W kawiarni "Crashdown" siedziała Liz i
Isabel. Liz nie musiała pracować przez jakiś czas, więc mogła sobie
pozwolić na błogie lenistwo. Dlatego odpoczywała przy barze,
rozmawiając z Isabel. Czekała aż zbierze się reszta paczki, czyli:
Max, Michael, Maria, Alex, Tess i Kyle. Isabel patrzyła się na
witrynę kawiarni. Nagle zobaczyła... siebie. Dziewczyna wstała i bez
słowa wybiegła z kawiarni. Liz zaskoczona "akcją" koleżanki nie
zdążyła zareagować. Isabel podążyła za osobą podobną do niej, jednak
po chwili straciła ją z oczu. Zatrzymała się. Miała do wyboru: pójść
do sklepu lub w małą uliczkę. Rozglądała się, nie wiedząc co robić.
Kątem oka zobaczyła w uliczce długie blond włosy. Zaczęła biec w tą
stronę. Uliczka skręcała o 90 stopni w prawo i... kończyła się
ślepym zaułkiem. Isabel zatrzymała się. W zaułku nie było nikogo.
XXXX
– Gdzie pobiegłaś? – spytała Liz – Isabel.
– Wydawało mi się, że widzę swojego sobowtóra.
– Co?
– Naprawdę. Swojego sobowtóra.
Przyszedł Max, Michael i Tess, a po chwili Kyle i Maria.
– Isabel! Jakoś blado wyglądasz.
– Ona widziała swojego sobowtóra – wyjaśniła im Liz.
W kawiarni nie było nikogo, prócz ich.
– Skór? – zaniepokoił się Max.
Isabel opowiedziała im wszystko.
– Nie mogła tak nagle zniknąć – zaprotestował Michael.
– Wiem, ale tak było.
– Nie macie wieści o tym naszym opiekunie? – spytał Alex.
– Dobra. Ja lecę! Mam sprawę do załatwienia w... bibliotece – rzekła
Maria i wybiegła z kawiarni.
– Nie, nie mamy. Nasedo nie żyje, a o tym naszym nie wiemy nic, nie
dał żadnego znaku życia, a wrogów jak mrówków – powiedział Michael.
– Mrówek – poprawiła go Liz.
– Hej mamy problem, nie pora na gry słowne – uświadomiła im powagę
sytuacji zdenerwowana Isabel.
Liz zeskoczyła z wysokiego taboretu, ale obcas jej się złamał i
upadłaby, gdyby Max jej nie złapał. Trzymał ją parenaście sekund, aż
sama mu się wyrwała. Isabel zauważyła jego dziwny niewidomy wzrok.
– Max?! – pomachała mu ręką przed oczami – Co się stało?
Max otrząsną się, był w lekkim szoku.
– Miałem wizję! Maria została porwana!!!
XXXX
– Co robimy? – padło pytanie od strony Tess.
– Jedziemy do szeryfa, on nam pomoże – zadecydował Kyle.
Nagle Liz krzyknęła. Złapała się Alexa, żeby nie stracić równowagi.
– Co się stało? – zaniepokoił się Alex.
– Wiem gdzie jest Maria.
XXXX
– Powinniśmy pojechać tam, gdzie wydarzyła się katastrofa. Ta
ostatnia.
Jechali jeppem Maxa.
– Dlaczego ty miałaś wizję, a nie znowu Max? – spytała Tess.
– Bo jestem jej najlepszą przyjaciółką, a po tym jak mnie Max
uratował, jestem trochę inna.
Po półgodzinnej jeździe w milczeniu dojechali do znajomych stromych
skał. Wspięli się na nie. Z góry zobaczyli dziurę w ziemi. Zbiegli
ostrożnie na dół.
Dziurą okazały się otwarte drzwi do pojazdu kosmicznego.
– Przecież ostatnio to okryliście – zauważył Kyle.
Ku ich wielkiemu zdziwieniu wyszła z pojazdu, cała i zdrowa Maria.
