Rozdział – 6
Tess widziała jak Max opuścił dłoń jak jego oczy zaszły łzami, ale nie zdołały ukryć przerażenia jakiego jeszcze nigdy nie widziała. Nie wiedziała co się z nim dzieje co się dzieje z nimi wszystkimi! Sytuacja była zbyt napięta i miała ochotę w ogóle zniknąć. Było jej tak bardzo wstyd, że po mimo bólu w klatce piersiowej zdołała zakryć twarz dłońmi by ukryć swe uczucia. Teraz już nic nie rozumiała przecież starszyzna nie przygotowała jej na taki obrót sprawy więc nie miała pojęcia jak teraz powinna postąpić. Słyszała cichutki tupot, a potem ktoś ją objął silnymi ramionami. Pozwoliła się prowadzić nie chcąc pokazać twarzy. Kiedy podniosła głowę zdążyła jeszcze zobaczyć, że Max zatrzaskuje drzwi swojego pokoju, a Liz opiera się o nie sekundę później opada na kolana i czeka...
Chciała się wyrwać Kirtowi i podbiec do niej! Przytulić, a przynajmniej spróbować, ale nie zdołała. Ze smutkiem pomyślała, że nie powinna się teraz tam zbliżać. Max musi walczyć sam ze sobą i dopuścić Liz być może wtedy będą jeszcze silniejsi. Spojrzała na Kirta, który uśmiechnął się do niej więc odpowiedziała nieśmiało. Pozostali niepewnie podążali za nimi. Isabel naszykowała szklanki, a potem nalała soku. Jednocześnie Tess zarobiła od niej zaniepokojone spojrzenie. Czy coś nie tak? Mniej więcej w tej samej chwili usiadła i odczuła skutki mocy Maxa. Nie pokazała, że ją boli i upiła maleńki łyk. Prawdę mówiąc czuła się nieswojo pod obstrzałem spojrzeń tych wszystkich ludzi. Pan Evans usiadł na kanapie w salonie i zapatrzył się w wyłączony telewizor. Zapewne do tej pory nie mógł przetrawić tych wszystkich wydarzeń z świadomością, że jego dzieci są kosmitami.
Odwróciła głowę i napotkała ciemne oczy Kirta, które śmiały się do niej za co miała piekielną ochotę zbesztać go. W końcu tutaj dzieją się ważne rzeczy, a on z nią flirtuje! Nie był nawet zaskoczony tym, że zetknął się z kosmitami! A może n jest jednym z nich może dopiero co odszukał rodzinę i teraz zamierzał im to oświadczyć? Och... "Jesteś głupia Tess. To byłoby zbyt piękne!" Zarumieniła się kiedy uśmiechnął się do niej i spojrzała na pozostałych.
Kyle smętnie siedział przy stole bawiąc się cukiernicą więc wyswobodziła się z ramion Kirta i podeszła do niego. Wyciągnęła dłoń w jego stronę i drżąc na całym ciele ostrożnie położyła na jego ramieniu. Z trudem wstrzymała oddech czekając na reakcję z jego strony. Nie odtrącił, ale tez nie poruszył się więc chociaż na to mogła liczyć. Ani jedno słowo nie padło z jego ust więc wróciła na miejsce. Maleńki promyczek nadziei pojawił się głęboko, głęboko na dnie jej duszy. Być może Kyle, którego traktowała wtedy jak brata zdoła jej kiedyś wybaczyć.
Teraz przyszła kolej na Alexa, który stał przy oknie intensywnie wpatrując się w drogę. Poruszyła ustami chcąc powiedzieć cokolwiek, ale nie zdołała wydobyć z siebie głosu. Rozumiała dlaczego są wrogo nastawieni. Wiele złego wyrządziła przede wszystkim Alexowi. Wykorzystała i zniewoliła jego umysł do własnych okrutnych celów. Przymknęła oczy nie chcąc aby żadna z łez nie wydostała się na zewnątrz. Miała nadzieję, że nie... Chciała wierzyć iż chcą jej wybaczyć. Jeśli nie dziś to następnym razem. Kiedy znów otwarła oczy ponownie spojrzała na Alexa, który nie poruszył się wcale, ale na jego ustach błąkało się coś w rodzaju uśmiechu. Wmówrowało ją w ziemię ale rezolutnie postanowiła nic nie mówić.
Przecież w każdej chwili wszystko mogło przybrać inny obrót. Nie chciała tracić nadziei. Pozostały jeszcze Isabel i Maria. Ta ostatnia po prostu ją przytuliła, a Isabel uśmiechnęła się tylko. Niewiele to, ale podziałało jak balsam na jej udręczoną duszę. Wzięła głęboki oddech słysząc w sobie dziwne rzężenie i spróbowała coś powiedzieć.
