MONSTERS - TRANSKRYPT POLSKI [Maria jedzie drogą śpiewając piosenkę Christiny Aquliery "Genie in a Botle". Samochód Isabel popsuł się właśnie zostaje odholowywany.]
Isabel[gdy zobaczyła, że nadjeżdża Maria]: No jasne.
Maria: Wracasz do domu[W tym momencie Maria spogląda na statek kosmiczny, który znajdował się na holowniku. Isabel spogląda się razem z nią - nie jest zadowolona.] Tzn. podwieźć cię?
[Isabel patrzy się na auto Marii i wsiada.]
Isabel[gdy już jechały]: Nie masz klimatyzacji?
Maria: Cały czas jest włączona. [Isabel przykłada rękę do otworów wentylacyjnych i używa swoich zdolności żeby leciało zimniejsze powietrze] Co ty wyprawiasz?
Isabel: Trochę komfortu nie zaszkodzi.
Maria: To mój samochód.
Isabel: Jak chcesz. Który to rocznik?
Maria: 92.
Isabel: Audio jest do kitu. [W tym momencie Isabel przykłada rękę do radia i używa swych zdolności ponownie żeby podgłosnić radio.]
[Maria rzuca samochodem z przestraszenia.]
Isabel: Chciałam pomoc. [Po chwili Isabel patrzy na Marii breloczek a ten jest plastikowym zabawkowym kosmita.]
Maria: Matka robi breloczki. Powiem żeby przestała.
Isabel: Moja tez zajmuje się głupotami. Jak wszystkie matki.
Maria[po chwili]: Czy ona wie?
Isabel: Że się wygłupia?
Maria: Nie, że ty i Max jesteście...
Isabel: Potworami z kosmosu, które robią z ludzi króliki doświadczalne?
[Maria patrzy się na nią jakby nie wiem co i nagle daje po hamulcach, jednak było za późno.]
Maria: O Boże!!!
[Nagle okazuje się, że walnęły Valentiemu w tył.]
Isabel: Właśnie o Boże.
[Valenti podchodzi do ich samochodu.]
Valenti: Mile panie.
[Rozpoczęcie odcinka piosenką Dido "Here With Me".]
[W klasie pani Topolsky.]
Topolsky: Co przyniesie nam przyszłość? Kiedyś człowiek szukał odpowiedzi na to pytanie w gwiazdach. Dziś mamy bardziej naukowe sposoby. Jaka będzie wasza przyszłość? Wraz z końcem wieku wszystkie oczy zwróciły się na was. Stoi przed wami nieskończona ilość możliwości. Chce wam pomoc znaleźć wśród nich coś dla siebie. Najważniejsze jest dobre przygotowanie. Trudno jest zostać kimś szczególnym , nie marząc wcześniej o tym.
Maria[do Liz]: Ułatwię jej robotę. [pokazuje palcem] Tasty Freeze, Denny's, Gas World, Prison.
Liz's VOICE OVER: Słuchając pani Topolsky zdałam sobie sprawę, że nie martwi mnie moja przyszłość ale teraźniejszość. [W tym momencie odwraca się do niej Max i patrzy się na nią.]
Topolsky: W ciągu najbliższych dni będziecie przychodzić pojedynczo do mojego do pokoju na rozmowę. Wasze odpowiedzi na pytania wskażą nam obszary, w których czujecie się najlepiej, a to pozwoli mi stwierdzić kim naprawdę jesteście.
[Liz i Maria idą korytarzami.]
Liz: Na pewno to nic wielkiego?
Maria: Nie, zwykła stłuczka.
Liz: Może ci pomóc?
Maria: Nie przejmuj się to lekkie wgniecenie. Gdyby Isabel mnie nie omotała nic by się nie stało.
Liz: Jak to omotała?
Maria: Zaczęła wyczyniać jakieś sztuczki.
Liz: Jakie?
Maria: Np. włączyła zepsutą klimatyzację.
Liz: Musiałaś ją czymś wkurzyć.
Maria: Coś ty. Pomyślałam, że ją podrzucę i spróbuje z nią pogadać. Ale jak gadać z kimś co robi wszystko żeby mnie przestraszyć?
Liz: Poproszę żeby Max z nią porozmawiał. Ale musimy się nauczyć nad sobą panować.
