CONTROL - TRANSKRYPT POLSKI [pożar]
KAL: Dlaczego tu jesteś?
MAX: Szukam naszego statku.....tego z katastrofy z '47.
KAL: Dla kogo pracujesz?
MAX: Dla nikogo.
KAL: Nie kłam, bo cię zabiję.
MAX: Tak jak zabiłeś Ferrini'ego?
KAL: Jak się dostałeś do Los Angeles?
MAX: I-10 zachodód, potem prosto na północ.
KAL: Nie żartuj sobie ze mnie koleś.
MAX: Czy zabijasz każdego kto odkryje, że jesteś kosmitą, czy najpierw ostrzegasz?
KAL: Dlaczego uważasz, ze wiem gdzie jest statek?
MAX: Wiedziałeś, że był w Utah.
KAL: Kto jeszcze wie?
MAX: Proszę....dym
KAL: Odpowiedz!
KAL: Więc to jest ten wielki król Antar. Emerytowany Tom Cruise z obciętymi włosami? Kolego nawet nie masz pojęcia w co sie wpakowałeś.
MAX: Przyjechałem też po to zeby cię znaleźć. Potrzebuję twojej pomocy, Jesteś naszym opiekunem.
KAL: Nie nazywaj mnie tak.....Taaa zostałem dołączony do statku by was chronić. Ale to było 50 olat temu.
KAL: Chłopcy!
KAL: Odchodzisz...czy giniesz? Zabierzcie pana Evansa do mojego samolotu.
[Isabel i jej matka spotykają się z osobą od planowania ślubów]
ISABEL: Chcę wiejski ślub. Coś prostego ale eleganckiego.
WEDDING PLANNER: Bzrmi jakbyście ty i twoja mama miały burzę mózgu.
PANI EVANS: Oh ja nie. Ja......ciężko mi jest się przyzwyczaić do faktu, ze tu jestem.
ISABEL: Mamo obiecałaś, że bęziesz mi pomagać.
PANI EVANS: Raczej nie miałam wyboru.
WEDDING PLANNER: To zawsze jest niespodzianką kiedy mała córeczka robi ten krok.
WEDDING PLANNER: Patric! Potrzeba tutaj pokropić. Te lilie więdną na moich oczach.
ISABEL: Dlaczego jesteś temu przeciwna?
PANI EVANS: Isabel jestem w szoku! To znaczy ledwo przywykłam do myśli, że ukończyłaś juz szkołę.
ISABEL: Mamo, mówiłyśmy o tym przez ostatnie 48 godzin. To ty byłaś tą, która zatrudniła tą irytującą osobę od planowania ślubu.
PANI EVANS: Cóż, miałam na myśli jedynie to, że jeśli naprawdę chcesz przez to przejść to powinnaś mieć jakiś realistyczny plan.
ISABEL: "Jeśli"?
WEDDING PLANNER: Przepraszam, więc to na czym skończyłyśmy?
ISABEL: Myślałam o tym, żeby mieć ślub na świerzo skoszonej trawie...Może obok stawu, a przyjęcie mogło by być w starej stodole.
WEDDING PLANNER: Oh to cudowna myśl. Naprawdę Isabel, ale kiedy jesteś na wisi, otwiera się mnóstwo niedogodnień. Plus insekty, bardzo trudne do kontrolowania.
WEDDING PLANNER: Chcesz posłuchać wspaniałego pomysłu? Wiosenna sala w gospodzie. Organizowałam tam wiele ślubów.
ISABEL: Ale ja nie chcę czyjegoś ślubu.
JESSE: Może moglibyśmy oświetlić stodołę pochodniami. Nie...nie pochodnie. To może nieodpowiednie słowo. Bardziej świece.
WEDDING PLANNER: Oh nie ma nic bardziej łatwopalnego niż stara stodoła.
ISABEL: Tak, no cóż właśnie dlatego potrzebujemy stawu. Wendy to jest mój narzeczony Jesse.
WEDDING PLANNER: Więc, kiedy ma być ten wielki dzień?
ISABEL: Tej wiosny.
PANI EVANS: Co?
JESSE: Doszliśmy do wniosku....po co czekać?
PANI EVANS: To nie jest wyścig. To znaczy dopiero co zaręczyliście się.....
ISABEL: Mamo....To jest to co oboje chcemy. Nie możesz po prostu sie cieszyć? Planujemy mój ślub. To ma być zabawa. Będzie wspaniale.
WEDDING PLANNER: Ohh....tacy śliczni, tacy zakochani.
[scena przeskakuje na przyjęcie w rezydencji Kal'a. Max wpada na przyjęcie]
FACET: Więc co stało się z Tiffany? Odeszła?