Trochę zaskoczona ich widokiem zapytała.
– Jak się tu znaleźliście?
– Dostaliśmy twoje wołanie o pomoc – wyjaśniła im Liz.
Czoło Marii lekko się zmarszczyło, co wywołało zaniepokojenie Tess.
– Aaaa, tak! Przypominam sobie, ale to nie tak miało zabrzmieć.
Chciałam wam zrobić niespodziankę – zaczęła się tłumaczyć Maria.
– Właźcie do środka, pokażę wam naszego tzn. waszego nowego
opiekuna.
Cała paczka ruszyła w stronę Marii i wtedy... znaleźli się jakby pod
lekko zielonkawym kloszem.
– Co się dzieje? – spytała Isabel.
– Nie wiem – zaniepokoił się Michael.
– Maria wydostań nas stąd – krzyknęła do przyjaciółki Liz.
Wtedy na ich oczach Maria zamieniła się w inną dziewczynę.
– Cześć. Jestem Julia...
– No tak Skin! Nic nowego w Roswell. Roswell miasto Skinów, tzn.
Skórów – szepnął znudzonym głosem Michael.
– Chcę tylko zauważyć, że wasza moc, raczej teraz nie działa –
uświadomił ich Alex.
– ...i teraz zginiecie – dokończyła kosmitka-wróg. – Chyba, że
powiecie gdzie jest...
Nagle Julia znikła, dosłownie rozsypała się w proch. Kosz znikł.
– Co jej się stało? – spytała zdziwiona Liz. – Przecież wasza moc
nie działała.
– Ich nie, ale moja tak – rzekła Tess. – Kolejny raz dzięki mojej
mocy zostaliście uratowani. Zdolna jestem no nie?
– I skromna – powiedział Kyle.
– To gdzie jest prawdziwa Maria?
– Tu – usłyszeli głos w głębi pojazdu.
Rzucili się do drzwi. Zajrzeli do środka. Maria i czarnoskóry
przybysz siedzieli związani plecami do siebie. Przyjaciele odwiązali
ich.
– Czemu nie krzyczeliście? – zadał pytanie Michael.
– Nie mogliśmy. Coś nam zamykało usta – wyjaśniła Maria. – A tak w
ogóle, to to jest Mike – przedstawiła im gościa z kosmosu, którego
wcześniej zabrał Nasedo.
Mike uklęknął przed Maxem.
– Witaj królu.
– Wstań Mike! Tu nie jestem królem.
Chłopak podniósł się z klęczek.
– Jesteś naszym nowym opiekunem? – zaciekawiła się Isabel.
– Nie! – plany się zmieniły, miałem wam tylko przekazać ostrzeżenie
przed Skórami.
Muszę wracać jak najszybciej.
– Zabierz nas – poprosiła Tess.
– Nie mogę. Pojazd jest za mały. Nie utrzyma naszego ciężaru.
– Więc kiedy wrócimy do... domu?
– Nie wiem. Nie będzie już nowych opiekunów.
– Ty nie możesz zostać? – spytał Kyle.
– Nie!
Wyszli z pojazdu. Dzięki mocy królewskiej czwórki i "Obcego" Mika,
wydostali pojazd całkowicie na powierzchnię. Również swoją mocą
naprawili go.
– Żegnajcie i niech moc będzie z wami – pożegnał się Mike. Wsiadł do
pojazdu, który uniósł się pionowo w górę, a później zniknął im z
oczu.
– Chyba oglądał gwiezdne wojny – skomentował Alex.
– Ale szybki. Niezły jest – zauważyła Maria.
– Bo będę zazdrosny – zażartował Michael.
– I znów nic. Musimy czekać na nieznane – westchnęła z rezygnacją
Tess.
– Ale w końcu jest dobra strona tego wszystkiego – rzekł Alex.
– Jaka? – spytała Isabel.
– Ciągle jesteśmy razem.
KONIEC.