Maria: Ja nad sobą panuje. Całkowicie.
[W tym momencie widzą na szafkach zdjęcie kosmity - Liz zrywa je.]
[Biuro Topolsky]
Topolsky: Kim chcesz zostać w przyszłości?
Koleżanka Liz[z klasy geometrii]: Niewolnicą Brada Pitta.
Kyle: Lewo zaporowym w Huston Astro's.
Jakiś Metalowiec: Grać w Metallice.
Alex: Ciekawe pytanie. Zawsze pani od niego zaczyna?
Isabel: Modelką.
Maria: Zależy.
Liz: Biologiem najlepiej na wydziale w Harvardzie.
Topolsky: Wspaniale. A jak myślisz gdzie znajdziesz pracę.
Koleżanka Liz: W mleczarni.
Kyle: W Huston Astro's.
Isabel: Zwykle realizuje zamierzenia.
Alex: Świetny ciąg dalszy.
Maria: A kto to może wiedzieć?
Metalowiec: Może w wypożyczalni kaset.[po chwili namysłu] Nie pewnie w mleczarni.
Liz: Na wydziale biologii.
Topolsky: A teraz powiedz, która z osób z rysunku najbardziej przypomina ci siebie samego i co robi?
Kyle: Król Dżungli.
Isabel: Nie lubię zabaw zespołowych.
Alex: Trzymam parasol. A pani gdzie jest?
Maria: Może coś innego.
Max: Pewnie tym, który się chowa za drzewem. [Topolsky się zatrzymuje i patrzy przez chwilę na niego] Żartowałem.
Topolsky: Ciekawe. To trudna pozycja. Ja również chowałam się za drzewem. Na studiach zmuszałam się do wyjścia z Akademika. Po 3 latach uświadomiłam sobie, że to nie było prawdziwe życie. Nie łatwo było to zmienić. Ale w końcu wyszłam na świat.
Max: Warto było?
Topolsky: Tak.
Max: Wyjść zza drzewa?
Topolsky: Tak. Zaczynasz powolutku, mówisz sobie dziś wysunę tylko kawałek nogi.
Max: A co pani zrobiła?
Topolsky: Podeszłam do chłopaka, który mi się podobał.
[Dzwoni dzwonek. Max wstaje i wychodzi. Topolsky patrzy jak wyszedł i napisała przy jego nazwisku - "tajemniczy"]
[Szkolne korytarze.]
[Max czeka za rogiem, jak Liz rozmawia z koleżankami.]
[Spotkali się]
Max: Jak leci?
Liz: Świetnie.
Max: To dobrze. Wspaniale.
Liz: Wszystko w porządku?
Max: Tak, chciałem się z tobą przywitać. Wyszedłem na chwile zza swojego drzewa.
Liz: Jakiego drzewa?
Max: Nieważne.
Liz: Wiesz co zaszło miedzy Marią a Isabel?
Max: Tak słyszałem.
Liz: Obiecałam Marii, że wspomnę ci o tym. Stała się taka...
Max: Nerwowa?
Liz: Nie.
Max: Isabel potrafi zdenerwować.
Liz: Podobno robiła jakieś dziwne rzeczy w jej samochodzie. Porozmawiaj z nią zanim będzie za późno. [po chwili] Odniosłam wrażenie, że chciałeś powiedzieć coś więcej.
Max: Nie.
Liz: To na razie.
[Max, Michael i Isabel jedzą razem lunch.]
Isabel: Maria w końcu nas wyda.
Max: Nie mogłabyś się trochę postarać?
Isabel: Nie.
Max[po chwili]: Ludzie oglądają filmy, w których źli zieloni kosmici zabijają ziemian. Jeszcze trochę i pomyśli, że tacy właśnie jesteśmy.
Isabel: Taki wizerunek może zagrać też na naszą korzyść. Powinniśmy ją przestraszyć. Niech się boi nawet naszych cieni.
Michael: A może by ją tak zabić? [po chwili, gdy Max się na niego spojrzał] Żartowałem. [W tym momencie Michael trzyma przed Maxem klucz.]
Max: Odłóż ten klucz.