— Postąpiłam wbrew jego woli – Wychrypiała – Zanim cokolwiek się zaczęło ja... Poznałam Kirta i... Potem było tak trudno – Szepnęła – Ale robiłam to i nie potrafię siebie wytłumaczyć. Teraz wiem, że byłam i jestem zła – Pozwoliła łzom płynąć.
Z trudem oddychając przetarła twarz, a w kuchni pojawił się Max trzymając dłoń Liz w swojej. Chciała podejść, ale jego wzrok wstrzymał ją w miejscu. Liz nie patrzyła na nią co bardzo zabolało. I wtedy Max podszedł i ku zdumieniu Tess usunął ból. Żadne wizje, żadne wspomnienie nie przemknęło przez jej głowę co zdawało się być dziwne. Wręcz była przygotowana, że cokolwiek pojawi się w jej głowie jeśli Max kiedykolwiek będzie ją uzdrawiał. Nic się nie pojawiło. Obserwowała jak z obrzydzeniem odsuwa się daleko, daleko od niej co bardzo zabolało. Jego wybaczenia chciała najbardziej, ale teraz już zrozumiała, że nie otrzyma nic. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do Kirta.
— To co tu widziałeś nie może wyjść po za ten dom. Musisz zapomnieć – Ostatnie słowa z trudem przeszły przez jej gardło.
Ze smutkiem przymknęła oczy i... Otworzyła je ponownie. Najpierw wpatrzyła się w Kirta, a potem powiodła wzrokiem po wszystkich. Żadne nie drgnęło cały czas mieli ten sam wyraz twarzy. Wiedziała, że nie użyje już mocy w tym, ani w żadnym innym celu. Zrozumiała, że właśnie taka bezosobowa chęć ukrycia wszelkich informacji popychała umysł do tworzenia coraz to obrazów zamazujących prawdziwą rzeczywistość. Postanowiła, że pozwoli aby Kirt sam zmierzył się z tą świadomością, ale miała nadzieję, że nie ucieknie. Tess musiała przyznać przed samą sobą, że ta myśl była przerażająco realna, ale postanowiła nie ingerować. Pozostawiła wydarzenia samym sobie i czekała.
— Niby co? Potknęłaś się i na szczęście nic ci się nie stało dzięki temu, że byłem na miejscu. Przyznam, że jakoś nie podoba mi się jego – Kirt wskazał na Maxa – Zachowanie, ale! – Wzruszył ramionami – Jeśli obiecasz, że już nie znikniesz to gotowy jestem zostawić go w spokoju.
— Och – Tylko tyle zdołała z siebie wydobyć
— Więc jeśli już skończyliście wszystko sobie wyjaśniać to byłbym wdzięczny za jakąś wskazówkę gdzie mogę się zatrzymać. Przynajmniej na dzisiejszą noc bo padam z nóg. Jutro wyjeżdżam.
Spojrzała na niego zdumiona nie całkiem rozumiejąc jego swobodne zachowanie. Widziała jak wszyscy dookoła niej wstrzymali oddech zupełnie zaskoczeni takim obrotem sprawy. Max i Liz natychmiast znikli, a Alex z powrotem był przy Isabel. Tess doszła do wniosku, że coś jej tutaj poważnie nie gra. Od chwili gdy miała wątpliwą przyjemność użyć wisiorka wszyscy dookoła niej zachowywali się co najmniej dziwnie. A ten Jessie nawet nie raczył się pojawić by sprawdzić co z Isabel. Alex również całkiem się zmienił począwszy od przyklejenia się do Isabel, a skończywszy na dziwnym zdecydowaniu i nie mniej dziwnych uśmiechach. Cokolwiek się zdarzyło musiała to odkryć. Tylko jak?
— Ja sapdam – Kyle znikł zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, a z nim Maria i Michael.
Wiedziała jednak, że wrócą jak tylko przetrawią wszystko to co się dziś tutaj stało. Osobiście wcale się to Tess nie spodobało, ale nie miała innego wyboru. Tymczasem Kirt ponownie wziął ją na ręce i wyniósł z tego przeklętego domu. Musiała mu przyznać, że to bardzo miły pomysł, ale tylko w zakresie własnych myśli. Z westchnieniem ulgi wtuliła nosek w jego szyję i przymknęła oczy. Niestety nie dane był jej długo pozostać w jego ramionach. Nieco zaskoczona przyglądała się... Motorowi. Motor? O nie, nie wsiądzie na to za żadne skarby świata! Za nic w świecie! Ale Kirt już wyciągnął dłoń więc nie bardzo wiedząc co zrobić usadowiła się tuż za nim. Niepewnie wsparła dłonie na jego umięśnionym brzuchu i sekundę później odjechali z szybkością światła. Dosłownie wszystkie myśli uleciały z łowy Tess kiedy kolejne kilometry umykały pod kołami maszyny. Teraz już wszystko musi być dobrze.
CDN.