Anita19

Crying In The Rain (9)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział – 9



Droga z akademika do domu Grey minęła jak sen, którego wcale nie pamiętam. Zielonooki diabeł nie odstępował mnie ani na sekundę i muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało. Staram się za wszelką cenę ignorować słodki dreszcz, który przepływał po kręgosłupie za każdym razem, gdy Alec brał mnie za rękę lub obejmował władczo. Weszliśmy oboje do jasnego i przestronnego holu... Oczywiście wypełnionego landrynkami i jakimiś elegancikami rozmawiającymi cichutko. Uniosłam brew nieco zdumiona, bo raczej nie tego się spodziewałam. Jeśli impreza to muza na cały regulator i dzikie tańce raczej! A tutaj widzę drętwy bankiecik.

Litości!

Spojrzałam na Aleca, który przemknął wzrokiem po wszystkich i westchnął ciężko, co było zastanawiające. W następnej chwili zostałam pociągnięta w stronę baru. No tak tego powinnam była się spodziewać i nie powinno mnie było to zdziwić. A jednak! Kto to widział, żeby zaraz się zabierać za picie? Hm?..

W zasadzie to ja sama.

Piję czasem jakbym oszalała.

Ale to się wytnie.

Uśmiechnęłam się leciutko i okręciłam głową rozsiadając się na nadzwyczaj wygodnym stołku tuż przy barze. Przez chwilkę obserwowałam jak Alec wymienia grzeczności ze swoim dawnym kumplem, który chyba przypadkowo się tutaj zjawił, a po chwili pośród drętwych panienek wypatrzyłam didżeja, który znudzony popijał jakiś trunek. Już miałam wstać, gdy nagle koło nas pojawiła się jakaś blondyna.

— Alec?! A miało cię tutaj nie być? Co u ciebie? – Witała się żywiołowo wyciskając mu zakazanego całusa na policzku.

Wcale tego nie widziałam!

— Mmm... A wy z Zack'iem, co tutaj robicie? U Grey! – Alec zupełnie mnie ignorując uścisną ją kurtko.

— Wyśledziliśmy Cody'ego i chcieliśmy go odwiedzić, a po drodze napatoczyła się ona – Odparła dziewczyna

I choć blondyna za bardzo się kleiła do Aleca to jakimś sposobem zdobyła moją sympatię. Nareszcie zostałam zauważona. Blond aniołek uniósł brwi, po czym przeniósł wzrok na Aleca to na mnie jak gdyby miała sprężynę zamiast szyi, a potem się uśmiechnęła.

— Jestem Asha, a ty?

— Liz.

— Dawno nie widziałam Aleca w towarzystwie kobiety – Mrugnęła do mnie, – Ale to dobrze, bo zdecydowanie potrzeba mu kogoś, kto wreszcie trochę go zmiękczy – Błysnęła ząbkami

— Hm – Nie przyszła mi na myśl żadna konstruktywna odpowiedź zwłaszcza, że Alec właśnie spojrzał mi w oczy.

Na długą sekundę zapomniałam o bożym świecie wpatrując się jego roześmiane oczy, w których lśniła duma. Ale zanim cokolwiek zdarzyłam zrobić ktoś brutalnie pociągnął mnie na parkiet. Nieco zdezorientowana zarejestrowałam, że stoję przy didżeju, a Asha już wybiera płytę. Oby to było coś porządnego, bo chały nie zniosę. Ledwie sekundkę później szalone dźwięki muzyki zaprosiły mnie do tańca. Skorzystałam z zaproszenia natychmiast i już po chwili szalałyśmy obie z Ashą świetnie sobie poczynając na parkiecie. Zupełnie zignorowałam zdegustowane spojrzenia panienek i zachwycone panów. Zachwycona ostrym brzmieniem dałam się porwać muzyce. Gwałtownie wirując przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Zostawiłam świat tuż za drzwiami, bo w tej chwili panowała we mnie muzyka. Pozwoliłam jej krążyć w całej mnie, każdej komórce mojego ciała.

Obrót

Zmysłowe, wyuczone kroki.

Ktoś mnie prowadzi.

Łagodny łuk ciał.

Natychmiast otwieram oczy i napotykam jego bezczelnie rozbawiony wzrok. W zaskoczeniu natychmiast łapię się jego koszulki mając wrażenie jak gdybym się wywracała! O-oł! Jejku! Niewiele brakowało, a upadła bym. Tak mi się przynajmniej wydawało.

