Anita19

Wbrew Jego Woli (2)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Rozdział – 1

Tess otworzyła oczy mając wrażenie, że przez jej głowę przebiegało z tysiąc bawołów, bo jak inaczej wyjaśnić ten straszliwy ból głowy? Z trudem uniosła się na łokciach i spróbowała ocenić swój stan jednocześnie zastanawiając się gdzie mogła wylądować i co spowodowało zderzenie. Hm, w zasadzie to nawet wiedziała kto, bo zanim twardo opadła na ziemię miała nieprzyjemność zostać ostrzeżona. Oczywiście zignorowała ten sygnał i wyszło tak jak wyszło. Ponownie spróbowała się podnieść i z ulgą stwierdziła, że wszystko jest na swoim miejscu. Westchnęła cicho i czym prędzej wydostała się z maszyny, co wcale nie było takie łatwe jak wejście do niej. Tracąc cierpliwość po kilku próbach otwarcia ich w ludzki sposób wreszcie wyważyła ten przeklęty właz swoimi mocami.

Była wolna.

Nie spodziewała się tego, co przyszło jej zobaczyć. Wokół niej leżały szczątki ludzkiego samolotu bojowego w tym kabiny pilota. Uh... Tylko spokojnie, na pewno jakoś się wydostał i teraz leży gdzieś w tej ciemności czekając na pomoc. Nieco zdenerwowana rozejrzała się, dookoła, ale nie zdążyła nawet mrugnąć, gdy w oddali rozjarzyły się jakieś światła.

Musiała uciekać.

Czym prędzej znikła z pola widzenia zastanawiając się jak zareagują na jej widok? Z tego wszystkiego rozbolał ja żołądek. Mimo to szła uparcie dalej, by jak najszybciej odnaleźć resztę i wszystko wyprostować. Miała nadzieję, że to się uda, a potem zniknie z ich życia i wszystko wróci do normy. No, prawie wszystko. Ale ten ostatni krok zostawiła sobie na samiutki koniec. Przełknąwszy ciężko przyspieszyła kroku by jak najszybciej znaleźć się w mieście. Mimo woli pomyślała, że przydałaby się jakaś dobra duszyczka, która uprzejmie by ją podwiozła, a potem zapomniała. Oczywiście z jej – Tess – pomocą, bo raczej tak z siebie nie zapomina się osób poszukiwanych. Tam koło skał wojsko już na pewno zajęło się jej zgruchotanym statkiem i pilotem. Miała tylko nadzieję, że maszyna nie będzie już działać, a tym ludziom nie wpadnie do głowy pomysł by sprawdzać instalacje. Zresztą i tak wszystko jest po antarsku, więc ta opcja jest niemożliwa.

Za żadne skarby nigdy nikomu się już nie ujawni.

Tess Harding umarła dawno temu.

Pozostała bezimienna dziewczyna, która chciała odkupić swoje winy. Przetarła oczy czując niechciane łzy spływające po policzkach i omal nie umarła ze strachu, gdy tuż przed nią pojawił się jakiś starszy człowiek z wielką strzelbą w ręku. Tess nie znosiła takich niemiłych niespodzianek, ale nadarzyła się okazja, aby mogła znacznie szybciej dostać się do Evansów. Jednak ktoś tam na górze jej jeszcze sprzyja. Uśmiechnęła się do staruszka

— Och! Strasznie mnie pan wystraszył! – zgrywanie biednego zdezorientowanego dziewczątka czasami się przydaje.

—Co tu robisz młoda damo? – zagrzmiał groźnie.

— Jestem na spacerze – zmyśliła na poczekaniu.

— W środku nocy?

A mówią, że ludzcy mężczyźni to idioci.

— Dokładnie... Lubię nocne przechadzki po pustyni – posłała staruszkowi swój najładniejszy z uśmiechów. – Hmm... Czy mógłby pan podwieźć mnie do miasta, bo... Ktoś, kto miał ze mną być, nie przyjechał – no proszę, nie pozbyła się starych nawyków. Potrafiła kłamać jak z nut.