Michael: Też chciałbyś wiedzieć co? Kusi cię. Ciekawe, które drzwi otwiera? Przyznaj, też o tym myślisz.
Isabel: Daj spokój, to bzdura.
Michael: Jeśli tak, to czemu miałem wizję?
Isabel: Bo myślisz tylko o tym.
Max: To przecież zwykły klucz. Dokąd mógłby nas zaprowadzić?
Michael: Szeryf schował go przed agentami, to musi być coś ważnego. Może należał do tego trupa z 59?
Isabel: Szukasz igły w stogu siana.
Michael: Wiem. Ale powinniśmy znaleźć drzwi, które otwiera. Kto wie dokąd nas zaprowadzą? Może do domu? Nie możemy przepuścić takiej okazji.
Max: Sam nie wiem.
[W tym momencie Isabel widzi jak Maria rozmawia z koleżankami.]
Isabel: Lada dzień puści parę.
Max: A może tak do niej zagadasz?
Isabel: Niby na jaki temat?
Max: Bo ja wiem... Zamów frytki.
[W tym czasie Maria idąc potknęła się i spadły jej książki. Gdy zobaczyła "trojkę" uśmiechnęła się i poszła dalej.]
Isabel: To niemożliwe.
Michael: Dziwadło.
[Biuro Topolsky.]
Topolsky: Chcesz zostać naukowcem? Pasjonujące. Wydajesz się bardzo pewna tego co mówisz.
Liz: Kiedy pierwszy raz weszłam do laboratorium od razu wiedziałam... Ten zapach, czułam że jestem u siebie.
Topolsky: Czy poza zapachem coś jeszcze popycha cię do nauki?
Liz: Świat to jedna wielka tajemnica, a nauka stanowi jedyny sposób żeby do niej dotrzeć - znaleźć odpowiedź na wszystko. Prowadząc eksperyment człowiek panuje nad wszystkim.
Topolsky: Więc lubisz opanowanie? [po chwili z uśmieszkiem na twarzy] Pewnie masz wiele planów?
Liz: Trzeba mieć jakiś plan.
Topolsky: A może brać życie taki jakie jest?
Liz: O nie.
Topolsky: Czasem nie ma wyboru.
[Kafejka Crashdown - zaplecze]
[Liz rozmawia z pracownikami kafejki.]
Liz[do pracowników]: Ostatnio było sporo zamieszania z tym kto i kiedy ma zmianę. Ten grafik powie nam czego mamy się trzymać. Zaznaczając na nim wszelkie zmiany unikniemy bałaganu. Jakieś pytania?
Pracownik: Możemy iść do domu.
[Pracownicy wychodzą, Maria idzie do Liz.]
Maria: Jaki kolorowy.
[Liz jest bardzo zadowolona ze swojego dzieła.]
[Maria wchodzi do kafejki i znowu wchodzi do przedsionka.]
Maria: Wiesz co. Ty idź do ludzi a ja powyrzucam śmieci. [po chwili] Siedzi tam.
Liz: Kto?
Maria: Królowa Amidala.
Liz[po chwili]: Uspokój się, weź się w garść.
Maria: Staram się. Nie mogę. Muszę ci się z czegoś zwierzyć. Cały czas żyje w ciągłym strachu przed nią. Boje się, że każda chwila może być moją ostatnią. Wybacz ale...
Liz: Zdaje się, że przynajmniej na razie jesteśmy na siebie skazani. Postaraj się z nią zaprzyjaźnić.
Maria: Dobra, jedna wielka rodzina.
Liz: Uda ci się.
[Maria wchodzi do kafejki.]
Maria[bardzo speszona.]: A więc,
Isabel: A więc... Może frytki?
Maria: Frytki, świetny wybór.
[Wchodzi Valenti.]
Valenti[do Marii]: Poproszę cole. [Maria patrzy się na niego cała podenerwowana.] Chyba macie tu colę?
Maria: Jasne. Na wynos?
Valenti: Tak.
[Valenti rozgląda się po kafejce i widzi Isabel przy stoliku.]
Maria[daje cole Valentiemu]: Czy mogę panu jeszcze coś powiedzieć? [szybko się poprawia.] Znaczy...podać.
Valenti: Potrzeby mi będzie numer polisy ubezpieczeniowej, związku z tą stłuczką. [Maria wyraźnie jest zdenerwowana.] Dobrze się czujesz?