KAL: Żartujesz sobie? Jest aktorką. Zderzyłem się z jej wielkim ego. Umieściłem ją w wiekszej roli. Mam Briana do pzrepisania roli.
BRIAN: To była moja najlepsza godzina. Teraz ***
FACET: Łatwo zarobisz na tym 30 milionów.
MAX: Przepraszam za spóźnienie. Miałem................ważny telefon.
KAL: Myślałem że jesteś w samolocie.
MAX: Nie. Chciałem kontynuować rozowę o naszym projekcie.
KAL: Projekt?
MAX: Dobijasz mnie Kal.
MAX: Max Evans, Wytwórnia filmowa Antar.
[Liz i Maria rozmawiają w kuchni w Crashdown. Liz wyjmuje ciasteczka z kuchenki]
LIZ: Voila. Zakręcone ciasteczka M&M Tabasco. Według mojego własnego przepisu.
MARIA: Paczka ciastek. Max jest takim rozpuszczanym człowiekiem.
LIZ: Nie, nie jest.
MARIA: Liz nie ma go dopiero niecały tydzień.
LIZ: Pozwolisz mi skończyć? Ponieważ dzwonił niecałą godzinę temu.
MARIA: Co? Naprawdę?
MARIA: Rozmawialiście czy tylko wzdychaliście do telefonu? Czy w kólko powtarzaliście swoje imiona.
LIZ: Przestań.
LIZ: Hej.
ISABEL: Cześć. Uhmm.....Wychodzę za mąż za Jesse'go Ramirez.
MARIA: Co?
ISABEL: Tak, i wiecie śluby pełne są tych głupich tradycji, jak np. rzucanie welonu, i ten.....ten taniec kurczaka(?) i, cóż.......Druchny, i odkąd jesteście mi najbliższymi przyjaciółkami, to zastanawiałam się czy będziecie moimi druchnami?
MARIA: Ok
LIZ: Taa oczywiscie.
ISABEL: Świetnie! Dobrze. Ok. Załatwione. Ok.
[Isabel spogląda na tacę z ciasteczkami]
ISABEL: To dla Max'a?
LIZ: Tak.
ISABEL: Ohh on jest taki rozpuszczony.
ISABEL: Wiecie co? On nic nie wie o moich zaręczynach, więc.....niech tak zostanie. Będę cie potrzebować by powiedzieć o tym Michael'owi. Ok. na razie.
MARIA: Czy to się właśnie stało?
[scena przeskakuje na Max'a rozmawiającego na przyjęciu]
MAX: Kosmita.....rozbił się na Ziemi....próbuje znaleźć drogę powrotną do domu.
KOBIETA: Jak E.T.?
MAX: Tak, ale.....Myslę raczej o Tomie Crusie.
FACET: Brzmi raczej jak gwiezdny człowiek.
MAX: Dokładnie.
KAL: To się nie sprzeda.
MAX: Oh, ale będzie lepiej Kal. Widzisz nasz bohater ściga innego kosmitę, który także wylądował na Ziemi.
MAX: On jest jedyną osobą, która może pomóc mu w jego misji.
SCOTT: Jak?
MAX: Cieszę się, że zapytałeś Scott. Jest statek.
MAX: A ten drugi kosmita może wiedzieć gdzie on jest, albo przynajmniej ma środki by go znaleźć. Bo widzisz ten drugi obcy jest dużym.....
[każdy śmieje się i klaska]
KAL: Ah...to mi się podoba. Tylko, że ja......nie lubię tych grzecznych sience fiction produkcji. Nie sądzę by kogoś to interesowało, chyba żeby........ktoś zginął.
[Michael odwiedza Isabel]
ISABEL: Dlaczego uważasz ze nie musisz używać dzwonków do drzwi?
MICHAEL: Dostałem twoją wiadomość. To ma być żart?
ISABEL: Nie. Wychodzę za mąż.
MICHAEL: Uzgodniliśmy nie wciągać w to nikogo więcej.
ISABEL: Michael....Nie chcę by moje życie stanęło w miejscu. To moja jedyna szansa by być szczęśliwą....Kochać kogoś i być kochaną bez tego całego bagażu, który sprawia, że jesteśmy nieszczęśliwi , przez co nasze życie przecieka nam przez palce. Dużo nad tym myślałam i nie widzę żadnego powodu dla którego Jesse ma poznać prawdę.
MICHAEL: Cóż wiedząc to co wiem na temat sexu z kosmitą, to będzie miał mnóstwo pytań po miesiącu miodowym.
