Nowości

:: Control

 17.7.2004 | luki
W tym odcinku bez wątpienia główną postacią jest Max, którego postawa może budzić spore kontrowersje. Bo Control chyba najlepiej pokazuje egozim "króla", tak bardzo krytykowany przez wielu, a przez innych (szczególnie przez fanki Evansa) usprawiedliwiany. Oczywiście, Max miał swoje racje i swój szczytny cel, ale dążenie do niego "po trupach" to stanowoczo za dużo. Cierpieli przez to prawie wszyscy: Langley, Isabell, Liz, pani Evans... A jedno "przepraszam" na końcu odcinka to chyba stanowczo zbyt mało.

Dodaj komentarz


Wasze komentarze

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 | Następne

Zwykłe przepraszam moim zdaniem wystarczy:)Co jeszcze ma zrobić,rzucić się pod tory?Przyznaje rację,że zrobił naprawdę źle i ja jakbym była na miejscu Liz to od razu bym się nie dałą tak spławić tą całą akcją "ratuj mojego synka!",ale przecież Liz jest inna-bardzo wyrozumiała i jednym słowem za dobra!ale cóż ja życze im wszystkiego najlepszego,bo oni do siebie pasują!!!!:)

e tam to tylko czlowiek hahaha- no dobra hybryda, ale co on może. Według mnie ma zadatki na super tatusia. Hm... pani Evans- myślame, że ma wiecej rozomu, ale sie pomylilem hahaha-jestem tylko czlowiekiem. Najgorsze co zrobić to odunąć sie od corki po tym jak sam Isabel prosi ja o uczestnictwo w ceremoni slubu- to poprostu swinstwo. Wracajac do Max'a to citke mnie wkurza ze tak pomiata isabel- kiedys jej nie lubilem za ta jej oschlosc ale tera podziwiam za jej talent aktorski, i wytzymalos. Michael no tutaj jednak odzyskal twarz i pokazal ze bezuczuciowy kosmita tez ma uczucia. Ja i tak jestem po stronie Isabel, chociaz maj troche racji, ze spapraja zycie Jesseiemu. jese zakochal sie w ziemince( przynajmniej tak mysla) no a jezeli pozan prawde to zrozumie i zaden tekst w stylu " gdybym wiedzial od poczatku byloby mi lepiej" bo pamietacie chyba rekcje Marii ktora wrecz nie mogla zmorozyc oka bo wszedzie widziala Isabel. Max one more time- nie nazekajcie na niego tu w roswell ma przynajmniej troche z czlowieka, ciekawe jaki byl na Antarze- hehehehe pozdro dla wszystki roswellian i kosmitow. P.S oni sa wsrod nas!!!!!!!
~T.O.M.A.S.Z

Kal to morderca podobnie jak Nasedo. Trudno zaprzeczyć, ale szczerze mówiąc wydaje mi się, że w porównaniu Kal wypada trochę lepiej. Nie mógł zabić Maxa własnymi rękami, ale nie szukał też nikogo kto by go wyręczył. Poza tym, czy naprawdę można powiedzieć, że się nie interesował "swoimi podopiecznymi"? W końcu wiedział dość sporo o życiu Maxa jak przekonujemy się podczas ich ostatniej rozmowy. Wiedział nawet o Liz, co chyba znaczy, że zna tą historię od początku. Idąc dalej myślę, że cały czas był gdzieś blisko(nie podejrzewam go o przysyłanie do Roswell co jakiś czas marnych aktorów). Dlaczego nic nie zrobił, albo raczej czy na pewno nic nie zrobił? Nie wiem. Trochę za mało danych doszło do mnie w ciągu tych dwóch odcinków.
age

"ja rozumiem walczyc o życie dziecka ale nie kosztem innych..... " - dla rodzica liczy się w tej chwili tylko dziecko, nikt inny. Tak jak Max, potrafi zrobić wiele, nie zawsze dobrych rzeczy. Rozumiem Maxa, jego zachowanie. Niestety, ranił przez to innych. Już wcześniej wydawało się, że Max jest zaborczy i z lekka egoistyczny, ale on jest takim typem " nadopiekuńczego tatuśka" :) Nad charakterem można popracować, ale zmienić go już się nie da...