Maria: Po prostu doskonale. [Isabel śledzi ich rozmowę.]
Valenti[podchodzi bliżej do Marii i szepcze.]: Moim zadaniem jest cię chronić od wszystkiego. Rozumiesz?
Liz[podchodzi i przerywa]: Chyba powinnaś się już zająć tymi kubłami. Ja obsłużę Szeryfa.
Valenti[płaci]: Reszty nie trzeba.
[Maria pracuje sama w kafejce. Jest wielki ruch. Max wchodzi.]
Matka chłopca[Matka goni chłopca, który mierzy zabawkową bronią w Marię.]: Corey!!! Przestań bo nie pójdziemy do muzeum.
Corey: Zabije tych kosmitów. [w tym momencie mierzy w Maxa.]
Maria[do Maxa]: Liz tu nie ma i na jej szczęście.
Max: Wpadłem się przywitać.
Matka chłopca: Mam nadzieje, że w tym ośrodku ufologicznym nie ma nic strasznego?
Max: Szczerze mówiąc nigdy tam nie byłem.
Maria: Przecież tak naprawdę kosmici nie istnieją.
Corey: A w karcie napisali co innego.
Max[do Marii, gdy matka z dzieckiem już wyszła]: Dobrze się czujesz?
Maria: A co nie wyglądam?
Max: Nie wydałaś jej 10 dolarów.
[Maria spanikowana wychodzi z kafejki, patrzy a matka z dzieckiem udali się już do ośrodka.]
Maria: Nie mogę stąd wyjść, jestem sama.
Max: Spokojnie przekażę jej.
Maria: Mógłbyś?
Max: Jasne.
[Przewodnik w ośrodku.]
Przewodnik[wierzący w UFO]: 4 czerwca 47 roku po wystrzeleniu przez ludzi ostatnich fajerwerków i zjedzeniu świątecznego jabłecznika przylecieli. Prawdopodobnie byli tu stałymi gośćmi. Ale tamtej feralnej nocy coś im nie wyszło. W wyniku czego jeden, a niektórzy utrzymują że więcej obcych statków rozbiło się na naszej planecie, dając początek najbardziej efektownemu spiskowi w historii ludzkości. Wśród mieszkańców Roswell do dziś żyją tacy, którzy widzieli na okolicznych polach szczątki dziwnego metalu pokrytego hieroglifami. [Max przypatrywał się przez chwilę miniaturowemu statku obcych.] Niektórzy na łożu śmierci wyznawali, że uczestniczyli w autopsji obcych. Próbowano ich zastraszyć. Proszę sobie wyobrazić jak można żyć chowając w sobie straszną tajemnicę, którą nie można podzielić się z najbliższymi z obawy o ich życie. Jakieś pytania?
Turysta: Słyszałem, że niektórzy obcy żyli kiedy ich znaleziono i, że poddawano ich torturom.
Przewodnik[wierzący w UFO]: Istnieje wiele teorii.
Turysta: Czy kiedykolwiek wrócili żeby ratować tych, którzy tu zostali?
Przewodnik: Od tamtej nocy wielokrotnie widywano tu zjawisko UFO. Sami zdecydujcie.
Max: A co z 59?
Przewodnik[wierzący w UFO]: Kto to powiedział? [Rozgląda się po sali ale nikt nie odpowiada.] Kontynuujmy. Dokumentalny odcinek naszej wizyty.
[Grupa turystów poszła do innego pokoju, ale Max zatrzymał się na chwilę przy stole autopsyjnym. Gdy dogonił grupę Corey podbiega do niego i znowu mierzy w niego swoją zabawkową bronią.]
Corey: Zabić obcych.
Matka chłopca: Przyłożyć ci?
Max: Zapomniała pani reszty z kafeterii.
Matka chłopca: Dziękuje. [do swoich dzieci] Wracamy do domu.
Przewodnik[wierzący w UFO]: [Podchodzi do Maxa] Co wiesz o 59?
Max: A jest coś co można wiedzieć?
Przewodnik[wierzący w UFO]: Wróć tu jutro. Pogadamy.
Turysta[do Maxa i Przewodnika]: Nie zasłaniać.