ISABEL: Ok Michael wynoś się z mojego pokoju.
MICHAEL: Co na to Max?
ISABEL: Powiem mu jak wróci. No dalej Michael, pogratuluj mi....
MICHAEL: Czego?
[z powrotem na przyjęciu]
BRIAN: Hmmmm. Zadzwoń do mnie jutro? Może zjemy razem lunch?
KAL: Max. Ten twój pomysł.......____. Mam coś co chciałbym dorzucić.
BRIAN: Jesteś pewien, że nie chcesz bym zos.....
KAL: Dobranoc Brian.
BRIAN: Ok.
[Kal podnosi swoją rękę i Max przelatuje przez pokój]
KAL: Przychodzisz do mojego domu. Drwisz sobie ze mnie na oczach moich przyjaciół. Zachowujesz się....Ujawniasz kim jestem!
MAX: Mam syna.
KAL: Kochałeś się z inną hybrydą?
MAX: Moje dziecko wróciło na Antar. Ma kłopoty. Dlatego potrzebuję statku....i jednego z pilotów.
KAL: Wojsko próbuje zmontować ten statek. Ale ja nigdy nie polecę.
MAX: Jeśli ktokolwiek potrafi go odpalić to będziesz nim tylko ty.
KAL: Mówiłem ci......mówiłem ci że cię zabiję.
MAX: Będziesz musiał to zrobić.
[Langley oddycha gwałtownie i *** - znowu podnosi na Max'a rękę]
MAX: Nie możesz mnie zabić, prawda? Miałeś tyle szans, Utah....wczoraj w archiwum....ale nie możesz....ponieważ jesteś moim opiekunem. Wsciekaj się ile tylko chcesz, ale niech jedno będzie jasne....nie ruszę się stąd dopóki mi nie pomożesz.
[Czas obiadu, Maria i Liz rozmawiają o Isabel]
MARIA: Wciaż nie mogę uwieżyć, że Isabel wychodzi za mąż. To jest jak katastrofa w epickiej powieści. Jeśli pomyśleć, jak Michael'owi odbiło kiedy się dowiedział to Max dostanie szału. I kto to jest Jesse Ramirez?
PANI EVANS: Cześć dziewczęta.
MARIA: Ohhh hej pani Evans. Pani tu!!..Znaczy się....Jak się ....jak sie pani miewa?
PANI EVANS: Dobrze.
PANI EVANS: Więc...co nowego słychać?
MARIA: Uhmm nic takiego. Wie pani, Roswell.
PANI EVANS: Hmmmm. Cóż....Właściwie, ja uhmmm.....Szukałam Michael'a.
LIZ: Oh przykro mi, ale dziś nie pracuje.
PANI EVANS: Oh, no cóż. Maria byłabyś tak uprzejma i przypomniała mu, że wciąż ma mój komplet pater? Isabel wzięła je kilka tygodni temu dla Max'a i chciałabym je z powrotem.
MARIA: Ja.....przypomnę mu. Napewno.
PANI EVANS: Więc Liz jak tam Max?
LIZ: Ummm....W porządku
PANI EVANS: Zastanawiałam się czy masz może jego nowy numer. Najwyraźniej on uhmmm zmienił go gdy się wyprowadził. Zostawiłam kilka wiadomości u Michael'a, ale.....nawet ie jestem pewna czy tam jeszcze mieszka. Ja po prostu chcę porozmawiać z synem. Chcę wiedzieć czy jest bezpieczny. Jestem pewna, że to zrozumiesz, prawda?
LIZ: Przykro mi ale nie mogę pani pomóc.
PANI EVANS: Cóż....pozwolę wam wrócić do pracy.
MARIA: Ok. Pa.
MARIA: Otwarta wojna z rodzicami. Whoo! To jest takie zakręcone i .....romantyczne. Ty i Max jesteście jak Romeo i Julia przeciwko światu.
LIZ: Cóż właściwie Romeo nie zadzwonił wczorajszej nocy.
MARIA: Co?
LIZ: Taa.
FACET: Hej! Jeszcze nie skończyłem!
MARIA: Lepiej, żeby był gdzieś w rowie.
LIZ: Nie mów tak Maria.
MARIA: Ja tylko mówię, że zrywanie czy randki przez telefon są nie do przyjęcia, to wszystko.
LIZ: Posłuchaj, właśnie próbuję przekonać sama siebie, że nie jest ranny albo gorzej, że jest po prostu zajęty.
MARIA: Zadzwoń do tego kosmity.
LIZ: Nie, nie. nie Nie stanę się jednaz tych zależnych dziewczyn, nie teraz gdy ma tą swoją misję do spełnienia.