— Trzymam cię – Słyszę głos Aleca.

Aż za dobrze czuję ciepło przenikające przez cienki materiał bluzeczki gdyż trzyma on swoją dłoń na moich plecach. Rumienię się gwałtownie i stanowczo próbuję jakoś się odsunąć. Natychmiast też przyciska mnie jeszcze mocnej do siebie uśmiechając się jakoś tak dziwnie. Nie podoba mi się to, a zanim cokolwiek zdążam zrobić on obraca mnie w piruecie. Uh... Dobrze tańczy. Pierwszy chłopak, z którym naprawdę mogę potańczyć. Ah! Raz kozie śmierć!

— Wiem – Odpowiadam i całkowicie się rozluźniam.

Jednakże słodki taniec nie trwa zbyt długo, bo nagle muzyka urywa się. A już tak miło było! Przez moją zamroczoną głowę przetacza się jakiś cichy pomruk i nagle wszyscy obecni kierują się w stronę... Jadalni! Jak żyję to czegoś takiego na imprezie jeszcze nie widziałam? Alec trzyma mnie za rękę zapewne po to abym się nie zgubiła? To miłe.

— Alec ty usiądziesz tutaj – Głos Ginny sprowadza mnie gwałtownie na ziemię – A ty Liz tam.

— Mylisz się Ginny. Liz usiądzie koło mnie.

Obserwuję zdumienie przeradzające się we wściekłość na twarzy rudej. Zdecydowanie nie kryję satysfakcji. Ginny jest cholernie wkurzająca z tą swoją natarczywością i całkiem nie podoba mi się to, że tak rządzi ludźmi. To wpływa niekorzystnie na innych uczestników. Zostaję zdecydowanie usadzona na krześle, a zaraz obok mnie siada Alec. Rudzielec odmaszerowuje i zasiada u szczytu stołu. Chyba nie rozumiem, o co tej kobiecie w końcu chodzi, bo jest strasznie niezdecydowana. Wzruszam jedynie ramionami i zabieram się do jedzenia.

—, Więc... Elizabeth. Kim jest twój ojciec? – Słyszę głos Ginny.

— Właścicielem niewielkiego Crashdown w Roswell. – Odpowiadam i zanurzam widelec w sałatce

— To, co ty tutaj robisz? Czy nie powinnaś pomagać ojcu w "niewielkim" Crashdown? Przecież sam sobie nie da rady. A co robisz? Pracujesz przy zmywaniu?

— Nie. Jestem kelnerką – Odpowiadam wciąż jeszcze panując nad sobą

— Ach. Kelnerką... – Trzy dziewczyny siedzące tuż przy Ginny chichoczą

— Czy jest coś niestosownego w byciu kelnerką? – Pytam nagle zaciekawiona

— Hmm... Usługujesz ludziom. Spełniasz ich "wszystkie" zachcianki – Bezczelna flądra mruga do mnie!

— Podaję jedzenie ściślej biorąc – Odpowiadam chłodno, – P-r-a-c-u-j-ę jeśli nadal nie rozumiesz.

— Zupełnie nie rozumiem jako obsługiwanie ludzi można nazwać pracą. Jeśli byś miała stanowisko w firmie. Wysokie stanowisko. To rozumiem, ale posada kelnereczki to raczej nie jest zbyt ambitne – Drąży Ginny.

— A pieniądze nie są ambitne? Dziecko drogie czy ty myślisz, że ja tam haruję od rana do wieczora za friko? To powiem ci, że jeszcze nie znasz wartości pieniądza, z którymi to się tak obnosisz. – Uśmiecham się spokojnie.

— Słucham! Przyjechałaś tu wczoraj i już się panoszysz! Radzę ci wyjedź zanim coś pójdzie nie po twojej myśli, Elizabeth Parker!

— Albo brak ci mleczka, albo naprawdę jesteś tak pusta, na jaką wyglądasz. Milcz Ginny Grey, bo JA mogę sprawić, że nic "nigdy" nie pójdzie po twojej myśli.

Obracam się gwałtownie w stronę skąd dochodzi kpina. Unoszę w zdumieniu brwi widząc drobną uśmiechniętą od ucha do ucha blondyneczkę opierającą się o framugę drzwi

— Hotaru?!

CDN







Poprzednia część Wersja do druku Następna część