Przewodnik[wierząc w UFO]: [do Maxa] Mam coś co może cię zainteresować.
Głos z filmu dokumentalnego, który leciał: Do dziś nie wiadomo co się stało z istotami z rozbitego statku.
[Pokój Maxa]
[Max wpatruje się w gwiazdy]
Isabel: Szukasz czegoś?
Max: A co jeśli rzeczywiście tam gdzieś jest ktoś kto na nas czeka? No wiesz jacyś inni rodzice. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Ty też się nad tym zastanawiasz?
Isabel: Codziennie.
Max: Może moglibyśmy się dowiedzieć? Może ktoś zna odpowiedź?
Isabel: Chyba bym się bała. Jeśli chodzi ci o ten klucz to wiesz, że nic nie możemy poradzić.
Max: Zawsze byliśmy tacy ostrożni, oglądaliśmy się za siebie, nie wplątywaliśmy się w żadne tarapaty, ale do przodu również się nie posunęliśmy. Stoimy w miejscu. Nie wiem czy chce tak dalej stać.
Isabel: Myślisz o tym z powodu klucza czy Liz?
Max: Nie wiem.
Isabel: Zaryzykowaliśmy już mówiąc im o tym.
Max: Ja im ufam.
Isabel: Chcesz im ufać.[po chwili] Ja też chciałabym mieć kogoś o kim mogłabym w ten sposób myśleć, ale nie mogę. Nie możemy się ujawnić.[po chwili] Dowiem się z czym walczymy. Złożę Marii wizytę.
Max: Jak to?
Isabel: Jak zwykle.
Max: Nie wolno ci tak po prostu wchodzić do ludzkich snów. Po twojej wizycie mam prze tydzień nie zmrużyła oka.
Isabel: Chce tylko coś sprawdzić. Na krótko. Dobranoc.
[Isabel leży u siebie w pokoju. Dotyka zdjęcie Marii i wchodzi do jej snu.]
[Sekwencja Snu: kafejka Crashdown.]
Liz[sprząta razem z Marią stoliki]: Niektóre ludzie to świnie.
Maria: I to jakie.[podchodzi do dwóch klientów. Witam w kaf...!!![krzyczy, gdy widzi Maxa i Isabel w zielonych włosach i wyglądających jak potworzy.]
Liz[do Marii]: O co chodzi?
Maria: Spójrz na nich. Są...
Liz: Jacy?
Maria: Ohydni.
Liz: Mnie wydają się normalni.
[Maria odchodzi od nich z płaczem{cała przestraszona}, gdy pojawia się za nią Isabel.]
Maria: A ty co tu robisz?
Isabel: Skoro nie możemy porozmawiać na jawie odwiedziłam cię we śnie.
Maria: Jak to?
Isabel: Nie jestem jego częścią. Nie mogę na niego wpłynąć. Chciałam tylko zobaczyć co myślisz. [Isabel spostrzega Michaela siedzącego przy stoliku ubranego w strój Tuxedo{jakby smoking}] Ciekawe.
Maria: Kiedy jest tak ubrany o wiele mniej się boję.
Isabel: Boisz?
[Michael zmienia się w potwora i jego ręce obwiązują Marię.]
Maria[krzycząc]: Muszę mówić z Szeryfem.
Isabel: I co mu powiesz?
Maria: Że jesteście ohydnymi potworami.
Isabel: Właśnie to byś zrobiła?
Maria: Szeryfie!!! [Szeryf jest pokazany jak siedzi przy stole i nie zwraca uwagi na Marie.]
[Koniec Sekwencji snu: Maria jest pokazana jak się budzi i spada z łóżka.]
[Biuro Topolsky.]
Topolsky: Czy przechodzisz jakiś trudniejszy okres?
Max: Nie.
Topolsky: Niektóre adoptowane dzieci mają w tym wieku problemy z tożsamością.
Max: Co to ma wspólnego z moją karierą?
Topolsky: Chcąc pomóc dowiedzieć się kim chcesz zostać? Może powinniśmy porozmawiać o tym kim jesteś? Jesteś świetnym uczniem. Myślałeś o studiach?
Max: Trochę na to za wcześnie.
Topolsky: 2 lata to twoim zdaniem długo?