MARIA: Ok, roumiem to....Alej ak długo to będzie jeszcze trwać? Może nigdy nie odnaleźć syna.
LIZ: Dzięki za pokrzepiającą rozmowę Maria.
MARIA: Ok, nie mam wątpliwości, że jest w tobie szaleńczo zakochany, ale jesteś drugą połówką w tym związku. Wiesz nie możesz o tym zapominać.
[następnego dnia, Max pojawia się w posiadłości Kal'a]
KAL: To wszystko Giselle. Dzięki.
MAX: Dlaczego ktoś kto nic nie czuje bierze masaż?
KAL: Słucham?
MAX: Trzymałeś palec w płomieniu świecy wczorajszej nocy i nawet nie mrugnąłeś. Widzisz uważam, że nie możesz również niczego ani czuć ani smakować. Masz tysiące cytryn w lodówce.
KAL: Lubię herbatę.
MAX: Widzisz niewiele pamiętam kiedy pierwszy raz wyszedłem z kapsuły(kokonu-jak kto woli), ale pamiętam jedno.....przez pierwszych kilka miesięcy nie mogłem wąchać ani smakować niczego co nie miało mocnego smaku.......cukier...cytryny...Tabasco. W końcu nasze zmysły sie ustabilizowały.
KAL: Nawet nie wiesz jakim jesteś szczęściarzem mając nawet odrobinę ludzkiego DNA w sobie?
MAX: Masz ludzkie DNA?
KAL: To nie jest jakaś zmysłowa przyjemność na tej planecie, na którą mnie nie stać, ale nie mogę doświadczyć tego, tak jak oni mogą.
MAX: Skoro twoje życie jest tak ograniczone to jak możesz tu nadal mieszkać?
KAL: Nauczyłem się zagłuszać moje kosmitowskie reakcje.(?)
MAX: Jak?
KAL: Nie robiłem tego od lat. Dać szansę organom żeby funkcjonowały.
MAX: To wydaje się niemożliwe.
KAL: Cóż, przez pierwsze 30 lat tak było. Wtedy w 1978.....poczułem chlor w basenie. Wkrótce potem cytryny. Ostatnie 20 lat było ___, ale nie żałuj mnie. Kocham swoje życie, czy możesz to samo powiedzieć o sobie?
MAX: Muszę odnaleźć syna. Jest w niebezpiczeństwie. Ty możesz mi pomóc.
KAL: Nie Max.
KAL: To mój dom - Hollywood, California, USA, planeta Ziemia.
[telefon dzwoni]
KAL: Halo? Nicki, kochanie. Nie, nie, nie. Chcę by twój klient był tu za dwa dni. To nie prawda. Prześlę ci kopię kontraktu. Krzyczę bo lubię. Na razie.
KAL: Hej dzieciaku.....
KAL: To cię pocieszy. C.E.O. Nokia? Ten koleś dał mi to. Umówiłem jego wnuczkę z Bradem Pittem. Tylko jeszcze jeden gosciu ma taki sam, to Dick Cheney. George W wciąż jest wkurzony.
MAX: Tak? Pokaż.
KAL: Huh?
MAX: Telefon.
KAL: Jeśli to jest takie niezwykłe zatrzymaj sobie. Jest twój.
MAX: Co? To znaczy...Po prostu...ty powiedziałeś....
KAL: Hej sam powiedziałeś że powinienem się dzielić. Pokręć się tu trochę. Zjedz kanapkę. Popływaj. Do zobaczenia później Max.
[Pani Evans wchodzi do kuchni gdy Isabel i Jesse się całują]
PANI EVANS: Isabel kochanie, masz........czy masz może numer tej redakcji, gdzie dawaliśmy ogłoszenie o twoim ukończeniu szkoły?
ISABEL: Tak, jest w moim notesie. Przyniosę go.
PANI EVANS: Oh, nie, nie, nie ja....ja mogę go poszukać, a wy ....wracajcie robić cokowliek.....to było co robiliście.
[Pani Evans znajduję numer Max'a w notesie Isabel]
MAX: Halo?
PANI EVANS: Max, tu mama.
MAX: Cześć.
PANI EVANS: Jak sie masz?
MAX: Świetnie.
PANI EVANS: Gdzie jesteś kochanie?
MAX: W Kaliforni mamo.
PANI EVANS: Kalifornia? Czemu?
MAX: Bo...ponieważ....mamo.
PANI EVANS: Co się dzieje z tą rodziną? Czy wiesz o twojej siostrze?
MAX: Co? Co z nią?
PANI EVANS: Ona i Jesse Ramirez zaręczyli się.
