieświadomości, nie powiedzieć nic? Grr?.. Faceci to cholerne dranie! Czyli przyjemna impreza z Alec,'iem robi papa. Nie mogę zostawić zrozpaczonej przyjaciółki w takim stanie. Wychodzę do łazienki by wreszcie się wykąpać. Oooh, co za ulga! Zakręcam wodę i... Pukanie do drzwi. Słyszę, że Marthy z kimś gada, więc to zapewne do niej. Spokojnie się ubieram, związuje włosy i smaruję usta kremem, bo jakoś tak dziwnie wyschły. Nie zakładam sweterka. W pokoju jest cieplutko, więc krótka bluzeczka wystarczy, a czego męskie oczy nie widzą temu nie żal. Wychodzę z pokoju z zamiarem dalszego pocieszania Marthy.

Na środku pokoju stoi Alec.

Mam wielką ochotę uciec, a jednocześnie rzucić się na niego. Wpatruje się w jego oczy, które błądzą gdzieś w okolicy mojego brzucha i uśmiecham się, gdy złapany na gorącym uczynku napotyka mój wzrok. Zielone tęczówki iskrzą wesoło, a na jego ustach błąka się uśmieszek.

— Jak mnie znalazłeś? – Pytam cokolwiek zdumiona

— Stęskniłem się – Odpowiada on

— Widziałeś mnie przecież dopiero, co!

— Bardzo się stęskniłem – Mówi i robi krok do przodu

Ja robię krok do tyłu i naglę orientuję się, że temu wszystkiemu przygląda się zdumiona, Marthy. Z uśmiechem. Alec ma uzdrawiające zdolności samym swoim widokiem, stwierdzam po namyśle. Uśmiecham się mimo woli. Spoglądam na niego, a raczej gdzieś w okolicę jego klatki piersiowej, bo jest sporo wyższy ode mnie. Uh...

— To jest Marthy, a to Alec – Przedstawiam ich sobie i zwiewam chowając się za Marthy.

Tutaj jego urok tez podziałał, bo Marthy nagle zrobiła się wesoła niczym skowronek. Zadziwiający facet. Tymczasem jego spojrzenie znów wędruje do mnie.

— To może się przejdziemy? – Pyta z zawadiackim uśmiechem na ustach

— Yyy... Nie mogę mam dużo roboty – Mówię wymijająco. Jeszcze jedna chwila z nim sam na sam, a nie wytrzymam!

— Oki – Nieco skonsternowany przygląda mi się przez chwilkę – No to... Do zobaczenia przed ósmą Liz – I wychodzi.

— Słucham?! – Marthy natychmiast odwraca się w moją stronę – Domagam się żebyś mi powiedziała skąd znasz tego faceta!

— To długa historia – Wcale nie mam ochoty nawet o nim myśleć. Nie chcę!

— Mamy czas do siódmej, mów! – Wrzeszczy Marthy.

— A co z Martinem? – Odbijam piłeczkę

Pogrążam się we wspomnieniach z dzisiejszego spotkania i wcale mi się nie podoba fakt, że mam iść z Alec'em na te imprezę. Tymczasem, gdy Marty to usłyszała postanowiła mnie ubrać jak należy. Obie zdecydowałyśmy, że koniec z grzeczną Liz. Stanowczo też zakazała mi myśleć o Maxie... Ja tu myślę jak się wymigać od Aleca, a ona wyskakuje z uszatym. Nienawidzę cię Max! Nienawidzę za to, co mi zrobiłeś. Żebyś się smażył piekle razem z tą swoją Tessunią!

— Nie waż się wspominać o Maxie Evansie w mojej obecności! – Gromię ją wzrokiem

— I tak być powinno, a z Martinem to ja sobie dam radę sama. A powiem ci, że ja już gdzieś go widziałam... Nie wiem gdzie. Jak sobie przypomnę to ci powiem? – Powiedziała

— To mi pomoże i to bardzo. Powiedz jeszcze, że znasz dobry środek na kaca, a będziesz kochana!

— Kawa. – Odpowiada Marthy

Czyli wszystko mamy wyjaśnione. Wyciągam z szuflady zakazaną tabliczkę czekolady i po chwili obie lądujemy na łóżku śmiejąc się do bólu brzucha. Wiedziałam, że Marthy zawsze mi pomoże i nic tego nie zmieni.

***


CDN.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część