Max: Nie bardzo.
Topolsky: A w przeszłości... Kim chciałeś zostać w wieku 5 lat?
[Max wyraźnie wpada w zakłopotanie.]
Topolsky: Nie pamiętasz nic z czasów przed adoptowaniem?
Max: Co to ma wspólnego z moją przyszłością?
Topolsky: Czasami ciężko jest myśleć o tym co będzie, nie wiedząc nic o tym co było.
[Ośrodek Ufologiczny.]
[Max podchodzi do miniaturowego miejsca katastrofy i jeden gumowy kosmita rusza się. Max odsuwa się ale okazuje się, że to był Przewodnik]
Przewodnik: Zamykamy.
Max: To ja Max Evans. Byłem tu wczoraj.
Przewodnik: Myślałem, że nie przyjdziesz.
Max: Byłem w szkole.
Przewodnik: Nie kręć. Co wiesz o roku 59?
Max: Zdaje się, że to pan chciał mi coś pokazać?
Przewodnik: Zaczynasz w ten sposób? [po chwili] Mam zamiar pokazać ci niezbity dowód na to, że kosmici są na ziemi. [Wyciąga starą fotografie żeby pokazać Maxowi.] Ten chłopiec koło cienia kosmity to ja, tak blisko. Co wiesz o 59?
Max: Podobno przylecieli na lody?
Przewodnik: Cholera, myślałem że coś masz. W twoich oczach widzę, że jesteś jednym z nas. Mógłbyś mi się przydać. Roboty jest sporo. Ale pomyśl jak nagroda nas czeka jeśli dokonamy odkrycia. Okrycia wszechczasów. Nie palący?
Max: Tak.
Przewodnik: To dobrze, moje archiwa mogłyby pójść z dymem. Najbardziej kompletna kolekcja dokumentów na temat spotkań z UFO. Tam [pokazuje na schody]
Max: Informacje o spotkaniach?
Przewodnik: Muzeum to pułapka dla turystów ale każdy zarobiony grosz wydaje na badania. Za tymi drzwiami jest wszystko co chciałbyś wiedzieć na temat UFO na przestrzeni ostatniego półwiecza.
Max: Czy wszyscy mają do nich dostęp?
Przewodnik: Jesteś bardziej zgłodniały niż przypuszczałem. Przypominasz mi mnie kiedy byłem w twoim wieku. Od tamtej pory każdą chwilę spędziłem szukając obcych. I któregoś dnia stanę z jednym z nich twarzą w twarz i powiem "A nie mówiłem." Co sądzisz o mojej propozycji?
[Kafejka Crashdown.]
Isabel[Isabel je , gdy Maria sprząta stolik. Powiedziała to co Maria w jej śnie.]: Niektórzy ludzie to świnie. [Maria widzi jak Isabel się z niej śmieje, gdyż Maria się przestraszyła.]
[Gdy zaniosła naczynia do zlewu widzi Szeryfa Valentiego siedzącego w tej samej pozycji co w jej śnie.]
Maria[krzyknęła z wrażenia]: Co pan tu robi?
Valenti: Posmakowała mi cola, więc pomyślałem że spróbuje śniadania. Chciałabyś mi o czymś powiedzieć?
[Maria szybko odpowiada mu, że nie.]
Valenti: A tam napisano, że macie mieloną wołowinę?
Maria: A tak, "Księżycowa Mielonka".
Valenti: Właśnie to mi polecasz? Chyba sporo wiesz o tym co się tu dzieje, więc ci zaufam.
Maria: A więc mielonka. Na wynos?
Valenti: Nie, zjem tutaj. [po chwili] Apropo towarzystwo ubezpieczeniowe pokryje wszystkie wydatki. Dobrze jest mieć po swojej stronie tak pewną instytucję.[po chwili] A jak tam szyja? Nieźle oberwałaś od tego samochodu.
Maria: To nic takiego.
Valenti: Ostatnio przytrafiają ci się wypadki. A może byś tak wpadła do mojego biura jutro o tej porze? Porozmawiamy sobie.
Maria: Dobrze.
Valenti: A mielonkę wezmę na wynos.
[Klasa od biologii]
Nauczycielka Biologii: Nic nie może się równać potęgom sił zewnętrznych. Ciepło powoduje, że molekuły się rozszerzają. Zimno je spaja. Oddziałują nawet na siebie.