Zdenerowała mnie natomiast sprawa Isabel& reszta świata- rozumiem jej złość, tym że Max i Michael znaleźli sobie dziewczyny-ziemianki, rozumiem że brakuje jej miłośći i jest zakochana- ale żeby wyżywać się na mamie? Pani Evans miała rację- po tak krótkiej znajomości brać ślub? Zauważyłam, że Isbael i Jessy przejmują się samą uroczystością, ale czy pomyśleli o przyszłości, gdy już będą małżeństwem? Czy dla nich ślub i wesele to tylko zabawa???
anka^^

Co do konfliktu Kal-Max ... tu właściwie nie ma niesłusznych racji. Kal robił to co musiał, Max robił to co musiał. Jak w greckiej tragedii. Każdy z nich miał swoje racje i racje każdego były w pewnym sensie słuszne.
Ale co do tego, że syn Maxa miał zginąć - hmm, tutaj nie jestem do końca przekonany. Tess w końcu poleciała prosto do Kivara, więc Max słusznie się domyślał, że jego syn jest w rękach Kivara. Tyle że zabicie dziecka to jest chwila. A skoro Kivar nie zabił go od razu ...
Graalion

Dokładnie, Olka ma rację. Jeżeli wymagamy tyle od Maxa, dlaczego w takim razie usprawiedliwiać Kala.

I wiecie co , mimo wszystko żal mi było Isabel. Przez króciutki czas, została z problemem sama...Rozumiem jej mamę, ktora miała obawy o nią a jej argumenty uważam za rozsądne (zbyt młody wiek, poczekaj jeszcze trochę, poznajcie się lepiej z Jessym) ale postawą Michaela byłam zbulwersowana. Gdy prosiła go o wsparcie...miał jej do zaoferowania gadkę w stylu "kosmiczny sex". Chociaż na koniec cieplutko się do niego uśmiechnęłam.
Ela

Chyba wiele osób pomija jedną kwestię, nie zauważając jej. To nie jest zwykłe "Max chciał uratować syna". Jego syn miał zginąć i to nie były czcze pogróżki. Więc pytam ponownie? Jakim można być człowiekiem przedkładając życie nad wygodę?! Jakim człowiekiem byłby Max, gdyby powiedział "Dobra Langley, rezygnuję z ostatniej możliwości uratowania syna, żyj sobie wygodnie. Ahoj, przejślij pocztówkę z wakacji, a ja poczekam sobie na wiadomość o jego śmierci ".
Olka

Cicha to pewnie dozgonna wielbicielka Michaela, a w takim wypadku - jak zawsze - żeby usparwiedliwić go ze wszystkich jego wad najlepiej przy okazji powycierać buty w Maxa.
Ela

Mimo tego, że uwielbiam Maxa i nic tego nie zmieni, to uważam, że postapił źle, poprostu przesadził. Wiadomo chciał odzyskać syna, ale za jaką cenę??!! Ranił tym wszystkich po drodze, nawet nie zastanawiając się nad tym. Dopiero doszedł do tego po tym co powiedział mu Langley. Przede wszystkim nie podobało mi się jak postąpił z Langleyem, przeciez on wogóle nie zważał na jego uczucia, jemu tez było ciężko, nie był nawet człowiekiem, przez tyle lat próbował się do tego dostosować, a Max to jednym swoim żądaniem zniszczył!!!
Oglądająć ten odcinek mogliśmy zobaczyć kompletnie innego Maxa, nie tego czułego zawsze stawiającego dobro innych ponad wszystkim, to był Max myślący tylko o sobie!!!
Ale i tak go uwielbiam :D
Liz16

Być może za dużo naczytałam się opowiadań (moja ukochana RosDeidre) gdzie przedstawiano obroców jako wspaniałych, oddanych swojej misji i kochających tych za których oddali by życie...Serena, Marco. Dlatego Nasedo, Langley to dla mnie zwykli zdrajcy i mordercy i nie mam dla nich żadnej litości.
Ela

