Liz i Max siedzieli przytuleni do
siebie na dachu i patrzyli na gwiazdy.
– Max! Widziałeś?! Tam coś przeleciało! – poderwała się podniecona
zjawiskiem Liz.
– To tylko spadająca gwiazda – uspokoił dziewczynę Max.
– Nie! To nie to. Tam coś leciało i to nie była gwiazda ani samolot
– nie dała sobie wyjaśnić Liz.
Max patrzył się na nią, ale nie widział jej. Siedział w jakimś
pojeździe. Zobaczył, że steruje tym pojazdem. W powietrzu. On w nim
leciał. Nagle wraz z pojazdem zaczął spadać. Uderzył w ziemię. Ktoś
go wołał...
– Max, ocknij się! – potrząsała nim rozstrzęsiona i zdenerwowana
Liz.
– Liz! Miałem wizję. Dzwoń po wszystkich, musimy coś sprawdzić.
– Ale...
– Dzwoń! Mamy mało czasu – pospieszył swoją dziewczynę czarnowłosy
kosmita. Po 15 minutach Max, Liz, Michael, Maria, Isabel, Alex oraz
Tess jechali drogą starową w kierunku miasteczka Carlsbad.
– Co widziałeś? – zapytała Tess
– Katastrofę.
– Z 1947 roku? – spytał tym razem Michael.
– Nie! Dzisiejszą
– Dziesiejszą ?!
– Tak
– Gdzie?
– Nie wiem ... dokładnie. Gdy dojedziemy, będę wiedział. Dalej
jechali w milczeniu. Nagle Max gwałtownie skręcił z drogi na
pustynię.
– Gdzie jedziemy? – Z krzykiem spytała Isabel.
– Tam! – pokazał Max w stronę stromych skał, które znajdowały się
około kilometra od nich. Gdy dojechali Max zaczął wspinać się na
górę. Siłą swych myśli utorował sobie i innym drogę na górę. Na
szczycie skały Max zatrzymał się.
– Max, co tam widzisz? – spytała się Liz.
Stała parę metrów niżej i nie widziała tego, co widział jej chłopak.
Po chwili ona i reszta przyjaciół stanęła na szczycie skał. Stali i
nie mogli uwierzyć własnym oczom. Na dole po drugiej stronie skał
rozbiło się UFO. Jak w zasłyszanych opowieściach pojazd rzeczywiście
wyglądał jak talerz. Miał srebrno-metaliczny kolor, 2,5 metra
długości i około 3 metrów szerokości. Michael otrząsnął się pierwszy
i zaczął schodzić na dół.
– Michael! Stój! – krzyknęła za nim Maria.
Chłopak jakby jej nie słyszał. Zbiegł na dół, gdyż po tej stronie
zbocze łagodnie opadało na ziemię. Zaraz po nim zbiegł Max i Alex.
Dziewczyny zostały na szczycie, lecz po chwili wahania zbiegły na
dół. Z pojazdu wydobywał się dym. Nagle coś na kształt drzwi odpadło
z hukiem. Wyczołgał się z niego czarnoskóry, młody chłopak. Krwawił
w wielu miejscach m.in. z głowy. Michael z Max'em i Alex'em pomogli
mu wstać. Chłopak próbował coś powiedzieć.
– Krch, król, królu, twoja matka ostrzega cię, że Oni wrócili –
powiedział szeptem przybysz do Max'a.
– Mam geny ludzkie, jak wy. Mam się wami opiekować. – dalej mówił
Obcy, zanosząc się kaszlem.
– Jacy Oni? – spytał Michael
– Będziecie wiedzieć – z tymi słowami chłopak zemdlał.
– Co z nim zrobimy, on umiera? – zapytały Liz i Maria jednocześnie.
– Wy nic – odezwał się głos Naseda, który zmaterializował się koło
nich. – zabieram go do siebie. Muszę go wyleczyć.
– On ma się nami opiekować – zaprotestowała Isabel.
– Nie słyszałaś. Muszę go wyleczyć. Ukryjcie pojazd – z tymi słowami
Nasedo odebrał chłopakom Obcego i zniknął. Wszyscy stali i nie
wiedzieli co powiedzieć.
– Musimy ukryć pojazd. Połączmy nasze moce. Szybciej pójdzie –
zwrócił się Max do reszty "Obcych".
Alex podszedł do Isabel i ją przytulił.
– Więc oni wrócili? – Spytała Isabel
– Nie, oni byli tu zawsze – Odpowiedziała Tess.
KONIEC