Max[do Liz]: Pomogę ci ale oczekuje tego samego.
Liz: Dobrze.
[Max zwala kilka książek na ziemię i obaj schylają się żeby je podnieść.]
Max[do Liz]: Wiem, że to wszystko jest dziwne a utrzymanie tego w tajemnicy trudne.
Liz: Nigdy bym was nie wydała.
Max: Wierzę ci, ale Maria...
Liz: Na pewno możecie jej zaufać. Jest jak ksiądz po spowiedzi.
Max: I myślisz, że nic nie powie jutro u Valentiego?
Liz: Jestem przekonana.
Max: Trochę się martwię. Ona po prostu wydaje się taka...
Liz: Spięta, ale to tylko pozory. Tak naprawdę Maria jest bardzo...
Max: Spokojna?
Liz: Może nie spokojna, to coś więcej. Maria jest moją najlepszą przyjaciółką i nic nie powie. Jestem pewna.
Max[spojrzał się na Liz]: To najważniejsze.
Liz: Wiem. Niepotrzebnie się martwisz, będzie dobrze. Obiecuje.
[Biuro Topolsky.]
Topolsky: Na pewno jesteś ciekawa jak wypadły wyniki.
Koleżanka Liz: Pisarka. Super. Ciekawe czy to trudne?
Kyle: Policjant? To jakiś żart?
Alex: Psycholog? A pani jak zaczynała?
Metalowiec: Wypożyczalnia kaset. Marzenie.
Topolsky[do Isabel]: Myślisz, że dobrze znasz siebie?
Isabel: Bardzo.
Topolsky: Zatem wynik z komputera pewnie cię zdziwi. Powiedziałaś, ze chcesz zostać modelką?
Isabel: No i co.
Topolsky: Dziwna kariera jak na kogoś kto rodzinę przedkłada ponad wszystko, szuka stabilizacji i opieki.
Isabel[bierze wynik]: Nigdy nie ufałam komputerom.
Topolsky: Zastanów się co jest dla ciebie najważniejsze i pamiętaj nie ma nic złego w tym , że ktoś chce być normalny.
[Kafejka Crashdown.]
Liz[do Marii]: Stuknął cię samochód, straciłaś przytomność i nie pamiętasz co się działo później. Załóżmy, ze jestem Valentim : Co widziałaś na parkingu?.
Maria[patrzy na kartkę, którą dostała od Liz]: Nic
Liz: A skąd wziął się ten odcisk na twojej skórze?
Maria[ponownie patrzy na kartkę]: Byłam nieprzytomna.
Liz: Dobrze.
Maria: Źle. To jakiś cyrk. Szeryf nie jest głupi, wyciągnie ze mnie prawdę i może to by było najlepsze. W końcu to ojciec Kyle. Powiedział, że będzie nas chronił.
Liz: Przed Maxem, Michaelem i Isabel?!
Maria: Być może. Nie wiem . Nie chce już dłużej ciągle nad sobą panować. Nie jestem tobą. Zrobię to co uznam za słuszne.
[Tymczasem u mechanika.]
[Maria czeka na swój samochód, gdy Isabel podjeżdża z mamą, która ją wysadza. Maria patrzy się na nich dopóki Isabel nie wysiada z samochodu.]m
[Isabel podchodzi do Marii. Obie na siebie patrzą{jednak z trudem}.]
Mechanik[do Marii]: Reflektor i zderzak wymieniony. [do Isabel] Chłodnica też była pęknięta. [do obu pań] Wszystko gotowe.
[Pozostali czekają w szkole na siedzeniach na korytarzu.]
Michael[do Liz]: Jak to spięta?
Liz: Nie wiem. Zdenerwowana.
Max[do Liz]: Jak bardzo?
Michael[do Liz]: Załamie się?
Liz: Nie wiem co mu powie. Niczego już nie jestem pewna.
Michael: Ty nie jesteś? [odchodzi od tej dwójki]
Liz[do Maxa]: Wybacz mi. Nie powinnam była jej wtajemniczać.
Max: Ufasz jej to naturalne.
Liz: Po co mi o tym powiedziałeś?