A poruszając kwestię Diane Evans. Z tego, co pokazali nam scenarzyści, ani ona ani Max nie grzeszyli gorliwością w kontaktowaniu się ze sobą. Wiecznie widać było jej narzekań, "Isabel, czy Max to, czy Max tamto...? "Czy Maxowi brakuje pieniędzy...?", "Czy Max, Bóg wie, co jeszcze...". A co do cholery, rączki jej oderwało? Może zapomniała, gdzie Michael wynajął mieszkanie? Tak ciężko było się przełamać i pójść do syna? Przecież nie wyemigrował na Alaskę, a jedynie przeniósł się kilka przecznic dalej! Maxa, nie bronię. Nie ma nic gorszego, jak dziecko, którego nie obchodzi rodzina. Choć może źle to ujęłam. Raniło go, że musiał wynieść się z domu, ale przecież chłopak ma 18 lat! Mój brat gdy wyjechła na studia do Krakowa (godzina jazdy do domu) bywał tu raz w miesiącu, a czekając na telefon można było uświerknąć przy słuchawce. Dodajmy jeszcze całkowicie nietypowe problemy Maxa, które niejednokrotnie zaprzątały mu głowę. Fakt, że rozmowa z matką przez telefon choć przez kilka chwil to naprawdę niewiele, ale też nie zapominajmy iż ona sama też się nie wykazała. Można powiedzieć, że ranili się wzajemnie w ten sam sposób i są siebie warci w tej kwestii!
Olka

Znowu zgadzam się z Graalionem. Sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby Langley był jednym z zaprzysiężonych, ślubujących lojalnosc obrońców, nie genetycznie zaprogramowaną istotą...co to wogóle za odrażający pomysł, błe...w takim przypadku, faktycznie można byloby mu zarzucić zdradę, podeptanie obowiązków, konieczność spłacenia długu...ale on został wypchnięty z tej planety jak bezwolna kukła. Nie groziła mu smierć? On się czegoś bał, bał się panicznie, gotów był niemal blagać Maxa na kolanach o litość..."nie chcesz tam wracać"...na tej planecie musiało być COŚ co przejmowało go niewyslowioną grozą.
Ale zgadzam się też z Millą- nie kupuję go jako niewiniątka...podobnie jak Nasedo nie wahał się "usuwać przeszkód z drogi"...i nie ważnę że ta przeszkodą była ciężarna kobieta.
Matka Maxa...ona przez cały czas usiłowała wydobyć jakies informacje na temat Maxa od Isabel...a że nie interweniowała? powiedzmy sobie szczerze, sądząc z miny Philipa Evansa pod koniec "Busted", porzucenie przez Maxa domu było ostatnią rzeczą jakiej się spodziewał....zapewne oczekiwał że zrobi groźną minę, a jego grzeczny chlopczyk skruszony wyzna wszystko i padnie mu w ramiona. Tylko że Max już nie nim nie był:)
Cicha- swoją drogą, nie rozśmieszaj mnie Michaelem w "VLV" po dał tam taki pokaz egoizmu, że mógłby konkurować z Maxem w "Control". Palcem nie kiwnął kiedy Max nie mógł się pozbierać po Białym Pokoju, guzik go obchodziło co czuł po tym jak zobaczył Liz z Kylem, nie dał mu Cienia wsparcia,a po czym gdy sam przezył szok w "Hybrid Chronicles" pierwsze co zrobił to zwalił się na podlogę Maxa w środku nocy- jak zwykle, zawodząc i uzalając się nad sobą, wyciagając go w podróż na która nie miał najmniejszej ochoty. Max rzecz jasna "zamerdał ogonkiem" :) i poleciał za nim..."robie to dla Michaela", po czym gdy wylądowali w pudle w magiczny sposób okazało się to jego winą, mało, musiał wysłuchć kolejnej porcji ziępolenia i pełnych pretensji wrzasków.
Tak, Michael może mieć sporo do powiedzenia na temat egoizmu:)
Lonnie

Langley nie był od zadawania pytań, czy zastanawiania się czy kocha króla czy nie. Wyraźnie było widać, że z radością zabiłby Maxa gdyby tylko mógł. Tylko to już świadczy, że tyle w nim było "ludzkich uczuć co brudu za jego wypięlęgnowanymi paznokciami. Miał jasno określone obowiązki, po to właśnie został stworzony i tylko z nich należało go rozliczać...Bunt Langleya to jak bunt robotów.
Ela

A skąd to wiesz napewno Grallion? Z jakiego źródła wiemy, że Langley musiał, a nie miał nic do gadania? A właśnie od Langleya. Wierzysz, dziadowi, bo mnie to jakoś nie przekonuje. Mam wrażenie, że próbował jakoś wpłynąć na Maxa i ratował się wzbudzeniem współczucia. Ale zastanówmy się również, pogdybajmy. Bycie opiekunem władcy to zbyt poważna rola by kogoś do niej zmuszano. Antarianie co jak co byli bardziej rozwinięci niż Ziemianie i nie sądzę, żeby zadowolili się zmuszeniem kogoś do ochrony K4. Takie wyjście nie przeszłoby na Ziemi, a codopiero między tak wysoko rozwiniętą rasą (chcociaż jak przypominam sobie słowa kosmicznej matki Maxa i Is z I sezonu to mam wrażenie, że ich mózg nieco się skurczył) Nie wierzę, że spośród milionów Antarczyków nie znalazł się jeden, który nie chciałby tam lecieć z własnej woli! Bądźmy realistami! Dlatego też myślę, że Langley takim właśnie "fanem" króla był, ale gdy zasmakował Ziemskiego życia, poszedł na łatwiznę, moszcząc sobie gniazdko w nowym świecie.
Olka