MAX: Chwila...C..Co? I ty się na to zgadzasz?
PANI EVANS:Oh..to bez znaczenia co ja o tym myślę. Ale Max, Isabel poelga na twoim zdaniu. Porozmawiasz z nią?
MAX: Ok.
PANI EVANS: Czy czegoś potrzebujesz?
MAX: Nie, mamo.
PANI EVANS:Chciałam tylko usłyszeć twój głos. Tak bardzo cię kocham Max.
MAX: Ja też, pa.
KAL: Jak tam mamusia?
MAX: Dlaczego dałeś mi telefon?
KAL: Jestem wielki. Kupię sobie następny.
MAX: Langley stój. Popatrz na mnie. Lubisz lody?
KAL: Ja spasuję.
MAX: Mógłbyś podać mi trochę?
KAL: Nie.
MAX: Langley daj mi trochę lodów. Widzisz myślałem o tym. Nie dałeś mi telefonu ponieważ było ci mnie szkoda. Zrobiłeś to bo ci kazałem. Kiedy wydam ci rozkaz ty musisz go spełnić, prawda?
KAL: Tak.
MAX: Szkoda, że wcześniej tego nie wiedziałem Kal. Mogliśmy zaoszczędzić trochę czasu.
MAX: Ty i ja znajdziemy ten statek.
[Max i Kal przyjeżdżają do bazy wojskowej]
MAX: Powtóżmy raz jeszcze plan.
KAL: Spotkam sie z generałem Chambers'em, wojskowym konsultantem, z którym współpracowałem przy wielu produkcjach. Dowiem się gdzie statek może być przechowywany i zdobędę pozwolenie na przetestowanie go.
MAX: Ponieważ.....
KAL: Ponieważ staram się opierać na autentycznych wydarzeniach w moim nowym filmie.....Saturn Skies.
MAX: Bądź naprawdę przekonywujący. Udawaj jakby ci nie zależało na tym co ci powie a czego nie powie, ponieważ jak będziesz zbyt nahalny może zacząć coś podejrzewać.
KAL: Chwila moment, chwila. Czy ty dajesz mi wskazówki jak postępować? Przepraszam cię bardzo ale ile nagród dostałeś? Ponieważ ja wygrałem 4!
[Kal spotyka się z generałem]
GENERAL: Kal ty stary psie, jak się masz?
KAL: Eddie!
GENERAL: Wy Hollywood'zkie chłopcy. Co to za dzieciak?
KAL: On? Nah, to....tylko uczeń. Poczekaj tu.
[isabel i Michael rozmawiają]
MICHAEL: Nie zrobimy tego tutaj.
ISABEL: Kiedy ty i Maria zaczęliscie się spotykać nikt nie stał wam na drodze, a Max może robić co tylko chce. I wydaje mie się, że jestem jedyną, która przestrzegała zasad.
MICHAEL:Nie zmienię mojego zdania. to małżeństwo to zły pomysł.
ISABEL: Zły dla kogo? Ok, może nie wydaje się to racjonalne ale nie musi. Szaleję za tym facetem. Boże, Michael jedyne o co proszę to noralne życie.
MICHAEL: A czemu Jesse nie zasługuje na to samo? Wszyscy, z którymi się wiążemy narażamy na ryzyko. Tylko w jego przypadku, gdy zaczną się kłopoty on nawet nie będzie wiedział co się dzieje. To jest do bani.
WEDDING PLANNER: Isabel! Oh, tak się cieszę, że cię złapałam. Jedną chwilkę........
MICHAEL: Jeśli naprawdę bys go kochała nie byłabyś taka samolubna.
WEDDING PLANNER: Popatrz tylko na to. Właśie odkryłam nową firmę z zaprzęgami konnymi. Co ty na tą fantastyczną gustowną złotą uprząż?
ISABEL: Konie, hmm......Jestem chyba właściwie jedyną dziweczyną, która ich nie lubi. Pojedziemy samochodem na i z przyjęcia.
WEDDING PLANNER: Kochanie zrób mi przysługę, ok? Tylko przejrzyj to w domu i pokaż to swojej mamie, Wiesz, im więcej o tym myślę, tym bardziej się cieszę, że odwołałaś tą rezerwację na kwietniową datę nad jeziorem Emden'a.
ISABEL: Co?
WEDDING PLANNER: Tak, twoja mama miała rację, to nie jest odpowiednia pora roku.
ISABEL: Rozmawiałaś z moją mamą?
WEDDING PLANNER: Kiedy termin się zwolnił natychmiast do niej zadzwoniłam.
[telefon dzwoni]
ISABEL: Przepraszam, halo?