Max: To też było naturalne.
Liz: Ostatnio mówiłeś coś o jakimś drzewie?
Max: Ktoś mi poradził żebym się za nim nie chował.
Liz: Wziąłeś to do siebie?
Max: Chyba tak.
[Biuro Valentiego.]
Valenti[do Marii]: Czego pani się boi?
Maria: Wielu rzeczy.
Valenti: Wie pani co myślę? Ktoś wywiera na panią wpływ i straszy panią. Mam rację? Chcę pani pomóc. Chyba wie pani o tym. Proszę mi powiedzieć mi czego się pani boi. Co pani widziała w czasie festynu?
Maria: Tylko światła samochodu.
Valenti: Czy ktoś tam na panią czekał?
Maria: Nie wiem straciłam przytomność.
Valenti: Oboje wiemy po co tu przyszliśmy. Przestańmy się okłamywać. [po chwili] Kim jest Isabel Evans?
Maria: Koleżanką ze szkoły.
Valenti: To przez nią jesteś taka spięta?
Maria: Nie jestem spięta.
Valenti: Isabel i jej brat, dobrze ich znasz?
Maria: Niezbyt.
Valenti[po chwili]: Jest coś co nas łączy. Nigdy do końca nie poznałem swojego ojca. Był tu Szeryfem jakieś 40 lat temu. Wiedziałaś?
Maria: Nie.
Valenti: Silny człowiek, silne ręce. Jego zdaniem ci kosmici byli prawdziwi. Głupie co? Wszyscy tak myśleli{że to głupie}. Ale on był bardzo uparty. Nie poddał się. Z tego powodu stracił pracę i ... rodzinę. Nie chciałbym żeby to spotkało jakąś inną rodzinę w tym mieście. Jest jeszcze coś co nas łączy, prawda? [Maria zaczyna płakać] Oboje widzieliśmy coś co sprawiło, że zaczęliśmy się zastanawiać, stawiać sobie pewne pytania. Myślę, że jeśli podzielimy się tymi wątpliwościami oboje poczujemy się bezpieczniej. Czy Isabel Evans to tylko koleżanka?
Maria: Jest wyjątkowa.
Valenti: Na czym to polega?
Maria: Na pochodzeniu.
Valenti: A skąd pochodzi? Skąd oni wszyscy pochodzą? Skąd są?
Maria[patrzy się na Valentiego i podejmuje decyzję]: Z bardzo miłej rodziny. I jak pan powiedział, przecież nie chcemy żeby kolejna rodzina w tym mieście się rozpadła. Prawda?
[Autostrada]
[Maria jedzie wzdłuż drogi i zatrzymuje się przy samochodzie Isabel, który znowu się zepsuł.]
Isabel: Jesteś sama?
Maria: A widzisz tu kogoś jeszcze?
Isabel : Kłamałaś.
Maria: Aż się kurzyło.
Isabel: Bałaś się?
Maria: To chyba jasne, ale nagle zrozumiałam jak się musisz czuć.
Isabel[nie wie co innego ma powiedzieć]: Wyglądasz strasznie.
Maria: "Dzięki za uratowanie nam tyłków Mario" , "Nie ma sprawy Isabel" [zatrzymuje się z gadką] Podwieźć cię?
[Isabel uśmiecha się i wsiada.]
[Poczekalnia szkolna]
[Max, Liz i Michael czekają na Isabel i Marie{dzwoni dzwonek}]
[Maria idzie z Isabel do czekających na ich Maxa, Michaela i Liz.
VOICE OVER: Moja przyszłość wciąż rysowała się w jasnych barwach. Nigdy nie sądziłam, że będę przesłuchiwana. Ale szczerość, otwartość wobec ludzi czynią życie znacznie ciekawszym. [Cała piątka patrzy się na siebie pomijając fakt, że Maria nie powiedziała Valentiemu, ale oni to wiedzieli.] Podobnie jak zmiana opinii czy brak strachu przed nieznanym.
[Michael odchodzi po chwili jak zwykle sam, Max obejmuje Isabel i z nią odchodzi, Liz patrzy jak odchodzą, śmieje się do Marii i idzie z nią za rękę{nie przepraszam przy wyjściu też się obejmują.]
[Koniec odcinka]
|