Jak to dobrze, że nie oglądałam odcinka, bo by mnie szlag trafił.
Co do wypowiedzi martusi, zdaje się... "ja rozumiem walczyc o życie dziecka ale nie kosztem innych..... " A ty wiesz, czym jest miłość rodzica do dziecka? Jedyna miłość bezwarunkowa. Może przebić wszystko. Rodzic, obojętne czy ojciec czy matka, potrafi zrobić absolutnie wszystko dla swojego dziecka. Wczuj się w Maxa, ma dziecko, syna, na innej planecie, czuje, że syn go potrzebuje, nie wie, czy kiedykolwiek go zobaczy. Czasami wiedza jest gorsza niż niepewność, a Max w pewnym sensie wiedział, czuł swojego syna. Potrafiłby zrezygnować z szansy na pomoc dziecku, może nawet na uratowanie mu życia? Gdyby tak było... wtedy dopiero byłby egoistą. I to jakim.
Gdy teraz myślę o tych poszukiwaniach Maxa... to w gruncie rzeczy wcale nie wydają mi się być jakieś nienormalne i przesadne. Max robił to, co robiłby każdy porządny rodzic, gdyby zabrano mu dziecko. Ach, tylko pomnóżcie to przez odległość między Antarem a Ziemią.
A Kala mimo wszystko przekładam nad Naseda. I och, Elu, tyle że ten zabity... no cóż, on wcale nie był taki święty i dobrotliwy (pewnie, Max tylko marzył o białym pokoju. Aha. A ta umowa z Kivarem to też nic takiego). Mam wrażenie, że Nasedo z tą swoją nadgorliwością był gorszy od tumiwisizmu Kala. Nasedo z radością wyekwipowałby Maxa do domciu, a zapomniałby mu powiedzieć o drobnym szczególiku, że dawno temu ugadał się z Kivarem. I wiecie co? Żałuję, że Max wcześniej nie wpadł na to, jak należy rozmawiać z tak zwanymi protektorami.
W komentarzach widać, że Diane Evans nieźle wkurzyła ludzi... nie bardzo pamiętam szczegóły, ale to dobrze. Z tego, co mi się tam miota... nigdy nie jest tak, żeby wina leżała całkowicie po jednej stronie. Pewnie, Max zachowywał się w końcu jak zbuntowany nastolatek (w końcu to wszystko się w nim obudziło. Nieco gwałtownie. Ale to w sumie było do przewidzenia. Nie mógł cały czas zachowywać się jak dorosły, musiał popełnić jakąś głupotę). Ale i Diane przesadziła. Mimo wszystko...
Nan

Milla, zaraza, chwila. Diane próbowała się kontaktować z synem, to raczej on nie oddzwaniał.
A co do Langley'a, to powtórzę - dlaczego niby miał wypełniać swoje obowiązki? Co, miał jakiś dług wobec swojego "ukochanego" króla? On nie wział na siebie tych obowiązków dobrowolnie, został stworzony by wypełnić takie zadanie. A czy zadanie mu się podoba, nikt się go nie spytał.
Graalion

Dla mnie Max to najgorszy charakter serialu, i rzadko kiedy popieram jego zachowanie (nie potrafię się przemóc;). W tym odcinku, naprawdę żal mi był Langleya, Liz (której też nie lubię.Chociaż wreszcie przyznała, że jak Max tylko zawoła to ona merda ogonkiem - powiedziała cos takiego!), Isabel ( Konfrontacja z panią Evans była naprawdę smutna...chociaż matka Is ma trochę racji...no ale jestem za Isabel). Okok..Max chciał uratować syna, ale , żeby aż tak mieszać i niszczyć życie innym? Dla mnie nabrała sensu wypowiedź Michaela z "Viva Las Vegas", że Max jest maszyną. Najpierw żąda, żeby Langley mu pomógł (zmusza go do tego), a kiedy okazuje się, że nic z tego...jego niezawodny plan jednak nawalił wypala z tekstem, że się pomylił i, że jest mu przykro. No sory, ale chyba trochę za późno. Mógł posłuchać, tego co chcieli mu powiedziec inni, a nie dążyć do zniszczenia rosnacego w sobie poczucia winy od czasu odlotu Tess.
Dla mnie zachował się jak skończony egoista! Podkreślam slówa DLA MNIE.
Cicha