MAX: Więc myślisz, że wyjdziesz za mąż?
ISABEL: Skąd...skąd wiesz?
MAX: Mama mnie złapała. Isabel znasz tego faceta tylko miesiac.
ISABEL: 4 miesiące i nie nazywaj go "ten facet".
MAX: Tak czy inaczej nie widzę pośpiechu.
ISABEL: Nie bedę z tobą o tym rozmawiać przez telefon.
MAX: Posłuchaj nie rób nic więcej dopóki nie wrócę.
ISABEL:Przestań. Nie jestem dzieckiem.
MAX: No cóż tak się zachowujesz.
ISABEL: Tak, cóż ty też.
WEDDING PLANNER: Uhm, cóż....uhm, ......Wybierz coć dobrego, ok?
[Kal i generał rozmawiają w biurze generała]
GENERAL: Tak sir. Dziękuję sir.
GENERAL: Kal chciałbym ci pomóc ale chłopcy z Pentagonu powiedzieli, że nie da się.
KAL: Ed, no co ty. Przecież nie mówimy o bezpieczeństwie narodowym. Wszyscy wiedzą, że ten statek to mistyfikacja.
GENERAL: No cóż oczywiście, że to mistyfikacja. Tylko myślę, że po Pearl Harbor stali się troszkę bardziej wybredni. Zrozum.
KAL: Ale tak między nami ten ststek jest tu w bazie. Mam rację?
GENERAL: Przykro mi Kal. nie mogę ci pomóc.
[Kal wychodzi i musi wyjaśnić wszystko Max'owi]
MAX: Gdzie oni go trzymają?
KAL: Nie chciał powiedzieć.
MAX: Cóż ktoś musi wiedzieć. Do kogo jeszce możesz zadzwonić?
KAL: Oni nam nie pomogą.
MAX: Nie mówisz mi wszystkiego.
KAL: Straciłeś go dzieciaku.
MAX: Powiedz mi co wiesz Kal.
KAL: Statek jest tu.
MAX: Zaprowadź mnie do niego.
[Pani Evans składa ubrania, wchodzi Isabel]
PANI EVANMS:Cześć kochanie, jak było nazajęciach?
ISABEL: Powiedziałaś Max'owi? To ja miałam mu o tym powiedzieć. I gdzie znalazłaś jego numer?
PANI EVANS: W twoim notatniku.
ISABEL: O mój Boże.
PANI EVANS: Isabel pozwól mi wyjaśić.
ISABEL: Przestań. Proszę nie próbuj się usprawiedliwiać. Spotkałam dziś Wendy i powiedziała mi, że zwolniło się miejsce nad jeziorem Emden, które jak specjalnie podkreśliłam że chcę, a ty jej odmówiłaś. A potem powiedziałaś Max'owi, wiedząc, że tego nie pochwala. Boże mamo zachowujesz się jakbyśwcale nie chciała by ten ślub się odbył.
PANI EVANS: Może nie chcę. Pomyślałam sobie, że jeśli potrafiłambym zwolnić bieg rzeczy to może wróciłby ci rozsądek.
ISABEL: Czemu?
PANI EVANS: Ponieważ popełniasz błąd Isabel.
ISABEL: Błąd? Ja go kocham.
PANI EVANS: To umawiaj się z nim. Poznaj go. Nie musisz od razu za niego wychodzić Isabel. Nie w ten sposób. Nie po 6 miesiącach. Na miłość Boską Isabel.
ISABEL: Byłam dobrą córką. Zawsze, zawsze podejmowałam rozsądne decyzje. Dlaczego uważasz, ze tym razem jest inaczej?
PANI EVANS: Nie minął jeszcze rok odkąd nie ma Alex'a, odkąd ukończyłaś szkołę, bez jakichkolwiek planów na przyszłość. Twój brat.....popatrz co się dzieje z Max'em. Nie wiemy. Twój cały świat się zawalił. To ma sens, że łąpiesz pierwszą lepszą stabilną rzecz jaka ci się nadarza.
ISABEL: Nie! On tego dla mnie nie znaczy.
PANI EVANS: On nie jest odpowiedni dla ciebie.
ISABEL: Dlaczego? Bo jest latynosem?
PANI EVANS: Oczywiście, ze nie.
ISABEL: Wtedy nie rozumiem dlaczego ie chcesz by to się stało. Nie widzę żadnych innych powodów
PANI EVANS: Isabel jeśli zbytnio sie z tym pośpieszysz, to pewnego dnia obudzisz się kochanie i będziesz zgorzkniałą, 20 letnią rozwiedzioną kurą domową. Czy właśnie tego chcesz?