— Ach ta młodzież, wciąż tylko zabawa i zero odpowiedzialności – starszy pan kiwnął głową i zaprowadził Tess do swojej furgonetki.

Tess pozostało się tylko uśmiechnąć i oczywiście nie wypomnieć mu tego samego, ale tylko w myślach. Domyśliła się, że przyjechał zobaczyć, co się stało, ale na szczęście ona go od tego odwiodła. Nikt nie powinien się dowiedzieć, że istnieją kosmici. Im mniej ludzi wie, tym reszta jest bardziej bezpieczna. Za oknem nic nie było widać, więc ufnie przymknęła oczy i zdrzemnęła się trochę.

"Muszę już iść"

"Poczekaj! Powiedz, chociaż jak masz na imię!"

"Nie. Jeśli chcesz żyć to nie idź za mną... Błagam"

Tess odwróciła się na pięcie i uciekła najszybciej jak tylko się dało. Nie słyszała by ktoś za nią biegł, więc odetchnęła z ulgą. Już wtedy wiedziała, że on na zawsze pozostanie w jej sercu, ale nie mogli być razem. Nie wolno było jej z nim się zaprzyjaźnić, ponieważ była przeznaczona Zanowi. Ale czy kiedykolwiek Nasedo pokazał jej jak wygląda, Zan? Nic o nim nie wiedziała i nie chciała wiedzieć. Wróciła do domu, zignorowała Nasedo i zatrzasnęła za sobą drzwi. Nie miała ochoty na rozmowę.

— Panienko?

Tess podskoczyła przerażona i wyciągnęła dłoń gotowa bronić się przed niebezpieczeństwem. Ale to był jedynie staruszek, więc szybko opuściła dłoń, aby nie pomyślał, że ma do czynienia ze świruską. Szybko spojrzała na drogę i ulgą stwierdziła, że znajdują się bardzo blisko domu szeryfa. Podziękowała starszemu panu i wysiadła. Ale zanim ten odjechał postanowiła wymazać tę chwile z jego pamięci. Być może dlatego, że chciała go uchronić, albo... Zła cząstka jej jestestwa nie pozwoliła o sobie tak łatwo zapomnieć.

Nasedo wiedział jak nią manipulować.

I między innymi za to go nienawidziła, a tym, którzy go zabili, była dozgonnie wdzięczna. Teraz pozostało jej tylko dostać się do domu szeryfa i poczekać, aż ktoś się zjawi. Wiedziała, że nie może się teraz pokazać wśród ludzi, bo wojsko mogło się kręcić po mieście, a białego pokoju wolała uniknąć. Właśnie miała otworzyć okno, gdy nagle poczuła potężny podmuch mocy i znalazła się w pokoju Kyle'a. Plecy bolały jak cholera. Tess jęknęła cicho i spróbowała wstać, ale natychmiast znów rzuciło nią o ścianę. To już było wkurzające. Szybko się obróciła i odpłaciła napastnikowi pięknym za nadobne. Lecz ten ktoś był znacznie silniejszy i znów Tess osunęła się na podłogę. Już wiedziała, z kim ma do czynienia i teraz wszystko zależało od niego.

— No dalej! Zabij mnie!

— Jeszcze nie – odpowiedział jej zdecydowanie dziecięcym głosem – Najpierw powiesz mi, dlaczego wróciłaś! Kobietom nie wolno latać – cedził słowa.

— Czas, żeby i na Antarze zapanowało uprawnienie – zgrzytnęła zębami czując dotkliwy ból w lewej nodze.

— Równouprawnienie to gówno! Kobiety nie są od praw.

— Jesteśmy na Ziemi i tutaj panuje demokracja! – wrzasnęła Tess i znów próbowała osłabić przeciwnika. – Rozumiesz to, Nicholas!

Patrzyła jak jego ciałem rzuca o ścianę a potem były już tylko resztki skór. Nakryła głowę dłońmi i rozpłakała się. Znów to zrobiła! Znów zabiła i już nie mogła tego zmienić i za to się nienawidziła. Teraz musiała stąd odejść by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Znikła w mroku nocy.

Musiała znaleźć Maxa.

Musiała odkupić swe winy.

CDN.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część