Nie znamy przeszłości Langleya, więc nie nam oceniać, czy został zesłany na Ziemię przymusowo, czy z wyboru. Ale jak powiedziała Ela, nie można zjeść ciastka i go mieć. Gdyby Langley, jak przystało na obrońcę życia władcy za wszelką cenę, postąpił zgodnie z zasadmi i nie wycofał się z pomagania Maxowi przy pierwszej przeszkodzie, Max nie musiałby posunąć się do tego, co zrobił. A poza tym nie uważacie, że życie dziecka jest ważniejsze od przyjemniejszego życia Langleya. I piszę przyjemniejszego bo niewątpliwie, nie ważne jakie wymagania stwiałby Max, Langleyowi nie groziła śmierć, a jedynie pogorszenie warunków życiowych. A patrząc na niego pewnie i tak wielu ludzi oddałoby wiele by móc żyć w takich właśnie warunkach. Nie zaprzeczam, że Max nie zawsze grał fair, ale nie zapominajmy, że Langley był w tym mistrzem!
Olka

Ela, Kal bynajmniej nie zgłosił się sam do ochrony Królewskiej Czwórki. Był w służbie króla - no tak, wyjścia nie miał, w tym celu go zrobiono. Nie sądzisz żeby go na siłę wypychano na Ziemię? A z czegóż tak wnosisz? Transmutanci byli raczej traktowani jak roboty, jak przedmioty, nie sądzę żeby ich pytano o zdanie. A zresztą, gdyby nawet miał wybór - miał zostać w pałacu zajmowanym przez Kivara? Ze swoim uwarunkowaniem, że będzie posłuszny Zanowi i będzie go chronił? Przecież Kivar raz dwa by go zlikwidował. A zresztą, samo uwarunkowanie sprawiało, że wystarczyło kazać mu lecieć.
Zauważcie, że obaj transmutanci nie byli wcale chętni ochronie Zana. Jeden udał że pogodził się ze swym losu, ale w tajemnicy zawiązał intrygę by zdradzić swego króla. Drugi starał się uwolnić od uwarunkowania przez przebywanie z dala od Zana, by ten nie mógł mu wydawać bezpośrednich rozkazów. To chyba jednoznacznie wskazuje, że obrońcy naszego króla nie żywili do niego zbyt ciepłych uczuć. Ale wyboru nie mieli. Zostali tak genetycznie uwarunkowani.
Kal uciekł z planety której nienawidził, opuścił ochranianą osobę której nienawidził również. Czy należy mu się dziwić? U nas jeśli prezydent czy król źle rządzi, można go zmienić lub wyjechać do innego kraju. Jeśli mąż bije żonę lub źle ją traktuje, ona może się rozwieść. Ale co ma zrobić transmutant, który jest przez własną genetykę zmuszony do posłuszeństwa?
Graalion