ISABEL: Dzięki za wsparcie mamo.
[Max i Kal szukają w bazie statku]
KAL: Jest tutaj.
MAX: Możesz widzieć przez metal?
KAL: Nie. To jest jedyny budynek na tyle duży by trzymać w nim statek.
[Kal i Max otwierają drzwi i znajdują statek]
KAL: Cóż masz to co chciałeś. Odchodzę. Oh, zapomniałem wspomnąć......Będziesz potrzebował klucza.
MAX: Oh zapomniałem wspomnąć Mam klucz. Nie możesz odejsć. Jesteś moim pilotem.
KAL: Potrzebuję drugiego pilota do pilotowania statkiem.
MAX: Mój syn mnie potrzebuje.
KAL: Prosisz mnie żebym wyrzucił wszystko na co tak ciężko pracowałem?
MAX: Nigdy nie będziesz człowiekiem Langley.
KAL: Wcale nie chcesz tam wracać. Tu jest o wiele lepsze miejsce.
MAX: Odnajdę syna, dopiero wtedy wrócimy.
KAL: To nie będzie takie łatwe.
MAX: Jak wydostaniemy stąd statek?
MAX: Powiedz mi jak to zrobić!
KAL: Najpierw musisz otworzyć wrota hangaru, ale nie wcześniej dopóki statek nie znajdzie się w powietrzu. Za szybko i alalrm się włączy a wtedy rozpęta się piekło.
MAX: A co potem?
KAL: Opuszczę wejście, wejdziesz i odlecimy. Proszę, posłuchaj swojej ludzkiej strony. Nie chcę tam lecieć.
MAX: Strażniku statku, uruchom statek.
[Kal wchodzi do statku]
[Liz przychodzi do Marii z pudłem z rzeczami Max'a]
LIZ: Oddaje ci twoje cd.
MARIA: Świetnie.
LIZ: Jasne. Proszę bardzo. A co powiesz na te orzeszkowe precle? Wiem, że bardzo je lubisz. Proszę. Weź sobie. Mam 3 odcinki Simpsonów na kasecie. Naprawdę smieszne odcinki. I dlaczego nie miałabyś wziąść tych głupich ciasteczek, które zrobiłam? I tego naprawdę brzydkiego, głupiego mojego zdjęcia? A może byś tak wzięłą to wszystko Maria?
MARIA: Czy my ze sobą zrywamy? Żadnego telefonu?
LIZ: Nic. I naprawdę wpadłam w panikę dopóki nie porozmawiałam z Isabel przez telefon i powiedziała mi, że Max dzwonił do niej dziś po południu.
MARIA: Chodź tu. Wiem co czujesz kochanie. I wiesz co? Jak mi się to przytrafia jedyną rzeczą jaką mogę zrobić to wyładować się na Michael'u. Chodźmy do jego mieszkania.
LIZ: Wiesz, zawsze przy nim byłam. Zawsze. Jeśli kiedykolwiek czegoś potrzebował ja zawsze przy nim byłam, prawda? A on nawet nie może odebrać telefonu.
MARIA: Ten telefon o którym mówisz to całkiem dobra rzecz, tak, ale to działa w obie strony.
LIZ: Wiem.
[z powrotem w bazie, statek się unosi - komórka Max'a dzwoni. Pojawia się imie Liz a Max chowa telefon z powrotem do kieszeni. Statek spada na ziemię - alarm nie włącza się, a Langley leży na ziemi]
MAX: Langley.
KAL:[słabo] Za duże uszkodzenia po katastrofie. Generatory są wyładowane.
PANI EVANS: Cześć ci. W lodówce został jeszcze kawałek kurczaka.
ISABEL: Nie przyszłam jeść. Ja, uhm....Przyszłam ponieważ zwolniło się miejsce na ślub w Summerhaven Park.
PANI EVANS: Kiedy twój tata w końcu naprawi to dobrze?
ISABEL: Jesse i ja pobieramy się za 2 tygodnie.
PANI EVANS: Wy co?
ISABEL: Pobieramy się za dwa tygodnie.
PANI EVANS: Ponieważ jesteś na mnie zła.
ISABEL: Nie.
PANI EVANS:Tak, jesteś Isabel. Próbujesz usadzić mnie w miejscu, prawda? Ty i ja od dawna w to sie bawimy.
ISABEL: Nie. Tu nie chodzi o ciebie. Przyszłam bo cię kocham i bardzo bym chciała byś była częścią tego co się właśnie dzieje, najlepszej rzeczy jaka przytrafia mi się w życiu.
PANI EVANS: Przykro mi ale nie mogę tego zrobić
[ktoś puka do drzwi].