Egoizm Maxa w stosunku do Cala, Liz, Isabel i matki... hmmm... ciekawa opinia, barddzo ciekawa.
To może zacznę od matki. Jakoś nie zauważyłam, żeby Diane Evans odezwała się choć słowem, gdy jej mąż dla synowi ultimatum, powiedz nam wszystko albo wynieś się z domu. Nie próbowała naprawić stosunklów z rodzinie. Nie kontaktowała się z synem, który został sam, nie próbowała go sprowadzić z powrotem do domu. Ludzie to mimo wszystko jest chłopak, który ciągle jest w szkole średniej. Owszem jest kosmiczym królem, ale jego rodzice o tym nie wiedzą, wedle ich wiedzy to ich 18 syn, bezdomny, po tym jak rodzice nie dali mu innego wyboru niż wynieść się z domu i nie mający źródła utrzymania (a właśnie, czy on ciągle pracuje w UFO Center). Nie utrzymuja z nim kontaktów i bądzmy ze sobą szczerzy, dlaczego Diane do niego zadzwoniła? Bo chciała, żeby wpłynął na Isabel w sprawie ślubu.
Teraz Isabel, idealnie dobrany moment na ogłoszenie i zaczęcie planowania ślubu, kiedy brat jest daleko. Uznała, że zanim wróci Max, to może uda jej się już zmiękczyć Michaela i wtedy ten pomoże jej z Maxem (co się stało!), a poza tym jak Max wróci to przygotowania do ślubu będą już w trakcie. Może jesem dla niej zbyt ostra, ale jak dla mnie to ten pośpiech Isabel by wyjśc za Jessiego był "troszkę" niezrozumiały.
Cal Langley, tu muszę się zgodzić z Elą, która już chyba wszystkie argumenty co do tego, kto tu tak naprawdę był egoistą. Langley żył sobie wygodnie w LA i nawet palcem nie ruszył, gdy Max&Co ścigał szeryf (dla Valentiego to akurat dobrze), kiedy Maxa torturował Pierce, kiedy pojawili się Skórowie, Gandarium, kiedy drugi opiekun zdradził, kiedy oszukiwała ich Tess i kiedy o maly włos nie odlecieli na Antar, na własną egzekucję. Tak Cal to taki lojalny obrońca. Max zakłócił jego wygodne życie, no cóż może nie musiałby tego robić, gdyby Cal wcześniej choć w jednej dziesiątej wypełnił swoje obowiązki, bo wtedy żadnego dziecka by nie było. Cal miał jedno zadanie chronić Maxa i resztę kosmitów i to on calkowicie je sobie olał. Nie obchodziło go, że Michael wychowyje się z ojczymem, który się nad nim znęca, czy zagrożeniami czychającymi na jego podopiecznych, bo był zbyt zajęty pławieniem się w luksusie. Nikt mnie nie przekona, że było inaczej. Nie kupuję Langleya jako ofiary.
A teraz Liz, w tym przypadku sytuacja wygląda inaczej i zgadzam się z opinią, że Max ją zranił. Był gotów odlecieć z planety bez pożenania, a przynajmniej tak to zasugerowano. Zawsze trudno mi było w to uwierzyć. No ale to już inna sprawa. Nie zadzwonił do niej i zignorował jej telefon. I za to na końcu przeprosił, ba tylko Liz był winień przeprosiny.
Milla

uuu...ale przyznajcie że ostatnia scena kiedy Max płacze poprostu Was rozwaliła...
nawet antyfanki Liz & Max :>?:P
majajka007

Graalion, Langley był przydzielony do ochrony królewskiej czwórki. Był w służbie króla, winien mu był posłuszeństwo i lojalność. Czy nie tak ? Nie sądzę żeby na siłę wypychano go na Ziemię. Jeżeli tam się znalazł i prowadził życie jakie mu odpowiadało – kij mu w oko. Do czasu dopóki nie wymagano od niego, żeby wywiązał się ze swoich obowiązków. Nie można zjeść ciastko i mieć ciastko. A taką właśnie postawę prezentował Langley. Jest mi tu dobrze i odczepcie się ode mnie. Nic mnie nie obchodzą wasze problemy, nie mam z wami nic wspólnego...A w jaki sposób Max miał wymusić na Kalu żeby ten sobie przypomniał, że nie przebywa na Ziemi by mu było tu dobrze? Nie wiem czy Max byłby godny przywódcy, gdyby mu grzecznie podziękował i przeprosił, że zakłóca spokój.
Królewska czwórka została zesłana na Ziemię by przetrwać. Przydzielono im do ochrony obrońców. Z których jeden został zabity a drugi sprzeniewierzył się wszystkim zasadom. Obowiązkiem króla było mu o tym przypomnieć.
Ela

W rankingu na najbardzoej wkurzajacego rodzica wygrywa pani EWANS!!!! Dawno nie bylo bohaterki ktorej zachowanie tak bardzo dzialalo mi na nerwy!
Nina*

ucieło mi kawał komentarza, a 2 raz niepotrafie tego samego napisac, a szkoda ;/......

Roswell to niejest prsedewszystkim serial...to jest cos bardzo mi bliskiego... niebęde tu pisać o co mi chodzi, co mam na mysli, bo i tak chyba nikt by raczej tego niezrozumiał i w to nieuwierzył, ale tak jest, bo nalezy dodać, ze przeczucie serca jest zawsze najważniejsze, zawsze, i nalezy jego słuchać. chciałabym w fanach serialu znaleźć zrozumienie, ale chyba takiego kogoś nie ma ....... chociasz, niewiem blog.tenbit.pl/lizi
~Liz ®

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 | Następne