PANI EVANS: Michael.
MICHAEL: Pani Evans.
PANI EVANS: Wejdź.
MICHAEL: Yeah, Maria powiedziała, ze potrzebuje pani tego z powrotem, więc ja...Oh to chyba nie jest dobry moment?
PANI EVANS: Nie. Nie, ależ skąd. Isabel, dlaczego nie zaproponujesz Michael'owi czegoś do picia?
MICHAEL: Nie, nie trzeba. Dziekuję.
PANI EVANS: Isabel?
ISABEL: Przepraszam.
[scena wraca z pworotem do rezydencji Kal'a, Max pomaga mu wysiąść z samochodu]
MAX: Langley.
KAL: Dla ciebie zniszczyłem dziś swoje życie i wszystko na nic. Przez ciebie wszystko na co pracowałem przepadło.
MAX: Kal.
KAL: Zawsze taki byłeś, Wasza Wysokość. Samolubny i niewdzięczny. Bycie twoim obrońcą może jest zakodowane w moich genach ale po dzisiejszym.....Nigdy nie przestanę cię nienawidzieć.
MAX: Kal. Miałeś rację. Przespałem się z wrogiem, potem odesłałem swoje własne dziecko z nią. To był największy błąd mojego życia i muszę z tym żyć każdego dnia. To moja wina. Nie powinienem cię w to wciągać. Ale nie miałem nic.....ja nie wiedziałem co robić. Wybacz mi.
KAL: Pomyśl o tych wszystkich, których kochasz a których niemal zostawiłeś. Twoją siostrę....twoją dziewczynę......twoją matkę, która i tak czuje jakby już cię straciła.
MAX: Skąd o nich wiesz?
KAL: To moja praca. Wracaj do domu Max. Nie wracaj tu więcej. Rada....Im wiecej dopuścisz do głosu swoją obcą naturę tym więcej stracisz.
[Isabel spaceruje w parku, urzywając swojej mocy do psucia latarni - Michael przyjeżdża na swoim motorze]
MICHAEL: To jest własność miasta. Co się dzieje z twoją mamą?
ISABEL: Biorę ślub za 2 tygodnie a ona powiedziała mi, ze nie chce mieć z tym nic wspólnego. Zostałam całkiem sama Michael. Czy masz pojęcie jakie to uczucie? Max dowiedział się o tym któregoś dnia. Możesz sobie wyobrazić jego reakcję? Dlatego chciałam.....ja po prostu.....potrzebowałam abyś tamtej nocy mi pogratulował. Wiesz, mógłbyś być po mojej stronie ten jeden raz?
MICHAEL: Isabel ciebie nie obchodzi to co myślę.
ISABEL: Jak możesz tak mówić?
MICHAEL: Bo gdybyś dbała wtedy nie kazałabyś przekazywać Marii tej wiadomości.
ISABEL: Przepraszam. To było głupie. Ja.....ja po prostu bałam się, że zwariujesz a ja nie byłabym tego w stanie znieść, więc......Przepraszam. Wiem, ze boisz się o Jesse'go, ale będę go ochraniać.
MICHAEL: Mam nadzieję, że potrafisz.
ISABEL: Michael twoje zdanie znaczy dla mnie tyle samo co zdanie Max'a. Jesteś dla mnie jak brat.
ISABEL:Chodzi o to, że....
MICHAEL: Więc za 2 tygodnie.
ISABEL: Troszkę mniej właściwie.
MICHAEL: Gratulacje Isabel.
ISABEL: Dziękuję.
[Scena przeskakuje na Liz sprzątającą podłogę - Max puka i wchodzi]
LIZ: Cześć.
MAX: Cześć.
LIZ: Kiedy wróciłeś?
MAX: Przed chwilą.
LIZ: Nie zadzwoniłeś.
MAX: Jechałem całą noc....Ja po prostu musiałem wrócić, by cię zobaczyć. Przepraszam.
LIZ: Nie możesz tak robić Max. Kocham cię ale.....Wiesz ostatnio mam wrażenie, że bez wzajemności.
MAX: Nie chciałem....
LIZ: Ale tak wyszło.
MAX: Liz, wiem, że byłaś tu sama, czekając na mnie i.......To było złe, ja....
LIZ: Nie! Max. Co Max? Co się stało?
MAX: Zawiodłem. A mój syn....Jest gdzieś tam. Wszystko zepsułem. Życie Langley'a. Twoje. Tak mi przykro, Liz, tak bardzo mi przykro.
LIZ: Już w porządku. Jest Ok.
MAX: Nigdy cie nie opuszczę Liz.
|